Miesiąc: grudzień 2018

Rezonans magnetyczny królem 2018 roku na pacjentinfo

Z okazji kończącego się roku postanowiliśmy zrobić podsumowanie 3 artykułów, które cieszyły się wśród naszych czytelników największa popularnością. Okazuje się że król jest tylko jeden, czyli rezonans magnetyczny. To informacji o diagnostyce obrazowej a szczególnie  rezonansie magnetycznym szukaliście najczęściej. Poniżej przedstawiamy 3 najchętniej czytane przez Was artykuły w 2018 roku:

Numer 1 – na liście najchętniej czytanych artykułów Badanie rezonansem magnetycznym – Czym różni się 1,5 Teslowy od 3 Teslowego

Okazuje się, że wielu z naszych czytelników stoi przed dylematem wyboru miejsca do badania i waha się jaki aparat będzie dla nich optymalny. Czy faktycznie 3 Teslowy jest 2 razy lepszy od 1,5 Teslowego? Warto pozyskać wiarygodne informacje z naszego artykułu.

Badanie rezonansem magnetycznym – Czym różni się 1,5 Teslowy od 3 Teslowego.

Numer 2  na liście najchętniej czytanych artykułów – Czy rezonans magnetyczny całego ciała jest przydatny w diagnostyce?

To kolejny hit wśród czytanych przez was artykułów. Tak zwane badanie whole body jest dosyć kosztowną usługą, której wartość może sięgać 1000 zł stąd warto wiedzieć czy na pewno  jest to forma profilaktyki, która da nam bezpieczeństwo przed najgroźniejszymi chorobami, takimi jak nowotwory.

Czy rezonans magnetyczny całego ciała jest przydatny w diagnostyce?

Numer 3  na liście najchętniej czytanych artykułów – Wszystko co powinieneś wiedzieć o diagnostyce obrazowej. 

Rentgen, tomografia czy jednak rezonans? Warto wiedzieć czym się różnią zanim wybierzemy się do pracowni diagnostyki obrazowej.

Wszystko co powinieneś wiedzieć o diagnostyce obrazowej.

Dziękujemy Wam za waszą dotychczasową obecność i składamy Najlepsze Życzenia z okazji nadchodzącego 2019 Roku.

Redakcja Pacjentinfo.pl

Fot. www.pixabay.com

Czytanie książek: siedem korzyści dla zdrowia

Wytrawny czytelnik wie, że czytanie to fascynująca przygoda. Ale ma ono także wymierne korzyści dla zdrowia. Biblioterapia zaś pomaga poradzić sobie z poważnymi kłopotami.

Kiedy zakończą się rodzinne spotkania i inne świąteczne atrakcje, wielu może nabrać ochoty na wygospodarowanie trochę czasu dla siebie. To dobry moment, aby sięgnąć po książkę. Wkroczenie w świat opisany przez reportażystę czy wykreowany przez autora powieści może bowiem nie tylko przynieść chwilę wytchnienia.

– Czytanie kieruje każdego człowieka w stronę nieustannego rozwoju. Zachodzące w sytuacji czytania mechanizmy psychologiczne, takie jak: identyfikacja z bohaterem lub z sytuacjami, projekcja, kompensacja, modelowanie, racjonalizacja, fantazjowanie sprzyjają wzbudzeniu w czytelniku emocji. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że młody człowiek, który czyta, stanie się dorosłym, który myśli… Czytanie wpływa na różne obszary kompetencyjne: koncentracji, myślenia analitycznego, komunikacji, inteligencji emocjonalnej, wiedzy, wyobraźni, adaptacji oraz odpoczynku. Według mnie, jeśli ktoś mówi, że nie lubi czytać, to znaczy, że jeszcze nie trafił na swoją książkę – podkreśla dr Wanda Matras-Mastalerz, prezes Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego, adiunkt w Instytucie Nauk o Informacji Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie.

Lepsza empatia i relacje z innymi

Jeden z tych elementów rozwoju dobrze pokazuje opublikowana na łamach prestiżowego „Science” praca zespołu z amerykańskiej The New School. Otóż odkryli oni, że kontakt fikcją literacką wspiera umiejętności rozpoznawania stanów psychicznych innych osób niezbędne dla radzenia sobie w złożonych relacjach społecznych. Naukowcy z pomocą specjalistycznych testów zbadali tego rodzaju zdolności u ochotników, którzy w ramach eksperymentu czytali dzieła trzech różnych rodzajów – fikcji literackiej, literatury popularnej i literatury faktu. Osoby czytające utwory należące do fikcji literackiej radziły sobie wyraźnie lepiej z odgadywaniem stanu umysłu innej osoby.

Badacze uważają, że szczególne działanie tego typu literatury polega na tym, że wymaga od czytelnika intelektualnego zaangażowania i kreatywnego myślenia. Nieco inny wpływ książek odkryli natomiast badacze z Uniwersytetu w Modenie i innych ośrodków we Włoszech i Wielkiej Brytanii. W serii eksperymentów zauważyli, że dłuższy kontakt z serią o Harrym Potterze zwiększał u czytelników tolerancję dla stygmatyzowanych grup społecznych, takich jak homoseksualiści czy emigranci i uchodźcy.

Przeciw bólowi i na dobry sen

Literatura może pomóc nawet tam, gdzie kłopoty zaczyna mieć medycyna. Otóż naukowcy z University of Liverpool pokazali, że terapia w formie wspólnego czytania pomagała uczestnikom takich zajęć w poradzeniu sobie z chronicznym bólem. Czytanie działało w podobnym stopniu, jak stosowana często w takich przypadkach terapia poznawczo-behawioralna. Wprawdzie dolegliwości nie osłabły, ale uczestnicy eksperymentu zaczęli lepiej radzić sobie z wywoływanymi bólem emocjami.

Metoda polega na tym, że spotykające się razem osoby głośno czytają różnego rodzaju teksty, np. poezję, opowiadania czy fragmenty powieści, a w czasie przerw grupa ma okazję zastanowić się nad przekazem danego utworu. Jak natomiast podaje amerykańska Mayo Clinic, zatopienie się w książce to także dobry sposób, aby ochłonąć z emocji dnia przed zaśnięciem.

Książki współpracują z neuronami

Zajmujący się badaniem efektów czytania specjaliści odkryli już nawet, że wyraźnie oddziałuje ono na pracę mózgu. Zespół naukowców z Emory University pokazał np., że przeczytana powieść przynajmniej na kilka dni pozostawia w aktywności mózgu widoczny ślad.

Badacze przyglądali się mózgom ochotników z pomocą techniki rezonansu magnetycznego, a wszyscy uczestnicy przeczytali tę samą powieść „Pompeje” Roberta Harrisa. Książka oparta na rzeczywistym wydarzeniu – eksplozji Wezuwiusza – ukazuje je w dramatyczny sposób.

Badanie pokazało, że czytanie powieści pozostawiało po sobie wyraźny skutek w postaci wzmożonej aktywności m.in. części mózgu odpowiedzialnej za odczucia zmysłowe i kontrolę ruchów. Neurony w tym obszarze tworzą m.in. reprezentację odczuć płynących z ciała – dzięki temu, jeśli ktoś np. pomyśli o bieganiu, dojdzie do aktywacji neuronów uczestniczących właśnie w bieganiu.

Zdaniem badaczy, to co zauważyli, świadczy więc o tym, że czytanie powieści w pewnym sensie pozwala na pewnego rodzaju przeniesienie się do ciała bohatera. Nie wiadomo jeszcze, jak długo taki efekt się utrzymuje – naukowcy obserwowali go aż do końca eksperymentu, pięć dni po przeczytaniu powieści.

– Wielu neurologów dziecięcych, psychologów i pedagogów zwraca np. uwagę na fakt, że gdy czytamy dziecku, niejako „formatujemy” jego mózg”. Młody człowiek uczy się koncentracji i skupienia oraz abstrakcyjnego myślenia – zwraca uwagę prezes Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego.

Czytaniem dziecku zapewnisz mu lepszy start w szkole 

Z książkami warto więc mieć kontakt od początku życia.

– Literatura stwarza przestrzeń do dialogu z samym sobą i z drugim człowiekiem. Wsparcie za pomocą lektury może stanowić przydatne narzędzie wspomagające higienę psychiczną dziecka oraz jego rozwój osobisty. Dorośli najczęściej zdają sobie sprawę z tego, że czytanie wzbogaca młodych odbiorców, wyzwaniem pozostaje jednak sposób zachęcenia do sięgania po książki. Dobrą praktyką jest na pewno rytuał wspólnego czytania domowego, łatwiej wtedy rozwijać pasję czytania w przedszkolu i szkole – opowiada dr  Matras-Mastalerz.

Na przykład  przeprowadzona przez zespół z New York University obserwacja ponad 250 dzieci w okresie od 6. miesiąca do wieku 4,5 lat pokazała znaczące korzyści czytania dziecku przez mamę już w najmłodszym wieku. Owocowało ono obszerniejszym słownictwem cztery lata później, a także wpływało na późniejszą zdolność czytania i pisania.

Znaczenie miały przy tym dwie rzeczy. Pierwsza to ilość czasu spędzana przez matkę na czytaniu dziecku, a druga to jakość tego czytania –  tutaj liczyły się rozmowy z malcem na temat książki czy wspólne opisywanie obrazków i emocji bohaterów.

Tymczasem lepiej rozwinięte umiejętności językowe to, jak się okazuje, potężny kapitał do wykorzystania w dalszej edukacji. Jak pokazał projekt badawczy zespołu z University of Washington, zasób słownictwa dziecka i jego znajomość gramatyki nie tylko wpływa na przyszłe możliwości posługiwania się słowem pisanym, ale także na inne umiejętności.

Spośród różnorodnych kompetencji związanych z nauką oraz życiem społecznym, wpływających na późniejszy sukces w szkole, zwyciężyły właśnie możliwości językowe. Tylko ta umiejętność wyraźnie decydowała także o powodzeniu w wielu innych obszarach, np. – UWAGA! – w matematyce czy relacjach społecznych.

Książkowa terapia

Po wzięciu pod uwagę tak szerokiego oddziaływania książek, nie powinno dziwić, że stosuje się je w profesjonalnej pomocy osobom z różnymi kłopotami. Takie działanie nosi nazwę biblioterapii.

Biblioterapia to wykorzystanie wyselekcjonowanych materiałów czytelniczych do pracy z dziećmi, młodzieżą i osobami dorosłymi w celach terapeutycznych, edukacyjnych, socjalizacyjnych, promocji zdrowia czy profilaktyce uzależnień. Pomaga ona m.in. budować odporność psychiczną i poczucie dobrostanu u każdego typu odbiorcy. Za podstawowy cel biblioterapii uznaje się wsparcie, „umacnianie” odbiorcy poprzez ukierunkowane czytanie.

– W procesie tym istotną rolę odgrywa pośrednik, korzystający z metod wypracowanych przez psychoterapię, ale skupiający się głównie na doborze i wykorzystaniu odpowiedniej literatury w pracy z czytelnikiem. Choć istnieją gotowe wykazy literatury biblioterapeutycznej, to najskuteczniejszy wydaje się indywidualny dobór książek dla danej osoby, odpowiednich do jej możliwości percepcyjnych, zainteresowań i przede wszystkim problemów. W przypadku młodzieży i dorosłych możemy posługiwać się literaturą uspokajającą (sedativa), pobudzającą (stimulativa) czy refleksyjną (problematica). Dana książka może np. dotyczyć podobnego problemu, z jakim boryka się czytelnik. Natomiast w pracy z dziećmi stosuje się pozycje relaksacyjne, psychoedukacyjne i psychoterapeutyczne. Mogą one np. ułatwić rozmowę na trudne tematy, takie jak choroba, śmierć czy np. rozwód rodziców – opowiada prezes PTB.

Terapeutyczne zalecenia dotyczące książek warto traktować z odpowiednią powagą.

– Pojawiające się  w literaturze określenie „książki na receptę” (Books on Prescription) używane było raczej w znaczeniu metaforycznym. Jednak odnalezienie w  lekturach „recepty na życie” wydaje się całkiem możliwe i przydatne. Dlatego, już w ośmiu krajach na świecie wydawane są recepty na książki. Oczywiście, należy pamiętać, że nie istnieją recepty uniwersalne, odpowiednie dla wszystkich, jednak potencjał tkwiący w literaturze może stać się skutecznym środkiem edukacyjnym i terapeutycznym dla czytelników w każdym wieku – kontynuuje dr Matras-Mastalerz.

Warto więc czytać nie tylko ze względu na przyjemność i emocje, jakie może dać książka, ale także ze względu na korzyści, jakie może przynieść dla psychicznego, a przez to także fizycznego zdrowia i osobistego rozwoju.

Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

NIK o funkcjonowaniu NFZ

NIK wypowiedział się o funkcjonowaniu NFZ. Stwierdzono między innymi: Brak dostępu do części świadczeń zdrowotnych, różnice w dostępie do nich w poszczególnych Oddziałach Wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia dotyczące zarówno liczby jak i wartości udzielonych świadczeń oraz długi czas oczekiwania na świadczenia zdrowotne.

Izba wskazuje, że narusza to konstytucyjną zasadę równości dostępu do opieki zdrowotnej. To kolejna kontrola wykonana przez NIK, która wykazała, że mimo zwiększenia nakładów na świadczenia (w porównaniu z 2016 r.) o 5,4 mld zł sytuacja nie uległa znaczącej poprawie. Na koniec 2017 r., w przypadku jednej trzeciej świadczeń, czas oczekiwania się wydłużył, zaś w pozostałych skrócił się lub pozostał na niezmienionym poziomie. NIK wskazuje na znaczne, sięgające kilkuset punktów procentowych, różnice cen tych samych świadczeń w różnych regionach Polski.

Jednym z ważnych ustaleń kontroli jest NIK stwierdzenie, że mamy do czynienia ze zbyt wysokim udziałem kosztów leczenia szpitalnego w kosztach świadczeń ogółem, co  może świadczyć o niedostatecznej roli ambulatoryjnej opieki zdrowotnej oraz nadmiernym diagnozowaniu i leczeniu pacjentów w trybie hospitalizacji.

Ustalenia kontroli wskazują na systemowe nieprawidłowości w funkcjonowaniu struktury ochrony zdrowia. W szczególności wielkość zasobów systemu i ich rozmieszczenie nie odpowiada potrzebom zdrowotnym ludności. W konsekwencji, od wielu lat, występują ograniczenia w dostępie do części świadczeń zdrowotnych, w niektórych regionach kraju, co skutkuje migracją pacjentów.

Utrudnieniem dostępu do świadczeń jest również przeznaczanie coraz większych kwot ze środków NFZ nie na zakup świadczeń dla pacjentów, lecz na wynagrodzenia personelu medycznego. W połączeniu ze zwiększonym zapotrzebowaniem na usługi medyczne, wynikającym ze zmian demograficznych oraz presją na poprawę jakości, w tym wprowadzanie kosztownych nowych technologii, skutkować to może dalszym pogarszaniem dostępu do świadczeń.

Pełny raport dostępny na stronie https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/szlachetne-zdrowie-potrzebuje-wsparcia.html

 

Cichy złodziej kości – jak zapobiegać osteoporozie

Jeśli myślisz, że osteoporoza to choroba starszych pań, to jesteś w błędzie. Niedobór wapnia i ubytek tkanki kostnej mogą zagrażać każdemu. Gorzko doświadczyła tego m.in. aktorka Gwyneth Paltrow.

Hollywoodzka gwiazda takich filmów, jak Siedem, Zakochany Szekspir czy Utalentowany Pan Ripley złamała nogę w wieku 37 lat. Okazało się, że z powodu niedoboru nabiału w diecie Paltrow zaatakowała osteopenia.

Natomiast Nicole Kidman podczas zdjęć do filmu Moulin Rouge doznała złamania dwóch żeber. Uznała, że to efekt przepracowania i braku odpowiedniej diety, zdecydowała jednak, że niezbędna jest wizyta u lekarza. Media spekulowały, że może borykać się z osteopenią.

– Warto dodać, że jej BMI było wtedy mocno zaniżone, tymczasem niedobory pokarmowe, które są częste w wieku młodzieńczym, często skutkują niebezpieczną osteopenią. Osoby, które stosują drastyczne diety, chorują na choroby zaburzające wchłanianie, w tym anoreksję czy bulimię, przyjmują przewlekle glikokortykosteroidy – mają większe szanse na zachorowanie na osteoporozę – mówi dr n. med. Maria Rell-Bakalarska, specjalista reumatolog, dyrektor naukowy Interdyscyplinarnej Akademii Medycyny Praktycznej (IAMP).

Na osteoporozę, która jest efektem zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa (ZZSK) cierpi piosenkarz Daniel Coulter. Natomiast modelka Mercedes Yvette zachorowała na toczeń rumieniowaty układowy, a w jej wyniku na osteoporozę posteroidową, będąca konsekwencją stosowanych leków. Podobne zagrożenie występuje u osób chorujących na choroby pulmonologiczne, astmę lub niektóre choroby neurologiczne leczone sterydami.

Jak widać, ta choroba może dotknąć każdego i w każdym wieku. Warto wiedzieć, że już po 30. roku życia utrata masy kostnej może postępować szybciej niż proces jej tworzenia. Jeśli do tego dochodzą niedobory żywieniowe lub konieczne, lecz toksyczne leczenie – robi się naprawde niebezpiecznie. Zagrożone są zwłaszcza kobiety, które chorują częściej niż mężczyźni.

O kości dbaj przez całe życie!

Ryzyko osteoporozy oraz jej wczesnej fazy – czyli osteopenii – zwiększa przede wszystkim niewystarczająca ilość wapnia w diecie.

– Organizmowi musimy dostarczyć odpowiednią ilość wapnia – należy o tym pamiętać układając codzienną dietę. Regularne spożywanie produktów z dużą zawartością wapnia oraz witaminy D pomoże nam uniknąć problemów z osteoporozą w przyszłości – radzi reumatolog.

Wapń znajduje się w wielu popularnych artykułach spożywczych, m.in. w mleku, jogurtach, jajkach, orzechach czy serach. Warto wiedzieć, że z wiekiem zapotrzebowanie organizmu na wapń rośnie, z czego mało kto zdaje sobie sprawę – okazuje się, że aż trzy czwarte dorosłych Polaków ma niedobory wapnia. Podstawą profilaktyki powinno być więc regularne uzupełnianie poziomu wapnia, przy odpowiedniej podaży witaminy D.

Rekomendowana przez specjalistów dzienna dawka spożycia wapnia wynosi 1000 mg. Jednakże osoby powyżej 50 roku życia, kobiety w ciąży, karmiące piersią i będące w okresie menopauzy powinny zwiększyć dawkę do około 1300 mg na dobę.

Jednak sama dieta to nie wszystko – by zminimalizować ryzyko wystąpienia choroby, istotny jest także styl życia, jaki prowadzimy. Regularna aktywność fizyczna może nam pomóc, natomiast palenie papierosów, nadużywanie alkoholu, otyłość, siedzący tryb życia czy niedożywienie są w stanie nam zaszkodzić, znacząco zwiększając ryzyko wystąpienia osteoporozy.

Najważniejsze czynniki ryzyka:

  • niedobór wapnia oraz witaminy D w diecie,
  • wczesna menopauza (przed 40 rż),
  • wystąpienie złamania biodra u jednego z rodziców,
  • brak aktywności fizycznej,
  • palenie tytoniu,
  • nadmierne spożycie alkoholu.

Na osteoporozę narażona jest co czwarta kobieta powyżej 60 r.ż. i co druga, która ukończyła 70 lat.

Szczególnie trudnym dla organizmu okresem jest ciąża i laktacja. Jednak zaledwie 6 proc. kobiet ciężarnych przyjmuje zalecaną ilość wapnia, co może zwiększać ryzyko osteoporozy oraz jej wczesnej fazy – osteopenii. Oczywiście, ubytek kości i jego konsekwencje mogą być niebezpieczne również dla mężczyzn. Warto wiedzieć, że według badań, najmłodszy mężczyzna z wynikiem badania sugerującym osteoporozę miał 37 lat.

Podstępna choroba, która długo nie daje objawów

To, co najgorsze w osteoporozie, to jej podstępny charakter – zanik tkanki kostnej nie boli, postępuje bezobjawowo, stopniowo osłabiając kości, aż dochodzi do złamania.

Badaniem, które daje diagnozę, jest densytometria badająca gęstość kości za pomocą aparatu rentgenowskiego. To bezpieczne badanie, które nie wymaga żadnego przygotowania.

– Ważne jednak, by zrobić je w dwóch lokalizacjach: kręgosłup w odcinku lędźwiowym i biodro – ostrzega specjalistka.

————————————————————————————————————————————Nie dajmy się zwieść pozorom

Nie wystarczy raz na jakiś czas zrobić  badania poziomu wapnia we krwi – kiedy organizm odczuwa jego niedobór, natychmiast pobiera go z kości – a więc wynik pozytywny poziomu wapnia nie świadczy o tym, że nie ma problemu.

————————————————————————————————————————————–

Wynik badania podaje się, używając wskaźnika T (T-score), który dla osteoporozy wynosi ponad 2,5 odchylenia standardowego. Wynik między 1 a 2,5 odchylenia standardowego świadczą o osteopenii, natomiast poniżej 1 to wynik świadczący o normalnej gęstości kości.

– W pewnych sytuacjach osteoporozę można także rozpoznać bez wykonania badania densytometrycznego. Wystarczy porównać obecną wysokość ciała do tej w wieku młodzieńczym – jeśli odnotujemy obniżenie o 4 cm lub więcej co jest skutkiem zgniatania uszkodzonych kręgów – jest niemal pewne, że pacjent ma osteoporozę – wyjaśnia specjalistka.

Choć bezpośrednią przyczyną 90 proc. złamań pozakręgowych jest upadek, to jednak aż 75 proc. złamań kręgosłupa wcale nie jest związana z upadkiem – może się zdarzyć nawet na skutek silnego kichnięcia czy podczas jazdy samochodem, który podskoczy na wyboju. Co ciekawe, 60 proc. złamań kręgosłupa nie boli.

Gdzie najczęściej zlokalizowane są złamania osteoporotyczne:

  • nasada kości promieniowej (80 proc.)
  • bliższy koniec kości ramiennej (75 proc.)
  • bliższy koniec kości udowej (70 proc.)
  • kręgosłup (58 proc.)

Często mamy do czynienia z  tzw. kaskadą złamań: pierwsze złamanie prowadzi do wzrostu ryzyka wystąpienia kolejnego złamania. Uważa się, że uszkodzenie kości nadgarstka pięciokrotnie zwiększa ryzyko złamań w obrębie kręgosłupa, a to z kolei znów dwukrotnie zwiększa ryzyko złamania kości biodrowej. Złamanie kości szyjki udowej jest już właściwie rozpoznaniem osteoporozy. Niestety, jest ono bardzo niebezpieczne. W ciągu roku po złamaniu szyjki kości udowej umiera 20 proc. kobiet  i 30 proc. mężczyzn.

Monika Wysocka dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixanay.com

Pułapka świątecznego biesiadowania – na pomoc żołądkowi

Podczas świąt zazwyczaj pozwalamy sobie na więcej. Ucztowanie przy suto zastawionym stole, zaostrzające apetyt zapachy potraw, którym trudno się oprzeć i dużo czasu na jedzenie sprawiają, że układ pokarmowy wystawiony jest na ciężką próbę. W efekcie tych poczynań nietrudno o wzdęcia, niestrawność i zgagę. Co zrobić, by pomóc żołądkowi przetrwać ten trudny dla niego czas?

Barszcz z uszkami, sernik, smażona ryba, makowiec, śledzik, kutia… w okresie Bożego Narodzenia układ pokarmowy nie ma lekko. Jeśli pokusa skosztowania wszystkich świątecznych potraw była silniejsza niż rozsądek, możliwe, że żołądek będzie musiał porządnie się napracować, a trawienie pokarmu potrwa znacznie dłużej.

Na przykre wzdęcia koper włoski, kminek i natka pietruszki

Nie jest tajemnicą, że w czasie rodzinnego ucztowania jemy zdecydowanie więcej. Warto zatem na kilka dni przed świętami przygotować odpowiednio układ pokarmowy, zanim przystąpi on do wzmożonej pracy. Pomoże w tym lekkostrawna, uzupełniona o probiotyki dieta, picie naparów z ziół oczyszczających organizm z toksyn czy przyjmowanie błonnika, dającego uczucie sytości. Wzdęciom i zaparciom sprzyjają tłuste potrawy, gazowane napoje, a nawet rozmawianie przy jedzeniu – połykamy wówczas więcej powietrza. Do świątecznych potraw wskazane jest używanie dużej ilości ziół i przypraw, które wspomagają trawienie – zwłaszcza  koper włoski, majeranek i kminek. Aby uniknąć zaparć i wzdęć, warto również powstrzymać się od picia płynów w trakcie posiłków, ponieważ rozcieńczają one enzymy trawienne. Należy jednak pamiętać o uzupełnianiu płynów pomiędzy posiłkami.

Zgaga – nieproszony gość przy wigilijnym stole

Nieprzyjemne i uporczywe uczucie pieczenia w przełyku to częsta dolegliwość, która dopada nas podczas świątecznego biesiadowania. Zgaga pojawia się zazwyczaj po zbyt obfitych posiłkach, wypiciu kawy czy alkoholu. Towarzyszyć jej może również kwaśne odbijanie, cofanie treści żołądkowej do przełyku, a także palące bóle za mostkiem i w nadbrzuszu. Jedni cierpią na zgagę po zjedzeniu czegoś kwaśnego, inni po słodyczach lub mieszance cukru i złej jakości tłuszczów w wysoko przetworzonej żywności.

Jeśli zgaga występuje sporadycznie – po ciężkostrawnym, sutym posiłku – nie jest chorobą, a jedynie reakcją organizmu na przeciążenie żołądka. W wyniku tego zwiększa się ciśnienie w jamie brzusznej, a to z kolei sprzyja cofaniu się treści pokarmowej do przełyku. Z pewnością nie pomagają nam produkty przesycone sztucznymi dodatkami, jak barwniki czy konserwanty. Powodują one nadprodukcję kwasu żołądkowego i w efekcie cierpimy na przykre dolegliwości, związane ze zgagą. Samo zażywanie środków zobojętniających kwas nie wystarczy. Warto zrewidować swoje nawyki żywieniowe, unikać pokarmów, które podrażniają układ pokarmowy i przede wszystkim – nie przejadać się. Jeśli natomiast zgaga pojawia się po każdym posiłku, może oznaczać, że mamy do czynienia z refluksem, związanym z zaburzeniami pracy dolnego zwieracza przełyku. Wówczas należy zasięgnąć porady specjalisty w celu pogłębionej diagnostyki i rozpoczęcia leczenia.

– radzi dr Krystyna Małecka-Kużawczyk, specjalista II stopnia chorób wewnętrznych, Grupa LUX MED.

Sposobem na uniknięcie zgagi jest przede wszystkim równomierne rozkładanie posiłków w ciągu dnia. Najważniejsza zasada – jeść mniej, a częściej, a ostatni pokarm spożywać nie później niż na dwie godziny przed snem. Osoby cierpiące na takie dolegliwości powinny także ograniczyć picie kawy, alkoholu i napojów gazowanych oraz jedzenie słodyczy. Doraźnie przy zgadze może pomóc wypicie szklanki wody z rozpuszczoną w niej łyżeczką sody oczyszczonej, mleko lub zjedzenie kilku migdałów, które mają właściwości alkalizujące kwaśne środowisko w żołądku.
Ciężar w brzuchu, nudności, zgaga i wzdęcia – aby ich uniknąć, w czasie świąt warto zastosować się do kilku prostych wskazówek. Mózg potrzebuje około 20 minut, aby odczytać informację z żołądka o uczuciu sytości. Dobrym sposobem jest serwowanie sobie częstszych przerw między kolejnymi posiłkami. W tym czasie można wyjść na dłuższy spacer, by pobudzić układ pokarmowy do pracy. Unikajmy również podjadania, a do końca świąt dotrwamy w dobrym samopoczuciu.
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Przygotuj się na sezon narciarski

Uprawiasz inny sport niż narciarstwo i stąd myślisz, że będziesz mniej narażony na kontuzję podczas szusowania? Błąd! Poznaj fakty i mity o urazach ze stoków i co zrobić, by ich uniknąć.

Z roku na rok wzrasta popularność sportów zimowych. Ocenia się, że obecnie jest na świecie około 200 milionów narciarzy i 70 milionów snowboardzistów. Nic więc dziwnego, że wzrosła liczba urazów spowodowanych uprawianiem tych zimowych dyscyplin sportu, ale – jak mówi dr Urszula Zdanowicz z Carolina Medical Center – i tak jest ich mniej, niż powszechnie się sądzi.

Lekarka wskazuje, że bezpieczeństwo jazdy poprawiło się dzięki lepszemu przygotowaniu i oznakowaniu szlaków narciarskich, a przede wszystkich dzięki wprowadzeniu nowoczesnych butów narciarskich i samowypinających się wiązań.

Również jazdę na nartach carwingowych trochę łatwiej teraz kontrolować (zwłaszcza dla początkującym narciarzom), rzadziej dochodzi do upadków i tym samym mniejsza jest liczba urazów.

Ciekawostka: ocenia się, że średnio dochodzi o 2-4 urazów na 1000 dni jazdy na nartach.

Ekspertka zaznacza, że ponieważ jednak od kilku lat na stokach jednocześnie pojawiają się narciarze zjazdowi i snowboardziści, doprowadza to do większej liczby kolizji przy dużej prędkości. Zwiększyła się więc liczba poważnych urazów, ze złamaniami wieloodłamowymi.

Jazda na nartach: specyficzne urazy

Najczęściej narciarze narażeni są na urazy stawu kolanowego. Ryzyko to wyraźnie zwiększa się u osób powyżej 26. roku życia. Zdaniem ortopedów i fizjoterapeutów najprawdopodobniej wiąże się to ze zmniejszającą się ogólną aktywnością sportową i rozpoczęciem w tym wieku intensywnej pracy zawodowej.

Osoby takie z trudem znajdują czas na wyjazd narciarski, nie są do niego wystarczająco kondycyjnie i siłowo przygotowane, a jednocześnie starają się maksymalnie wykorzystać czas na zjeżdżanie. Niewiele osób przeprowadza rozgrzewkę, nie chcąc „tracić” na nią czasu.

Również stawiający pierwsze kroki narciarskie mają czterokrotnie większą szansę na kontuzję, niż ich doświadczeni koledzy. Często brakuje im wyobraźni, próbują zjeżdżać ze zbyt trudnych dla stoków.

Wbrew powszechnej opinii uprawianie innego sportu nie zmniejsza ryzyka urazu na nartach. Wręcz przeciwnie – okazuje się bowiem, że osoby wysportowane jeżdżą na nartach bardziej ryzykownie i z większa prędkością, co sprzyja urazom.

Dr Zdanowicz podkreśla, że szczególnie uważać powinni narciarze, którzy już wcześniej doznali urazu więzadła krzyżowego przedniego i nie byli leczeni. Informuje, że aż 6-krotnie zwiększa się u nich ryzyko ponownego urazu, dodatkowo aż 39 proc. tych urazów będzie na tyle poważnych, że wymagać będzie leczenia chirurgicznego.

Na nartach najczęściej dochodzi do urazów:

  • kolana,
  • więzadła krzyżowego przedniego,
  • łąkotki.

Na snowboardzie najczęściej dochodzi do urazów:

  • przedramienia
  • okolic nadgarstka
  • głowy i szyi.

Specjaliści przestrzegają: jeśli masz nadwagę, warto przed sezonem zgubić 2-3 kg, bo każdy kilogram nadwagi działa na niekorzyść układu ruchowego i krążeniowego. Jeśli prowadzisz siedzący tryb życia, a nagle w czasie ferii zaczniesz spędzać pięć godzin na stoku, wówczas bardzo obciążasz stawy, co nie może skończyć się dla nich dobrze.

Od kiedy przygotowania do sezonu narciarskiego?

Warto pamiętać, że podczas jazdy na nartach mięśnie pracują inaczej niż podczas codziennej aktywności, dlatego poprzez ćwiczenia trzeba je przyzwyczajać do tego innego wysiłku. Idealnie byłoby zacząć przygotowania na trzy miesiące przed wyjazdem, ale nawet kilka tygodni ćwiczeń może wiele zmienić.

Trzy podstawowe elementy każdego treningu:

  1. Wydolność fizyczna – wysoki poziom wydolności fizycznej, pozwoli nam bezpiecznie poruszać się na stoku przez wiele godzin czerpiąc przy tym radość i przyjemność z jazdy. Jeżeli chcesz zjeżdżać na nartach i nie łapać zadyszki za każdym razem, przygotuj odpowiednio swój układ sercowo-naczyniowy i oddechowy do tego rodzaju wysiłku. Regularny trening aerobowy o umiarkowanej intensywności to pierwszy krok, jaki powinieneś wykonać.
  2. Siła i wytrzymałość mięśni – drugi bardzo ważny element przygotowania do sezonu narciarskiego to wzmocnienie naszych mięśni. Dotyczy to zarówno mięśni kończyn dolnych, ale również mięśni stabilizujących miednicę, mięśni głębokich CORE stanowiących pewnego rodzaju trzon naszego ciała, mięśni brzucha, pleców i ramion. W tym wypadku idealnie sprawdzi się trening siłowy z obciążeniem zewnętrznym (dla początkujących z ciężarem własnego ciała), w pełnych wzorcach ruchowych.
  3. Koordynacja ruchowa – jest to kolejny bardzo ważny element, który wpływa na bezpieczeństwo jazdy na stoku narciarskim. Zdolność do połączenia umiejętności technicznych z czuciem własnego ciała i przenoszenia środka ciężkości wpływa na płynność jazdy, ekonomiczność i swobodę ruchów. Ćwiczenie koordynacji ruchowej jest również ważne w kontekście umiejętności szybkiego reagowania na sytuacje znajdujące się na stoku np. wyminięcie przeszkody, która pojawiła się w trakcie zjazdu (oblodzenie) lub innego narciarza, który zajechał nam drogę lub przewrócił się tuż przed naszymi nogami.

Jak trenować przed nartami? 

  • Częstotliwość: 2-3 razy w tygodniu
  • Długość trwania jednego treningu: około 1-1,5 h.

Najlepszym miejscem będzie dobrze wyposażona siłownia.

Lekarka zaznacza, że można też ćwiczyć samemu w domu – trening dwa razy dziennie po 20-40 min. pomogą zmniejszyć ryzyko urazu.

Przykładowy schemat treningowy przed sezonem narciarskim:

  1. Rozgrzewka – 5-10 min spokojnego wysiłku tlenowego, który podniesie temperaturę ciała i przygotuje organizm do dalszej pracy.
  2. Po rozgrzewce warto jest wykonać kilka ćwiczeń mobilizacyjnych, które aktywnie rozciągną nasze mięśnie i poprawią zakresy ruchomości. Tutaj w szczególności warto jest zwrócić uwagę na staw kolanowy, miednicę, odcinek piersiowy i lędźwiowy kręgosłupa oraz obręcz barkową.
  3. W dalszej części treningu wykonujemy ćwiczenia o charakterze funkcjonalnym – aktywacja mięśni pośladkowych, grupy kulszowo-goleniowej, mięśni CORE.
  4. Główną część treningu powinny stanowić ćwiczenia siłowe w pełnych wzorcach ruchowych, takich jak: przysiad, martwy ciąg, wykroki, wyciskanie na barki itp. Ćwiczenia i obciążenie powinny być dobierane indywidualnie i dostosowane do aktualnych możliwości osoby trenującej.
  5. W końcowej części treningu jako ćwiczenia uzupełniające warto jest włączyć ćwiczenia koordynacyjne oraz ćwiczenia na niestabilnym podłożu, które poprawiają propriocepcję (czucie własnego ciała) a także balans i kontrolę własnego środka ciężkości.
  6. Na zakończenie treningu jako ostatni element zaleca się wykonanie wysiłku aerobowego o umiarkowanej intensywności.

Taka sesja powinna trwać 20-30 min. Jeżeli dysponujemy większą ilością czasu, w tygodniu, trening tlenowy możemy wykonać jako osobną jednostkę treningową i przeplatać na przemian z treningiem na siłowni. Może to być basen, bieganie, jogging.

Uwaga! Dr Zdanowicz przestrzega przed często popełnianymi błędami: wiele osób ćwicząc bez wsparcia specjalisty skupia się na mięśniach ud, a pomija miednicę. Niesłusznie! Stabilizacja miednicy jest kluczowa w trakcie jazdy. Ona zapewnia nam równowagę i czucie naszego ciała. Poza tym miednica i mięśnie pośladkowe średnie i małe odpowiadają za stabilizację kolana. A przecież to kontuzje kolana należą do najczęstszych wśród narciarzy.

Czym grozi szusowanie bez przygotowania?

Przede wszystkim zagrożeniem bezpieczeństwa zarówno nieprzygotowanego narciarza, jak i innych. Jeśli masz słabą kondycję i nagle w połowie zjazdu złapiesz zadyszkę i zatrzymasz się, wówczas stwarzasz niebezpieczeństwo dla innych użytkowników. Jeżeli Twoje mięśnie nie są odpowiednio przygotowane, a trafisz na oblodzony odcinek trasy, wtedy nie będziesz w stanie kontrolować jazdy. Może dojść do upadku, skręcenia kolana, urazu nadgarstka czy wybicia barku.

Rozgrzewka na stoku

Jest niezwykle ważna. Choć wystarczy, by trwała zaledwie 5-10 minut i tak wiele osób bagatelizuje jej znaczenie. Dr Zdanowska przestrzega, że pomijając rozgrzewkę narażamy się na różne problemy zdrowotne: naciągnięcia, kontuzje, upadki. Jeżeli nie podniesiemy naszej temperatury ciała, to serce i płuca nie są gotowe do wysiłku. W najlepszym wypadku może to skończyć się zadyszką. Lekarka tłumaczy, że bez rozgrzewki mięśnie nie są aktywowane, a zatem nie są gotowe na tego typu wysiłek, jak zjazd na nartach. Jeżeli zaczniemy dynamicznie zjeżdżać, robić mocne skręty, wówczas istnieje ryzyko, że stracimy kontrolę. Warto też „poćwiczyć upadki” – przewróćmy się kilka razy na jedną i drugą stronę pozwoli to nam psychicznie przygotować się na upadek podczas jazdy.

Jak zrobić rozgrzewkę przed zjazdem na nartach

  • Rozgrzewka powinna być wykonywana w butach narciarskich.
  • Zrób stretching dynamiczny polegający na wypadach bocznych, przysiadach.
  • Poruszaj górną częścią tułowia.
  • Wykonaj też ćwiczenia na jednej nodze, dzięki którym popracujesz nad równowagą. Chodzi o to, by pobudzić mięśnie – pewność, że do tego doszło możesz mieć, gdy poczujesz lekką zadyszkę.

Po rozgrzewce jesteśmy już gotowi na zjeżdżanie. Na pierwszy zjazd (niezależnie od naszego poziomu) warto wybrać łagodny stok – narciarstwo to nie jest sport uprawiany regularnie w ciągu roku. Dajmy więc szansę swoim mięśniom na przygotowanie do innego wysiłku niż na co dzień. Na czarne trasy przyjdzie jeszcze czas.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dożylne wlewy z witaminy C mogą być bardzo groźne

Doktor Agnieszka Gruszfeld  Centrum Onkologii w Warszawie ostrzega, że w ciągu ostatnich kilku lat 3 pacjentki zmarły w placówce w wyniku ostrej niewydolności nerek. To były chore, które stosowały witaminę C w dożylnych wlewach.

Specjalistka  w rozmowie z portalem gazeta.pl informuje, że w przeszłości testowano podawanie witaminy C dożylnie, w różnych dawkach i częstotliwościach, ale żaden z tych schematów nie udowodnił ani wpływu na przeżycia chorych na nowotwory, ani tym bardziej nie wykazano, by ktokolwiek został z raka wyleczony. doktor Gruszfeld dobitnie wskazuje, że „twierdzenie, że ta witamina potrafi wyleczyć nowotwór, jest absolutnym kłamstwem“.

„Myślę, że ludzie, którzy stosują witaminę C dożylnie u chorych na raka, wierzą zapewne w jej skuteczność. Być może chcą pomóc ludziom, którzy cierpią na chorobę nowotworową. Aczkolwiek mogę się mylić i są to oszuści, którzy po prostu liczą na zarobienie pieniędzy w łatwy, miły, przyjemny sposób. Nie chciałabym jednak tego insynuować” – czytamy w rozmowie.

Specjalistka zaznacza, że fakt, iż lekarze nie zalecają takiej terapii, nie wynika z braku wiedzy czy z ignorancji, ale z potrzeby nienarażania pacjenta na nieskuteczne leczenie i ponoszenie niepotrzebnych kosztów.

Ekspertka wylicza, że ogólny koszt, który ponosi pacjent w wyniku stosowania tego rodzaju alternatywnego leczenia, jest podobny do ceny terapii biologicznej, tyle że chory „nie dostaje za to nic”.

Jednocześnie przestrzega, że dożylne wlewy z witaminy C mogą być bardzo groźne, szczególnie dla pacjentów, którzy zmagają się z zaburzeniami pracy nerek. „Mieliśmy w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej cztery zgony pacjentów, co do których mam podejrzenia, że mogły wynikać ze stosowania terapii alternatywnych. Trzy pacjentki zmarły w wyniku ostrej niewydolności nerek. To były chore, które stosowały witaminę C w dożylnych wlewach” – czytamy.

Źródło” www.rynekaptek.pl za gazeta.pl

Fot. www.pixabay.com

Ministerstwo Zdrowia uspokaja w sprawie refundacji leków

Ministerstwo Zdrowia informuje, że nie ma podstawy do obaw, aby jakiekolwiek terapie niezbędne dla pacjentów miały zostać usunięte z listy refundacyjnej. W Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad nową listą leków refundowanych, która będzie obowiązywać od 1 stycznia 2019 roku.

W ramach tych prac ponownego wydania decyzji refundacyjnych wymaga około 2,5 tysiąca wniosków dotyczących leków, którym upływa trzyletni okres obowiązywania dotychczasowych decyzji. Do chwili obecnej MZ nie otrzymało wniosków kontynuacyjnych dla ok. 150 leków refundowanych w ramach listy aptecznej. Niemal wszystkie z tych leków mają swoje refundowane odpowiedniki. Sytuacja, w której nie został złożony wniosek o kontynuowanie refundacji na lek, który nie ma na rynku swojego odpowiednika, dotyczy zaledwie kilku grup limitowych i 5 substancji,  takich jak acyklowir stosowany do oczu, kwas klodronowy, kwas folinowy, chlorchinaldol oraz elektrolity do podawania doustnego. Ministerstwo Zdrowia jest w stałym kontakcie ze specjalistami klinicznymi i razem z konsultantami krajowymi analizuje konsekwencje ewentualnej utraty refundacji przez te leki, w tym możliwości alternatywnych, refundowanych terapii.

W odniesieniu do pozostałych leków producenci złożyli odpowiednie wnioski, które zostały poddane analizom Komisji Ekonomicznej i negocjacjom urzędowej ceny leku. W około 350 przypadków Komisja Ekonomiczna nie zaakceptowała dotychczasowych propozycji cen. Trwają dalsze prace nad tymi wnioskami, zmierzające do wynegocjowania cen jak najkorzystniejszych dla pacjentów i płatnika publicznego. W zdecydowanej większości przypadków dotyczy to leków generycznych, dla których na rynku są dostępne – i będą dostępne po 1 stycznia 2019 roku – inne, refundowane odpowiedniki.

Jednocześnie MZ przypomina , że usunięcie leku z listy leków refundowanych nie oznacza, że stanie się on niedostępny dla chorych – dalej powinien być dostępny do nabycia w aptece, ale z odpłatnością 100%.

Źródło: www.mz.gov.pl

Fot. www.pixabay.com

Wirus przenoszony drogą płciową powoduje raka głowy i szyi

Wirus brodawczaka ludzkiego (HPV) zwykle kojarzy się z rakiem szyjki macicy. Słusznie, ale HPV może być również przyczyną raka narządów głowy i szyi. Jest też przyczyną powstawania innych nie tak groźnych chorób. Warto wiedzieć, jak minimalizować ryzyko.

Udział HPV w procesie powstawania płaskonabłonkowego raka narządów głowy i szyi odkryto w połowie lat 90. Teraz odkrycie to nie budzi już wątpliwości, bo zostało potwierdzone w licznych  badaniach.

Najczęściej rak, do którego przyczynił się wirus HPV, rozwija się w ustnej części gardła (zwłaszcza na migdałkach podniebiennych); znacznie rzadziej w krtani.

HPV to także przyczyna brodawek wirusowych, które mogą pojawić się w dowolnym miejscu na skórze. Z kolei w miejscach intymnych doprowadza do rozwoju kłykcin kończystych (brodawek wirusowych umiejscowionych na narządach płciowych).

Jak często występuje HPV

Szacuje się, że każda seksualnie aktywna osoba będzie przynajmniej raz w życiu zainfekowana HPV.  Większość osób przechodzi takie zakażenie bez żadnych objawów i samoistnie je zwalcza.

Kto najczęściej choruje na raka szyi i głowy

Jeszcze do niedawna na raka gardła i jamy ustnej chorowali przede wszystkim mężczyźni w wieku powyżej 50 lat, palacze, często jednocześnie nadużywający alkoholu. Wciąż stanowią największą grupę z takimi diagnozami, ale od kilkunastu lat pojawia się rosnąca nowa grupa chorych: osoby między 30. a 40. rokiem życia, w dobrej kondycji ogólnej, niepalące i umiarkowanie korzystające z mocnych trunków. W ich przypadku bezpośrednim winowajcą jest najczęściej wirus brodawczaka ludzkiego przenoszony drogą płciową.

– W ostatnich latach odnotowuje się obniżenie liczby zachorowań na tytoniozależne raki narządów głowy i szyi, co ma związek ze spadkiem liczby osób palących papierosy. Jednocześnie rośnie odsetek raków powodowanych przez wirusa brodawczaka ludzkiego, szczególnie wśród młodych ludzi. Przyczyn tego stanu rzeczy upatruje się w zmianie zachowań społecznych i obyczajów seksualnych – mówi prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki, onkolog kliniczny, zastępca dyrektora ds. klinicznych Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

Jak chronić się przed HPV

Do zakażenia HPV dochodzi najczęściej podczas stosunku seksualnego bez odpowiedniego zabezpieczenia. Dlatego najlepszą metodą zapobiegania zakażeniom HPV drogą płciową jest wierność jednemu partnerowi seksualnemu i stosowanie prezerwatyw. Warto jednak wiedzieć, że prezerwatywa może zmniejszać ryzyko zakażenia (ok. 75 proc), ale nie chroni w stu procentach przed kontaktem z wirusem. Nie ma zatem stuprocentowej gwarancji, zwłaszcza wtedy, gdy partnerzy  mają za sobą doświadczenia seksualne – już wcześniej mogło dojść do zakażenia jednego z nich.

Osoby z brodawkami wirusowymi powinny się powstrzymać od stosunków płciowych!

Eksperci polecają szczepienia ochronne, dające dobre efekty przed zakażeniami onkogennymi szczepami wirusa HPV (nie każdy szczep HPV doprowadza do rozwoju raka). Dzięki temu minimalizujemy ryzyko rozwoju nowotworu.

Szczepienie przeciwko onkogennemu HPV nie oznacza, że zaszczepiona kobieta może zrezygnować z regularnych badań cytologicznych!

– Wartość szczepień przeciwko HPV jest jednoznacznie udowodniona w zapobieganiu rakowi szyjki macicy. Nabycie odporności na zakażenie dotyczy całego organizmu, tak więc efekt profilaktyczny dotyczy również HPV-zależnych raków narządów głowy. Szczepienia są bezpieczne, a ich upowszechnienie przełoży się na ograniczenie ryzyka związanego z tym onkogennym wirusem – mówi prof. Andrzej Kawecki.

Wirusem HPV, powodującym brodawki na skórze, można się zakazić na przykład na basenie. W związku z tym konieczne jest przestrzeganie odpowiednich zasad higieny w takim miejscu, zaś w przypadku jakichkolwiek zmian skórnych – udanie się na konsultację lekarską. Podjęte leczenie skraca czas infekcji i pozwala zarażonej osobie podjąć środki zapobiegawcze wobec bliskich, w związku z czym są mniej narażeni na chorobę.

Monika Wysocka, Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Sen w pomieszczeniu ze światłem = choroby

Już jedna noc przespana w jasnym pokoju może pogorszyć metabolizm, a chroniczne wystawienie na światło przed i podczas snu zwiększa ryzyko wielu chorób. Sprawdź, ile szkody wyrządzają ekrany i diody w sypialni.

Naukowcy z Northwestern University donieśli niedawno o niepokojącej obserwacji. Badacze zauważyli, że już jednorazowe odstępstwo od nocnej ciemności wywołuje zauważalne zmiany w organizmie. „Wstępne wyniki pokazują, że wystawienie na działanie światła już w czasie jednej nocy gwałtownie zmienia oporność na insulinę. Pokazano już, że ekspozycja na światło podczas snu zaburza ten sen, ale zdobyte przez nas dane pokazują, że może też zmieniać metabolizm” – przestrzega autorka badania dr Ivy Cheung Mason.

Do swoich wniosków dr Mason doszła po przeprowadzeniu eksperymentu, w którym część ochotników w wieku 18-40 lat przez jedną noc spała w oświetlonym pokoju. Tymczasem oporność na insulinę to  groźny stan, który może prowadzić do rozwoju cukrzycy typu 2. Jak to możliwe, żeby z pozoru niewinne światło nocą powodowało poważne problemy?

– Żyjemy na planecie, na której ze względu na obrót względem Słońca regularnie jesteśmy poddawani cyklom światła i ciemności. Działały one już na tzw. pierwotną zupę, z której wyłoniło się życie – wyjaśnia dr hab. Jolanta Orzeł-Gryglewska z Katedry Fizjologii Zwierząt i Człowieka Uniwersytetu Gdańskiego. – Dlatego u człowieka oraz u innych organizmów wykształciły się różnego typu przystosowania genetyczne, metaboliczne, fizjologiczne i behawioralne do tego cyklu – podkreśla ekspertka.

Nie powinno więc dziwić, że naukowcy donoszą o różnych zagrożeniach związanych z niewłaściwym korzystaniem ze światła.

Nowotwory, otyłość, cukrzyca, depresja

Obszerne badanie przeprowadzone przez specjalistów z Harvard T.H. Chan School of Public Health wskazało na przykład na związek między natężeniem światła nocą w zamieszkiwanej okolicy a ryzykiem raka piersi. Projekt uwzględniał informacje na temat 110 tys. kobiet uczestniczących w latach 1988-2013 w projekcie Nurses’ Health Study II, w tym satelitarne dane na temat poziomu oświetlenia w miejscu zamieszkania każdej z uczestniczek oraz informacje o trybie ich pracy zawodowej.

Wyniki pokazały większe ryzyko zachorowań u pań przed menopauzą, które palą papierosy lub paliły w przeszłości. Najwyższy poziom oświetlenia oznaczał 14 proc. większe ryzyko nowotworu w porównaniu do najsłabszego niewłaściwego wystawienia na światło. Zaobserwowana relacja była przy tym silniejsza w przypadku kobiet pracujących na nocną zmianę.

Zdaniem badaczy sugeruje to, że do powstania choroby przyczynia się rozregulowanie zegara biologicznego.

– W ciemnej fazie doby w organizmie wydzielana jest melatonina. Hormon ten oprócz ułatwiania zaśnięcia silnie unieczynnia rakotwórcze wolne rodniki. Szczególnie zapobiega nowotworom związanym z hormonami płciowymi czyli rakom sutka czy prostaty. W perspektywie wielu lat może to mieć znaczenie dla ryzyka pojawienia się choroby – mówi dr Orzeł-Gryglewska.

Wpływ sztucznego światła na zdrowie jest dopiero poznawany, ale rośnie liczba dowodów na związek jego działania w niewłaściwym czasie także z np. otyłością, cukrzycą czy depresją.

– Oprócz zakłócenia działania samej melatoniny zaburzeniu może ulec sen. Natomiast niewyspane, zmęczone osoby częściej sięgają po wysokokaloryczne pokarmy i przekąski. To może prowadzić np. do otyłości – dodaje specjalistka.

Problem kolejnych pokoleń?

Niestety, istnieje możliwość, że grzechy rodziców mogą w tym wypadku przechodzić także na dzieci. Naukowcy z Ohio State University twierdzą bowiem, że szkody wywołane niewłaściwym działaniem światła w postaci epigenetycznych zmian (modyfikacji aktywności genów) przekazywane są na następne pokolenie. Takie wnioski badacze wyciągnęli obserwując chomiki.

Wybrane zwierzęta obu płci były poddawane działaniu słabego światła nocą. Kiedy chomiki się rozmnożyły, okazało się, że potomstwo rodziców z zakłóconym rytmem dobowego oświetlenia miało osłabiony układ odpornościowy i zaburzoną gospodarkę hormonalną. Co więcej, zmiany te pochodziły zarówno od ojców jak i matek, przy czym niektóre zaburzenia dotyczyły tylko potomstwa płci męskiej, a inne – żeńskiej. Co istotne, nienaturalne światło działało na dorosłe chomiki zanim doszło do zapłodnienia.

Uwaga na ekrany i diody!

Naukowcy coraz lepiej rozumieją reakcje ludzkiego organizmu na światło. Badania wskazują na przykład, że wydzielanie melatoniny najbardziej blokuje światło niebieskie. To mechanizm potrzebny za dnia, bo dzięki niemu czujemy się bardziej pobudzeni.

Tymczasem spore ilości światła z niebieskiego zakresu produkują diody pracujące w ekranach laptopów, tabletów, telefonów, czytników e-książek i innych elektronicznych gadżetów. Jak pokazał zespół z Brigham and Women’s Hospital, skutecznie utrudniają one zaśnięcie.

W badaniu tym ochotnicy przed snem czytali książki na tablecie lub w tradycyjnej wydrukowanej wersji. Co się okazało? Osoby korzystające z tabletów potrzebowały dłuższego czasu na zaśnięcie, były mniej senne i spędzały mniej czasu w fazie głębokiego snu zwanej REM. Analiza poziomu melatoniny u uczestników pokazała natomiast przesunięcie zegara biologicznego.

Proste i skuteczne rozwiązania

Wniosek jest taki, aby wieczorem unikać ekranów, a jeśli już z nich ktoś korzysta, dobrze aby używał oferowanej przez niektóre urządzenia opcji redukcji ilości niebieskiego światła lub specjalnego oprogramowania, które to umożliwia.

– Dobrze jest ustalić swój tryb życia, tak aby był korzystny dla organizmu. Warto zastanowić się na przykład, czy rzeczywiście potrzebujemy używać komputera o godz. 12. w nocy. Istotny jest też rodzaj oświetlenia w pomieszczeniu. Obecnie modne są energooszczędne świetlówki diodowe. Niestety, emitują one dużą ilość niebieskiego, pobudzającego organizm światła. Mogą się więc one sprawdzić w doświetlaniu pomieszczeń za dnia, ale wieczorem będą szkodzić – przestrzega dr Orzeł-Gryglewska.

Innym sposobem, aby wesprzeć swój biologiczny zegar jest, jak pokazali naukowcy z Uniwersytetu w Uppsali, dostateczna ekspozycja na jasne światło w ciągu dnia. W eksperymencie z udziałem młodych, zdrowych osób, przy znacznym wystawieniu na światło dzienne o odpowiedniej do tego porze, nawet dwugodzinne korzystanie z tabletu wieczorem nie zaburzało snu ochotników. Badacze zalecają więc spędzanie dostatecznej czasu na dworze w ciągu dnia lub zapewnienie odpowiedniego oświetlenia w pomieszczeniach, np. w biurach. Światła więc potrzebujemy także dla zdrowia, ale mimo wielu nocnych pokus cywilizacji, warto nauczyć się z nim obchodzić.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …