Miesiąc: styczeń 2019

Yersinie: groźne bakterie, które mogą być w twojej lodówce

Sztuka medycyny zapewne polega na tym, żeby na podstawie zestawu objawów postawić prawidłową diagnozę, a te same objawy mogą manifestować różne choroby. Tak jest na przykład z jersiniozą, potrafiącą „udawać” zapalenie wyrostka robaczkowego lub chorobę Leśniowskiego-Crohna. A nabawić się jej można wskutek zjedzenia niedogotowanej wieprzowiny.

Jersinioza to choroba wywoływana przez dwa szczepy bakterii należących do rodzaju Yersinia. Do tego rodzaju należy też szczep Yersinia pestis, który wywołał w Europie w dawnych wiekach tak straszną w konsekwencjach dżumę. W Polsce wcale nie tak rzadko mamy obecnie do czynienia ze szczepami Yersinii wywołującymi różne postacie choroby o nazwie jersinioza: Yersinia enterocolitica oraz Yersinia pseudotuberculosis.

Co to jest jersinioza?

Czterech naukowców: M. Jagielski, W. Rastawicki, S. Kałużewski, R. Gierczyński swój artykuł o tej chorobie zatytułowali: „Jersinioza – niedoceniana choroba zakaźna”.

Dlaczego bakterie Yersinia enterocolitica są groźne? Przede wszystkim ze względu na ich właściwości i ich rozpowszechnienie w strefach klimatu umiarkowanego i subtropikalnego.

Yersinie: co to jest

To bakterie mające postać pałeczek. Nazwa rodzaju pochodzi od szwajcarskiego bakteriologa Aleksandre’a Yersina, który odkrył pałeczkę dżumy, nazwaną później Yersinia pestis. Obecnie znanych jest już kilkanaście różnych gatunków tych bakterii, ale na razie dowiedziono, że tylko trzy z nich mogą wywoływać choroby u człowieka oraz zwierząt.

Człowiek zaraża się od zwierząt, zarówno tych domowych, jak i dzikich. Yersinie bytują u świń, gryzoni, królików, owiec, koni, bydła, kóz, lisów, zwierzyny płowej, a także ptactwa, takiego jak indyki, kaczki czy… kanarki.

Najczęściej do zakażenia tymi patogenami dochodzi poprzez zjedzenie skażonej bakteriami żywności (mięsa, mleka, a także roślin) – bakterie mogą pochodzić od chorych zwierząt lub produkty mogą zostać zanieczyszczone wtórnie przez odchody chorych zwierząt i ludzi. Jednak w Polsce, jak wskazuje SANEPID, najczęściej jersinioza to pokłosie zjedzenia niedogotowanej skażonej wieprzowiny lub wypicia niepasteryzowanego mleka.

Yersinie w lodówkach

Dlaczego yersinie są stosunkowo powszechne? Bo m.in. niewiele wymagają. Rozmnażają się w temperaturze od 0-45 stopni Celsjusza, choć optymalne warunki „pogodowe” dla tych patogenów to 22-29 stopni. Mogą rozmnażać się zarówno w warunkach tlenowych, jak i beztlenowych. Ponieważ przebywanie w chłodni w temperaturze 4-8 stopni Celsjusza im nie przeszkadza w rozmnażaniu, szybko stają się w nich florą dominującą.

Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny wraz Głównym Inspektoratem Sanitarnym podają, że w 2016 roku zarejestrowano w Polsce 167 przypadków zachorowania na jersiniozę (rok wcześniej – 172), przy czym ponad połowa chorych musiała być leczona w szpitalu.

Jakie są objawy jersiniozy?

W artykułach naukowych poświęconych diagnozie i leczeniu mowa jest o tym, że trudno jest zdiagnozować jersiniozę na podstawie objawów, ponieważ w podobny sposób manifestuje się wiele innych chorób. Na szczęście, jak czytamy w artykule poglądowym M. Janowskiej , B. Jędrzejewskiej i J. Janowskiej opublikowanym na łamach periodyku Medycyna Ogólna i Problemy Zdrowia, w większości przypadków choroba ma przebieg łagodny lub samoograniczający się. Choroba wykluwa się od 1 do 11 dni. Często przybiera postać biegunkową, z wysoką temperaturą, bólem brzucha i czasami wymiotami.

Jersionioza wywołana przez Yersinia enterocolitica może jednak doprowadzić do zapalenia jelita cienkiego oraz zapalenia jelita cienkiego i okrężnicy. Objawy są podobne jak powyżej; najczęściej tego rodzaju infekcje przydarzają się dzieciom.

U osób młodych jersinioza wywołana tym szczepem bakterii może natomiast przypominać zapalenie wyrostka robaczkowego; mowa wówczas o postaci rzekomowyrostkowej tej choroby, nazywanej ropnym retickulocytarnym zapaleniem węzłów chłonnych krezki jelitowej.

Yersinie z tego szczepu mogą też doprowadzić do rumienia guzowatego i zapalenia stawów. Czasami bakterie przedostają się do układu krwionośnego i wywołują groźną w skutkach sepsę.

Z kolei jersinioza wywołana przez Yersinia pseudotuberculosis odpowiedzialna jest m.in. szkarlatynopodobną gorączkę przebiegającą z wysoką temperaturą, zaburzeniami żołądkowo-jelitowymi oraz objawami bólu stawów i zapalenia wielostawowego.

M. Janowska , B. Jędrzejewska i J. Janowska wskazują, że zakażenie yersinią stanowi coraz większy problem medyczny na świecie, „a ze względu na duże podobieństwo do chorób zapalnych jelit, szczególnie do choroby Leśniowskiego-Crohna, infekcja bywa często mylnie diagnozowana”. Do postawienia diagnozy potrzebne jest wykonanie szeregu badań mikrobiologicznych oraz często ocena tkanek błony śluzowej jelita cienkiego.

Jak ustrzec się przed jersiniozą

Tej choroby można prawie na pewno uniknąć, wystarczy przestrzegać zasad higieny w kuchni i… w lodówce. A zatem:

  • Myć ręce ciepłą wodą z mydłem po każdym kontakcie z surowym mięsem i warzywami
  • Nie jeść niedogotowanego mięsa
  • Nie jeść mięsa, które nie zostało zbadane przez weterynarza (a zatem mięso kupować tylko w bezpiecznych sklepach)
  • Nie pić niepasteryzowanego mleka
  • Używać osobnych desek i noży do surowego mięsa i produktów niesurowych
  • Przestrzegać zasad prawidłowego przechowywania produktów w lodówce, a zatem warzywa i owoce nie powinny stykać się z surowym mięsem.
  • Myć ręce po kontakcie ze zwierzętami, a zwłaszcza po sprzątaniu na przykład kuwety
  • Regularnie myć lodówkę.

Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

 

Ze szpiczakiem można normalnie żyć

Ból kości, łamanie w krzyżu, ogólne osłabienie – tak między innymi objawia się szpiczak. Nie zawsze przy takich dolegliwościach należy od razu doszukiwać się nowotworu, ale warto raz w roku zrobić podstawowe badania, które pozwolą wykluczyć najgorszą opcję lub zdiagnozować chorobę we wczesnym stadium pozwalającym na skuteczne leczenie.

Szpiczak plazmocytowy to nieuleczalny złośliwy nowotwór układu krwiotwórczego, w którym zmiany mają charakter rozsiany. Wywołuje go nowotworowy rozrost komórek plazmatycznych obecnych w szpiku kostnym. Postęp medycyny sprawił, że dziś ze szpiczakiem można żyć wiele lat – trzeba tylko szybko go wykryć i mieć dostęp do nowoczesnych terapii.

Można pomylić go z anemią lub przeziębieniem

Najczęstsze objawy szpiczaka to bóle kości, szczególnie kręgosłupa, ale także żeber, mostka czy miednicy. W nielicznych przypadkach dochodzi do ucisku rdzenia kręgowego, co powoduje kłopoty w codziennym funkcjonowaniu – problemem wtedy może stać się wchodzenie po schodach czy schylanie się. Często winę za to zrzucamy na przepracowanie czy przedźwiganie.

Szpiczak często prowadzi do niedokrwistości, co sprawia, że chory czuje się zmęczony, senny, osłabiony – te objawy też łatwo nam wytłumaczyć: wielu z nas ma za dużo na głowie, dużo pracuje, nie dosypia. Odczuwając zmęczenie, nawet chroniczne  rzadko myślimy, że przyczyną może być groźna choroba.

Obniżona liczba płytek we krwi, charakterystyczna dla szpiczaka, sprawia, że pojawiają się też krwawienia np. z nosa lub dziąseł i siniaki z niewyjaśnionych przyczyn, a także znaczna utrata masy ciała. Na skutek braku prawidłowych przeciwciał chorzy często też się przeziębiają -dokuczają im zwłaszcza infekcje dróg oddechowych.

Ale to wszystko wciąż łatwo wytłumaczyć. A tymczasem choroba postępuje. Zbyt duża ilość wapnia we krwi, który uwalnia się z uszkodzonych kości z czasem prowadzi do utraty apetytu, nudności, nadmiernej senności, zaparć, czasem do depresji, a nawet zaburzeń świadomości. U chorych na szpiczaka często pojawiają się problemy z nerkami, które w zaawansowanym stadium choroby mogą nawet wymagać dializ.

– Choć to symptomy także wielu innych chorób, ich pojawienie się powinno nas skłonić do wizyty u lekarza. Objawy nowotworów krwi są często mylone ze zwykłą anemią, dlatego są wykrywane tak późno, a przecież wystarczy zrobić morfologię krwi, żeby wykryć nowotwór  – podkreśla Beata Ambroziewicz z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych.

Bądź czujny: regularnie badaj krew

– Szpiczak to stosunkowo rzadka choroba. Jej objawy mogą być bardzo różne, często niecharakterystyczne, dlatego zalecam wykonywanie raz do roku trzech badań: morfologii, OB i badania ogólnego moczu. To badania, które pozwalają wykryć wiele chorób, w tym wszystkie rodzaje szpiczaka, a w każdym razie wykażą jakieś nieprawidłowości i tym samym zaczną proces diagnostyczny, który doprowadzi do jego wykrycia – radzi prof. Wiesław Jędrzejczak, wieloletni konsultant krajowy ds. hematologii.

Szpiczak w liczbach

W Polsce na szpiczaka choruje obecnie blisko 7000 osób, ale każdego roku odnotowuje się ponad 1000 nowych przypadków zachorowań. Nowotwór ten dotyka głównie pacjentów, którzy ukończyli 65 lat, ale rośnie liczba chorych, u których zdiagnozowano szpiczaka plazmocytowego poniżej 50 roku życia. Szpiczak stanowi około 1 – 2 proc. wszystkich nowotworów złośliwych i 10 – 15 proc. zachorowań na nowotwory hematologiczne.

Historia Kuby: sprzed ołtarza na SOR

Jeśli szpiczaka rozpozna się na wczesnym etapie i rozwija się on powoli, leczenie nie musi być natychmiastowe. Pacjentowi proponuje się zazwyczaj regularne wizyty u lekarza, który będzie monitorował przebieg choroby: co kilka miesięcy zleci badanie krwi i wykonanie innych badań. Jeśli wyniki badań pogorszą się lub wystąpią objawy wywołane przez szpiczaka, lekarz podejmie decyzję o leczeniu. Dostępne dziś terapie potrafią bardzo skutecznie kontrolować objawy choroby, a nawet hamować jej rozwój.

Najlepszym tego przykładem są pacjenci tacy jak Kuba, który zachorował na szpiczaka w wieku 31 lat.

– Jego historia jest niesamowita, bo dowiedział się o swojej chorobie niemalże przed ołtarzem. W dniu ślubu dostał takich boleści kręgosłupa, że wylądował na SOR-ze, gdzie został naszpikowany lekami przeciwbólowymi i poddany licznym badaniom. Dwa dni później dowiedział się, że odpowiedzialny za to jest szpiczak w stopniu zaawansowanym  – opowiada Łukasz Rokicki, prezes Fundacji Carita im. Wiesławy Adamiec.

U Kuby wykryto liczne ogniska osteolityczne – niszczące kość krzyżową. Natychmiast rozpoczęto leczenie, przeprowadzono autoprzeszczep. Niedawno dostał się do refundowanej terapii lekowej w badaniu klinicznym, która utrzymuje go w dobrym zdrowiu.

– Dziś Kuba ma 34 lata i jest szczęśliwym facetem, wrócił do pracy firmie spedycyjnej, przerzuca paczki, co wcześniej było niemożliwe. Podróżuje i żyje lepiej nawet niż przed chorobą – cieszy się Łukasz Rokicki, prywatnie kolega Kuby.

Rowerem na chemioterapię

Poszczęściło się także panu Grzegorzowi, który zachorował przed 50 -tką. Zawsze był aktywny sportowo – uprawiał biegi i kolarstwo, aż nagle zaczęły się problemy ze zdrowiem. Silne bóle uniemożliwiały mu branie udziału w maratonach, z czasem ból stawał się coraz bardziej dotkliwy, także na co dzień. Pan Grzegorz już wiedział, że coś jest nie tak, szukał przyczyny, ale lekarze nie potrafili go zdiagnozować, przewlekły ból zrzucali na zbyt intensywne treningi. W końcu zdiagnozowano szpiczaka w stopniu zaawansowanym 3A.

– Dzisiaj pan Grzegorz jest po przeszczepie, szczęśliwie zakwalifikowany do nowoczesnej celowanej terapii lekowej. Wrócił do pracy i czynnego uprawiania sportu. Kiedy ostatnio spotkałem go w klinice hematologii był w stroju kolarskim obwieszony medalami. Zagadnąłem go: Panie Grzesiu przyjechał Pan na chemię? Nie nie, ja przyjechałem po prostu przyjąć lek, nie odczuwam tego jako leczenie. A skąd Pan jedzie? – dopytuję.  A on wymienia nazwę miejscowości oddaloną 230 km od szpitala – opowiada Rokicki, który sam kilka lat temu leczył się na szpiczaka.

-To pokazuje, że z tą chorobą da się żyć i możemy ją traktować jako chorobę przewlekłą. Jednak aby tak się stało nasi chorzy muszą mieć zagwarantowane nowoczesne leczenie, wachlarz leków, które pozwolą lekarzom szybko interweniować i modyfikować terapię. Na dzień dzisiejszy te możliwości są w Polsce ograniczone. Refundowane, a więc dostępne u nas, są dwa z sześciu nowoczesnych leków stosowanych w terapii szpiczaka, co u niektórych chorych wyklucza skuteczne leczenie – mówi Aleksandra Rudnicka z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych.

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Urazy na stoku – jak przygotować się do sportów zimowych?

Zima to czas białego szaleństwa. Jazda na nartach, snowboardzie czy łyżwach są bez wątpienia atrakcyjnymi formami spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. Należy jednak pamiętać, by do tych aktywności odpowiednio się przygotować. Zadbanie o kondycję przed rozpoczęciem sezonu jest równie ważne, jak dobry sprzęt. Brak zaprawy fizycznej może bowiem skutkować licznymi urazami.

Wysiłek fizyczny zimą bywa obciążający dla organizmu i dla osób mało aktywnych może okazać się zbyt wymagającą formą wypoczynku. Przed wyruszeniem na stok należy zadbać o odpowiednie przygotowanie kondycyjne.

Najczęstsze zimowe urazy

Do najczęstszych i niewątpliwie najbardziej niebezpiecznych urazów, na które narażone są osoby uprawiające sporty zimowe, zalicza się urazy głowy. Ich skutki bywają bardzo poważne, czasem nawet śmiertelne. Dlatego wszyscy uprawiający sporty zimowe, bez wyjątku, powinni bezwzględnie jeździć w kaskach. Na jakie obrażenia oprócz tego jesteśmy najczęściej narażeni?

Zimowe urazy możemy podzielić na dwie grupy: obrażenia tkanek miękkich oraz kostne i stawów. Najczęściej dochodzi do różnego rodzaju stłuczeń, naciągnięcia lub naderwania mięśnia, zerwania jego włókien lub przyczepów. Obrażenia te – zwłaszcza w przypadku naderwania mięśnia – są bolesne i na jakiś czas mogą wykluczyć z aktywności fizycznej. Dość często dochodzi też do skręcenia i zwichnięcia stawów, zerwania więzadeł czy pęknięcia i złamania kości. Najbardziej narażone na urazy są stawy kolanowe. Narciarze o wiele częściej doznają tego typu obrażeń niż np. osoby jeżdżące na snowboardzie. Wynika to przede wszystkim z techniki jazdy. Snowboardziści mają obie nogi ustabilizowane na desce i dzięki temu są mniej narażeni na kontuzje kolan. Nie znaczy to jednak, że ten sport jest mało urazowy. Tu z kolei częściej dochodzi do złamań, skręceń nadgarstka lub urazów stawów skokowych.

lek. Bogusław Rataj, chirurg, ortopeda-traumatolog Grupy LUX MED

Jak uniknąć urazów – zmiana nawyków przed wyjazdem

Przygotowanie do sportów zimowych dotyczy każdego, bez względu na to, jaki sport zamierza uprawiać. Osoby, które na co dzień prowadzą siedzący, mało aktywny tryb życia, powinny jednak zwiększyć poziom aktywności fizycznej już w okresie jesiennym. Przyjmuje się, że właściwe przygotowanie do sportów zimowych powinno trwać około dwóch miesięcy, przeprowadzając treningi najlepiej trzy razy w tygodniu. To istotne, by odpowiednio wcześnie zahartować organizm i przygotować go do intensywnego wysiłku. Najczęstszą przyczyną urazów jest bowiem brak kondycji i osłabiona koordynacja ruchowa. Jak zauważa lek. Bogusław Rataj z Grupy LUX MED, warto pomyśleć o odpowiednim cyklu treningowym, który uchroni przed przykrymi skutkami szusowania na stoku.

Ważne, by wybierać te ćwiczenia, które wzmacniają nie tylko siłę i wytrzymałość mięśni nóg, ale także brzucha, pleców i ramion, ponieważ te partie ciała biorą największy udział w trakcie uprawiania sportów zimowych. Pamiętajmy również o ćwiczeniach poprawiających równowagę, koordynację i stabilizację oraz o treningach wytrzymałościowych. Prawidłowo zaplanowany trening powinien obejmować krótką, 15-minutową rozgrzewkę, około 30 minut ćwiczeń cardio, które poprawiają wydolność organizmu, następnie ćwiczenia wzmacniające, równoważne i rozciągające – to niezwykle istotny element, o którym często zapominamy

lek. Bogusław Rataj, chirurg, ortopeda-traumatolog Grupy LUX MED

Dodatkowo istnieją programy, jak np. Medycyna Sportu dla Aktywnych, które zapewniają kompleksowe wsparcie osób prowadzących aktywny tryb życia na każdym etapie zaawansowania – od początkujących po zaawansowanych oraz tych, którzy dopiero chcieliby zacząć uprawiać sport. Dzięki programowi można wykonać niezbędne badania i pomiary oraz skorzystać z konsultacji specjalistów z zakresu medycyny sportowej, chirurgii urazowej, ortopedii, fizjoterapii, rehabilitacji czy treningu funkcjonalnego i dietetyki. Specjaliści pomogą także dobrać odpowiedni do naszych możliwości rodzaj sportu.
Równie istotnym elementem przygotowań do sezonu zimowego jest dieta. Posiłki warto wzbogacić w produkty, które wzmocnią kości i stawy, pomogą zbudować masę mięśniową oraz poprawią pracę układu odpornościowego. Prawidłowo skomponowana i zbilansowana dieta poprawi kondycję organizmu i przygotuje go do zwiększonego wysiłku.
Niezależnie od typu uprawianego sportu, konieczne jest stosowanie się do zasad bezpieczeństwa na stoku. Grunt to nie stwarzać sytuacji mogących zagrozić zdrowiu lub życiu naszemu i innych. Nie można przesadzać z prędkością podczas zjazdów, a trasy należy dostosowywać do swoich możliwości.

Źródło: materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Mężczyzn boli bardziej

Mężczyźni odczuwają przewlekły ból bardziej dotkliwie niż kobiety. A to dlatego, że każda z płci inaczej pamięta wcześniejsze bolesne doświadczenia.

„Ból jest najczęstszym objawem występującym w medycynie. Będąc oznaką choroby lub urazu, sygnalizuje potrzebę poszukiwania pomocy medycznej” – piszą na łamach „Medycyny Praktycznej” dr Magdalena Kocot-Kępska i prof. Jan Dobrogowski z Zakładu Badania i Leczenia Bólu, Katedry Anestezjologii i Intensywnej Terapii UJ CM.

Uczeni zwracają uwagę, że w normalnych warunkach ból z czasem mija, kiedy uraz lub choroba zostają wyleczone. Ale nie zawsze. „Są jednak takie sytuacje, gdy ból przestaje być sygnałem ostrzegawczym, a staje się źródłem cierpienia i jednocześnie czynnikiem obniżającym znacząco jakość życia człowieka. Takim zjawiskiem jest ból przewlekły, który trwa pomimo wygojenia tkanek po urazie czy zabiegu operacyjnym, towarzyszy chorobie przewlekłej, jak np. choroba nowotworowa czy choroba zwyrodnieniowa stawów. Doznania bólowe wówczas tracą swój ostrzegawczo-obronny charakter, a ból przewlekły staje się chorobą samą w sobie, wpływającą negatywnie na emocjonalne, fizyczne i socjalne funkcjonowanie człowieka” – wyjaśniają dr Kocot-Kępska i prof. Dobrogowski.

Ból przewlekły to „ból, który wykracza poza normalny przewidywany czas zdrowienia”.

Okazuje się, że ten rodzaj bólu jest bardziej dotkliwy dla mężczyzn niż dla kobiet, czego dowodzi seria badań przeprowadzonych przez kanadyjskich naukowców z McGill University i University of Toronto Mississauga.

Ból wywołuje podobne cierpienie u ludzi i zwierząt

– Przeprowadziliśmy eksperyment dotyczący nadwrażliwości na ból u myszy i odkryliśmy zaskakujące różnice w poziomie stresu między samicami i samcami. (Chodzi o stres, którego zwierzęta doświadczały w trakcie bolesnych doznań, przyp. red.). Zdecydowaliśmy się więc rozszerzyć ten eksperyment na ludzi, by sprawdzić czy jego rezultaty będą podobne. Byliśmy pod wrażeniem, kiedy zobaczyliśmy, że istnieją te same różnice pomiędzy mężczyznami a kobietami, jakie zaobserwowaliśmy wcześniej u gryzoni – mówi prof. Jeffrey Mogil z wydziału psychologii  McGill University. Ustalenia jego zespołu są o tyle zaskakujące, że dotychczasowe badania dowodziły, że to kobiety są bardziej wrażliwe na ból.

Na czym polegał eksperyment z ludzkimi ochotnikami? Badani (41 mężczyzn i 38 kobiet w wieku od 18 do 40 lat), pojedynczo wchodzili do pomieszczenia, w którym wkładali rękę do specjalnego urządzenia podgrzewającego im rękę w jednym miejscu. Doświadczali w ten sposób niewielkiego, ale dość uciążliwego bólu. Skalę swojego cierpienia oceniali od 1 do 100. Zaraz po tym, doświadczali znacznie bardziej dotkliwego bólu (miał być to bodziec warunkujący, tak jak w klasycznym eksperymencie Iwana Pawłowa).

Następnego dnia badani byli losowo przydzielani do dwóch pokojów: albo wracali do tego samego co wcześniej pokoju albo byli zapraszani do innego. Niezależnie od tego, do którego trafiali ponownie doświadczali niewielkiego bólu związanego z podgrzewaniem ręki. Identycznego jak poprzednio.

Okazało się, że mężczyźni trafiający do pokoju, który znali już wcześniej, oceniali swój ból jako większy niż ostatnio. Natomiast w tym nowym, zarówno oni jak i kobiety, nie widzieli różnicy między wcześniejszym, jak i późniejszym nieprzyjemnym doświadczeniem.

Według naukowców dowodzi to, że pamięć o bólu (a powtórzenie eksperymentu w tym samym pomieszczeniu ową pamięć pobudzało) ma w przypadku mężczyzn kluczowe znaczenie dla dalszego odczuwania cierpienia. – Jeśli pamięć o bólu jest siłą napędową bólu przewlekłego i zrozumiemy w jaki sposób ów ból jest zapamiętywany, możliwe, że będziemy w stanie pomóc niektórym cierpiącym poprzez mechanizmy, które odpowiadają bezpośrednio za wspomnienia – mówi współautor dr Loren Martin, psycholog z University of Toronto Mississauga.

To o tyle ważne, że osoby cierpiące na przewlekły ból bardzo często mają nastroje depresyjne, są drażliwe i ciągle poddenerwowane. Często obserwuje się u nich utratę apetytu i chudnięcie, albo nadmierne objadanie się. Większość chorych nie jest w stanie pracować zawodowo, postrzegają swoją sytuację jako beznadziejną.

„W desperacji domagają się coraz to nowych zabiegów operacyjnych, szukają pomocy u znachorów, bioenergoterapeutów lub, co zdarza się często, domagają się przepisywania wielu leków mających zmniejszyć ból i cierpienie. Nadużywanie leków może prowadzić do zatruć i uzależnień, dodatkowo obniża aktywność fizyczną i niekorzystnie wpływa na procesy myślowe i psychikę chorego” – piszą we wspominanym już wcześniej artykule w „Medycynie Praktycznej” dr Kocot-Kępska i prof. Dobrogowski.

Możliwe więc, że odkryty przez kanadyjskich naukowców mechanizm, pomoże skuteczniej leczyć tę bardziej cierpiącą – męską – część przewlekle chorych.

Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Niebieskie światło – co to jest i jak wpływa na nasze zdrowie?

Sztuczne oświetlenie, smartfony, laptopy i telewizory, które na dobre weszły do naszego życia emitują  światła niebieskie, które może szkodzić naszym oczom.  Światło niebieskie znamy od zawsze, bo jest ono częścią światła widzialnego – to część widma fal elektromagnetycznych, które są dla nas źródłem informacji wzrokowej.

Dopiero od niedawna mówi się o jego szkodliwości. A wszystko za sprawą postępu technologicznego.

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele czasu spędzamy przed monitorami urządzeń cyfrowych.  Zaczynamy i kończymy dzień od sprawdzenia wiadomości  sms i „polubień” pod zdjęciami na Facebooku czy Instagramie. „Czas przed ekranem” to jedna z nowych funkcji  pozwalająca podejrzeć w jaki sposób oraz jak długo wpatrujemy się w smartfona. I co się okazuje? Średnio 5-6 godzin dziennie korzystamy z urządzeń cyfrowych. Nie mówiąc o pracy przy komputerach i „zimnych” żarówkach,  które również są źródłem emisji światła niebieskiego.

Kiedyś ludzie żyli od wschodu do zachodu słońca, podporządkowując swój dzień naturalnemu oświetleniu. Wstawali o świcie, a spać chodzili po zmroku. Nasze pokolenie kładzie się do łóżek bardzo późno i to wcale nie dlatego, że wieczorami ciężko pracuje. Wręcz przeciwnie – wydaje nam się, że oglądając film na laptopie, czy serfując w sieci – odpoczywamy, a tak naprawdę nasze oczy i mózg non stop są w gotowości do działania.

 

Oczy łzawią, pieką i chorują

Jak wygląda typowy rodzinny wieczór? Wszyscy siedzą razem w salonie oświetlanym energooszczędną świetlówką. Ktoś ogląda mecz lub serial na plazmowym telewizorze przy okazji lajkując coś na Facebooku. Nastolatek prowadzi ożywioną konwersację via smartfon,                a jego młodsze rodzeństwo zbiera pokemony na tablecie. Każdy robi to, co lubi. Dzień jak co dzień.

Później jednak wszyscy mają kłopoty z zasypianiem i ze wzrokiem. Oczy łzawią, szczypią, są zaczerwienione. Większość nawet nie przypuszcza, że źródłem tych problemów jest wpatrywanie się w urządzenia emitujące niebieskie światło, czyli monitory LED i LCD, tablety, laptopy, komputery, smartfony, wyświetlacze GPS. Im bardziej zaawansowany technologicznie i nowocześniejszy ekran, tym większa emisja  niebieskiego światła.

 

Regularne korzystanie z urządzeń emitujących niebieskie światło, szczególnie jeśli nie robimy przerw w pracy wzrokowej, może indukować szereg skutków ubocznych.  Przemęczenie oczu to tylko pierwszy, początkowo niegroźny objaw. Problem zaczyna się, gdy zaburzenia powierzchni oka i suche oko stają się przewlekłe, a kumulacja potencjalnie szkodliwej części pasma światła niebieskiego prowadzi do uszkodzenia fotoreceptorów w obrębie siatkówki. Dzieje się tak między innymi dlatego, gdyż długość fal światła niebieskiego znajduje się blisko ultrafioletu, którego promieniowanie jest dla ludzi szkodliwe. Wpływ światła kumuluje się latami i zależy od jego natężenia – mówi dr nauk medycznych Anna Maria Ambroziak, specjalistka chorób oczu z Centrum Okulistycznego „Świat Oka” w Warszawie.

 

Niebieskie światło może zaburzać procesy metaboliczne zachodzące w siatkówce oka. W efekcie czego może powstawać więcej wolnych rodników, które uszkadzają komórki receptorowe, powodując ich obumieranie i prowadząc do uszkodzenia wzroku – tłumaczy dr Ambroziak.

 

Syndrom oka biurowego. Syndrom widzenia komputerowego.

Nieprzyjemne uczucie dyskomfortu, suchości, pieczenia i łzawienie oczu to efekty wielogodzinnej  pracy przy komputerze szczególnie w klimatyzowanych bądź ogrzewanych, nie wietrzonych i źle oświetlonych pomieszczeniach. Zjawisko to dotyczy ponad 80% pracowników biurowych spędzających wiele godzin przed monitorem komputerowym.  Jednym z pierwszych objawów jest uczucie piasku pod powiekami oraz przekrwienie spojówek, powstające na skutek wysychania powierzchni oka. Powodem jest zmniejszona częstotliwość mrugania i niestabilność naszych łez. Wielogodzinna praca przed ekranem komputera może powodować także zaburzenia  akomodacji, które manifestują się wrażeniem zamglenia obrazu i wahania ostrości wzroku. Innymi objawami są nadwrażliwość na światło, bóle oczu i głowy, bóle karku, przewlekły stres i zmęczenie.

 

 

Zdrowy rozsądek najlepszym lekarstwem

Jak uchronić się przed nieprzyjemnymi skutkami niebieskiego światła? Jest kilka rozwiązań.                           I nie mówimy tu bynajmniej o wyrzuceniu do kosza urządzeń cyfrowych emitujących niebieskie światło. Dobrym rozwiązaniem są okulary, a dokładnie rzecz ujmując – soczewki okularowe z powłoką antyrefleksyjną, która zmniejsza niekorzystne działanie światła niebieskiego. Każdy kto korzysta z komputera w pracy, niezależnie czy ma wadę wzroku czy nie, powinien przede wszystkim pamiętać o prawidłowym mruganiu, może również używać okularów ze specjalną powłoką – dodaje dr Ambroziak.

 

Warto zmienić nawyki

Zacznijmy od ustawienia jasności monitora i obniżenia  temperatury kolorów wyświetlanego obrazu.  Dobrym pomysłem są powłoki na ekrany LCD, ograniczające przenikanie niebieskiego światła. Ponadto wiele firm wprowadziło bezpłatne aplikacje na telefony komórkowe, które automatycznie przyciemniają wyświetlacz i ograniczają emisję niebieskiego światła. Jednak niezależnie od aplikacji przyciemniających wyświetlacze naszych telefonów, dobrze jest ograniczyć na kilka godzin przed snem, przeglądanie tabletu czy smartfona i pozwolić naszemu organizmowi na pełną regenerację.

Naturalnie jak zawsze ważna jest świadomość i profilaktyka. Wzrok  powinniśmy kontrolować przynajmniej raz w roku. Poza tym do zachowania prawidłowej kondycji naszych oczu  potrzebna jest nie tylko odpowiednia higiena pracy i snu, ale także aktywność fizyczna, naturalne oświetlenie i prawidłowo zbilansowana dieta. Warto wprowadzić  do naszego menu więcej roślin szczególnie tych liściastych, np.: jarmuż, szpinak oraz zdecydowanie ograniczyć mięso i wyeliminować wyroby jedzeniopodobne.

Ochrona wzroku przed niebieskim światłem, badania profilaktyczne, odpowiednia higiena pracy i snu oraz zbilansowana dieta pozwolą nam długo cieszyć się dobrą kondycją naszych oczu. Pamiętajmy, że jak we wszystkim konieczny jest zdrowy rozsądek. Korzystanie z wynalazków i nowych technologii –  tak, ale rozumnie.  Zawsze lepiej spotkać się ze znajomymi i porozmawiać w realnym świecie w naturalnym oświetleniu, niż spędzać samotnie czas w domu z laptopem czy smartfonem.

Źródło: materiał prasowy

Fot. www.pixabay.com

Nie piętnujmy osób z zaburzeniami psychicznymi

Nie utożsamiajmy zbrodni z zaburzeniami psychicznymi – apelują psychiatrzy, wskazując, że to krzywdząca droga na skróty. Z kolei Fundacja eF Kropka działająca na rzecz zniesienia stygmatyzacji osób z doświadczeniem zaburzeń psychicznych ma nadzieję, że zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza nie przełoży się na zwiększenie piętna tych chorób.

Zarówno Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, jak i fundacja oświadczyły, że wyrażają sprzeciw wobec zła, które wstrząsnęło Polską.

„Wyrażamy głęboką nadzieję, że tragedia ta nie przełoży się na zwiększenie stygmatyzacji osób z doświadczeniem choroby psychicznej. Przypominamy, że Pan Prezydent Adamowicz był orędownikiem działań antydyskryminacyjnych” – czytamy w komunikacie Fundacji.

Fundacja była współorganizatorem jednej z konferencji prowadzonych przez Serwis Zdrowie poświęconej stygmatyzacji osób z zaburzeniami psychicznymi. Zarówno lekarze, jak i osoby z doświadczeniem choroby psychicznej podkreślali wówczas, że wbrew stereotypom osoby z zaburzeniami zdrowia psychicznego nie są bardziej niebezpieczne, niewiarygodne czy niegodne zaufania niż ludzie bez diagnozy psychiatrycznej, a na stygmatyzacji takich problemów oraz osób traci całe społeczeństwo – choćby przez to, że często osoby borykające się z zaburzeniami nie podejmują leczenia od razu.

– Przez bardzo długi czas bałam się ujawnić mojemu otoczeniu fakt, że jestem chora na schizofrenię. Napawało mnie to silnym lękiem. Z uwagi na negatywne, stygmatyzujące przekazy dotyczące zaburzeń psychicznych, które powszechnie występują w mediach, kulturze masowej, a nawet polityce, taki sam problem jak ja, z ujawnieniem doświadczenia kryzysu psychicznego ma, niestety, bardzo wiele osób. Z tego powodu wielu ludzi nie chce się też leczyć – mówiła Ewa Piskorska, edukatorka Fundacji eFkropka, osoba ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną. Pełny zapis konferencji znajduje się TU

Jako godny potępienia przykład podawała powszechną, często powtarzaną opinię, że ludzie chorzy psychicznie są szczególnie groźni dla otoczenia.

– Tymczasem, według statystyk, osoby takie popełniają mniej przestępstw niż osoby niemające problemów psychicznych czy też niezdiagnozowane. Bądźmy zatem bardzo ostrożni w słowach. Nie używajmy etykietek psychiatrycznych wobec innych osób, nie zadawajmy ciągle pytania: „Czy sprawca leczył się psychiatrycznie?” – apelowała Ewa Piskorska.

Konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii prof. Piotr Gałecki wskazuje, że liczba skazanych za przestępstwa i odbywających karę pozbawienia wolności w więzieniu oscyluje wokół 80 tys. (na dzień 30 listopada 2018 zgodnie z danymi Służby Więziennej karę taką odbywało 73 035 osób, kolejnych ponad 40 tys. miało zasądzoną karę więzienia, ale nie zaczęło jej odbywać.

Prof. Gałecki podkreśla, że w ośrodkach detencji, gdzie izolowane są na mocy postanowienia sądu osoby, które popełniły przestępstwo w stanie ograniczonej lub zniesionej poczytalności lub z powodu zaburzeń preferencji seksualnych, przebywa około 1000 osób.

Detencja stosowana  jest wobec osób, co do których istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że z powodu choroby psychicznej lub upośledzenia umysłowego ponownie mogą popełnić czyn o wysokiej społecznej szkodliwości, lub mogą ponownie popełnić przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej w związku z zaburzeniem preferencji seksualnych.

– Często słyszy się o drastycznych czynach, których z racji ich grozy, braku sensu nie jesteśmy w stanie racjonalnie wytłumaczyć. To budzi niepokój i lęk, a jednocześnie potrzebę racjonalizacji, bo jeśli coś jest tak irracjonalne, to budzi większą grozę. Wtedy pojawiają się takie określenia, jak „wariat”, „szaleniec”, czy nawet słowa zaczerpnięte z lekarskich diagnoz. Takie komunikaty stygmatyzują, a zwykle zaburzenia psychiczne nie mają nic wspólnego z przestępstwem – podkreśla psychiatra, będący też biegłym sądowym.

Profesor zwraca uwagę, że często osoby z zaburzeniami psychicznymi stanowią zagrożenie dla samych siebie. Wskazuje, że taki problem zwiększa ryzyko samobójczego zamachu.

„Chcielibyśmy także zaapelować o to, aby nie poszukiwać łatwych rozwiązań szoku wzbudzonego tą tragedią w kojarzeniu jej z osobami z zaburzeniami psychicznymi. Te tragiczne wydarzenia wywołują w społeczeństwie zaskoczenie, niedowierzanie, a w konsekwencji pragnienie znalezienia wyjaśnienia tego co się stało.  W tej naturalnej potrzebie rozumienia i poszukiwania odpowiedzi na pytanie „dlaczego doszło do tej tragedii?” nie powinniśmy szukać fałszywych, uproszczonych wyjaśnień. Takim nieprawdziwym wyjaśnieniem jest sugerowanie, że wyłącznie osoby chore psychicznie mogą dopuścić się aktów przemocy. Agresja, nienawiść czy chęć odwetu nie znają podziału na chorych i zdrowych i są znane wielu osobom. Występujemy przeciwko próbom utożsamiania przemocy i zbrodni z zaburzeniami psychicznymi. Wszelkie tego rodzaju próby służą wyłącznie znalezienia prostych rozwiązań problemów, z którymi trudno nam sobie poradzić w naszych myślach i emocjach. Powinniśmy być tego świadomi. Tego rodzaju utożsamienia są krzywdzące osób z problemami dotyczącymi zdrowia psychicznego.  Mogą się przyczyniać do stygmatyzacji naszych pacjentów i utrwalać w świadomości społecznej krzywdzący i nieprawdziwy obraz zaburzeń psychicznych” – czytamy w oświadczeniu Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Endometrioza to brak szansy na dziecko?

To MIT. Endometrioza nie oznacza automatycznie bezpłodności. 

Prawdą jest, że kobietom z tym rozpoznaniem trudniej zajść w ciążę od innych kobiet, i najczęściej zajmuje im to więcej czasu. Jednak część kobiet (18-24 proc.) dowiaduje się o chorobie dopiero podczas cesarskiego cięcia przy porodzie, a to oznacza to, że co 4 kobieta będzie miała dziecko spontanicznie, bez poprzedzającego leczenia – mówi ginekolog prof. Violetta Skrzypulec-Plinta, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Zdarza się jednak, że endometrioza jest na tyle zaawansowana, że powoduje uszkodzenia narządów niezbędnych do poczęcia. Na przykład, jeśli jajniki są pokryte grubą warstwą zrostów, jajeczko nie może uwolnić się z jajnika i zostać zapłodnione. Podobnie, jeśli jajnik lub jajowód utknie w zroście w jakimś nietypowym miejscu, jajeczko nie jest w stanie przedostać się z jajnika do ujścia jajowodu. Takie nieprawidłowości są zwykle znajdowane u kobiet ze średnio lub bardzo zaawansowaną endometriozą.

Mogą się pojawić też problemy, kiedy choroba jest mniej zaawansowana, np. jajowody są drożne i nie ma wielu zrostów w jamie otrzewnowej. Prawdopodobnie przyczyną niepłodności w tych przypadkach są subtelne, niewidzialne gołym okiem zaburzenia. Mogą one powodować problemy z zajściem w ciążę na każdym etapie procesu prowadzącego do ciąży. M.in. występują zaburzenia owulacji oraz zmniejszona zdolność błony błony śluzowej macicy do przyjęcia zagnieżdżonego zarodka. Zwiększony stan zapalny towarzyszący endometriozie może również negatywnie wpływać na sam zarodek, zmniejszając szanse na jego prawidłowy wczesny rozwój i zagnieżdżenie, a tym samym na ciążę.

Szacuje się, że połowa kobiet z endometriozą problemy z zajściem w ciążę. Dlatego najlepiej regularnie odbywać wizyty u ginekologa, także te kontrolne, kiedy nie ma się niepokojących objawów, by uniknąć ewentualnych komplikacji.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Zmiany w kalendarzu szczepień obowiązkowych

W tym roku dzieci będą szczepione zgodnie ze zmienionym kalendarzem szczepień. Dowiedz się, jakie wprowadzono modyfikacje i z czego one wynikają.

Kalendarz szczepień to wytyczne, zgodnie z którymi należy szczepić całą populację osób w danym wieku.
Oczywiście nie zawsze jest możliwe szczepienie dzieci zgodnie z wytycznymi. Zanim ktokolwiek zostanie zaszczepiony, musi zostać zbadany przez lekarza. Na podstawie wywiadu lekarskiego oraz badania pacjenta, lekarz decyduje o podaniu szczepionki lub o jej odroczeniu. W wyjątkowych przypadkach można od szczepienia odstąpić lub lekarz może zalecić szczepienie innym preparatem niż zakupiony na potrzeby powszechnych szczepień obowiązkowych przez budżet państwa.

Jakie zmiany w kalendarzu szczepień na 2019 rok

Nie będzie nowych szczepień, ale zmieniły się zalecane daty podania dwóch szczepionek: przeciwko gruźlicy (BCG) i dawki przypominającej szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR).

Zmiana dotycząca szczepienia przeciwko gruźlicy była postulowana przez wielu rodziców. Teraz zaleca się zaszczepienie noworodka w pierwszych dobach życia, na pewno przed wyjściem ze szpitala po urodzeniu.
Jak tłumaczy portalowi www.zaszczepsiewiedza.pl pediatra Dagmara Chmurzyńska-Rutkowska, takie przedłużenie czasu pozwoli na dłuższą obserwację noworodka przez neonatologów i ewentualne wykluczenie szczepienia lub odłożenie go, gdy jest to niezbędne.

Warto wiedzieć, że przeciwskazania do szczepienia przeciw gruźlicy to m.in. ciężkie, złożone niedobory odporności. Występują niezwykle rzadko; np. pierwotne niedobory odporności stwierdzane są u 10 na 100 000 ludzi.

Nadal zaraz po urodzeniu noworodkowi będzie podawana szczepionka przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B.

– Takie postępowanie daje skuteczną ochronę przeciwko tej chorobie – tłumaczy pediatra dr Jacek Mrukowicz, redaktor czasopisma Medycyna Praktyczna – Szczepienia.

Dlaczego szczepionkę BCG podaje się przed wyjściem ze szpitala

– Gruźlica to wciąż w Polsce poważne niebezpieczeństwo epidemiologiczne. Chorzy na gruźlicę są wśród nas i ani oni, ani my często nie wiemy, że cierpią na tę chorobę. Mogą latami zarażać – mówi pediatra dr Jacek Mrukowicz.

Gruźlica może bowiem utrzymywać się w postaci utajonej, a należy do wysoce zakaźnych, zwłaszcza dla niemowląt i małych dzieci.

Ocenia się, że co najmniej 30 proc. światowej populacji jest zakażone prątkami gruźlicy. W Polsce w 2017 roku odnotowano 5787 zachorowań na gruźlicę. Zgłoszono 68 zachorowań na tę chorobę wśrod dzieci do 14. roku życia i 69 wśrod młodzieży w wieku 15–19 lat. Co roku gruźlica jest w Polsce bezpośrednią przyczyną śmierci ponad 500 osób.

Do grupy największego ryzyka rozwoju choroby należą dzieci do 1. roku życia, u których wynosi ono 40–60 proc.

Gruźlica u dzieci występuje zwykle w ciągu roku od zakażenia. U małych dzieci rozsiew krwiopochodny prowadzi do ciężkiej postaci gruźlicy pierwotnej, w tym do prosowki gruźliczej i gruźliczego zapalenia opon mózgowo‑rdzeniowych (ZOMR). U niemowląt gruźlica płuc może się rozwinąć szybko po zakażeniu i przyjąć postać ciężkiego zapalenia płuc. Z piśmiennictwa wynika, że dzieci do 5 lat mogą ulec zakażeniu nawet podczas krótkiego, okazjonalnego kontaktu z wysoce zakaźnym chorym na jamistą postać gruźlicy płuc – czytamy w artykule dr marii Korzeniewskiej-Koseły i prof. Jacka Wysockiego opublikowanego na łamach pisma Medycyna Praktyczna – Szczepienia.

Planując kalendarz szczepień w danym kraju trzeba uwzględniać sytuację epidemiologiczną, a zatem nie tylko, jak rozpowszechniona jest choroba zakaźna w populacji polskiej, ale i przybyszy do naszego kraju. W Polsce jest coraz więcej migrantów z Ukrainy, a tam, podobnie jak i w wielu innych byłych republikach radzieckich – jak mówi Jacek Mrukowicz – sytuacja epidemiologiczna gruźlicy jest wręcz tragiczna.

Szczepionka przeciwko gruźlicy jest dobrze tolerowana.

Szczepionka przeciwko gruźlicy stosowana jest od 1921 roku.

Do tej pory podano na świecie co najmniej 4 mld dawek; w Polsce masowe szczepienia wprowadzono w latach 50.

Szczepionka nie daje 100 proc. gwarancji, że uniknie się gruźlicy, ale przede wszystkim jest bardzo skuteczna w zapobieganiu najcięższych postaci gruźlicy. Udowodniono także, że BCG zmniejsza ryzyko zachorowania na gruźlicę płuc, a stopień tej ochrony zależy zarówno od populacji, jak i położenia geograficznego (gorsza efektywność obserwowana jest w klimacie gorącym).

Druga zmiana to przesunięcie drugiej przypominającej dawki szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce. Wcześniej szczepiono nią dzieci w 10. Roku życia, od tego roku dzieci dostaną drugą dawkę MMR w wieku sześciu lat. Zmiana wynika z dużego wzrostu zachorowań na odrę odnotowanego w 2018 roku.

Infografika PAP/Serwis Zdrowie_kalendarz szczepień obowiązkowych na 2019 rok

Justyna Wojteczek www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Erekcja: co każdy facet wiedzieć powinien!

Sprawność erekcyjna jest jednym z najbardziej kruchych darów, jakimi Matka Natura obdarowała płeć męską. Łatwo o jego uszkodzenie, a to dlatego, że mechanizm fizjologiczny erekcji jest złożonym procesem, wymagającym jednoczesnego współdziałania ze sobą układów: nerwowego, hormonalnego i krążenia.

Mechanizmem inicjującym erekcję jest optymalny dla mężczyzny bodziec erotyczny. Mogą być to doznania zmysłowe (dotykowe, słuchowe, wzrokowe, smakowe), wyobrażenia o treści erotycznej lub świadomość mającego nastąpić zbliżenia. Każdy z tych bodźców może zadziałać samodzielnie lub dopiero w połączeniu z innymi.

Do wzwodu dochodzi wówczas, gdy bezbłędnie zadziała zachodząca na siebie kilkustopniowa reakcja:

  • odbiór bodźców erotycznych przez naszą świadomość,
  • pobudzenie ośrodka erekcji mózgu,
  • następnie w rdzeniu kręgowym,
  • rozszerzenie się tętnic i wypełnienie ciał jamistych prącia krwią,
  • na koniec skurcz naczyń żylnych członka utrwalający erekcję.

Bez sprawnych i drożnych naczyń tętniczych nie ma mowy o pełnej erekcji.

Dodatkowo sprawność powyższego mechanizmu uzależniona jest od prawidłowego poziomu hormonów płciowych, zwłaszcza testosteronu oraz neuroprzekaźników w mózgu:dopaminy i serotoniny. W stanie pełnej świadomości na jakość erekcji wpływa również nastawienie psychiczne mężczyzny.

Sen a jawa

W czasie snu opisany mechanizm działa bez udziału świadomości i jest to najprostszy test pozwalający na zróżnicowanie zaburzeń erekcji psychogennych od organicznych. Samoistne występowanie erekcji podczas snu lecz jej brak na jawie świadczy o tle psychogennym zaburzeń. Brak erekcji dziennych i nocnych  skłania do poszukiwania choroby, której jednym z objawów mogą być zaburzenia erekcji.

O czym świadczy erekcja

Erekcja jest barometrem zdrowia somatycznego i psychicznego mężczyzn, z czego jednak niewielu z nich zdaje sobie z tego sprawę. Wyniki badań epidemiologicznych przeprowadzane na całym świecie wskazują, że problem zaburzeń erekcji stale narasta bez względu na szerokość geograficzną czy kontynent.

W roku 1995 szacowano, iż w ciągu 30 lat liczba mężczyzn z zaburzeniami erekcji na świecie podwoi się i wyniesie w 2025 roku 320 milionów.  Z badań przeprowadzonych 10 lat temu przez Polskie Towarzystwo Medycyny Seksualnej na populacji prawie dziewięciu tysięcy polskich mężczyzn wynika, iż ponad 13 proc. wszystkich przypadków zaburzeń wzwodu dotyczyło mężczyzn do 40. roku życia. Kolejne 25 proc. pacjentów, to mężczyźni w wieku 41-50 lat. Najwięcej mężczyzn z zaburzeniami erekcji (średnio 37%) mieściło się w przedziale wiekowym 51-60 lat.

Przyzwyczailiśmy się myśleć o zaburzeniach wzwodu jako „przypadłości starszych panów”. Nic bardziej mylnego.

10 lat temu, po zakończeniu badania populacji polskich mężczyzn z zaburzeniami wzwodu ostrzegałem, iż wiek pacjentów z zaburzeniami erekcji obniża się i będzie się obniżał z powodu stylu życia większości mężczyzn: nieprawidłowej diety, braku ruchu, zamiłowania do alkoholu i nikotyny oraz niezahamowanego rozwoju chorób cywilizacyjnych takich, jak  nadciśnienie tętnicze bądź cukrzyca. Dotyczy to zwłaszcza populacji w krajach rozwiniętych.

Przyczyny nieprawidłowej erekcji można uszeregować następująco:

  • naczyniowe,
  •  hormonalne,
  •  neurogenne,
  •  pourazowe
  •  psychogenne.

Cztery pierwsze określane są mianem organicznych, czyli takich, w których lekarz może określić przyczynę wystąpienia zaburzenia. Związana jest z konkretną chorobą lub czynnikiem uszkadzającym delikatny mechanizm erekcji. Zaburzenia psychogenne są konsekwencją zaburzeń w kondycji psychicznej mężczyzny.

Zaburzenia  wzwodu nie są samodzielną ”chorobą erekcyjną ”, lecz najczęściej stanowią jeden z możliwych objawów bardzo wielu różnych chorób, zwłaszcza układu krążenia. Uogólniona miażdżyca naczyń krwionośnych nawet na wczesnym etapie rozwoju istotnie upośledza kurczliwość tętnic jamistych, co prowadzi do zmniejszenia napływu krwi do ciał jamistych prącia.

Zaburzenia erekcji można uznać za wczesny sygnał schorzeń układu sercowo-naczyniowego.

Dowiedziono, iż zaburzenia erekcji mogą wyprzedzać o kilka lat (2-4 lata) pojawienie się objawów choroby wieńcowej. Tętnice prącia posiadają bowiem średnicę 1-2 mm i wcześniej ulegają zwężeniu od tętnic wieńcowych ( 3-4 mm średnicy) lub szyjnych ( 5-7 mm ).

Zaburzenia erekcji oraz choroba wieńcowa posiadają wspólne czynniki ryzyka: nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, otyłość, zaburzenia lipidowe ( podwyższony poziom cholesterolu i kwasów tłuszczowych ), nikotynizm,  które doprowadzają do uszkodzenia śródbłonka naczyniowego. W efekcie w naczyniach krwionośnych wytwarza się zbyt mało substancji rozszerzających naczynia, a za dużo substancji o charakterze prozakrzepowym, co prowadzi do przebudowy miażdżycowej naczynia i sztywności tętnic.

Efekt końcowy zależy od tempa postępujących zmian: zaburzenia erekcji, choroba wieńcowa, zawał lub udar.

Kiedy mężczyzna ma nadciśnienie…

Nadciśnienie tętnicze jest jednym uznanych czynników etiologicznych występowania zaburzeń erekcji. U dużego odsetka chorych (43 proc. – 68 proc.) z zaburzeniami erekcji współistnieje nadciśnienie tętnicze.

W ujęciu statystycznym 2 na 3 pacjentów z nadciśnieniem tętniczym może mieć zaburzenia wzwodu.

U części mężczyzn jest ono niezależnym czynnikiem wystąpienia zaburzeń erekcji, natomiast podkreśla się korelacje pomiędzy zaburzeniami erekcji i współistniejącymi z nim stanami chorobowymi: cukrzycą, zespołem metabolicznym, obturacyjnym bezdechem sennym oraz depresją.

Leczenie nadciśnienia tętniczego było często wtórną przyczyną wystąpienia zaburzeń erekcji u mężczyzn chorujących na nadciśnienie tętnicze. Dotyczyło to leczenia prowadzonego lekami z grupy β-adrenolityków. Obecnie prowadzone badania korelacji pomiędzy leczeniem nadciśnienia tętniczego według współczesnych zaleceń i standardów, a zaburzeniami erekcji nie potwierdzają negatywnej ich roli w indukowaniu problemów z erekcją.

Męski argument za zapobieganiem i leczeniem cukrzycy

Wyniki szeregu badań epidemiologicznych potwierdzają, iż cukrzyca jest chorobą, odpowiedzialną za występowanie zaburzeń seksualnych u obydwu płci. U mężczyzn są to zaburzenia libido, problemy z erekcją oraz kłopoty z uzyskaniem wytrysku.

Zaburzenia erekcji indukowane cukrzycą, zwłaszcza cukrzycą typu pierwszego, często dotykają ludzi młodych. Ocenia się, że co drugi pacjent  z cukrzycą może mieć problemy z erekcją, a samo prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń wzwodu u pacjentów z cukrzycą jest czterokrotnie większe niż u pacjentów zdrowych. Wykazano również zależność pomiędzy występowaniem zaburzeń erekcji a stopniem wyrównania cukrzycy.

W populacji pacjentów z cukrzycą i nadciśnieniem tętniczym na zaburzenia erekcji cierpi 67 proc. pacjentów, z czego 12 proc. na ciężką postać tej dysfunkcji. Mechanizm patofizjologiczny zaburzeń erekcji jest złożony. Związany jest ze zmianami naczyniowymi (angiopatia ), uszkodzeniem układu nerwowego (neuropatia), zmianami hormonalnymi. Zaburzenia wzwodu występujące u mężczyzn chorych na cukrzycę nie zawsze są następstwem tej choroby. Jeśli związek zaburzeń erekcji z cukrzycą zostanie potwierdzony, iż zaburzenia erekcji są jej skutkiem, to warto wiedzieć o następujących sprawach:

  1. Najczęściej upośledzenie czynności seksualnej u mężczyzn chorych na cukrzycę rozpoczyna się po upływie kilku lat od chwili rozpoznania choroby.
  2. Zwykle następuje stopniowe obniżanie się jakości wzwodu i skrócenie czasu jego trwania.

Hormonalne uwarunkowania zaburzeń erekcji

Zaburzenia hormonalne są również częstym powodem pojawienia się problemów ze sprawnością seksualną mężczyzny. Towarzyszą takim chorobom jak: nadczynność  i niedoczynność tarczycy, hipogonadyzm pierwotny lub wtórny, hiperprolaktynemia, choroby nadnerczy.

Zaburzenia erekcji mogą być objawem zwiastunowym wielu chorób bądź ich wczesnym lub późnym następstwem. Lista tych chorób jest bardzo długa. Występować mogą po zabiegach operacyjnych w obrębie miednicy (schorzenia jelit lub prostaty), po urazach lub jako następstwo leczenia chorób nowotworowych.

Kwestia wieku

U młodych mężczyzn – a zwłaszcza u tych, którzy mają mniej niż 30 lat – aż 75 proc. zaburzeń erekcji ma podłoże psychogenne. W tej grupie mężczyzn zaburzenia najczęściej są efektem różnych kompleksów: np. obniżonego poczucia własnej atrakcyjności, lęku przed niepowodzeniem lub niepożądaną ciążą, zahamowań na tle religijnym, moralnym, lub etycznym.

Przyczyną psychogenną mogą być konflikty partnerskie, jawne lub ukryte żale wobec partnerki lub zanik atrakcyjności partnerki. Nową grupą pacjentów z psychogennymi zaburzeniami erekcji są mężczyźni, u których problem wystąpił  jako następstwo udziału przy porodzie żony.

Stresy zawodowe lub przewlekle zmęczenie przyczyniają się do kłopotów ze sprawnością erekcyjną. Niestety, mężczyźni o tym fakcie nie wiedzą lub zbyt często o tym zapominają.

Zaburzenia erekcji: co robić

Warto o problemie porozmawiać z lekarzem. Wybór środków i metod leczniczych dobierze do przyczyny zaburzenia. Leczenie zanikającej erekcji musi być przyczynowe z uwzględnieniem ogólnego stanu zdrowia i wszystkich czynników towarzyszących występowaniu zaburzeń, przy czym bardzo często są to również uwarunkowania psychiczne.

Często leczenie podstawowej choroby doprowadzającej do zaburzeń pochodzenia organicznego usuwa tę, która dla mężczyzny jest bardziej ważna – a mianowicie zaburzenia wzwodu.

Najstarszym i do dziś stosowanym sposobem utrzymania wzwodu są pierścienie uciskowe, nakładane u nasady członka, czyli tuż przy brzuchu. Mechanizm działania polega na zatrzymaniu krwi w ciałach jamistych i uniemożliwieniu jej odpływu z prącia. Takie pierścienie mogą być zakładane na 30 minut, nie dłużej. Czas ten jest wystarczający do odbycia stosunku seksualnego.

Na innej zasadzie działają pompki próżniowe. Są to cylindry, do których wprowadzane jest wiotkie prącie, a następnie wypompowywane jest z nich powietrze. Wytworzone w ten sposób podciśnienie powoduje napływ krwi do ciał jamistych i zapoczątkowuje erekcję. W przypadku trudności z utrzymaniem osiągniętej w ten sposób erekcji, przed wyjęciem członka z cylindra na jego nasadę nakłada się wspomniany już pierścień uciskowy.

Z powodzeniem stosowane są zastrzyki leków rozszerzających naczynia krwionośne wykonywane bezpośrednio do ciała jamistego prącia samodzielnie przez pacjenta. Są to takie preparaty jak prostaglandyna E1 lub papaweryna. Zastrzyk robi się tylko do jednego ciała jamistego. Poprzez liczne połączenia pomiędzy obydwoma ciałami lek przedostaje się do drugiego ciała i wywołuje erekcję. Pacjent uczony jest przez lekarza techniki wstrzykiwania leku do ciała jamistego, tak, że po ustaleniu właściwej dla niego dawki zastrzyki wykonuje on sobie sam. Po dokonaniu iniekcji erekcja pojawia się po około 20 minutach.

Zaburzenia seksualne na tle psychogennym leczone są psychoterapią indywidualną, małżeńską, hipnoterapią lub metodami treningowymi. W wielu przypadkach problemy seksualne ustępują po zabiegach fizykoterapeutycznych lub po pobycie w sanatorium.

Przyjmowane na około 30 –60 min przed planowaną aktywnością seksualną preparaty doustne są obecnie bardzo skuteczną i wygodną dla pacjenta metodą leczenia zaburzeń erekcji. Leki z tej grupy są dostępne wyłącznie na receptę. Kupowanie ich poza obrotem aptecznym np.: w internecie lub u pośredników naraża mężczyznę na rozczarowanie z powodu braku skuteczności lub wręcz na niebezpieczeństwo, w przypadku, gdy lek został sfałszowany i zamiast substancji czynnej zawiera inne substancje, które mogą być niebezpieczne dla zdrowia.

Jak wynika ze wspomnianego już  badania Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej co trzeci mężczyzna, chcąc poprawić swoją funkcję erekcji, kupuje zioła, witaminy i suplementy diety. Suplementy diety bardzo często reklamowane są jako panaceum na wszelkie przypadłości i problemy. Tymczasem zgodnie z definicją suplementy zawierają składniki, które jedynie mogą zapewnić prawidłowe funkcjonowanie organizmu wyłącznie wtedy, gdy organizm funkcjonuje prawidłowo. W sytuacji, gdy pojawiają się problemy zdrowotne suplementy nie pomagają. Są nieskuteczne.

Suplementy diety, obiecując usprawnienie sprawności erekcyjnej, tylko obiecują.  Natomiast z pewnością powodują rozczarowanie i zwątpienie.

Przez brak obiecanej skuteczności wywołują u zawiedzionego mężczyzny poczucie, że z seksem w jego życiu jest już koniec. Pogłębia się lęk przed kolejnymi kontaktami seksualnymi. Zaczyna się unikanie intymnej bliskości. Tymczasem wcale tak być nie musi. Wystarczy przełamać wstyd i zamiast szukać wątpliwych rozwiązań na własną rękę – podzielić się swoim problemem z lekarzem specjalistą.

Dekalog zapobiegania problemom z erekcją

  1. Unikaj otyłości – rozsądne odżywanie i regularne ćwiczenia fizyczne pomogą uniknąć tycia.
  2. Przestrzegaj odpowiedniej diety: zmniejsz spożycie tłuszczu, jedz więcej żywności bogatej w błonnik, unikaj produktów wędzonych, solonych i konserwowanych, pamiętaj o świeżych owocach i warzywach.
  3. Regularna gimnastyka pomoże utrzymać Ci ciało w dobrej kondycji.
  4. Dbaj o wypoczynek i relaks proporcjonalny do aktywności zawodowej.
  5. Naucz się śmiać – umiejętność śmiania się z siebie czy z sytuacji rozładowuje skumulowane napięcie.
  6. Zrezygnuj z palenia tytoniu oraz nie nadużywaj alkoholu.
  7. Regularnie kontroluj stężenie glukozy we krwi,
  8. Kontroluj okresowo poziom hormonów tarczycy,
  9. Regularnie wykonuj pomiary ciśnienia tętniczego,
  10. Przestrzegaj zasady poddawania się okresowym badaniom lekarskim.

Andrzej Depko dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Profilaktyczna mastektomia finansowana z budżetu!

Profilaktyczna mastektomia u pacjentów z grup wysokiego i bardzo wysokiego ryzyka zachorowania na nowotwór złośliwy piersi została zakwalifikowana jako świadczenie gwarantowane. Minister zdrowia Łukasz Szumowski podpisał rozporządzenie w tej sprawie

Mastektomia jest zabiegiem polegającym na usunięciu całej piersi. Najsłynniejszą na świecie pacjentką, która poddała się profilaktycznie mastektomii, jest aktorka Angelina Jolie

Szacuje się, że około 100 tys. Polek jest nosicielkami genu BRCA1 (lub rzadziej BRCA2), który zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi i raka jajnika. Znalezienie takiej mutacji nie oznacza, że dana kobieta na pewno zachoruje na nowotwór – ryzyko dla każdej pacjentki jest oceniane indywidualnie.

MZ podnosi, że wprowadzenie świadczenia do wykazu jest uzasadnione nie tylko klinicznie, lecz także ekonomicznie. Wykonanie zabiegu profilaktycznej mastektomii, którego koszt dla Narodowego Funduszu Zdrowia wynosi kilka tysięcy złotych, a który uchroni od zachorowania na nowotwór złośliwy piersi, sprawi, że ograniczone zostaną co najmniej kilkudziesięciotysięczne koszty leczenia farmakologicznego, radioterapii i leczenia operacyjnego, które są ponoszone w razie wykrycia zachorowania.

Źródło: www.tvp.info

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …