Kategoria: CHOROBY

Nowe warianty koronawirusa – co warto o nich wiedzieć

Czy szybko rozprzestrzeniający się w Polsce wariant brytyjski wirusa SARS-CoV-2 rzeczywiście jest dużo bardziej zakaźny i groźny dla zdrowia niż jego podstawowa wersja? Jak można się przed nim skutecznie chronić? Sprawdź, co naukowcy wiedzą już na temat tego oraz innych, budzących największe obawy nowych wariantów koronawirusa.

– Wariant brytyjski B.1.1.7, południowoafrykański B.1.351 i brazylijski P.1 wirusa SARS-CoV-2 uznawane są obecnie za tzw. warianty alarmowe (variants of concern). Trwa dyskusja, czy niektóre z kolejnych, wykrytych w USA wariantów, np. kalifornijski lub nowojorski, także należy zaliczyć do tego grona. To określenie stosuje się, gdy dana wersja wirusa, kumulująca określone mutacje, może być bardziej zakaźna, mieć wpływ na kliniczny przebieg infekcji, zwiększać ryzyko reinfekcji lub znosić do pewnego stopnia skuteczność opracowanych szczepionek. Jeżeli istnieje podejrzenie, że przynajmniej jeden z tych warunków jest spełniany przez dany wariant to zyskuje on status alarmowego i podlega intensywnym badaniom, zarówno epidemiologicznym, molekularnym, jak i eksperymentalnym – mówi dr hab. Piotr Rzymski, biolog medyczny z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Według eksperta świat nauki dysponuje już znaczącą ilością danych dotyczących wspomnianych trzech wariantów.

– Z obserwacji epidemiologicznych wiemy, że wariant brytyjski jest bardziej transmisyjny, przynajmniej o około 30 proc. Wiemy też, że ta zakaźność jest u niego wyższa, m.in. dlatego, że posiada on mutację N501Y w genie kodującym białko kolca, która umożliwia temu białku bardziej ścisłe przyleganie do receptora na powierzchni komórek człowieka. Prawdopodobnie dzięki temu potrzeba niższej dawki infekcyjnej (mniejszej liczby cząstek wirusa), aby do zakażenia doszło. Potwierdza się to wszędzie tam, gdzie pojawia się wariant brytyjski – szybko się rozprzestrzenia i zaczyna dominować. Podobnie dzieje się w Polsce – tłumaczy dr hab. Piotr Rzymski.

Wariant brytyjski a przebieg Covid-19 i ryzyko zgonu

Biolog zaznacza jednak, że wciąż nie ma pewności co do tego, czy i jak wariant brytyjski wpływa na przebieg kliniczny zakażenia.

– Dane na ten temat wciąż nie są jednoznaczne. Niedawno ukazała się analiza w British Medical Journal, z której wynika, że zakażenie wariantem brytyjskim może potencjalnie wiązać się ze znacząco wyższym ryzykiem zgonu, w porównaniu do wcześniej występujących wariantów. Stwierdzono jednak, że ta różnica w śmiertelności, wynosząca 64 proc., występuje dopiero po upływie dwóch tygodni od zachorowania, czyli we wcześniejszym okresie choroby, przez pierwsze dwa tygodnie od momentu pojawienia się pierwszych objawów zakażenia, istotnych różnic pod tym względem nie ma. Obserwacja ta wymaga dalszych pogłębionych badań, m.in. w kierunku ustalenia przyczyn wyższej śmiertelności – mówi dr hab. Piotr Rzymski.

Wciąż nie ma bowiem pewności, czy wyższa śmiertelność, o ile rzeczywiście mamy z nią do czynienia, wynika np. z tego, że wariant brytyjski szybciej się namnaża i doprowadza do wyższego poziomu wiremii, czy też może raczej dlatego, że istotnie zwiększa ryzyko wystąpienia incydentów zatorowo-zakrzepowych, które są bardzo groźnym powikłaniem i jak wiadomo nierzadko występują w przebiegu Covid-19. Być może jednak przyczyna tego jest jeszcze inna.

– Ponieważ dane o wyższej śmiertelności powodowanej przez wariant brytyjski pochodzą na razie tylko z badań obserwacyjnych, to powinny stać się one podstawą do przeprowadzenia m.in. specjalnie zaplanowanych badań eksperymentalnych, które potwierdziłyby ich wyniki. Chodzi o testy, w których zwierzęta wrażliwe na koronawirusa, np. fretki, byłyby zakażane wariantem brytyjskim i wcześniejszymi wariantami niealarmowymi, aby sprawdzić, czy rzeczywiście występują istotne różnice w śmiertelności oraz czym one są spowodowane, m.in. na podstawie badań histopatologicznych i biochemicznych. Na podstawie samych tylko obserwacji epidemiologicznych trudno uznać otrzymane wyniki dotyczące różnic w śmiertelności, ale także i zakaźności za ostateczne i wiążące. Mogły bowiem w tych badaniach wystąpić zmienne tzw. wikłające, nie uwzględnione w badaniu, które istotnie wpłynęły na końcowy wynik. Do ustalenia jakiejś definitywnej konkluzji w tym zakresie potrzebne są również wyniki podobnych badań obserwacyjnych z innych krajów. Na ich wyniki niecierpliwie czekamy – podkreśla naukowiec.

Wariant brytyjski a szczepienia i DDM

Na bazie aktualnego stanu wiedzy o wariancie brytyjskim wiadomo już, że nie można go lekceważyć, jednak naukowcy mają też na jego temat i dobre wiadomości.

– Nie panikujmy, ale niech każdy z nas zrobi, co może, by utrudnić mu rozprzestrzenianie się. Z obserwacji w Wielkiej Brytanii wiemy, że rozwiązanie ostateczne w postaci lockdownu, zmniejsza jego transmisyjność. Ostatecznie i tak powinniśmy go pokonać, bo wszystkie autoryzowane w Unii Europejskiej szczepionki przeciw Covid-19 zachowują wysoki stopień skuteczności wobec niego. Trzeba po prostu wyszczepić odpowiedni wysoki poziom populacji – mówi dr hab. Piotr Rzymski.

– Praktyka wskazuje, że szybkość rozprzestrzeniania się koronawirusa w danym regionie, niezależnie od jego wariantu, w największym stopniu nadal zależy od dwóch rzeczy, które są od nas zależne, a więc tzw. ruchliwości społecznej oraz stosowania się do podstawowych zasad profilaktyki przeciwzakaźnej (DDMW), w tym zwłaszcza noszenia maseczek. Zatem doniesienia o potencjalnej, większej zakaźności tego czy innego wariantu nie zmieniają sposobu obrony przed zakażaniem i związanych z tym ogólnych zaleceń dla społeczeństwa. Tak naprawdę więc my sami najbardziej wpływamy na to, że jakiś nowy wariant zawleczony do Polski zaczyna u nas dominować – dodaje prof. Włodzimierz Gut z Zakładu Wirusologii NIZP-PZH.

Na razie w Polsce trudno jest precyzyjnie określić udział wariantu brytyjskiego w ogólnej liczbie zakażeń, gdyż dopiero rozwijana jest sieć monitorowania wariantów. Jednak wszystko wskazuje na to, że odpowiada on już za ponad połowę zakażeń w naszym kraju.
Warianty koronawirusa z innych kontynentów

– Wariant południowoafrykański został stwierdzony w Polsce w lutym tego roku. Wariant brazylijski nie został u nas jeszcze stwierdzony, ale do Europy dotarł. Ten pierwszy budzi niepokój m.in. dlatego, że potrafi do pewnego stopnia znosić działanie przeciwciał neutralizujących wirusa, zarówno u ozdrowieńców, jak i osób zaszczepionych. Stwierdzono jednak, że lepiej pod tym względem wypadają osoby zaszczepione, u których siła działania przeciwciał neutralizujących obniża się w znacznie mniejszym stopniu – informuje dr hab. Piotr Rzymski.

Biolog wyjaśnia, że wariant południowoafrykański, podobnie jak brazylijski, jest nosicielem m.in. mutacji L484K, zaliczanej do tzw. mutacji ucieczki, ponieważ umożliwia ona wirusowi częściowe
omijanie oddziaływania przeciwciał neutralizujących, które atakują jego białko S, za pomocą którego zakaża on ludzkie komórki.

– W efekcie, wspomnianym wariantom łatwiej jest pokonać pierwszą linię obrony jaką stawia wirusowi nasz układ immunologiczny. Warto jednak pamiętać, że działanie swoistej odpowiedzi układu odporności nie opiera się tylko o przeciwciała neutralizujące. Po pierwsze są przeciwciała nieneutralizujące, które choć nie uniemożliwiają wirusowi zakażenia komórki, to odgrywają rolę w takich mechanizmach, jak zależna od przeciwciał cytotoksyczność i fagocytoza. Po drugie, jest jeszcze odpowiedź komórkowa. Zatem nawet jeżeli wirus zdoła ominąć działanie przeciwciał i zakazić komórkę, to zostaną one przez układ immunologiczny zidentyfikowane i zniszczone, m.in. przez cytotoksyczne limfocyty. Nie ma żadnych dowodów, by jakikolwiek wariant alarmowy koronawirusa, był w stanie skutecznie uciekać przed tym mechanizmem – zapewnia dr hab. Piotr Rzymski.

W związku z tym, nawet jeśli u osoby zaszczepionej czy ozdrowieńca dojdzie do infekcji lub reinfekcji z udziałem wariantu południowoafrykańskiego, to należy się spodziewać, że przebieg zakażenia będzie łagodny, a czas przeżycia wirusa w organizmie – krótszy.

– Możliwe, że taka infekcja w ogóle nie zostanie odnotowana, bo przypominać będzie przeziębienie. Żaden z wariantów alarmowych nie znosi więc sensu szczepień. Wręcz przeciwnie, to obecnie najskuteczniejsze narzędzie służące do zapobiegania ciężkiemu przebiegowi choroby, hospitalizacjom i zgonom z jej powodu. To jest właśnie obecny cel walki z pandemią. Wątpliwe natomiast, by udało się ludzkości całkowicie doprowadzić do eradykacji koronawirusa. Ale jeżeli już ma z nami zostać, to niech będzie klinicznie nieistotnym patogenem – podsumowuje dr hab. Piotr Rzymski.

Naukowiec zwraca jeszcze w tym kontekście uwagę na wstępne wyniki badań, które wskazują, że w przypadku ozdrowieńców, satysfakcjonujący poziom ochrony przed reinfekcją, również wariantem południowoafrykańskim, można uzyskać nawet przy zaszczepieniu ich tylko jedną dawką szczepionki. Jeśli zatem rezultaty tych obserwacji się potwierdzą, będzie to mieć duże praktyczne znaczenie dla walki z pandemią i gospodarowania zasobami szczepionek.

Mutacje w świecie wirusów to norma

– Warto wiedzieć, że na całym świecie naliczono już blisko 50 tys. mutacji nowego koronawirusa SARS-CoV-2. To normalny i spodziewany rozwój wypadków. Wirusy tak po prostu mają, że ciągle mutują, dzięki czemu mogą się rozwijać i rozprzestrzeniać. Dopóki jednak mutacje te nie zmieniają zasadniczo  budowy i sposobu działania tego wirusa, a dotychczasowe mutacje tego jakoś radykalnie nie zmieniły, to wirus w gruncie rzeczy pozostaje cały czas zbliżony do wersji podstawowej, dzięki czemu w mniejszym lub większym stopniu skuteczne są cały czas wobec tych nowych wariantów dotychczas opracowane szczepionki – dodaje prof. Włodzimierz Gut.

Wirusolog podkreśla też, że wirus poza organizmem człowieka szybko ginie, jeśli nie znajduje się w środowisku o odpowiedniej wilgotności (czyli musi być odpowiednio nawilżony, aby przetrwał).

– Zatem w praktyce nie tak łatwo się nim zakazić dotykając tylko jakieś przedmioty czy też nawet przebywając w pobliżu osoby zakażonej, jeśli oczywiście stosujemy barierę fizyczną, zatrzymującą bioaerozol, w którym znajdują się cząsteczki wirusa. Maseczki materiałowe i chirurgiczne dość skutecznie blokują rozprzestrzenianie się i przenikanie do organizmu dużych i średnich kropelek aerozolu z powietrza. Jeśli chodzi o najmniejsze kropelki, to najbardziej skuteczne w ich powstrzymywaniu są maseczki o wyższych parametrach filtrowania, czyli FFP2 i FFP3 – mówi prof. Włodzimierz Gut.

Według wirusologa, nadal średnio dla wszystkich wariantów szczepu koronawirusa powodującego chorobę Covid-19 śmiertelność wśród osób zakażonych oscyluje wokół 3 proc.

Źródło: Wiktor Szczepaniak. www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Pokolenie mp3 – coraz więcej osób z niedosłuchem. Winne słuchawki?

Według Światowej Organizacji Zdrowia na niedosłuch i inne problemy ze słuchem cierpi ok. 1,5 mld ludzi na świecie. W samej Polsce sytuacja dotyczy 6 proc. populacji, a eksperci szacują, że do 2050 roku wartość procentowa może sięgnąć nawet 9 proc. Chociaż na kłopoty z narządem słuchu uskarżają się przede wszystkim osoby starsze, zjawisko to obserwuje się coraz częściej także  wśród młodych. Zdaniem lekarzy do pogorszenia słuchu przyczyniać się mogą, powszechnie używane dziś przez niemal wszystkich, słuchawki. 

 

85 decybeli (dB) to, według przyjętych przez Unię Europejską norm, górna granica szkodliwości natężenia hałasu. Tymczasem okazuje się, że limit głośności w niektórych modelach słuchawek sięga nawet 120 dB! Dla porównania – startujący odrzutowiec generuje hałas rzędu 130 dB.

 

Długotrwała ekspozycja  narządu  słuchu na  hałas może prowadzić  do  uszkodzenia  nabłonka  zmysłowego  narządu  Cortiego w  uchu  wewnętrznym. Uszkodzenie to zmniejsza  reaktywność  komórek ww.  nabłonka, co  ma  niekorzystny  wpływ na  przekazywanie  bodźców  akustycznych  przez  nerw  słuchowy  i powoduje  narastające uszkodzenie  słuchu. – mówi lek. Piotr Pasternak, audiolog, laryngolog, Grupa LUX MED.

 

Cała Polska w słuchawkach

Stało się to swego rodzaju nawykiem. Spacer z psem, jogging, pokonywana komunikacją miejską trasa do pracy – wszystkim tym czynnościom towarzyszy nam dziś muzyka w słuchawkach. Problemem jest rodzaj urządzenia oraz głośność. Lek. Piotr Pasternak, audiolog, laryngolog, Grupa LUX MED radzi, na co warto zwrócić uwagę podczas zakupu słuchawek:

 

Jeśli korzystanie ze słuchawek jest konieczne, powinniśmy wybrać model nauszny. To szczególnie ważne w przypadku najmłodszych. Aktualna sytuacja epidemiologiczna, i związana z nią nauka zdalna, wymusiła na rodzicach doposażenie dzieci w sprzęt niezbędny do uczestnictwa w lekcjach online, w tym między innymi także w słuchawki. Słuchawki nauszne są najbezpieczniejsze, ponieważ mają największą powierzchnię, tłumią dźwięki z zewnątrz, a fala dźwiękowa dociera do ucha w bardziej naturalny sposób, niż w przypadku słuchawek dousznych lub dokanałowych (zwykle z silikonową końcówką), które absolutnie odradzam. Dostarczają one bowiem dźwięk bezpośrednio do kanału słuchowego, a to stwarza znacznie większe ryzyko uszkodzenia słuchu. Obecnie tradycyjne słuchawki mogą osiągać poziom dźwięku, który podczas ich długotrwałego użytkowania, jest nie tylko męczący, ale także niebezpieczny. Aby dziecko uniknęło w przyszłości problemu z niedosłuchem, warto rozważyć zakup słuchawek z dodatkową funkcją ograniczenia głośności.

 

PAMIĘTAJ!

Podczas użytkowania słuchawek warto zastosować się do kilku przydatnych wskazówek:

 

  1. Nigdy nie ustawiaj maksymalnej głośności – niektóre modele słuchawek przenoszą ciśnienie akustyczne o poziomie nawet 120 dB! Taka skala natężenia dźwięku wiąże się już z progiem bólu. Dla porównania – 130 dB osiąga odrzutowiec podczas startu. Zalecana optymalna i bezpieczna głośność to 30-60 dB.

 

  1. Czas korzystania ze słuchawek ogranicz do 1 godziny dziennie – słuchawki powodują, że naturalne otoczenie dźwiękowe się zmienia. Długotrwałe ich użytkowanie prowadzi do przemęczenia narządu słuchu. Ze słuchawek korzystaj wówczas, kiedy jest to niezbędne i rób częste przerwy.

 

  1. Ustaw głośność na poziomie 0 przy podłączeniu słuchawek – aby uniknąć nieprzyjemnego dla ucha uderzenia głośnego dźwięku i związanej z tym dolegliwości bólowej, przy podłączeniu słuchawek, a przed uruchomieniem muzyki, ustaw głośność na 0.

 

Aby odpowiednio zadbać o słuch, należy w miarę możliwości ograniczać przebywanie w hałasie. Rodzice powinni także zwracać szczególną uwagę na sposób i częstotliwość użytkowania słuchawek przez dzieci. Każdy niepokojący sygnał, świadczący o pogarszającym się słuchu dziecka, powinien być jak najszybciej skonsultowany ze specjalistą i poddany odpowiedniej diagnostyce. Pamiętajmy także o profilaktycznych, kontrolnych badaniach słuchu.

Źródło: Materiał prasowy

Fot.www.pixabay.com

Choroba zwyrodnieniowa stawów: jak opóźnić jej rozwój

Otyłość, ciężka praca fizyczna lub zbyt intensywne uprawianie sportu mogą istotnie przyczynić się do rozwoju tej niezwykle dolegliwej choroby atakującej stawy. W pewnym zakresie można jej jednak zapobiegać, przy czym profilaktykę najlepiej zacząć już w okresie dzieciństwa. Poznaj najważniejsze fakty o chorobie zwyrodnieniowej stawów.

Zacznijmy od tego, że choroba zwyrodnieniowa stawów najczęściej atakuje osoby po 50. roku życia, w tym zwłaszcza kobiety, choć może się ona rozwinąć także i u młodszych osób obojga płci. Do najważniejszych przyczyn tej choroby specjaliści zaliczają m.in. predyspozycje genetyczne, zaburzenia metaboliczne, a także mechaniczne przeciążenia stawów. Te ostatnie mogą powstawać np. wskutek intensywnego uprawiania sportu, ciężkiej pracy fizycznej, ale także w efekcie przeciążenia stawów z powodu nadmiernej masy ciała (otyłości).

– Proces chorobowy ma charakter przewlekły i często obejmuje wiele stawów (najczęściej staw kolanowy, biodrowy, stawy rąk, stóp lub kręgosłupa). Do charakterystycznych objawów należą: ból, krótkotrwała sztywność, zwłaszcza na początku ruchu i przy zmianie pozycji ciała, bolesność przy dotyku, ograniczenie ruchomości stawów, trzeszczenia, a czasem nawet niestabilność stawu lub obrzęki – wskazuje prof. Anna Kuryliszyn-Moskal, kierownik Kliniki Rehabilitacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

Specjalistka ostrzega, że choroba zwyrodnieniowo-przeciążeniowa stawów jest zaliczana do grupy chorób ciężkich, które w zaawansowanej fazie rozwoju mocno upośledzają funkcjonowanie człowieka i znacząco obniżają jakość jego życia. Dlatego apeluje, aby nie lekceważyć pierwszych jej objawów, lecz natychmiast skonsultować się z lekarzem i rozpocząć właściwe leczenie. Jeśli się tego nie zrobi choroba będzie postępować dając coraz bardziej dotkliwe objawy. Nie będą to już tylko przejściowe „sztywności poranne” i sporadyczne bóle, występujące np. tylko po jakimś większym wysiłku, lecz np. silny ból utrzymujący się przez wiele godzin w ciągu dnia czy też ból pojawiający się lub nasilający w nocy, który zacznie utrudniać normalne funkcjonowanie.

Uwaga! Lekarze ostrzegają przed „samoleczeniem” choroby zwyrodnieniowej stawów, np. za pomocą powszechnie dostępnych i szeroko reklamowanych tabletek, kremów czy żelów przeciwbólowych, suplementów diety, itp.

– Nie powinno się na własną rękę rozpoczynać leczenia dostępnymi bez recepty środkami przeciwbólowymi „na wszystkie dolegliwości”. Konsultacja z lekarzem czy farmaceutą (w przypadku leków bez recepty) pomoże pacjentowi dobrać właściwy lek na bóle kostno-stawowe i mięśniowe. Wielokrotnie osoby chore zamiast zgłosić się do lekarza korzystają z niesprawdzonych alternatywnych metod, które nic nie wnoszą, a tylko opóźniają rozpoczęcie właściwego leczenia – ostrzega prof. Jarosław Drobnik, kierownik Zakładu Gerontologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Od razu dodajmy, że całkowite wyleczenie tej choroby nie jest możliwe! Jest ona bowiem związana z trwałym i nieodwracalnym „zużywaniem się” naszego organizmu, a także starzeniem się. Celem leczenia jest więc opóźnianie postępu choroby oraz podnoszenie jakości życia chorego, m.in. przy użyciu środków farmakologicznych (przeciwbólowych, przeciwzapalnych), chirurgicznych, jak i indywidualnie dobranej rehabilitacji.

To właśnie dlatego w przypadku ChZS tak ważna jest profilaktyka i wczesne wykrycie. Dzięki wiedzy na temat czynników ryzyka rozwoju tej choroby można uniknąć zachorowania, opóźnić jej rozwój, a także złagodzić jej objawy.

Jak zapobiegać chorobie zwyrodnieniowej stawów?

Eksperci podkreślają, że w przypadku tego schorzenia profilaktyka zaczyna się już od wczesnego dzieciństwa – poprzez standardowe badanie noworodków i niemowląt pod kątem występowania dysplazji stawu biodrowego, czyli wrodzonej wady rozwojowej, która jeśli nie jest leczona grozi rozwojem wtórnej choroby zwyrodnieniowej. Na szczęście dzięki przesiewowym badaniom USG w praktyce udaje się tę wadę szybko wychwycić i skutecznie leczyć, co zapobiega późniejszym komplikacjom.

W przypadku starszych dzieci, oprócz lekarzy, ogromną rolę do odegrania w profilaktyce choroby zwyrodnieniowej stawów mają także nauczyciele i rodzice.

– Należy bacznie obserwować dzieci zwracając uwagę na wady postawy związane z kręgosłupem, takie jak lordoza, kifoza czy skolioza, a także na wady dotyczące stóp czy kolan (np. stopy płasko-koślawe, nadmierna koślawość kolan, utykanie przy chodzeniu). Szybko wprowadzona gimnastyka korekcyjna, ortotyka (korzystanie z pomocy ortopedycznych) i fizjoterapia pomagają skorygować wiele wad, zapobiec ich rozwojowi, a przez to zmniejszyć ryzyko wystąpienia choroby zwyrodnieniowej stawów w przyszłości. Ważne jest też stosowanie odpowiedniej diety, która pozwala utrzymać właściwą masę ciała i zapobiec przeciążaniu stawów – mówi dr Paweł Olszewski, doświadczony ortopeda z Oddziału Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej i Rehabilitacji Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie.

Specjalista zaleca też w ramach profilaktyki codzienną aktywność fizyczną, zwłaszcza aerobową (chodzi o utrzymywanie rytmicznej aktywności ruchowej dużych grup mięśniowych, np. poprzez maszerowanie), przez co najmniej 20-30 minut dziennie.

– Można również uprawiać sporty, które nie powodują dużych przeciążeń stawów, czyli takie jak pływanie, jazda na rowerze czy bieganie po miękkim podłożu, w odpowiednim obuwiu. Niezwykle istotne jest też leczenie wszelkich urazów, zwichnięć czy złamań, np. skręcania stawu skokowego, które zaniedbane prędzej czy później dadzą o sobie znać – dodaje dr Paweł Olszewski.

Specjalista podkreśla, że bardzo istotna w profilaktyce jest tzw. codzienna higiena narządu ruchu, która polega m.in. na umiejętnym, ergonomicznym podnoszeniu ciężarów (czyli nie zginając się w pół, lecz kucając – przy zgiętych kolanach i prostych plecach), prawidłowym noszeniu plecaka (na obydwu ramionach), a także robieniu regularnych przerw w pracy przy biurku (na rozruszanie stawów). Wieloletnie zaniedbania w tych kwestiach zwiększają ryzyko rozwoju choroby zwyrodnieniowej.

Oczywiście w przypadku osób, które już zmagają się z tą chorobą, rodzaj aktywności fizycznej i konkretne zestawy ćwiczeń powinien dobrać indywidualnie do potrzeb i możliwości danego pacjenta doświadczony fizjoterapeuta lub lekarz. Specjalista pomoże też dobrać odpowiednie dla danej osoby pomoce do poruszania się, a także doradzi w ewentualnym przearanżowaniu przestrzeni domowej, w celu zmniejszenia ryzyka upadków.

Na tym jednak nie koniec możliwości zapobiegania tej chorobie. Dr Paweł Olszewski zwraca uwagę, że w ramach profilaktyki trzeba też leczyć (kontrolować) wiele innych chorób, na tle których (wtórnie) może się rozwinąć choroba zwyrodnieniowa stawów. Chodzi tu np. o takie choroby jak reumatoidalne zapalenie stawów czy dna moczanowa

Prof. Anna Kuryliszyn-Moskal dodaje, że choroba zwyrodnieniowa stawów bardzo często idzie w parze z innymi schorzeniami i zaburzeniami stanu zdrowia, co dodatkowo komplikuje jej leczenie. Chodzi m.in. o takie problemy zdrowotne jak:

  • Nadciśnienie
  • Dyslipidemia
  • Insulinooporność
  • Cukrzyca typu 2
  • Otyłość
  • Depresja
  • Lęk

Zatem w praktyce, efektywne leczenie choroby zwyrodnieniowej stawów często wymaga korzystania z pomocy wielu specjalistów: lekarzy (m.in. internisty, reumatologa, ortopedy), fizjoterapeutów, dietetyka, a także psychologa.

Dodajmy jeszcze, że w diagnostyce tej choroby, poza wywiadem lekarskim i badaniem fizykalnym, stosuje się m.in. radiologiczne badania obrazowe (USG) oraz badania laboratoryjne służące do wykrywania i analizy stanów zapalnych (ostrych i przewlekłych) występujących w organizmie. Badania te określa się często potocznie jako tzw. pakiet reumatyczny.

Wiktor Szczepaniak, www.zdrowie.pap.pl

Sepsa: relatywnie rzadka, ale niezwykle groźna. A często można jej uniknąć.

Umiera z jej powodu więcej ludzi, w tym malutkich dzieci, niż łącznie z powodu raka płuc i raka piersi. Jest bardzo groźna dla niemowląt i przedszkolaków. Mowa o sepsie, przed którą w pewnym zakresie można się chronić: poprzez szczepienia i znajomość pierwszych objawów.

„Sepsa i wstrząs septyczny stanowią bezpośrednie zagrożenie życiu i wymagają niezwłocznego leczenia w oddziałach anestezjologii i intensywnej terapii. Śmiertelność
w przebiegu sepsy i wstrząsu septycznego jest bardzo wysoka i sięga 50 proc. Oznacza to, że jest wyższa od śmiertelności w przebiegu zawału mięśnia sercowego, a umieralność z powodu sepsy jest wyższa od łącznej umieralności z powodu raka płuc i raka piersi” – ostrzega anestezjolog prof. Krzysztof Kusza, prezes Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii.

Tego, jak groźna może być sepsa,  doświadczyły Kasia, Małgosia i Magda – mamy, których dzieci przeżyły sepsę wywołaną przez menigokoki – wszystkie trzy wzięły udział w spocie przygotowanym z okazji Światowego Dnia Sepsy, który obchodzony jest co roku 13 września. Dziś przekonują innych rodziców, by nie zwlekali.

Ich synowie żyją, choć dwóch z nich boryka się w wieloma trudnymi konsekwencjami zakażenia, które przeszli. Miłosz przestał mówić, zgłaszać potrzeby fizjologiczne i jak się później okazało, stracił słuch. Kacprowi groziła amputacja ręki, teraz czeka go seria operacji nóżki. Jedynie Maciek wyszedł z choroby cało, ale strachu jaki przeżyli rodzice nie życzą nikomu.

– Myśleliśmy, że mamy na to czas – mówi Kasia.

A Magda przyznaje: „Mieliśmy żal do siebie, bo może gdyby Kacper był zaszczepiony łagodniej by to przeszedł. Dziś obaj nasi synowie są zaszczepieni” – mówi. – Nie chcemy tego drugi raz przechodzić, dlatego oboje dzieci zaszczepiliśmy przeciwko meningokokom typu B – dodaje Małgosia.

Niedoceniane szczepienie

Niestety, wiedza na temat sepsy wciąż jest niewystarczająca. Nie jest to choroba, a zespół objawów. WHO definiuje sepsę jako stan zagrażający życiu, który powstaje, gdy reakcja organizmu na zakażenie uszkadza własne tkanki i narządy”.

Jak pokazuje najnowsze badanie zlecone przez Fundację Instytutu Matki i Dziecka, większość Polaków (69 proc.) nie wie, że szczepienia to najskuteczniejszy sposób, aby zapobiec niektórym rodzajom sepsy.

– Wśród tych, którzy zadeklarowali, że wiedzą, jak zapobiegać, uściśliliśmy pytanie i zapytaliśmy, który ze sposobów jest najbardziej skuteczny w zapobieganiu rozwojowi sepsy. 33,5 proc. respondentów w populacji ogólnej odpowiedziało, że tym sposobem jest dbanie o odporność np. poprzez właściwą dietę i ponad 28 proc., że częste mycie rąk. No cóż, życzyłbym sobie, aby tak właśnie było, ale niestety, to nie wystarczy – skomentował lek. Łukasz Durajski.

Na najbardziej istotne w kontekście skutecznej metody zapobiegania rozwojowi sepsy, czyli szczepienia, wskazywano dopiero na trzecim miejscu – odpowiedź tę wybrała zaledwie co piąta osoba w populacji ogólnej. Wśród mam ten odsetek jest co prawda dwukrotnie wyższy – znaczenie szczepień zadeklarowało niemal 40 proc. z nich. Ale już w całej grupie respondentów jako skuteczną metodę wskazało je zaledwie 18 proc. mam niemowląt i zaledwie 6 proc. wszystkich osób.

Warto przy tym wiedzieć, że sepsa może zdarzyć się w każdym wieku, ale największe spustoszenie sieje w dwóch grupach wiekowych – u bardzo małych dzieci i osób w podeszłym wieku. Co ciekawe, meningokoki atakują też skutecznie zdrowe nastolatki, i to ta grupa wiekowa jest, obok malutkich dzieci, grupą ryzyka dla inwazyjnej choroby meningokokowej.

Sepsa: jakie patogeny mogą ją wywołać

Sepsę mogą wywołać bakterie, wirusy i grzyby. Według CDC (Centres for Disease and Control – agendy rządowej USA mającej na celu monitorowanie chorobowości i sposobów zapobiegania chorobom) około 80 proc. przypadków sepsy jest wywoływanych przez bakterie pozaszpitalne, czyli takie, które są odpowiedzialne za szereg chorób układu oddechowego czy słuchu (anginy, zapalenie ucha, zapalenie oskrzeli). Co więcej, wiele z nich bytuje w drogach oddechowych, zwłaszcza małych dzieci, przy czym nigdy, albo tylko do czasu nie sprawiając żadnych kłopotów. To bakterie:

  • meningokoki, czyli dwoinki zapalenia opon mózgowych; jest szczepionka, znajduje się w kalendarzu szczepień zalecanych;
  • paciorkowce, odpowiedzialne m.in. za wywołanie anginy, ale i zapalenia mieszków włosowych); nie ma szczepionki;
  • pałeczki hemofilne typu B (wywołują m.in. zapalenia płuc); jest szczepionka, obowiązkowa dla małych dzieci;
  • pneumokoki, czyli dwoinki zapalenia płuc, odpowiedzialne m.in. za zapalenia płuc; jest szczepionka, od niedawna obowiązkowa dla małych dzieci;
  • Listeria monocytogenes, którymi najczęściej zakazić się można zjadając zakażoną żywność, wywołują listeriozę; nie ma szczepionki.

Sepsa wywołana w przebiegu zakażenia meningokokami jest niezwykle groźna, ponieważ jest „piorunująca” – często w przypadku nierozpoznania od pierwszych objawów do śmierci mija zaledwie doba.

Liczy się czas – można go zyskać mając wiedzę

Choć ogólnie pojęcie sepsy jest znane, to już wiedzę na temat, jak ją rozpoznać i jak jej uniknąć, deklaruje jedynie 30 proc. populacji, a posiadane informacje często są niepełne lub błędne.

– Choć wśród mam małych dzieci, co cieszy, ta wiedza jest większa, to jednak 40 proc. nie wie, jak rozpoznać sepsę. A to już jest niepokojące, bo to dzieci do 1. roku życia z powodu niedojrzałości układu odpornościowego są w grupie największego ryzyka rozwoju sepsy, zwłaszcza tej najgroźniejszej, meningokokowej – zwraca uwagę dr Łukasz Durajski, przewodniczący Zespołu ds. Szczepień Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, autor bloga DoktorekRadzi.pl.

Objawy ostrzegawcze sepsy

Te objawy wymagają natychmiastowej reakcji:

  • Gorączka, dreszcze, poczucie zimna;
  • Szybki oddech, trudność ze złapaniem oddechu;
  • Ból, złe samopoczucie; zmiana zachowania dziecka;
  • Spocona skóra, wysypka nie znikająca po ucisku;
  • Pogorszenie kontaktu z otoczeniem, dezorientacja;
  • Szybkie bicie serca.

– Jak rozpoznać sepsę? Rodzice często mówią: „Dziecko nie jest takie, jak zawsze”. Nie chce się śmiać, nie chce się bawić. Jeżeli siedziało, nie chce siedzieć, jeżeli chodziło – nie chce chodzić. Nie chce jeść, a dotąd nie było z tym problemów. Potem dochodzą kolejne objawy: wysoka gorączka, wymioty, biegunka, wysypka krwotoczna – nie sposób tego nie zauważyć. Trudno mówić o trzydniówce, jak sugerują niektórzy lekarze – w pierwszym dniu stan gorączkowy wymaga diagnostyki. Jeśli dodamy do tego wiek i dziwne zachowanie dziecka – to wystarczy, by jak najszybciej trafiło do lekarza, który musi też zwrócić uwagę na sugestie rodziców, że coś jest nie tak. Czasem takie szczegóły jak szybszy oddech, czy mocniejsze bicie serca mogą być wskazówką, bo sepsa zaburza już funkcjonowanie organizmu – zwraca uwagę prof. Leszek Szenborn, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych AM we Wrocławiu.

Tak było w przypadku Maćka, Kacpra i Miłosza.

– Zaczęło się od tego, że Maciej był marudny i senny. Potem pojawiła się temperatura. Nagle zaczął strasznie wymiotować, a jego usta zrobiły się białe. Pojechaliśmy do szpitala. To była sepsa – mówi Małgosia.

– Z początku Kacper był osowiały, nie chciał jeść, miał bardzo zimne dłonie. Zbiliśmy gorączkę, wtedy poprawił mu się humor, zjadł. Kiedy rano się obudził zobaczyłam pojedyncze plamki na jego ciele. Myślałam, że to różyczka, albo ospa. Z godziny na godzinę zaczęło ich przybywać. Coraz szybciej oddychał, a jego usta zrobiły się kompletnie sine. Zadzwoniliśmy po pogotowie. Tam usłyszeliśmy, że najbliższe 24 godziny zdecydują, czy Kacper to przeżyje – opowiada Magda.

– Wyjęłam Miłosza z łóżeczka, miał dreszcze. Cały się trząsł i kurczowo się mnie trzymał. Miał gorączkę ponad 40 stopni. Udało się ją opanować, ale następnego dnia miał na nogach czerwone krostki. Pojechaliśmy do szpitala. Przyjęli nas na oddział około 20-stej, a koło północy wyszedł do nas lekarz i powiedział, żebyśmy przygotowali się na najgorsze – wspomina Kasia.

Szczepienia w czasie pandemii: czy warto?

Te dzieci przeżyły, ale niestety nie zawsze te historie kończą się szczęśliwie.

–  Sepsa często nie daje szans. Tak było np. w przypadku trzyletniego chłopca, który zmarł w ciągu kilkunastu godzin, przewożony ze szpitala do szpitala. Potem w gazetach czytam: w przedszkolu trwa czyszczenie, pranie dywanów dezynfekcja zabawek. Ale nic o tym, że mamy skuteczne szczepienia, które mogłyby zapobiec tej tragedii – zwraca uwagę prof. Szenborn.

Szczepionka meningokokowa zapobiega zakażeniu, który ma najwyższy współczynnik śmiertelności wśród wszystkich zakażeń, dlatego – choć jest szczepieniem zalecanym a nie obowiązkowym – ma wysoki priorytet wśród innych szczepień.

– Dla nas, lekarzy potwierdzeniem tego jest sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie dzięki szczepieniom zredukowano zachorowania z powodu meningokoków o 70 proc. Jej powszechne użycie spowodowało niemal zanik tej groźnej choroby.  Najnowsze prace z Włoch również potwierdzają redukcję zakażeń – w jednym z regionów nawet o 80 proc. Czyli to działa, a to jest dla nas najważniejszy argument, by szczepić –  mówi prof. Szenborn.

W obecnej sytuacji epidemiologicznej (pandemia COVID-19) wiele osób zastanawia się czy wykonywanie szczepień – szczególnie tych nieobowiązkowych – jest zasadne.

– Zasadne, bezpieczne i wręcz zalecane. WHO i wszystkie instytucje naukowe, które zajmują się ochroną zdrowia publicznego i chorobami zakaźnymi mówią wprost: szczepienia w dobie COVID-u tym bardziej powinny być wykonywane, bo stanowią dodatkową ochronę – podkreśla lek. Durajski.

Monika Wysocka,  www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Grzybicza czy bakteryjna? Jak rozpoznać infekcję intymną?

Okres urlopowy to czas, w którym oddajemy się relaksowi, zapominając o codziennych stresach. Wysoka temperatura, wilgoć, nieprzepuszczająca powietrza bielizna czy korzystanie z publicznych kąpielisk sprawiają, że ryzyko pojawienia się infekcji intymnych znacznie wzrasta. Niestety, dolegliwości te są na tyle dokuczliwe, że potrafią zepsuć wypoczynek. Warto wiedzieć zatem, jak się przednimi ustrzec.

Kwestia higieny intymnej, zwłaszcza latem i w czasie podróży, jest niezmiernie ważna. Kąpiele w publicznych basenach i innych akwenach wodnych sprzyjają rozwojowi bakterii i grzybów. Wyjazdy urlopowe wiążą się także z koniecznością korzystania z publicznych toalet, a te niestety – są siedliskiem niebezpiecznych dla zdrowia drobnoustrojów.
W kobiecej pochwie żyje na ogół kilkaset mikroorganizmów, jednak jedynie niewielka ich część może wywołać infekcję. W prawidłowo funkcjonującej florze bakteryjnej pochwy dominują pałeczki kwasu mlekowego, który nadaje jej środowisku wewnętrznemu kwaśny odczyn. Kiedy pH pochwy się podwyższa, wówczas drobnoustroje, jakie jak: rzęsistki, drożdżaki czy pałeczki E. coli namnażają się i wywołują infekcje intymne.

Infekcje intymne w podróży – jak im zapobiec?

Aby uchronić się przed infekcjami intymnymi w trakcie urlopu, pamiętaj o podstawowych zasadach utrzymania higieny – to najlepsza profilaktyka. Do kosmetyczki spakuj dobrej jakości żel lub płyn do higieny intymnej – taki, który nie zawiera szkodliwych barwników, parabenów czy substancji zapachowych. Korzystaj z preparatów dostępnych w aptekach, jednak pamiętaj o tym, że zbyt częste używanie tego rodzaju kosmetyków nie jest zalecane. Do mycia okolic intymnych nie używaj gąbek ani myjek – są siedliskiem bakterii i mogą zwiększać ryzyko infekcji. W podróży miej ze sobą jednorazowe nakładki na WC oraz chusteczki do higieny intymnej, by na wszelki wypadek móc się odświeżyć, kiedy nie będziesz miała dostępu do bieżącej wody. Jeśli nie ma takiej potrzeby, zrezygnuj z wkładek higienicznych oraz śpij bez bielizny. Pamiętaj też przede wszystkim o tym, że infekcjom intymnym mogą towarzyszyć inne choroby, dlatego pod żadnym pozorem nie lekceważ ich i w razie wystąpienia dolegliwości, po powrocie z urlopu skonsultuj się z lekarzem ginekologiem.

Grzybicza czy bakteryjna – różnice

W określeniu czy mamy do czynienia z grzybiczym, czy też bakteryjnym zakażeniem pochwy, pomocny jest wymaz, który wyraźnie wskaże przyczynę infekcji. Pobiera go lekarz podczas badania ginekologicznego.
Grzybica pochwy nazywana jest często drożdżycą lub kandydozą, ponieważ w większości  przypadków wywołuje ją grzyb z rodzaju Candida albicans. Do zakażenia dochodzi często w wyniku kontaktów seksualnych, ale także na basenie, w saunie czy publicznej toalecie. Na rozwój infekcji ma również wpływ nieprawidłowa dieta, na skutek której wzrasta poziom cukru we krwi – to „doskonałe” środowisko do rozwoju grzybów.
Bakteryjne zakażenie pochwy występuje wówczas, gdy chorobotwórcze bakterie namnażają się, zwiększając niemal tysiąckrotnie swoją liczebność. Należy pamiętać, że rozwojowi tego typu infekcji może sprzyjać nie tylko brak higieny intymnej, ale i nadmierne dbanie o nią, przejawiające się w stosowaniu zbyt dużej ilości silnych detergentów, jak mydło czy zwykły żel pod prysznic. Inną przyczyną zakażenia bakteryjnego pochwy mogą być zaburzenia hormonalne.
Choć objawy infekcji intymnych mogą wydawać się podobne, to jednak różnią się w zależności od tego, czy są spowodowane przez bakterie czy grzyby. To niezwykle ważne, by odpowiednio zdiagnozować przyczynę zakażenia, ponieważ przy każdej z tych infekcji leczenie przebiega inaczej. Na ogół towarzyszą im pieczenie, świąd, upławy czy parcie na pęcherz, jednak istnieją symptomy, które wstępnie pozwalają na rozpoznanie rodzaju infekcji.

Przy grzybiczej infekcji mamy do czynienia z intensywnym, nieustannym świądem – występuje on niemal zawsze. Pojawiają się także białe, bezzapachowe upławy o „serowatej” konsystencji, a dodatkowymi objawami może być bolesność i zaczerwienienie warg sromowych. Czynnikami ryzyka rozwoju tego rodzaju infekcji jest stosowanie antybiotykoterapii i innych leków obniżających odporność. Grzybica może pojawić się właściwie w każdym wieku. W przypadku zakażenia bakteryjnego pochwy, które występuje głównie w wieku rozrodczym, głównym objawem są białe upławy o luźnej konsystencji i nienaturalnym, silnym, rybim zapachu, którego nie można pomylić z żadnym innym. Świąd występuje rzadko, natomiast mogą pojawić się symptomy ogólnego zakażenia organizmu, jak: gorączka i uczucie zmęczenia. Czynnikiem ryzyka tej infekcji są kontakty płciowe przy jednoczesnej częstej zmianie partnerów seksualnych czy używanie wkładek antykoncepcyjnych. W tej infekcji, w przeciwieństwie do grzybicy, objawy narastają bardziej stopniowo.

lek. Ewelina Śliwka-Zapaśnik, ginekolog Grupy LUX MED

Aby zapobiec rozwojowi infekcji intymnych, warto skorzystać z rozwiązań zapobiegawczych. Podstawą jest oczywiście zachowanie higieny. Pamiętaj o prysznicu przed i po każdej kąpieli w basenie czy morzu. Postaw także na naturalną, bawełnianą bieliznę, która przepuszcza powietrze i daje skórze oddychać. Warto również przyjmować probiotyki, które uzupełniają florę bakteryjną narządów płciowych, utrudniając w ten sposób rozwój infekcji.
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

WZW typu A, B i C – w jaki sposób się przed nim chronić?

Wirusowe Zapalenie Wątroby to grupa chorób zakaźnych znanych jako zapalenie wątroby typu A, B, C, D i E. Za najgroźniejsze uznaje się przenoszone przez krew wirusy typu B (HBV) i C (HCV), podczas gdy wirusy typu A (HAV) i E (HEV) szerzą się drogą pokarmową oraz przez kontakt z osobami zakażonymi. W Polsce liczba osób przewlekle zakażonych HBV i HCV szacowana jest odpowiednio na około 350 tys. (WZW-B) i 200 tys. (WZW-C).

Światowa Organizacja Zdrowia, uznając WZW za jedno z największych zagrożeń epidemiologicznych XXI wieku, ustanowiła 28 lipca Światowym Dniem Walki z Wirusowym Zapaleniem Wątroby.
Wirus HAV, wywołujący WZW typu A, czyli tzw. chorobę brudnych rąk, wydalany jest z kałem, dlatego do zakażenia dochodzi zwykle drogą pokarmową (zakażone produkty żywnościowe), ale nie tylko. Do zakażenia może również dojść poprzez kontakty seksualne z zakażonym. Prawdopodobieństwo zakażenia wirusem HAV wzrasta podczas wizyt w krajach endemicznego występowania choroby, tj. w rejonie basenu Morza Śródziemnego, krajach Europy Wschodniej i Rosji oraz w krajach rozwijających się. W Polsce od kilku lat również notuje się wzrost zachorowań na WZW typu A.
Do zakażenia wirusem HBV i HCV najczęściej dochodzi przy naruszeniu ciągłości tkanek – skóry lub błony śluzowej i wprowadzeniu krwi zakażonej (nawet w niewielkiej ilości), np. podczas zabiegów medycznych (przetaczanie krwi, przeszczepianie tkanek zakażonych wirusem HBV lub HCV, zabiegi wykonane niesterylnym, zakażonym sprzętem m.in. strzykawką, igłą, sprzętem do endoskopii) lub zabiegów niemedycznych (wstrzykiwanie dożylnie środków uzależniających, tatuowanie lub zabiegi kosmetyczne wykonane skażonym sprzętem, jak: iniekcje, przekłuwanie uszu, nakłuwanie skóry, wstrzykiwanie preparatów ujędrniających, barwiących lub innych niewiadomego pochodzenia). Ponadto, podobnie jak w przypadku HAV, do zakażenia może dojść przez kontakty seksualne z zakażonym. Jak zauważa dr n. med. Wojciech Basiak, specjalista chorób zakaźnych Grupy LUX MED, zakażenia HBV i HCV są o wiele groźniejsze od pozostałych.

Edukacja w zakresie profilaktyki i wczesnego wykrycia zakażenia jest w przypadkach HBV i HCV szczególnie ważna, ponieważ zakażenia te mogą przez lata przebiegać w sposób utajony i nie dawać żadnych objawów. W konsekwencji tego niszczą wątrobę i prowadzą do jej marskości, a w niektórych przypadkach – do raka wątrobowokomórkowego. Najlepszym sposobem zapobiegania wirusowym zapaleniom wątroby są szczepienia ochronne, które są bardzo skuteczne (p/WZW typu B są obowiązkowe dla każdego dziecka już w pierwszej dobie po urodzeniu, a szczepienie p/ WZW typu A jest dodatkowo zalecane). Niestety nie powstała jeszcze szczepionka przeciw WZW C, dlatego ważne jest  zapobieganie zakażeniom HCV i szybka identyfikacja oraz leczenie osób przewlekle zakażonych.

dr n. med. Wojciech Basiak, specjalista chorób zakaźnych Grupy LUX MED

W przypadku szczepienia p/WZW typu B, pierwsza dawka szczepionki podana po narodzinach dziecka, powinna być uzupełniona drugą dawką w 2. miesiącu życia oraz kolejną,  trzecią dawką w 3.-4. miesiącu życia. Kompletna seria szczepionki indukuje poziom przeciwciał ochronnych u ponad 95 proc. niemowląt, dzieci i młodzieży. Odporność utrzymuje się najprawdopodobniej przez całe życie.

Objawy HAV, HBV i HCV

Do objawów WZW typu A zaliczamy: podwyższoną temperaturę, bóle mięśniowe i „łamanie w kościach”, zaburzenia łaknienia, mdłości, wymioty, ciemne zabarwienie moczu, odbarwiony stolec i bóle brzucha. Niekiedy, gdy poziom bilirubiny w surowicy jest za wysoki, pojawia się również żółtaczka, czyli zażółcenie powłok skórnych i śluzówek. Nasilenie żółtaczki związane jest z uszkodzeniem hepatocytów oraz dróg żółciowych wewnątrzwątrobowych przy namnażaniu się wirusa w komórce wątrobowej.
Objawy WZW typu B mogą być niezwykle zróżnicowane. W ostrym WZW typu B, podobnie jak w przypadku WZW typu A, mogą pojawić się bóle mięśniowo-stawowe, stany podgorączkowe, brak apetytu, powiększenie wątroby, itp. Jeżeli towarzyszą im bóle brzucha oraz wzdęcia, czy zaburzenia oddawania stolca, to bardzo często WZW typu B mylone jest zatruciem pokarmowym czy grypą żołądkową.  Chorzy o swoim nosicielstwie bardzo często dowiadują się przez przypadek lub w momencie rozpoznania poważnych uszkodzeń wątroby. O HCV mówi się, że to najgroźniejszy wróg wątroby. Dlaczego?

Objawy WZW typu B mogą być niezwykle zróżnicowane. W ostrym WZW typu B, podobnie jak w przypadku WZW typu A, mogą pojawić się bóle mięśniowo-stawowe, stany podgorączkowe, brak apetytu, powiększenie wątroby, itp. Jeżeli towarzyszą im bóle brzucha oraz wzdęcia, czy zaburzenia oddawania stolca, to bardzo często WZW typu B mylone jest zatruciem pokarmowym czy grypą żołądkową.  Chorzy o swoim nosicielstwie bardzo często dowiadują się przez przypadek lub w momencie rozpoznania poważnych uszkodzeń wątroby. O HCV mówi się, że to najgroźniejszy wróg wątroby. Dlaczego?

dr n. med. Wojciech Basiak, specjalista chorób zakaźnych Grupy LUX MED

Podnoszenie świadomości zdrowotnej społeczeństwa w zakresie profilaktyki p/WZW jest niezwykle istotne – szczególnie w sferze szczepień ochronnych. W przypadku HCV warto raz na jakiś czas wykonać diagnostykę w tym kierunku. Szybkie wykrywanie i skuteczne leczenie zapobiega zakażaniu kolejnych osób i jest uznawane za formę profilaktyki.
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Bąblowica – Główny Inspektor Sanitarny ostrzega przed wakacyjnym zagrożeniem

Główny Inspektor Sanitarny na swojej stronie przypomina  o realnym zagrożeniu, jakim jest Bąblowica.

Bąblowica jest zoonozą (chorobą, która przenosi się ze zwierząt na ludzi), powodowaną przez larwy tasiemca Echinococcus granulosus lub Echinococcus multilocularis. Jaja tasiemca uwalnianie są z kałem zakażonych psów i lisów. Do organizmu człowieka mogą dostać się poprzez:

  • bliski kontakt z tymi zwierzętami,
  • przeniesienie jaj do ust za pomocą brudnych rąk,
  • spożycie skażonej jajami żywności lub wody.

Inspektorat wskazuje, że zakazić się Bąblowicą można poprzez:

  • ie przestrzeganie zasad higieny,
  • bliski kontakt z zakażonymi zwierzętami,
  • spożywanie niedogotowanej, niemytej żywności (np. warzyw, owoców leśnych).

Ponadto warto pamiętać, że także pies, może być rezerwuarem tasiemców bąblowco­wych.

Jakie są objawy bąblowicy?

Objawy ściśle związane są z lokalizacją cysty, najczęściej umiejscawiają się w:

  • wątrobie,
  • płucach,
  • nerkach,
  • śledzionie,
  • ośrodkowym układzie nerwowym,
  • kościach.

Mogą tam przebywać nawet kilka lat po zjedzeniu jaj pasożyta. Powiększanie się cyst, powoduje ucisk na otaczające tkanki i narządy. Cysty w płucach doprowadzają do zmian przypominających nowotwór, a nieleczone doprowadzają do śmierci.

Bąblowica jest trudna do zdiagnozowania z powodu długiego okresu bezobjawowego. Chirurgiczne usunięcie torbieli bąblowcowej z otaczającą tkanką daje możliwość całkowitego wyleczenia.

Profilaktyka – jak przeciwdziałać i zapobiegać zachorowaniu na bąblowicę?

  • zachowywać zasady higieny podczas i po pracy w polu, ogrodzie, lesie,
  • pamiętać o myciu rąk po kontakcie ze zwierzętami,
  • myć lub poddawać obróbce termicznej owoce leśne,
  • chronić posesję przed lisami poprzez ogradzanie domostw i zabezpieczanie śmietników, które jako źródło resztek jedzenia wabią dzikie zwierzęta,
  • prowadzić regularne zabiegi odro­baczania zwierząt domowych preparatami działającymi na tasiemce.

Źródło: Materiał Głównego Inspektora Sanitarnego www.gis.gov.pl

Fot. www.pixabay.com

 

Okulary mogą chronić przed koronawirusem?

To FAKT! Okulary tworzą mechaniczną barierę pomiędzy naszym ciałem a wirusami, są uzupełnieniem maseczki skuteczniej chroniąc nas przed dostępem patogenów. Dobrze jest więc je zakładać np. idąc na zakupy.

Wirus SARS-CoV-2 roznosi się drogą kropelkową, i wiele wskazuje na to, że może przeniknąć do organizmu przez spojówki oka. Tym samym każde dotknięcie oczu, ust czy nosa naraża nas na istotne ryzyko zakażenia.

Szacuje się, że od 1 do 3 procent pacjentów chorych na COVID-19 zaraża się dotykając oczu. Mówi o tym prof. Benadetta Allegranzi z Instytutu Zdrowia Globalnego na Wydziale Nauk Medycznych Uniwersytetu w Genewie w materiale udostępnionym przez WHO, w którym przypomina między innymi o konieczności mycia rąk, a zwłaszcza unikaniu dotykania nimi ust, twarzy i oczu.

Najczęściej, w kontekście ochrony przed zakażeniem, mówi się o maseczkach, jednak eksperci zwracają uwagę, że okulary są niezłą barierą dla nowego koronawirusa.

„Okulary mogą pomóc nam zmniejszyć ryzyko zarażenia koronawirusem, ponieważ stanowią mechaniczną barierę pomiędzy naszym ciałem a wirusami. Dla osób już noszących okulary, może to stanowić istotny rodzaj ochrony” – uważa Robyn Gershon epidemiolog z Katedry Globalnego Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Nowojorskim.

Ponadto okulary chronią nas przed nami samymi – stanowią fizyczną barierę, która powstrzymuje nas od dotykania oczu.

– Worek spojówkowy jest drogą, którą wirus może wtargnąć do organizmu. Przyczyną dla której tak się dzieje jest zazwyczaj tarcie oczu – rękami, palcami, grzbietem dłoni, lepiej więc tego unikać. Jeżeli ktoś ma okulary jest w lepszej sytuacji, bo żeby dotknąć oczu musi zdjąć okulary, a wtedy najczęściej przypomina sobie, że nie powinien tego robić” – mówi prof. Jerzy Szaflik szef Centrum Mikrochirurgii Oka „Laser” i Centrum Jaskry.

– W miarę możliwości nie dotykajmy oczu, a jeśli pracujemy w warunkach, które narażają nas na bezpośredni kontakt z chorymi, konieczna jest specjalistyczna ochrona – podkreśla inny okulista, dr Andrzej Styszyński.

Pamiętajmy, że im większe okulary i bardziej przylegające do twarzy tym większa jest ochrona oczu. Większość z nas ma w domu – korekcyjne, przeciwsłoneczne lub tzw. inteligentne szkła (zerówki). Teraz warto ich użyć.

Soczewki korekcyjne a nowy koronawirus

Zdaniem specjalistów, jeśli to nie jest konieczne lepiej teraz nie używać soczewek kontaktowych. Chodzi o to, że osoby stosujące soczewki częściej dotykają twarzy i oczu, narażając się na zakażenie. Choć dbanie o higienę zmniejsza to ryzyko, nie wyeliminuje go całkowicie.

Nie zapomnij o dezynfekcji okularów!

Specjaliści przypominają, że obecnie należy czyścić okulary nawet kilka razy dziennie – zwłaszcza, jeśli wychodzimy na zewnątrz.

Możemy to robić za pomocą płynów dezynfekujących lub po prostu ciepłą wodą z mydłem lub innym detergentem. Nie należy jednak stosować środków na bazie acetonu lub alkoholu, ponieważ mogą one uszkodzić nie tylko oprawki, ale także powłokę antyrefleksyjną soczewki okularowej.

„Pamiętajmy o zwróceniu szczególnej uwagi na czyszczenie tzw. nosków w okularach metalowych. Noski mają bezpośredni kontakt ze skórą, w związku z czym zbiera się na nich więcej zanieczyszczeń. Czyśćmy je np. nieużywaną już szczoteczką  do zębów, oczywiście pod bieżącą wodą, z dodatkiem detergentu.  Możemy również poprosić optyka o umycie całych okularów w myjce ultradźwiękowej, w której płyn każdorazowo wymieniany  jest na świeży. Pamiętajmy również, że obecnie, gdy jesteśmy na zewnątrz nawet na chwilę, nie zakładamy okularów na głowę” – przypomina optometrystka dr inż. Zofia Grzech, ekspertka kampanii „Czas na wzrok bez ograniczeń”.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Uwaga! Epidemia nowej choroby odciska ślad w psychice

Co innego podjąć dobrowolną decyzję o ograniczeniu aktywności, a co innego być do niej zmuszonym zewnętrznymi okolicznościami, na dodatek w sytuacji narastającej paniki związanej z rozprzestrzenianiem się nieznanego wcześniej wirusa. WHO i naukowcy na łamach prestiżowych periodyków medycznych wskazują, że jednym z ubocznych skutków pandemii mogą być problemy ze zdrowiem psychicznym. Jak reagujemy na społeczny niepokój, zależy w dużej mierze od nas.

Trudnym momentem dla większości z nas jest początek epidemii, zaadoptowanie się do poczucia zagrożenia i lęku, konieczności reorganizacji życia, wprowadzenia pewnych zmian. Na przystosowanie się do nowych warunków potrzebujemy zazwyczaj ok. 2-3 tygodni.

– To trudny okres, bo działamy pod wpływem emocji, zachwiania poczucia bezpieczeństwa, rytuałów, zmian które nagle trzeba wprowadzić. Ale z drugiej strony to niezbędny czas, który wpływa na to, że jesteśmy w stanie dostosować się do sytuacji, mobilizuje nas do działania, jest motywatorem do przystosowania się – uważa dr n. o zdr. Małgorzata Kowalczyk psycholog, psychoterapeuta, kierownik Zakładu Psychoterapii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Władze wprowadzają w życie przepisy, które mają zmniejszyć ryzyko rozpowszechniania się wirusa i uspokajają, że są to działania profilaktyczne. To sprawia, że jesteśmy coraz bardziej uważni na różne sytuacje, ale też wiąże się z dużymi zmianami w naszej codzienności, w naszym rytuale funkcjonowania. I póki co, paradoksalnie może się to nam wydawać gorsze niż zakażenie nowym koronawirusem.

– Stojąc w kolejce w sklepie słyszę, jak pani przede mną rozmawia przez telefon o tym, jakim kłopotem będzie dla niej zamknięcie przedszkola. Ona nie tylko obawia się zagrożenia ze strony innych kupujących, ale dezorganizacji normalnego życia. To normalne. Wszyscy wiemy o koronawirusie, ale prawie nikt go jeszcze „nie widział”. Każdy z nas miał plany, a tu się okazuje, że to wszystko trzeba skreślić z kalendarza. Wychodzimy ze strefy komfortu, bo nagle musimy inaczej to zaplanować – mówi prof. Piotr Gałecki Kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii.

Jak oswoić kwarantannę

Dolegliwe w kwarantannie jest to, że takiej przymusowej izolacji podlegają osoby zdrowe. Warto jednak uświadomić sobie, by złagodzić jej trudności, że jest tymczasowa i najczęściej nie oznacza totalnej izolacji: zazwyczaj wciąż mamy dostęp do mediów, można komunikować się z otoczeniem. Nie bez znaczenia jest fakt, że na kwarantannie przebywają osoby zdrowe.

Specjaliści podkreślają, że to, jak będziemy znosić kwarantannę czy inne formy odizolowania czy też ograniczania aktywności, zależy przede wszystkim od tego, jakie znaczenie nadamy temu faktowi. Zatem bardzo dużo zależy od nas samych i naszej zdolności do autorefleksji.

Można zatem ograniczenia potraktować jak wyzwanie, by zrobić coś dobrego, przekuć ją w coś pozytywnego.

– Nawet w takiej sytuacji możliwy jest kontekst pozytywny – kwarantannę odbieramy jako spełnianie swojego obywatelskiego obowiązku, coś, co robimy dla innych. Chroniąc siebie, chronię innych, globalnie  – mieszkańców naszego kraju, a indywidualnie – swoich rodziców, czy dziadków. Takie prospołeczne zachowanie daje nam poczucie, że robimy coś dobrego, włączamy się w wyższą wartość – zauważa dr Sławomir Murawiec.

Specjaliści na łamach periodyków medycznych apelują, by wprowadzając ograniczenia, władze apelowały do altruizmu jednostek, a mniej skupiały się na przekazie o restrykcjach za złamanie tych ograniczeń.

Warto też pamiętać, że z badań wynika, że nawet trauma może być przetworzona w coś pozytywnego, np. gdy osoba po doświadczeniu zawału zmienia swoje życie: przestaje siedzieć całymi dniami w pracy, gonić za pieniędzmi, a zaczyna celebrować życie, pomagać innym. W obecnej sytuacji może być podobnie – dzieje się źle, ale wywołuje to altruistyczne zachowania – np. sąsiedzi pomagają sobie w zakupach, troszczą się o siebie nawzajem, interesują stanem zdrowia.

Jednak nie na każdego sytuacja stanu wyjątkowego zadziała tak samo. Dla niektórych   kwarantanna ma znamiona przymusowego odosobnienia, zewnętrznych nakazów, zagrożenia – a takie podejście może wywoływać negatywne stany psychiczne. Jeszcze większym kłopotem, może okazać się potrzeba rezygnacji z aktywności zawodowej, niemożność wywiązania się z obowiązków, opiekowania się kimś.

Niebezpieczeństwo epidemii: podkręcanie lęku

Pierwszym szokiem dla polskiego społeczeństwa był fakt pojawienia się pierwszego przypadku koronawirusa także w Polsce – wszyscy się go spodziewali, bo nie mogło być inaczej, ale jednak dało się zauważyć wzrost napięcia, kiedy pojawił się pierwszy przypadek. Drugi taki moment to informacja o pierwszej śmierci w Polsce z tego powodu. Już nie daleko, za granicą, ale tu, niemal obok.

Lęk, jaki wywołuje w nas koronawirus sprawia, że większość czasu szukamy informacji na jego temat, oglądamy telewizję, sprawdzamy wiadomości w internecie, przeglądamy media społecznościowe, które cały czas informują o nowych zachorowaniach, zgonach, rozprzestrzenianiu się wirusa i szerzą, niestety, także bzdury o tym, jak się można uchronić i co niedługo się stanie.

– To działa na wyobraźnię i wzmacnia lęk. Zdarza się, że popycha do irracjonalnych zachowań, np. do ucieczek z miejsca kwarantanny, zaprzeczania: „Mnie to nie dotyczy, w związku z tym mogę stąd wyjść”, itd. Włączają się mechanizmy obronne – zauważa psychiatra.

Wszechobecność informacji o koronawirusie i o zagrożeniach jakie niesie, fakt, że ono jest bliskie i realne, będzie lęk wzmacniać, a wiele osób może być tym lękiem sparaliżowana.

Zdaniem specjalistów nawet osoby, które dotychczas nie miały problemów psychicznych, będą odczuwały lęk – o pracę, sytuację materialną, zdrowie – to zbiorowe doświadczenie, nie unikniemy go. Ważne, by podjąć próbę, aby nie ulegać panice.

Czas epidemii trudny dla osób z zaburzeniami lękowymi

Niektóre osoby są bardziej podatne na działanie szerzącego się niepokoju. To na przykład osoby z problemami psychicznymi, np. zaburzeniami urojeniowymi, którym towarzyszy ciągły lęk np. o to, że są na coś chorzy, tylko nikt jeszcze tego nie wykrył. To grupa osób, która w takiej sytuacji poczuje się bardzo zagrożona.

Prof. Gałecki wskazuje, że osoby, które mają jakiś mankament w funkcjonowaniu osobowości, w postrzeganiu rzeczywistości czy predyspozycje do zaburzeń psychicznych albo cierpią na zaburzenia psychiczne, mają mniejsze zdolności adaptacyjne. A wówczas wyjątkowe sytuacje pogłębiają skrajne postawy. Pacjenci z lękiem uogólnionym, którzy w zupełnie zwykłych warunkach martwią się na zapas – że zachorują, że zabraknie żywności w sklepach, że nie poradzą sobie finansowo – teraz będą martwić się jeszcze bardziej.

– Podstawową cechą, która predysponuje do rozwoju każdego zaburzenia psychicznego jest zmniejszona zdolność do adaptacji – to może być kwarantanna, utrata pracy, zmiana statutu materialnego. Jeżeli ktoś ma słabsze zdolności radzenia sobie, może mieć w obecnej sytuacji kłopot – zwraca uwagę prof. Piotr Gałecki.

Pacjenci z zaburzeniami hipochondrycznymi, czyli lękiem przed chorobą i śmiercią, będą odczuwali spotęgowany niepokój o swoje zdrowie i życie. Ten lęk może być dodatkowo wzmocniony niepewnością wokół służby zdrowia.

– Osoby z tendencjami hipochondrycznymi funkcjonują lepiej, gdy wiedzą, że w pobliżu jest lekarz, gdy mają do kogo zadzwonić, gdyby coś się działo – to daje im poczucie bezpieczeństwa. A kiedy taka osoba czyta informacje, że gdzieś brakuje personelu, a gdzieś sprzętu, to ich lęk się nakręca. Pojawia się wizja, że w razie potrzeby nie będzie wystarczającej pomocy i zaczynają panikować – tłumaczy psychiatra.

Warto więc, by zadbać w tej sytuacji nawet o telefoniczny kontakt ze specjalistą. W sytuacji kryzysu psychicznego przez całą dobę można zadzwonić na bezpłatny telefon Itaki, pod którym dyżurują psychoterapeuci, psychologowie i psychiatrzy ( tel. 800 70 2222). Każdy uzyska tam wsparcie.

Nie wpadaj w panikę

Uważa się, że ostry stres jesteśmy w stanie znosić kilka tygodni, potem przechodzi on w stres przewlekły, który może mieć niestety na nas niekorzystny wpływ w każdym obszarze funkcjonowania.

Jak nie dać się panice

  • Nie poddawaj się atmosferze strachu.

Niepokój w obecnej sytuacji jest naturalną reakcją, ale ważne, by nami nie owładnął. Wspólne przeżywanie, także niepokoju, ma pozytywne strony pod warunkiem, że ma to wymiar wspierający, a nie wzmacniający lęk. Warto zwrócić uwagę, że to jest doświadczenie nas wszystkich i dobrze jest być w kontakcie z innymi: dzwonić do siebie nawzajem, pytać o zdrowie, interesować się problemami, pomagać je rozwiązywać, a zatem szukać dróg rozwiązania problemu, a nie nakręcać spirali wzajemnego lęku i strachu.

  • Mądrze korzystaj z mediów.

– Nie chodzi jednak o zupełne odcinanie się od mediów, chociażby ze względu na zarządzenia władz państwowych, które warto i trzeba znać. Lepiej jednak to sobie jakoś ucywilizować, dawkować. Np. przeglądam internet o określonych godzinach, poświęcam na to konkretną ilość czasu, sprawdzam tylko, co nowego, a nie poszukuję wszystkiego co na ten temat zostało napisane. Bo im więcej wchodzi się w internet, tym łatwiej natknąć się na informacje straszące, nieprawdziwe – ostrzega dr Murawiec.

Warto pamiętać, że w sieci rozprzestrzenia się mnóstwo nieprawdziwych informacji i nie przyjmować bezkrytycznie kolejnych sensacyjnych doniesień.

  • Ważne jest uzmysłowienie sobie naszej sieci kontaktów i miejsca w społeczeństwie

Spróbujmy spojrzeć na sytuację nie tylko z perspektywy indywidualnej. Takie nastawienie łatwiej przychodzi w społeczeństwach o wysokim znaczeniu rodziny i/lub kolektywnych, w których jednostki mają sporą tendencję do kierowania się dobrem społeczeństwa i ludzkości. To pierwotne wartości – grupa musi przetrwać. Z czasem jednak coraz bardziej się indywidualizowaliśmy, a to wymaga spojrzenia w szerszej perspektywie, do której nie jesteśmy przyzwyczajeni.

WHO  w swoich wytycznych proponuje, aby lęk zamienić na empatię.

– To jest bardzo dobre podejście. Bo jeśli będę się trząsł ze strachu, to będzie mnie paraliżował lęk, a jeżeli będę myślał o innych, o tym, jak mogę komuś pomóc, to może wyjdzie z tego coś dobrego, a do tego będę mógł myśleć o sobie z poczuciem dumy, że w tych trudnych czasach sprostałem – podkreślają specjaliści.

Krajobraz po epidemii

W którymś momencie epidemia zacznie wygasać, ale jej skutki częściowo pozostaną – począwszy od gospodarczych po psychiczne. To raczej nie uniknione.

Może się bowiem okazać, że dalekosiężne skutki będą poważne – na skutek epidemii zachwiana zostanie stabilizacja finansowa niektórych osób, niektórzy stracą pracę.

– W naszym szpitalu odwołaliśmy wszystkie psychoterapie i wizyty ambulatoryjne, które nie są niezbędne, przeszliśmy na wystawianie e-recept. Osoby, które pracują na kontrakcie lub umowę zlecenie martwią się tym, że nie będą pracować, a tym samym zarabiać – zwraca uwagę prof. Gałecki.

Ale obecna sytuacja może też przynieść zmiany wręcz cywilizacyjne – w ekspresowym tempie rozwiną się wszelkie formy e-usług, część osób, które przeszły na pracę zdalną, pozostanie już w takiej formule – a to z czasem pociągnie za sobą kolejne zmiany. Na zawsze prawdopodobnie pozostaną teraz niektóre wprowadzane procedury – jak choćby dotyczące przestrzegania higieny w firmach.

W końcu jednak sytuacja się unormuje, a emocje zaczną opadać. Za parę lat to, co dzieje się teraz, może stać się to przedmiotem opowieści na temat osobistych przeżyć związanych z pandemią – to będzie zapamiętane do końca życia i opowiadane jako rodzinne historie.

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Kwarantanna – wszystko, co warto o niej wiedzieć

Czy podczas kwarantanny można wyjść do parku na spacer z psem albo do sklepu, aby zrobić zakupy? Warto znać zasady odbywania kwarantanny, aby uniknąć przykrych konsekwencji.

– Kwarantanna to nie jest czas ferii, to nie jest czas wolny – mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski, apelując o zdrowy rozsądek i odpowiedzialność.

Uważa się, że we Włoszech epidemia nowego koronawirusa rozprzestrzeniła się na taką skalę, jak obecnie m.in. z tego powodu, że ludzie nie przestrzegali zasad kwarantanny. Dowiedz się, jakie to zasady.

Ważna uwaga! Nowy koronawirus, okres wylęgania choroby, i szereg innych cech tego patogenu oraz choroby, którą wywołuje, nie są wystarczająco poznane. Każdego dnia przybywa jednak szereg nowych informacji. Dlatego trzeba pamiętać, że służby medyczne i sanitarne mogą zmieniać swoje wytyczne dotyczące zasad zarządzania kwarantanny, sposobu jej odbywania, długości jej trwania itp. Warto więc śledzić komunikaty władz.

Kto podlega kwarantannie

Kwarantanna jest zarządzana wobec osób zdrowych, które nie wykazują objawów choroby, ale które były narażone na zakażenie patogenem wywołującym groźną dla zdrowia publicznego chorobę zakaźną.

– Chodzi więc o to, żeby maksymalnie ograniczyć kontakt takiej osoby z innymi – podkreśla rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar.

Nawet bowiem, gdy nie mamy objawów choroby, możemy ją szerzyć. Covid-19 – jak wykazują badania – przez około tydzień przebiega bezobjawowo. Czas ten może być jednak zarówno dłuższy, jak i krótszy.

Jak ustala się przesłanki do zarządzenia kwarantanny?

Zawsze decyzja podejmowana jest indywidualnie, zatem nie ma bezwzględnego wzorca. Na pewno poprzedzona jest zawsze wywiadem epidemiologicznym. Co do zasady kwarantanna może zostać zaordynowana wobec osoby, która:

  • pozostawała w bezpośrednim kontakcie z osobą chorą lub w kontakcie w odległości mniej niż 2 metrów przez ponad 15 minut;
  • prowadziła rozmowę z osobą z objawami choroby twarzą w twarz przez dłuższy czas;
  • osoba zakażona należy do grupy najbliższych przyjaciół lub kolegów osoby chorej;
  • osoba mieszkająca w tym samym gospodarstwie domowym, co osoba chora lub w tym samym pokoju: hotelowym/ w akademiku.

Infografika PAP/Serwis Zdrowie/M. Samczuk

Kto może zarządzić kwarantannę

Kwarantannę może zarządzić inspekcja sanitarna oraz lekarz. Ten ostatni musi jednak poinformować inspekcję sanitarną o takiej decyzji. Wobec decyzji o kwarantannie stosuje się przepisy kodeksu postępowania administracyjnego. Warto wiedzieć, że decyzja taka ma rygor natychmiastowej wymagalności i nawet jeśli chcemy się od niej odwołać, to musimy jej przestrzegać z chwilą jej wydania.

Co grozi za złamanie kwarantanny?

Przede wszystkim grozi to, że osoby zdrowe zachorują i będą przenosić chorobę dalej. Poza tym złamanie kwarantanny jest zagrożone mandatem karnym w wysokości 5 tysięcy złotych.

Jak długo trwa kwarantanna?

Co do zasady, na obecną chwilę, 14 dni od momentu tzw. ostatniej styczności, a zatem kontaktu osoby zdrowej, która ma zostać poddana kwarantannie, z osobą chorą lub zakażoną. Kwarantanna może być jednak dłuższa (do 21 dni – na mocy ostatnio wprowadzonych przepisów). Wobec tej samej osoby kwarantanna może być zarządzona więcej niż jeden raz.

Czy kwarantanna może zostać skrócona?

Tak, ale tylko ze względów medyczno-epidemiologicznych. Jeśli okaże się, że na przykład:

  • osoba chora, z którą osoba poddana kwarantannie miała bliski kontakt, nie jest zakażona nowym koronawirusem, co potwierdza wynik badania laboratoryjnego,
  • upłynęło 14 dni od nałożenia kwarantanny, a osoba nią objęta nie zachorowała,
  • w drugiej połowie kwarantanny zostało wykonane badanie w kierunku koronawirusa, które dało wynik ujemny,

kwarantanna może zostać skrócona. Taką decyzję podjąć może wyłącznie inspekcja sanitarna.

Jestem na kwarantannie. Czy mogę pójść po zakupy do sklepu?

Nie. Chodzi o to, by maksymalnie ograniczyć kontakt z innymi osobami. W sytuacji kwarantanny należy poprosić osoby znajome czy bliskie o robienie zakupów i pozostawianie ich pod drzwiami mieszkania. Jeśli kwarantanna dotyczy osoby samotnej, której bliscy nie są w stanie pomóc, powinna się ona zgłosić (telefonicznie!) do gminy, w której mieszka, z prośbą o pomoc.

Podczas kwarantanny należy pamiętać o przyjmowaniu przepisywanych leków. Pamiętając o tym warto upoważnić kogoś do odbioru leków wypisanych na e-recepcie.

Czy podczas kwarantanny można wyprowadzać psa?

To zależy. Jak tłumaczy Jan Bondar, jeśli osoba mieszka w domu z ogrodem i wyprowadza psa na teren swojej posesji, nie podejmując i nie wchodząc w kontakt z innymi osobami, może to robić. Inaczej jest, gdy poddany kwarantannie właściciel psa mieszka w gęsto zaludnionym bloku – najlepiej, by poprosił bliskich lub znajomych o pomoc w opiece nad psem.

Czy podczas kwarantanny można spotykać się z rodziną lub bliskimi?

Nie. Kwarantanna służy temu, by ograniczyć kontakt z innymi osobami. Nie wszyscy to rozumieją, co pokazuje przykład pewnego młodego mężczyzny w Polsce, poddanego kwarantannie z powodu podejrzenia zakażenia wirusem SARS-Cov-2, który w tym czasie zorganizował spotkanie towarzyskie. Uczestnicy tego spotkania zakazili się wirusem.

Jedna osoba w gospodarstwie domowym została objęta kwarantanną. Co z jej domownikami?

Jan Bondar wskazuje, że warunki odbywania kwarantanny są zawsze ustalane indywidualnie, m.in. w zależności od tego, w jakich warunkach mieszka osoba poddana kwarantannie. Często dzieje się tak, że domownicy wynoszą się do znajomych czy bliskich. Może być też tak, że domownicy nie będą objęci kwarantanną (bo na przykład mieszkają w dużym domu i są w stanie zapewnić, że nie będą się stykać z osobą poddaną kwarantannie).

Jestem na kwarantannie. Zaczęła się biegunka. Co robić?

Osoba podczas kwarantanny musi udzielać inspekcji sanitarnej informacji o swoim stanie zdrowia. W razie jego pogorszenia (w jakimkolwiek aspekcie, nie muszą to być objawy Covid-19, czyli gorączka, kaszel i duszności), należy natychmiast powiadomić sanepid przez telefon i zgłosić się do oddziału zakaźnego.

Ponadto w czasie kwarantanny należy przestrzegać zasad higieny, w szczególności myć ręce; unikać dotykania oczu i ust, zakrywać usta i nos podczas kaszlu zgięciem łokcia lub chusteczką.

Czym różni się izolacja od kwarantanny

Prawo odróżnia te dwie sytuacje. Izolacja to odosobnienie osoby lub grupy osób chorych na chorobę zakaźną albo osoby lub grupy osób podejrzanych o chorobę zakaźną, w celu uniemożliwienia przeniesienia biologicznego czynnika chorobotwórczego na inne osoby.

Tymczasem kwarantanna to odosobnienie osoby zdrowej, która była narażona na zakażenie, w celu zapobieżenia szerzeniu się chorób szczególnie niebezpiecznych i wysoce zakaźnych.

Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie Covid-19. Objawia się ona najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni i zmęczeniem. Światowa Organizacja Zdrowia 11 marca ogłosiła stan pandemii.

Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …