Miesiąc: maj 2020

Pandemia i nie tylko. Jak często myć ręce?

Mycie rąk naprawdę chroni przed chorobami układu oddechowego. Ustalenia grupy brytyjskich naukowców precyzują, że przeciętnie należy myć dłonie sześć do 10 razy dziennie. To nie wszystko: ci z katarem i kaszlem, jeśli chcą chronić swoich domowników przed zakażeniem, powinni kichać i kaszleć w jednorazową chusteczkę, wyrzucać ją natychmiast po użyciu do kosza i myć po tym ręce.

Badacze Medical Research Council przeanalizowali dane z badań w latach 2006-2009, w których wzięto pod uwagę wpływ higieny rąk na zakażenia znanymi wtedy koronawirusami, odpowiedzialnymi m.in. za 20 proc. przeziębień. Obserwacjami objęto 1663 osoby. Badano, czy są przeziębione i chorują z powodu zakażeń grypopodobnych. Sprawdzano też, za pomocą kwestionariusza, jak często myją ręce i jak postępują w razie kataru i kaszlu. Praca została właśnie opublikowana jeszcze przed uzyskaniem recenzji zewnętrznych recenzentów.

Czytamy w niej, że naukowcy zaobserwowali istotny spadek ryzyka zakażenia domowników w sytuacji mycia rąk bezpośrednio po kasłaniu lub kichaniu. Co ciekawe,  samo częste mycie rąk, ale niezwiązane z kichaniem czy kasłaniem, podczas przebywania w domu, nie zmniejszało ryzyka transmisji zarazków na domowników.

Badacze podejrzewają, że często znajdują się one na dotykanych przedmiotach i powierzchniach, np. na klamkach drzwi, a w warunkach domowych trudno o ich całkowitą eliminację. Ponadto w warunkach domowych patogeny mogą się unosić w powietrzu, a domownicy mają bliskie kontakty. Stąd w razie infekcji dróg oddechowych domownika należy pomieszczenia często wietrzyć, myć często dotykane powierzchnie, a przeziębiony powinien przestrzegać rygorów kasłania i kichania w chusteczkę, wyrzucania jej natychmiast po użyciu i bezpośredniego mycia po tym dłoni.

Autorzy wskazują też, że na podstawie ich obserwacji można wysnuć wniosek, że częste mycie rąk sprawdza się natomiast dobrze jako profilaktyka przed zakażeniem podczas incydentalnych kontaktów poza domem.

Zauważyli też, że bardzo częste mycie dłoni (powyżej 10 razy dziennie) nie daje jeszcze lepszej ochrony przed patogenami, niż mycie ich do 10 razy dziennie.

Ponieważ SARS-CoV-2, podobnie jak badane przez autorów pracy znane wcześniej koronawirusy przenosi się drogą kropelkową, można sądzić, że prawidłowa higiena rąk i odpowiednie postępowanie w razie objawów zakażenia tym patogenem, chronią przed jego rozprzestrzenianiem.

Analiza ma swoje istotne ograniczenia – m.in. kwestionariusze nie są metodą zbierania informacji o dużej sile dowodowej. Niemniej jednak już od czasów Josepha Listera nie ulega wątpliwości, że chorobotwórcze patogeny, nie tylko te, które atakują układ oddechowy, przenosimy na swoich dłoniach. Warto więc dbać o ich prawidłową higienę.

 

Źródło: Justyna Wojteczek, www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Praca w ogródku to aktywność fizyczna. Zalecana także dla psychiki

Praca w ogrodzie to doskonały sposób na zachowanie zdrowia i poprawę kondycji psychicznej – to nie tylko intuicje, ale i rezultaty naukowych badań. Taka forma rekreacji jest dobra w każdym wieku. Warto tylko nauczyć się tak wykonywać ogrodowe prace, by nie obciążać stawów, bo w przeciwnym razie może się to zemścić nawet zwyrodnieniami.

Mimo strachu przed wirusem i pandemicznego lockdownu, do parku czy do lasu można już wychodzić. Jeśli jednak ktoś chce nadal unikać kontaktów z innymi lub po prostu zastanawia się nad dobrym sposobem spędzania wiosną czasu, a ma dostęp do ogródka, niech zacznie regularnie go odwiedzać. Korzyści jest wiele.

Badanie opublikowane w piśmie „HortTechnology” pokazało na przykład, że uprawa ogródka to świetny sposób zadbania o zdrowie dla kobiet w starszym wieku. Uczestniczki w wieku powyżej 70 lat, które wzięły udział w 15 sesjach prac w ogrodzie odniosły szereg wymiernych korzyści zdrowotnych:

  • zmniejszyły obwód talii,
  • utrzymały na stałym poziomie współczynnik beztłuszczowej masy ciała,
  • poprawiły wydolność oddechową,
  • poprawiły sprawność manualną
  • znacznie podniosły możliwości intelektualne.

Naturalnie, wzrosła też ilość czasu, który spędzały na aktywności fizycznej. Tymczasem wśród kobiet z grupy kontrolnej ogólna ilość czasu przeznaczanego na ruch spadła, obwód talii nieznacznie wzrósł, a współczynnik beztłuszczowej masy ciała spadł. U kobiet z grupy kontrolnej doszło w tym samym czasie doszło także pogorszenia nastroju, czego nie doświadczyły panie uprawiające ogródek.

„Co więcej, satysfakcja z prac ogrodowych w ramach spędzania wolnego czasu była bardzo wysoka” – piszą autorzy publikacji.

Uprawa ogrodu to wśród starszych osób popularny sposób spędzania wolnego czasu w ruchu. Panie, które opiekowały się ogródkiem, miały różne zajęcia. Do nich należał m.in. projektowanie ogrodu, przygotowanie grządek i ich oznaczanie, sadzenie roślin, nawożenie, pielenie, podlewanie i zbieranie plonów. Według badaczy, prace wiązały się z ruchem o niskiej lub umiarkowanej intensywności. A zatem takiej, jaka jest szczególnie polecana osobom w starszym wieku.

Dowody na korzyści dla młodych
Naukowcy z południowokoreańskich Konkuk University i Hongik University sprawdzili natomiast, jak będą działać różne ogrodowe prace na ludzi młodych. Przeprowadzili w tym celu eksperyment z iście technologicznym podejściem. Grupa osób w wieku dwudziestu kilku lat wykonywała typowe ogrodowe prace. W tym czasie na ciele nosili baterię elektronicznych urządzeń – miernik spalanych kalorii, maskę mierzącą zużycie tlenu i przyrząd monitorujący pracę serca.

– Intensywność fizycznej aktywności może się różnić między osobami z różnych grup wiekowych i o różnym poziomie sprawności. Brakowało danych na temat metabolicznych wartości prac ogrodzie w różnych przedziałach wiekowych – wyjaśnia zawiłości przedsięwzięcia Ki-Cheol Son, główny autor badania.

Okazało się, że praca w ogródku to dla młodych osób całkiem zauważalny wysiłek. Takie czynności, jak sadzenie roślin, mieszanie ziemi, sianie, grabienie, podlewanie, pielenie czy zbiory, ciała ochotników odbierały jako wysiłek umiarkowany. Inaczej z kopaniem: to stanowiło dla nich intensywny wysiłek.

„Określenie intensywności ruchu w czasie wykonywania ogrodowych zdań powinno stanowić przydatną informację przy pracach nad programami zajęć w ogrodzie opartymi na zaleceniach odnośnie ruchu i zdrowia” – podkreślają badacze.

W podobny sposób, zdaniem naukowców, mogą powstać programy terapeutyczne dopasowane do indywidualnych potrzeb poszczególnych osób. Ten sam zespół ekspertów twierdzi, że zajmowanie się ogródkiem to także doskonały sposób spędzania czasu przez dzieci. W podobnym eksperymencie badacze sprawdzili wpływ ćwiczeń na młode organizmy (dzieci nie nosiły tylko masek mierzących zużycie tlenu). Ogrodowe zajęcia stanowiły dla dzieci umiarkowany lub intensywny wysiłek.

Uprawa ogródka a psychika

Naukowcy z  Anglia Ruskin University sprawdzili natomiast dokładnie, jak uprawianie ogródka wpływa na stan psychiki, a konkretnie na własny obraz siebie samego. Badanie z udziałem 84 miłośników ogrodnictwa i 81 ochotników niezawiązanych z tego rodzaju rekreacją pokazał, że takie hobby wiąże się z dużo wyższym docenianiem własnego ciała, jego możliwości oraz dumy z niego. Autor eksperymentu, prof. Viren Swami wcześniej potwierdził już w badaniach, że nawet sam kontakt z naturą pomaga utrzymać zdrowsze postrzeganie ciała.

– Pozytywny obraz własnego ciała jest korzystny, ponieważ wspiera psychiczną i fizyczną odporność, co wpływa na ogólne samopoczucie – wyjaśnia prof. Swami. – Moje wcześniejsze badania pokazały korzyści z przebywania w ogóle na łonie przyrody, przy czym rosnąca urbanizacja oznacza, że wielu ludzi utraciło kontakt z naturą. Rezultaty tego badania mają duże znaczenie, ponieważ precyzyjnie pokazują korzyści płynące ze spędzania czasu na działkach ogrodowych, które zwykle są niewielkimi wysepkami zielonej przestrzeni w generalnie zurbanizowanym otoczeniu. Zapewnienie możliwości uprawiania ogrodu każdemu może pomóc w zmniejszeniu długofalowych kosztów ponoszonych przez system opieki zdrowotnej. Jednym ze sposobów na osiągnięcie tego, poza decyzjami zapewniającymi wszystkim obywatelom dostęp do przyrody, byłoby udostępnienie specjalnego obszaru ze społecznymi działkami – uważa specjalista.

Ból pleców i ramion po pracy w ogródku: można do tego nie dopuścić

Ale uwaga! Zespół z Coventry University odkrył, że nieprawidłowa technika kopania powoduje aż dwukrotne zwiększenie obciążenia niektórych stawów, co może prowadzić do kontuzji.

Badacze wykorzystali sprzęt, z którego zwykle korzystają twórcy animacji filmowych analizujący ruchy ciała aktorów. W kluczowych anatomicznych punktach ochotników umieścili specjalne znaczniki, po czym nagrywali ich szybkimi, działającymi w podczerwieni kamerami. Dzięki temu, mogli dokładnie przebadać ruch uczestników w specjalnym komputerowym programie.

Okazało się, że przy wadliwej postawie utrzymywanej w czasie kopania, odcinek lędźwiowy kręgosłupa obciążany był o połowę bardziej, niż przy prawidłowym ustawieniu. To właśnie ten odcinek pleców często właśnie dokucza miłośnikom prac w ogródku. W jeszcze gorszej sytuacji były ramiona, których obciążenie rosło aż dwukrotnie. Badacze przestrzegają, że nakładanie na stawy zbyt dużych ciężarów może prowadzić do choroby zwyrodnieniowej, najczęstszego schorzenia stawów.

Badacze ustalili jednocześnie, jak należy prawidłowo kopać. Właściwa technika obejmuje regularne, powtarzalne ruchy zamiast chaotycznych i przypadkowych. Plecy są w niej zgięte w minimalnym stopniu, a kolana w dużym. Złą postawę cechuje natomiast silne pochylenie do przodu, wyciąganie kończyn i słaba kontrola ruchów. Dobre i złe podejście do pracy z łopatą można zobaczyć na filmie.

Jeśli więc ktoś ma tyle szczęścia, że jest posiadaczem ogródka, warto aby ruszył na jego podbój, tym bardziej, że teraz nawet naukowcy doradzają, jak zrobić to najlepiej.

Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Pandemia może spowodować trwałą zmianę w życiu

Wiele z obecnych problemów w naszym życiu, na przykład kryzys w związku czy kłopoty wychowawcze bierze się z obciążeń, których doświadczaliśmy przed pandemią. Przymusowa izolacja społeczna sprawiła jednak, że nie da się od nich teraz uciec. O doświadczaniu zmian w czasie pandemii opowiada psychoterapeutka i psychonkolożka dr Mariola Kosowicz, kierowniczka Poradni Psychoonkologii w Narodowym Instycie Onkologii im. Marii Skłodowskiej Curie w Warszawie.

Jesteśmy na kwarantannie już ponad miesiąc, niektórzy dłużej. Co dzieje się w naszych głowach?

Każdego dnia, zawodowo i prywatnie, rozmawiam z różnymi ludźmi i odnoszę wrażenie, że dla większości z nas przedłużający się czas kwarantanny, poczucie zagrożenia możliwością zakażenia się wirusem i silny niepokój o przyszłość powoduje, że jest nam coraz trudniej.

Na początku wiele osób zakładało, że zaraz się to skończy. Odnosiliśmy się do naszych wcześniejszych doświadczeń np. z grypą, i czekaliśmy, że przyjdzie ciepła pogoda, wszystko się skończy i wrócimy do naszego normalnego życia.

W rezultacie przeżywamy pewnego rodzaju dysonans poznawczy: z jednej strony widzimy normalny świat – coraz więcej samochodów, ludzie na ulicach, a z drugiej dowiadujemy się, że tego dnia zmarło 20 osób, a zachorowało ponad 200, że gdzieś na świecie w czasie jednej doby zmarło ponad 2 tys. osób. To musi wpływać na nasze poczucie bezpieczeństwa. Przeżyliśmy pierwsze święta Wielkanocne z dala od bliskich, bez możliwości pójścia do kościoła.

Nie udawajmy, że to są łatwe zmiany. Nie potrafię zliczyć, ile razy dziennie słyszę od ludzi, że tęsknią do wcześniejszego życia i trudno im pogodzić się z tak ogromnymi zmianami. Wspominamy świat sprzed pandemii i nierzadko wydaje się on dużo lepszy niż myśleliśmy o nim w czasie rzeczywistym. Sam fakt, że mogliśmy bez skrępowania realizować swoje potrzeby wydaje się z dzisiejszej perspektywy czymś wyjątkowym.

Dla wielu ludzi bardzo dużym wyzwaniem psychicznym jest odizolowanie od ludzi, tych najbliższych – rodziców, dziadków, dorosłych dzieci, jak również od przyjaciół, znajomych i kolegów z pracy. Wielu lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych mieszka oddzielnie, aby nie narażać swoich rodzin. Trudno wyobrazić sobie, co takie osoby przeżywają. Już teraz Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega przed ilością problemów psychicznym, wynikających z zaistniałej sytuacji. W wielu krajach, w Polsce również, organizuje się dostęp do infolinii z poradami psychologów. Zgłasza się wiele osób, które nigdy wcześniej nie miały poważanych problemów psychicznych i te, które chorują i obecna sytuacja wpływa negatywnie na ich proces zdrowienia. Bardzo ważne jest, w jaki sposób próbujemy sobie z tym wszystkim radzić.

A jak sobie radzimy?

Myślę, że bardzo różnie. Dużo zależy od tego, z iloma problemami musimy sobie jednocześnie poradzić i jakimi możliwościami – psychicznymi, fizycznymi, społecznymi, ekonomicznymi dysponujemy. Ważne też, jakie mamy obciążenia sprzed pandemii. Czasami jedynym światem byli znajomi z pracy i alkohol – w ten sposób takie osoby nie mierzyły się z problemami samotności, lęków, niepewności. A teraz powstała ogromna pustka i nie ma kto tego zapełnić.

Skłócone wcześniej rodziny, wcześniejsze problemy finansowe, choroby i wiele innych sytuacji długo przed pandemią stanowiły poważne obciążenia, a w tej chwili jest jeszcze trudniej.

Ale rozmawiam też z osobami, które straciły pracę i szukają, gdzie mogą, zajęcia, żeby tylko zarobić i potrafią się cieszyć z każdej najmniejszej zmiany na plus. Widzą światełko w tunelu, nie poddają się, szukają rozwiązań. Trzeba zminimalizować wydatki, to podchodzą do tego rozsądnie, że to czas przejściowy i wprowadzają zmiany. Nie ma możliwości spotkań ze znajomymi, to organizują spotkania online. Nie śledzą nadmiernie wiadomości, ale też ich nie ignorują. Widząc, że nie radzą sobie psychicznie, szukają profesjonalnej pomocy i wsparcia ludzi.

Jednak nie wszyscy tak potrafią. Są też osoby, które bez względu na to, co mają i ile dobra otrzymują, prezentują postawę ofiary i tak też się czują. Znam ludzi, którzy dobrze wiedzą, że nadmiar informacji im szkodzi, a jednak śledzą każdą informację i nakręcają siebie i innych. Dużo mówią o tym, co złego nas czeka. Nie mając świadomości, co robią ze swoim mózgiem, zaczynają żyć w przewlekłym lęku. A wówczas prawie każdy sposób uwolnienia się od niepokoju nie działa lub działa na krótką chwilę.

Są też osoby, które udają, że problemu nie ma, są przekonani, że pandemia jest wymyślona i doszukują się drugiego, piątego dna. Niestety, często za takim myśleniem idzie ignorowanie zaleceń związanych z ochroną siebie i innych ludzi przed wirusem. Ilu ludzi, tyle różnych zachowań. Najgorsze, co możemy w tej sytuacji zrobić, to oceniać lub potępiać sposób radzenia sobie z problemami, oczywiście poza przemocą, ponieważ nikt z nas nie żyje życiem innego człowieka i czasami tylko nam się wydaje, że dużo wiemy na temat innych ludzi, a w konsekwencji wiemy tylko tyle, ile chcą nam siebie ujawnić.

Nie byliśmy przygotowani na to, co teraz się dzieje…

Wygląda na to, że nie o końca. Obecna sytuacja, jak mało która, obnaża prawdę, w jak wielu obszarach nie byliśmy przygotowani na tak trudne zdarzenia. Uśpiliśmy naszą czujność. Młodzi ludzie żyli w świecie, w którym nie było żadnego realnego zagrożenia. Gdzieś tam, na świecie, była jakaś wojna, gdzieś była jakaś choroba, jakieś trudne sytuacje, ale to nie u nas, my żyliśmy w pewnym komforcie. Świat stworzył nam iluzję, że wszystko możemy, że jesteśmy bezpieczni, że wiele rzeczy jest nam dane na zawsze i chyba dlatego tak boleśnie przeżywamy przebudzenie.

Coraz częściej słyszę od ludzi, że w maseczkach, które mają ich chronić, czują się bardziej zagrożeni w niż bez nich, bo nie wiedzą jak właściwie ich używać: czy dobrze je zdejmują, czy materiał wystarczająco przylega, w jakich sytuacjach są niezbędne. Non stop dezynfekujemy różne rzeczy: myjemy komórki, przecieramy klamki, w pracy klawiatury, myszki, nosimy rękawiczki. To lekka panika związana z tym, że to, co ma cię chronić, wiąże się z zagrożeniem. Te zmiany, które nie należały do repertuaru naszych codziennych zachowań, nie są łatwe. Słyszymy, że już nie będzie tak samo i wielu z nas odczuwa sprzeciw. A wszystko wskazuje, że wiele rzeczy się zmieni i będzie inaczej.

Co to znaczy?

Z większym lub mniejszym wysiłkiem będziemy musieli przyjrzeć się, w jakiej kondycji wyjdziemy z tego trudnego okresu. I mam tu na myśli kondycję  psychiczną, fizyczną, rodzinną, społeczną, ekonomiczną i może wiele innych, które były częścią naszego życia. Pewnie będziemy robili bilans strat i zysków. Dobrze byłoby wyciągnąć daleko idące wnioski np. z relacji z bliskimi, sposobu zarządzania finansami, kto jest przyjacielem, a kto nie zasłużył na miano przyjaciela, itd. Zapewne duża część z nas przyswoi sobie zachowania higieniczne, np. mycie rąk. Może jakaś część ludzi doceni bardziej, to co ma. Jestem realistką i liczę się też z tym, że jakaś część wniosków i zmian dla wielu ludzi może być krótkotrwała. Pracując w szpitalu onkologicznym widziałam ludzi, którzy pod wpływem ogromu nieszczęścia wynikającego z choroby postanawiali wprowadzić w swoim życiu zmiany – ale na krótko. Czasami wracali z nawrotem choroby i uświadamiali sobie, że zgubili te zmiany i wrócili do starych nawyków. To może być dla nas lekcja uważności na siebie i swoje życie.

Minęło już trochę czasu spędzonego w odosobnieniu. Mówiła pani, że dużo zależy od tego, jakie obciążenia mieliśmy przed pandemią. Jakie problemy wypływają na wierzch? 

Bardzo różne. Kryzysy w związkach i rodzinach. Niektórzy wzięli się teraz za dramatyczne wychowywanie swoich dzieci, głównie nastolatków. Dotąd nie mieli czasu ich poznać, nie widzieli, jak one funkcjonują – bo kiedy? O 19.00 po powrocie z pracy? W sobotę, kiedy jedziemy wszyscy na zakupy, a potem sprzątamy? Na wakacjach, na które jedziemy z czterema innymi rodzinami i nawet nie mamy kiedy pobyć z naszymi dziećmi, bo one mają towarzystwo dzieci tych innych par? A teraz spędzają z nimi czas i nagle odkrywają, że nie podoba im się to, co widzą. Np. słyszę od mamy: „Moja córka nie uczy się, leży, chodzi po domu bez celu”. W reakcji na to mama mówi do córki: „Dziecko, na kogo ty wyrośniesz, kim ty będziesz?”. A ona odpowiada: „Wiem że jestem nikim, do niczego się nie nadaję”.

Problemem jest to, że ta mama nie do końca słyszy, co córka do niej mówi. A córka wysyła jej rozpaczliwe sygnały: nie radzi sobie, czuje się głupsza od swoich rówieśników. W rozmowie ze mną zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji wypowiadanych słów pod adresem córki.

Inna kobieta mówi do mnie: „Dopiero teraz widzę indolencję mojego męża. Jesteśmy w domu i widzę, że on poza odebraniem telefonu niczego więcej nie potrafi zrobić”. Na moje pytanie, jak wyglądało zaangażowanie męża w prace domowe przed pandemią, pani odpowiada: „No tak, było tak samo”.

Warto być świadomym, że czasami łatwiej szukać wyjaśnienia w obecnej sytuacji niż spojrzeć na problem szerzej.

W wielu domach odgrywają się dramaty wynikające z przemocy. Życie z kimś, kto już wcześniej stosował przemoc – fizyczną, psychiczną, seksualną,  ekonomiczną – ze świadomością, że teraz jesteśmy skazani na sprawcę przez 24 godziny na dobę, to niewyobrażalnie ciężkie sytuacje. Nierzadko obserwatorami, ale także i wtedy ofiarami przemocy są dzieci, które czują się bezradne i zupełnie zagubione. Dlatego nie wolno nam nie reagować!

Mamy też problemy osób żyjących z osobami chorymi psychicznie, które odstawiają leki i ich stan się pogarsza. Wczoraj w mojej poradni mieliśmy zgłoszenie od pacjentki, której mąż choruje na schizofrenię. Od kilku dni był bardzo agresywny, odgrażał się, że ją zabije, zarzucał czyny, których nie zrobiła. Pani na szczęście poprosiła nas o pomoc. Natychmiast zgłosiliśmy problem na 112; została wysłana policja i karetka pogotowia. Wiemy, że jej mąż jest już w szpitalu. Najważniejsze, że pani szukała pomocy.

Ludzie czują się samotni, nawet w rodzinach. Okazuje się, że nie mają o czym rozmawiać, nie potrafią spędzać razem czasu. Jest problem podwójnych związków – jak to ciągnąć dalej, kiedy możliwości są ograniczone? Możemy mówić, że to ich problem, ale to nie zmienia sytuacji, że są to realne problemy wielu ludzi. Nie jestem od oceny i widzę, jak ludzie męczą się w trudnych sytuacjach i nie wiedzą, jakie znaleźć wyjście.

I na koniec: jest jeszcze jeden problem, który mnie przeraża. Otóż w niektórych ludziach, ze strachu, z braku wiedzy, z frustracji,  uruchomiły się pokłady agresji. Tacy ludzie atakują wszystkich i wszystko, np.  służbę zdrowia, traktując ich jakby byli trędowaci. Nie można takich zachowań tłumaczyć pandemią!

Poza tą ostatnią kwestią mówi pani o problemach, które pandemia wyostrzyła. Zauważa pani też jakieś nowe?

Nowa jest cała ta sytuacja i wynikające z niej ograniczenia. Nowe jest to, że musimy nauczyć się adaptować do wielu nowych sytuacji, do raptownych zmian. Myślę, że musimy zweryfikować nasze myślenie o sobie. Niektórzy z nas stracą swoje stanowiska, które określały ich wartość jako człowieka i mogą poczuć się, jakby przestali być wartościowi. Wiele osób, które nigdy wcześniej nie myślały o tym, może stracić płynność finansową i będzie musiała zmierzyć się z ograniczeniami w wydatkach. Mogą pogłębić się różnice społeczne i to jest też wielkie wyzwanie dla nas wszystkich, żebyśmy nie budowali murów nienawiści, pod którymi kryje się zazdrość i frustracja swoim życiem. Musimy nauczyć się myśleć o realnym zagrożeniu i nauczyć się z tym żyć. Niektórzy z nas muszą nauczyć się zwracać uwagę na innych ludzi i dla wspólnego dobra zmienić nawyki swoich zachowań.

Ważne jest teraz, żebyśmy przestali myśleć życzeniowo, że zaraz wszystko wróci do poprzedniego stanu. Pewne zmiany zostaną z nami na długo. Czekanie na „lepszy, stary” świat może skończyć się rozczarowaniem i zniechęceniem. Od razu zastrzegam, że nie chodzi o to, żeby zrezygnować z marzeń i dążeń, wręcz przeciwnie. Realne marzenia stanowią siłę napędową dla następnych marzeń i dążeń. Jeżeli coś nam wychodzi, to napawa nas wiarą, że potrafimy, że mamy wpływ na swoją rzeczywistość.

No dobrze, ale jak sobie radzić z tym wszystkim?

Trzeba nazwać problemy i realnie określić swoje możliwości poradzenia sobie z nimi. Nie warto myśleć o rzeczach, których nie ma i nawet nie wiemy, czy będą miały miejsce w naszym życiu. Ważne, żeby szukać pomocy u innych ludzi i umieć o nią poprosić. Przy czym nie należy zniechęcać się, kiedy ktoś odmawia pomocy. Czasami problem jest bardzo złożony i warto dalej szukać innych ludzi gotowych do pomocy. Dobrze jest zaplanować sobie dzień. Nie chodzi o planowanie każdej chwili, ale o takie zadania, które wiemy, że powinny być wykonane i te, które wprowadzają odprężenie i dobry nastrój. Nie szukać winnych swoich decyzji, ale uczciwie przyjrzeć się sobie. Czyli odpowiedzieć na kilka pytań. Co ja robię, że czuję się tak, a nie inaczej? Na ile pozwalam ludziom przekraczać granice? Ile razy rezygnuję ze swoich potrzeb? Ile razy nie mówię tego, co czuję, na czym mi zależy? Jakiej potrzebuję pomocy? I tak dalej. Jeżeli się boisz, określ, czego się boisz. Jeżeli to jest coś realnego, na przykład lęk przed zrobieniem zakupów, poproś kogoś o pomoc. Jeśli to jest lęk uogólniony, poszukaj pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej. Jest teraz cała masa miejsc, gdzie można taką pomoc dostać. Albo poproś kogoś: pomóż mi znaleźć miejsce, gdzie mogę zadzwonić i porozmawiać. Jeżeli wiemy, że cierpimy na depresję i gorzej się czujemy, nie przypisujemy tego pandemii, tylko weźmy pod uwagę, że ta sytuacja mogła wygenerować nawrót tej choroby.

Jednak jeśli mamy jakieś konkretne problemy spowodowane pandemią, np. straciliśmy pracę, trudno mówić: „nie martw się”…

Nie chodzi o to, żeby nie myśleć o tym co dalej będzie, np. finansowo, ale o to, aby nie budować jakiegoś strasznego zagrożenia. Nie ma tu prostej rady, ale z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Może trzeba zwrócić się z prośbą o pomoc do rodziny. Oczywiście zaraz znajdą się tacy, co powiedzą: to wykluczone, nie ma szans – bo już wcześniej tam nie było porozumienia. Może jednak warto przełamać swój schemat myślenia i się przekonać. Najwyżej albo się zaskoczymy się pozytywnie, albo potwierdzimy swoje przekonania. Dzisiaj wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji – wszyscy, jak nie z tej, to z innej strony doświadczamy lęków, niepokojów, strat. Ale jeśli nie do rodziny, to może zwróćmy się po zasiłek. Słyszę, ze dla niektórych ludzi, to uwłaczające, ale musimy się z tym zmierzyć, a taka pomoc może pozwoli nam przetrwać, zanim wymyślisz coś innego.

Dostrzega pani jakieś dobre strony tej sytuacji?

Coraz bardziej jestem przekonana, że takie są. Zatrzymaliśmy się biegu, zaczynamy zwracać uwagę na to, co dotychczas nam gdzieś umykało. Są tacy, co mówią, że super spędzają czas ze swoimi dziećmi. Podzielili się obowiązkami: on pracuje pół dnia, wtedy ona zajmuje się dziećmi. Potem się wymieniają. Niektórzy odkrywają na nowo wartość rozmowy. Niektórzy mają świetne pomysły na spędzanie czasu.  Na balkonie zrobili sobie piknik, ustawili specjalny namiot, albo ubierają się w kurtki i siedzą na tym balkonie jak w parku. Wspólnie ćwiczą.

Więcej myślimy też o innych: robimy zakupy seniorom, przygotowujemy   jedzenia dla osób na kwarantannie, szyjemy maseczki. Wspieramy się wysyłając sobie memy. Dzwonimy pytać „Jak się masz?”. Ustalamy, co zrobimy, jak to się skończy. To są rzeczy, które niesamowicie jednoczą. Jest wiele sytuacji, które zapamiętamy z tego okresu. Wyjątkowe święta, urodziny – że jednak dało się to zorganizować. Imprezy na urządzeniach mobilnych i aplikacjach: spotkania przyjaciół, które dotychczas odbywały się w restauracjach, a teraz każdy siedzi u siebie na kanapie, w dresie. W trakcie trwa normalne życie: nastawiamy pranie, albo gotujemy zupę. Nie liczy się jak kto wygląda, w co jest ubrany, ale to że się spotkamy, że pogadamy, że spędzimy razem czas. Doświadczamy czegoś fajnego w innym wymiarze. Sytuacja wymusza kreatywność. Jesteśmy teraz bardziej na siebie wrażliwi, chcemy sobie pomagać. Zauważamy się. W ludziach jest bardzo dużo dobra i kreatywności, trzeba tylko unikać sytuacji, które budzą w ludziach odruchy zagrożenia i zaczynają walczyć.

A jak pani sobie radzi? Przecież ci, którzy pomagają, też nie są z kamienia…

Też miewam gorsze chwile. Zauważyłam, że częściej się wzruszam: wzrusza mnie wszystko, co przeżywają ludzie. Wzruszają mnie przejawy dobra. Ostatnio ktoś dostarczył do szpitala kawę dla personelu, a na torbie był napis „ Jesteście Wielcy. Kochamy Was.”. Widziałam, w ilu oczach pokazały się łzy wzruszenia. Myślę o swoich bliskich. Bardzo brakuje mi bezpośredniego kontaktu z dziećmi i wnukami. W każdą niedzielę łączymy się przy śniadaniu i mamy namiastkę wspólnego posiłku. Tylko nie mogę przytulić moich wnuków, a jest to bardzo trudne. Jak inni, musiałam zaadaptować się do nowej sytuacji – pracuję jako terapeuta i podtrzymuję terapię z wieloma osobami. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę to robić online, nie uwierzyłabym. Dla mnie i dla większości moich pacjentów to nowe doświadczenie. Ku mojemu zaskoczeniu, to naprawdę wychodzi, chociaż nigdy nie zastąpi to bezpośredniego kontaktu i czekam na spotkania z pacjentami w zaciszu gabinetu.

A skoro już o tym rozmawiamy, to mam taki mały apel, aby pamiętać o tych, którzy w tej wyjątkowej sytuacji pomagają innym. Często są postrzegani jako silni, tacy, którzy zawsze sobie poradzą. A oni też mają słabsze dni, też się martwią, też się boją. I oni też mogą potrzebować pomocy, a na pewno potrzebują dobrego słowa.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …