Kategoria: CHOROBY

Choroba Alzheimera i inne zespoły otępienne: fakty, które warto znać

Zespoły otępienne, z których najbardziej znany to choroba Alzheimera, to coraz powszechniejszy problem obecnych czasów. Warto znać podstawowe fakty na temat tych zaburzeń oraz sytuacji osób bliskich chorego. Oni także cierpią.

Zgodnie z wyliczeniami WHO na całym świecie na demencję choruje ok. 50 mln ludzi (prawie 5 proc. populacji osób starszych), a każdego roku pojawia się niemal 10 milionów nowych przypadków. Ostatnie analizy wskazują, że na całym świecie każdego roku choroba dotyka prawie 9,9 mln kolejnych osób. Prognozy są bardzo niepokojące – liczba osób chorych na demencję może wzrosnąć na świecie do 82 mln w 2030 r.

W Polsce liczbę osób chorych szacuje się na około 400 tysięcy. Demencja jest piątą wiodącą przyczyną śmierci na świecie i główną przyczyną niesamodzielności starszych osób.

10 faktów o chorobie Alzheimera i innych zespołach otępiennych

  • Choroba Alzheimera to najczęściej występujący zespół otępienny (obok m.in. otępień z ciałami Levy’ego, otępień naczyniopochodnych, otępień czołowo-skroniowych oraz łagodnych zaburzeń poznawczych). Są też zespoły otępienne, które rozwijają się wskutek niedoborów, np. witaminy B12. W tym przypadku często udaje się je leczyć skutecznie.
  • Ryzyko zachorowania na demencję wzrasta wraz z wiekiem. Otępienie sporadycznie rozpoznaje się u osób młodych. Rzadziej może również występować u osób poniżej 60. roku życia. Ale zaburzenia otępienne po 65. roku życia obserwuje się u 6 proc. osób, a u osób powyżej 80. roku życia – u 20 proc.;
  • Zachorowalność na chorobę Alzheimera u osób w przedziale wiekowym 65–85 lat podwaja się co pięć lat. Po 85. roku życia odsetek zachorowań na chorobę Alzheimera zmniejsza się na korzyść otępienia naczyniopochodnego, które rozwija się m.in. wskutek nadciśnienia.
  • Zespoły otępienne najczęściej mają podstępny początek. Na przykład w chorobie Alzheimera występują wówczas łagodne przejawy, takie jak powtarzanie tych samych pytań, trudności w doborze odpowiednich słów, niewielkie trudności w orientacji przestrzennej, apatia. Objawy narastają stopniowo. W zaawansowanej postaci pacjent przestaje rozumieć otoczenie, nie rozpoznaje bliskich, zapomina oczywistych czynności (np. chodzenia po schodach), pacjenci często są albo pobudzeni albo apatyczni.
  • Każdy zespół otępienny to choroba postępująca i od pewnego momentu osoba z demencją nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować.
  • Wciąż nie da się wyleczyć zespołów otępiennych takich jak choroba Alzheimera, otępienie naczyniopochodne, otępienie z ciałami Levy’ego czy otępienie czołowo-skroniowe. Odpowiednie leki oraz interwencje psychologiczne i rehabilitacja mogą jednak spowolnić postęp choroby. Bardzo istotna w tym przypadku jest wczesna reakcja – im wcześniej rozpocznie się leczenie i rehabilitację, tym większe szanse na spowolnienie rozwoju choroby. Pomóc w postawieniu rozpoznania może neurolog, psycholog, psychiatra, geriatra.
  • Choć nie da się wyleczyć demencji, możliwe jest leczenie różnych objawów towarzyszących zespołom otępiennym, np. stanów pobudzenia czy zaburzeń snu.
  • Nie każdy zespół otępienny zaczyna się od zaburzeń pamięci; na przykład otępienie czołowo-skroniowe, które stanowi około 8-10 proc. przypadków otępień, rozpoczyna się od zaburzeń zachowania (pacjent stopniowo przestaje kontrolować swoje emocje i zachowanie) oraz zaburzeń mowy (trudności ze znalezieniem słowa, słowotok).
  • Opiekunowie osób zmagających się z zespołem otępiennym są szczególnie narażeni na depresję, zaburzenia lękowe oraz pogorszenie się stanu zdrowia fizycznego. Związane jest to m.in. z przewlekłym stresem, jakiego doświadczają. Tego rodzaju stres upośledza zaś układ odpornościowy.
  • Specjaliści zalecają, by opiekunowie w trosce o swoje zdrowie nie zaniedbywali badań kontrolnych, uczestniczyli w miarę możliwości w grupach wsparcia opiekunów osób chorych i nie obawiali się konsultacji z psychologiem i psychiatrą. 

     

     

    Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

    Fot. www.pixabay.com

Przeziębienie a grypa: jak je odróżnić

Potocznie czasami używa się nazwy „grypa” na chorobę, która nią nie jest. Oto kilka podpowiedzi, jak odróżnić przeziębienie od grypy. To istotne, bo grypa to wbrew pozorom groźna i ciężka choroba, która może prowadzić do groźnych powikłań.

Najlepszym sposobem na ochronę przed grypę, rekomendowanym przez szereg medycznych towarzystw naukowych oraz Światową Organizację Zdrowia, są szczepienia.

Różnice między przeziębieniem a grypą:

  • Przeziębienie to łagodna choroba wywołana przez wirusy (najczęściej rynowirusy), podczas gdy grypa, choć także wywołana przez wirusy, ale innego rodzaju, może mieć i często ma ciężki przebieg;
  • Grypa najczęściej ma nagły początek i często nie ma żadnych objawów zwiastujących w postaci gorszego samopoczucia, kataru; podczas gdy przeziębienie zwykle poprzedza trwające 1 -2 dni gorsze samopoczucie, chrypka, ból gardła;
  • Podczas przeziębienia gorączka zwykle nie przekracza 38,5 stopni Celsjusza; natomiast grypie często towarzyszy bardzo wysoka gorączka, sięgająca nawet 40 stopni;
  • Objawy przeziębienia zwykle dotyczą błony śluzowej górnych dróg oddechowych – boli gardło, jest katar, z czasem może się pojawić się kaszel; w grypie mamy objawy ogólnoustrojowe: silne bóle mięśniowo-stawowe, ból głowy, suchy i uciążliwy kaszel, mogą pojawić dreszcze, nudności, najczęściej nie ma kataru lub jest niewielki;
  • W przeziębieniu objawy ustępują stopniowo po 3 dniach, choć choroba trwa jeszcze przez kolejne 3-4 dni; ostre objawy grypy zwykle ustępują po tygodniu, ale pacjent przez kilka dni jest jeszcze mocno osłabiony;
  • Zarówno grypa, jak i przeziębienie mogą doprowadzić do powikłań, jednak te grypowe zwykle są bardzo groźne: na przykład zapalenie płuc czy  zapalenie mięśnia sercowego.
  • Zarówno podczas grypy, jak i przeziębienia warto ściśle przestrzegać zaleceń lekarskich, m.in. dać organizmowi szansę na szybkie zwalczenie choroby poprzez pozostanie w łóżku przez zaleconą przez lekarza liczbę dni oraz pić dużo płynów.

Jak się chronić przed wirusami

  • Szczepić się przeciwko grypie sezonowej;
  • Myć często ręce pod bieżącą wodą z użyciem mydła;
  • Unikać dużych skupisk ludzkich;
  • Zadbać o dużo płynów w diecie;
  • Zadbać o urozmaiconą dietę z odpowiednią ilością potrzebnych składników;
  • Nawet w chłodne dni nie rezygnuj z ruchu.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Pierwsza pomoc w przypadku udaru

Udar mózgu występuje zwykle u osób w podeszłym wieku, ale może przytrafić się każdemu, a szczególnie osobom, które cierpią na schorzenia kardiologiczne. Zdarzają się również przypadki udaru mózgu u młodych i potencjalnie zdrowych osób. Udar mózgu może prowadzić do paraliżu o różnym stopniu rozległości, a czasem nawet do trwałej niepełnosprawności. Dlatego warto wiedzieć, jak go rozpoznać i jak pomóc osobie z podejrzeniem udaru – szybka reakcja może uratować zdrowie, a nawet życie. Nieprzypadkowo w przestrzeni publicznej używa się stwierdzenia: „Czas to mózg”.

 Czym jest udar mózgu?

Udar to nagłe zaburzenie czynności mózgu, wynikające z dysfunkcji krążenia w jego obrębie. Może być spowodowany pęknięciem naczynia krwionośnego i wylewem krwi do wnętrza czaszki – mamy wówczas do czynienia z udarem krwotocznym, potocznie nazywanym wylewem, częstym u osób chorujących na nadciśnienie. Udar niedokrwienny występuje natomiast, gdy naczynie doprowadzające krew do mózgu zostaje zablokowane zatorem i w ten sposób pojawia się obszar niedokrwienia mózgu. Ten typ udaru występuje u około 80 proc. pacjentów z udarem mózgu.

Niezależnie od rodzaju i przyczyny, pamiętajmy, że każdy udar jest groźny dla życia i zdrowia. Uszkadza mózg i w zależności od tego, w której jego części ma miejsce, może prowadzić do paraliżu, porażeń mięśni, niedowładów. Wiedza na temat rozpoznawania udaru oraz szybka pomoc osobie nim dotkniętej może w znacznym stopniu zminimalizować jego skutki.

Jakub Rychlik, ratownik medyczny Akademii Ratownictwa LUX MED, Grupa LUX MED

Udar – jak go rozpoznać?

Udar najczęściej przytrafia się seniorom, ponieważ ryzyko jego wystąpienia rośnie wraz z wiekiem. Dlatego widząc dziwnie zachowującą się osobę starszą, upewnijmy się, czy nie potrzebuje naszej pomocy.
Najbardziej typowe objawy udaru to silne bóle głowy, bełkotliwa mowa, drętwienie kończyn, niedowłady (często mięśni twarzy). Oprócz nich, w zależności od obszaru mózgu, który uległ uszkodzeniu, mogą się pojawić zawroty głowy, zaburzenia równowagi, osłabienie, wymioty, zaburzenia widzenia czy trudności z logicznym myśleniem oraz rozumieniem. Warto być czujnym, ponieważ objawy udaru mózgu można pomylić z upojeniem alkoholowym, a także hipoglikemią (niski poziom glikemii we krwi, może się pojawić u osób chorujących na cukrzycę).

Udar można rozpoznać, wykonując prosty, szybki test. Poprośmy osobę, u której podejrzewamy udar, aby uśmiechnęła się, powtórzyła za nami jakieś zdanie oraz podniosła ręce do góry. W ten sposób sprawdzimy, czy występują niedowłady mięśni twarzy, problemy z ruchomością kończyn i mową, a wzywając pomoc, przekażemy specjalistom więcej precyzyjnych informacji. Bardzo ważne jest, aby spróbować ustalić czas wystąpienia pierwszych objawów, ma to znaczenie przy dalszym leczeniu.

Przy udarze liczy się czas!

Jeśli jesteśmy świadkami udaru lub go podejrzewamy u siebie bądź kogoś z otoczenia, powinniśmy w trybie pilnym wezwać zespół ratownictwa medycznego, dzwoniąc pod numer 999 lub 112. Im szybciej  to zrobimy, tym prędzej chory otrzyma fachową pomoc medyczna, a to daje szanse ograniczenia obszaru uszkodzenia mózgu. Kluczowa jest wczesna diagnostyka, a następnie wdrożenie odpowiedniego leczenia, najlepiej w ośrodku, który posiada oddział udarowy.
W rozmowie z dyspozytorem pogotowia poinformujmy o naszym podejrzeniu udaru oraz widocznych objawach. Udar występuje zazwyczaj po dużym wysiłku fizycznym lub w wyniku silnego stresu. Sprzyjają mu choroby serca, nadciśnienie, cukrzyca, palenie papierosów i siedzący tryb życia. Jeśli mamy pewność, że u osoby chorej występuje jeden z wymienionych czynników ryzyka, także warto o tym wspomnieć.
Ratownikom medycznym, gdy już dotrą na miejsce, również podajmy jak najwięcej informacji: kiedy wystąpiły pierwsze objawy, czy ulegały zmianom, czy pacjent leczy się przewlekle i jakie leki przyjmuje. Jeśli jest możliwość, przygotujmy jego dokumentację medyczną.
Czekając na karetkę, ułóżmy chorego w komfortowej pozycji i obserwujmy jego stan. Jeśli jest nieprzytomny, ale oddycha prawidłowo połóżmy go w pozycji bezpiecznej (na boku), pamiętając o zapewnieniu drożności dróg oddechowych i komfortu termicznego. Przez cały czas należy kontrolować jego oddech, a w razie potrzeby podjąć czynności resuscytacyjne. Pierwsza pomoc w przypadku udaru jest niezwykle istotna, pamiętajmy jednak, by osobom z podejrzeniem udaru nie można podawać żadnych płynów, pokarmów i leków. W przypadku wątpliwości co do postępowania, warto pytać dyspozytora medycznego lub operatora numeru alarmowego 112. Dyspozytor medyczny i operator powinni udzielić informacji, wskazówek odnośnie dalszego postępowania.
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Nie lekceważ spuchniętej nogi

U pani Kamili Jaszczor zaczęło się od bólu pod kolanem, potem noga zaczęła puchnąć, a skóra sinieć. Nie każdy ma tyle szczęścia, co ona. U niej objawy zakrzepicy były tak oczywiste, że trudno je było zlekceważyć, a nie zawsze tak jest.

Zdarza się, że choroba zakrzepowo-zatorowa przebiega bezobjawowo a zator, który jest jej wynikiem, bywa śmiertelnie niebezpieczny. Warto znać czynniki ryzyka i subtelne objawy zwiastujące chorobę, bo to może być wiedza na wagę życia.

W Polsce co roku na zakrzepicę żył głębokich zapada 60 tys. osób, a połowa z nich doznaje zatorowości płucnej, która u ok. 30 proc. pacjentów powoduje nagłą śmierć. To właśnie zator był przyczyną śmierci m.in. młodziutkiej mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem Kamili Skolimowskiej. Zator doprowadził też do zgonu jednego z najbogatszych Polaków Jana Kulczyka – u niego wystąpił po zabiegu kardiologicznym.

Zakłada się, że ok. 60 proc. wszystkich zgonów z powodu zatorowości płucnej dotyczy przypadków nierozpoznanych i nieleczonych.

Te objawy mogą świadczyć o żylnej chorobie zakrzepowo-zatorowej:

  • ból w jednej łydce podczas chodzenia
  • obrzęk podudzia lub całej nogi
  • bolesność lub tkliwość przy uciskaniu nogi
  • noga może być cieplejsza niż reszta ciała
  • powierzchniowe żyły mogą być rozszerzone i widoczne także po uniesieniu nogi pod kątem 45 stopni

– Choć to tak powszechny problem, wciąż niewiele się o nim mówi, wiedza na temat choroby, jej objawów, czynników ryzyka jest w społeczeństwie bardzo mała. Sama doświadczyłam tego, kiedy zachorowałam: trudno było mi znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały, dlatego postanowiłam to zmienić – mówi Kamila Jaszczor, założycielka społeczności propacjenckiej w mediach społecznościowych Trombofilia Polska, która właśnie została wyróżniona tytułem Ambasadorki Roku Światowego Dnia Zakrzepicy 2019.

Niebezpieczne skrzepliny

Żylna choroba zakrzepowo-zatorowa (ŻChZZ) może przytrafić się każdemu, choć częściej zdarza się u osób po 60 rż., które są otyłe, prowadzą siedzący tryb życia, palą papierosy. Ryzyko rośnie wraz z wiekiem oraz wartością wskaźnika Body Mass Index (BMI).

Prof. Rafał Niżankowski z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w specjalistycznym artykule na temat żylnej choroby zakrzepowo zatorowej podkreśla, że kiedy w żyłach powstanie zakrzep, rzadko dochodzi do jego samoistnego rozpuszczenia.

„Świeża skrzeplina w żyle głębokiej może się oderwać od ściany naczynia lub ulec fragmentacji i docierając do płuc, spowodować zatorowość płucną (ZP). ZP może być tak masywna, że blokuje przepływ krwi przez płuca i prowadzi do nagłego zatrzymania krążenia, które może być pierwszym objawem żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej” – czytamy w jego artykule.

Nie zawsze to niezdrowy tryb życia wywołuje chorobę. Pani Kamila nie miała jeszcze 30 lat, kiedy pewnego dnia, w Wielkanoc 2010 roku, w dziwny sposób zaczęła boleć ją lewa noga.

– Ból nasilał sie przy chodzeniu, a także, gdy podnosiłam nogę do góry. Niedługo potem pojawił się obrzęk, a pod kolanem spory siniak. Trudno takie objawy zleceważyć. Kiedy poszłam po świętach do pracy, zwierzyłam się z tego pracodawcy, a że jest internistą, od razu wysnuł podejrzenie zakrzepicy i skierował mnie do chirurga. Ten szybko zlecił proste badanie – USG Dopler które potwierdziło, że mam skrzeplinę z żyle głównej podkolanowej – opowiada dziś pacjentka.

Pani Kamila podkreśla, że miała wielkie szczęście.

– Po pierwsze wystąpiły u mnie klasyczne objawy, co nie u wszystkich się zdarza. Czasami zanim padnie diagnoza, skrzep dostaje się do naczyń blisko serca lub w płucach i dochodzi do nieszczęścia. Po drugie, trafiłam na osoby w swoim otoczeniu, które miały pojęcie o zakrzepicy. U mnie zdarzyło się do przed 30. r. ż. – epizod zakrzepowy u młodej osoby większość lekarzy dziwi i bywa, że go bagatelizują. Ja już w pracy usłyszałam, że to może być zakrzep, a chirurg, do którego trafiłam, szybko skierował mnie na doplerowskie badanie ultrasonograficzne oraz do laboratorium na oznaczenie stężenia D-dimeru w osoczu – opowiada pani Kamila.

To najważniejsze, a na dodatek nieinwazyjne metody diagnostyczne w tej chorobie. Trzeba te badania wykonać szybko.

Badania potwierdziły, że jest skrzep i natychmiast wdrożono leczenie przeciwkrzepliwe heparynami drobnocząsteczkowymi, które miały za zadanie rozpuścić skrzep oraz leczenie uciskowe o stopniowanym ucisku – tzw. kompresjoterapię. Ale ponieważ wciąż nie znano przyczyny mojej choroby, dostałam skierowanie do hematologa. W Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku trafiłam na wspaniałego lekarza, który zrobił ze mną bardzo dokładny wywiad – pytał czy nie przyjmowałam doustnej antykoncepcji hormonalnej, czy nie jestem po dłuższym locie samolotem, czy nie miałam zabiegu chirurgicznego, ale ponieważ nie zdarzyło się w tym czasie w moim życiu nic, co mogłoby sprowokować powstanie skrzepliny, wykonano mi specjalistyczne badania genetyczne w kierunku trombofilii. I ona się potwierdziła – mówi młoda pacjentka.

Czynniki sprzyjające powstawaniu zakrzepicy żylnej:

  • spowolniony przepływ krwi w żyłach, nadmierna lepkość krwi
  • genetycznie uwarunkowana skłonność do nadmiernej krzepliwości krwi,
  • żylaki nóg,
  • przewlekłe zapalenie żył,
  • złamanie nogi,
  • niewydolność serca,
  • zażywanie antykoncepcji hormonalnej, stosowanie hormonalnej terapii zastępczej,
  • siedzący tryb życia i zbyt mała ilość ruchu (niepełnosprawność ruchowa)
  • otyłość,
  • palenie papierosów,
  • długa podróż, a także podróżowanie samolotem,
  • wiek po wyżej 60. r. ż
  • długotrwałe unieruchomienie.

Pończochy i zastrzyki

Teraz pani Kamila jest pod stałą opieka hematologiczną.

– Najpierw wizyty były co kwartał, później co pół roku, teraz lekarz dał mi zielone światło i mogę przyjeżdżać do hematologa raz do roku. Noszę pończochę uciskową poprawiającą przepływ w żyłach i redukującą obrzęki, bo stwierdzono niewydolność żylną i uszkodzenie zastawek, mam też regularnie monitorowane wskaźniki krzepnięcia krwi oraz raz do roku wykonywane badanie ultrasonograficzne – mówi.

W ciąży, która w zakrzepicy jest dodatkowym ryzykiem powstania skrzepliny, wizyty były dużo częstsze. Pacjentka musiała być pod stałą kontrolą lekarza. Przez całą ciążę i w okresie połogu musiała robić sobie zastrzyki z heparyny drobnocząsteczkowej. Kiedyś policzyła i wyszło, że zrobiła ich ok. 400. Ale było warto. Dziś jest mamą 4,5 -letniej Lenki.

Wiedza na wagę życia

Po „wielkanocnym incydencie” pani Kamila szukała informacji w internecie i okazało się, że tych wartościowych było tam wtedy bardzo niewiele.

– Znajdowałam niemal wyłącznie reklamy, błahe teksty, które wprowadzają w błąd, sieją panikę. Aż w końcu trafiłam na forum, gdzie poznałam ludzi z takimi samymi problemami jak ja. Tam uzyskałam odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały, ktoś wyciągnął do mnie rękę, przedstawił, czym jest choroba, na co zwracać uwagę, polecił lekarzy. Wtedy wymarzyłam sobie stworzenie grupy wsparcia, gdzie ludzie będą sobie nawzajem pomagać i gdzie będą publikowane rzetelne informacje, tworzone przy współpracy z ekspertami i lekarzami – wspomina.

W 2015 roku, w dniu, w którym obchodzony jest Światowy Dzień Zakrzepicy – 13 października – pani Kamila założyła propacjencką społeczność Trombofilia Polska. Rozpoczęła współpracę z lokalnymi lekarzami, organizuje webinaria, przygotowuje lub zamawia u specjalistów merytoryczne materiały na temat zakrzepicy.

Na profilu można dzielić się historiami choroby i dyskutować. W ten sposób szybko stał się on źródłem wsparcia dla pacjentów z zakrzepicą i tych, którzy już przeszli tę chorobę, a także ich opiekunów.

– Świadomość tej choroby wciąż jest bardzo mała, wiele ludzi nie wie co to jest zakrzepica. Jeśli jest się w miarę zdrowym człowiekiem i nie ma się  charakterystycznych objawów, łatwo jest zlekceważyć symptomy zakrzepicy. Dlatego tak ważne jest aby mieć wiedzę i świadomość czynników, które mogą zwiększać ryzyko choroby zakrzepowo-zatorowej – warto wiedzieć, że zwiększają je zabiegi chirurgiczne, szczególnie te ortopedyczne, choroby nowotworowe, długotrwałe unieruchomienie, lot samolotem, ciąża i połóg, a także stosowanie antykoncepcji hormonalnej czy hormonalnej terapii zastępczej. Bardzo duże ryzyko dotyczy pacjentów hospitalizowanych, dlatego warto uświadamiać swoich bliskich, którzy trafiają do szpitala, by prosili lekarza o indywidualną ocenę ryzyka rozwoju choroby zakrzepowo-zatorowej – służy do tego specjalna skala, którą powinien znać każdy lekarz. Wiedza na ten temat  może zadecydować o naszych dalszych losach – podkreśla założycielka społeczności.

Warto też wiedzieć, że kluczowy w leczeniu choroby jest ruch. U większości pacjentów unieruchomienie (z uniesioną kończyną) dotyczy tylko pierwszego dnia od postawienia diagnozy; już następnego dnia po wdrożeniu leczenia, które obejmuje też odpowiednie uciskanie kończyny, pacjent powinien zacząć się ruszać – czyli chodzić. Celem w końcu jest to, by krew krążyła w naczyniach krwionośnych i dotleniała wszystkie narządy.

Międzynarodowy sukces polskiej pacjentki

W tym samym roku pani Kamila urodziła dziecko. Fakt, że trombofilia jest choroba dziedziczną, był dla niej dodatkową motywacją, by poznać tę chorobę jak najlepiej i mieć jak największą świadomość zagrożeń. A przy okazji dzielić się tą wiedzą z innymi. Tak powstała akcja „Zastrzyk Miłości” w ramach której jej organizatorka udowadnia, że kobiety z zaburzeniami krzepliwości krwi, wykonując sobie zastrzyki z heparyny drobnocząsteczkowej, mogą zostać szczęśliwymi matkami. Jej działalność została zauważona nie tylko w kraju, ale i na świecie – pisały do niej osoby ze Stanów Zjednoczonych czy z Brazylii, wymieniała się z nimi informacjami i doświadczeniami na temat choroby. Pewnego dnia Międzynarodowe Towarzystw Skaz Krwotocznych i Hemostazy (ISTH) zaproponowało, by stowarzyszenie Trombofilia Polska stało się ich oficjalnym partnerem. A 8 października tego roku ISTH ogłosiło, że Kamila Jaszczor została wybrana na ambasadora roku zakrzepicy Światowego Dnia Zakrzepicy 2019.

– Z ogromną dumą przyznajemy ten prestiżowy tytuł Kamili Jaszczor. Wykorzystuje ona swoje własne przeżycia pacjentki po zakrzepie do edukacji i inspirowania do działania innych dotkniętych tą przypadłością. Kamila uosabia wszystko to, co wiąże się z odznaczeniem ambasadora roku Światowego Dnia Zakrzepicy i z dużą radością potwierdzamy wagę jej działań – czytamy  w komentarzu prof. Beverley Hunt, OBE, przewodniczącej Komitetu Sterującego Światowego Dnia Zakrzepicy.

To ogromny sukces polskiej pacjentki. Ale jeszcze większym jest normalne życie, pomimo choroby.

– Funkcjonuję zupełnie normalnie, tyle że mam z tyłu głowy, że nie mogę biernie siedzieć, dopuszczać do sytuacji, że będę miała zbyt długo wymuszoną pozycję siedzącą. Więc kiedy jadę dłużej samochodem, robię sobie przerwy, wysiadam z auta, rozprostowuję nogę. Podróże samolotem też wchodzą w grę, ale przed lotem muszę zrobić sobie iniekcję z heparyny drobnocząsteczkowej, która chroni mnie na czas lotu. Nie mogę dopuszczać do zbyt długiej stagnacji, do odwodnienia, nie mogę przyjmowć środków antykoncepcyjnych. No i muszę sie regularnie badać, szczególnie, że ryzyko nawrotu rośnie wraz z wiekiem. Ale po za tym żyję zupełnie normalnie – śmieje się Kamila Jaszczor.

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Kiedy ciśnienie skacze

Ciśnienie tętnicze nieustannie zmienia swoją wartość w zależności od naszych emocji czy ruchów. Duża zmienność może jednak zwiastować kłopoty zdrowotne. Kiedy zaś wartość ciśnienia dochodzi lub przekracza 140 mm słupka rtęci, lepiej udać się do lekarza. Poznaj najważniejsze fakty o skokach ciśnienia tętniczego.

O związanych z nimi zagrożeniach, profilaktyce i leczeniu opowiada prof. Michał Nowicki, kierownik Kliniki Nefrologii, Hipertensjologii i Transplantologii Nerek Centrum Kliniczno-Dydaktycznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, Past-Prezes Polskiego Towarzystwa Nefrologicznego.

Ciśnienie tętnicze dostosowuje się do sytuacji. Kiedy więc jego wahania są normalne, a kiedy nie?

Dla wahań ciśnienia tętniczego nie ma w zasadzie ustalonych limitów. Układ krążenia fizjologicznie adaptuje się np. do wysiłku czy spoczynku, reaguje też na emocje. Taka zmienność jest prawidłowa. Jednak zdarzają się np. osoby, u których podczas wysiłku ciśnienie maleje. Może to być sytuacja patologiczna, ale nie zawsze, gdyż np. u dobrze wytrenowanej osoby w czasie wysiłku ciśnienie może nieznacznie spaść. Z kolei osoby chorujące już na nadciśnienie tętnicze o bardziej zmiennym ciśnieniu mają więcej powikłań sercowo-naczyniowych takich jak udary i zawały serca. Częściej są to też osoby cierpiące na inne choroby serca, nerek czy na cukrzycę. Nie wiadomo więc, czy powikłania te są rzeczywiście wynikiem wahań ciśnienia, czy tych chorób. Z pomocą wielokrotnych pomiarów ciśnienia, najlepiej całodobowych, można określić tzw. współczynnik zmienności ciśnienia, ale trudno jest jednoznacznie ocenić jego niekorzystny wpływ na organizm. Należy jednak przyjąć, że duża zmienność może być sygnałem, że coś niedobrego może się dziać w organizmie.

Zatem osoba o wyraźnych wahaniach ciśnienia powinna mieć na uwadze, że może cierpieć na inne choroby?

Rzeczywiście, takie wahania wiążą się z innymi patologiami, najczęściej chorobami serca, np. chorobą wieńcową. Kiedy na przykład w trakcie wysiłku dojdzie do silnego podwyższenia ciśnienia, może to świadczyć np. o zaawansowanej miażdżycy, ale także o chorobach nerek czy cukrzycy.

Czy zmienne ciśnienie może też zwiastować inne kłopoty z ciśnieniem?

Kiedyś uważano,  że rozwijające się nadciśnienie tętnicze przechodzi najpierw przez fazę labilną, kiedy właśnie jest bardzo zmienne, a dopiero potem stabilizuje się na zbyt wysokim poziomie. I rzeczywiście, szczególnie u młodych ludzi, tak najczęściej jest. Ciśnienie może wtedy np. znacznie rosnąć pod wpływem emocji, czy stresu. Wahania ciśnienia mogą więc świadczyć o skłonnościach do rozwoju nadciśnienia.

A co, jeśli ktoś stwierdza wahania bez większej przyczyny?

Istnieją bardzo groźne choroby, które prowadzą do takich reakcji, np. guz chromochłonny, czy rakowiak. Na szczęście są to schorzenia rzadkie.

Kiedy więc należy się martwić?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że u zdrowych osób, nawet przy wahaniach ciśnienia tętniczego, nie powinno ono przekraczać normy, czyli 140 mm Hg dla ciśnienia skurczowego i 90 mm Hg – dla rozkurczowego. Zdrowy człowiek ma więc prawidłowe ciśnienie nawet w sytuacjach, które u chorego na nadciśnienie tętnicze wywołują znaczne jego wzrosty.

Jednak niewiele osób regularnie bada ciśnienie. Jest na to jakaś rada?

Należałoby je badać w ramach ogólnej profilaktyki zdrowotnej. Ważne jednak, aby zwłaszcza młodzi ludzie wzięli pod uwagę, czy osoby z ich najbliższej rodziny cierpiały na nadciśnienie, np. czy u rodzica lub obojga rodziców pojawiło się ono przed 50. rokiem życia. Powinny także uwzględnić to, czy chorują na cukrzycę, czy są otyli, czy mają kłopoty z nerkami i czy w rodzinie były takie choroby. Kobiety powinny też monitorować ciśnienie w czasie przyjmowania hormonalnej antykoncepcji oraz w trakcie innych terapii hormonalnych.

A czy są jakieś objawy, na które trzeba zwracać uwagę?

Jednym z nich są bóle głowy, przede wszystkim w tylnej części, zwłaszcza w godzinach porannych. Niepokoić powinny też zawroty głowy, również te, pojawiające się przy szybkim wstawaniu, czy przy wzroście ciśnienia krwi.

Co robić razie kłopotów?

Diagnostyką nadciśnienia i jego leczeniem zajmuje się lekarz rodzinny. To do niego trzeba się udać.

Jakich badań można się spodziewać?

Lekarz zleci kilka podstawowych, naprawdę prostych badań. Jednym z nich jest profesjonalny pomiar ciśnienia w gabinecie lekarskim, być może też z pomocą urządzenia monitorującego ciśnienie przez 24 godziny. Zachęcamy też obecnie do wykonywania równoległych pomiarów w warunkach domowych przez samego chorego, co pozwala wykryć tzw. nadciśnienie utajone, czyli występujące w domu, przy prawidłowych wartościach ciśnienia w gabinecie lekarskim. Trzeba też wykonać badanie morfologii krwi, badanie ogólne moczu, pomiar elektrolitów, badanie stężenia w surowicy glukozy, lipidów i kreatyniny w surowicy oraz EKG.

Czy same wahania ciśnienia się leczy?

To zależy, jak duże jest ogólne ryzyko sercowo-naczyniowe pacjenta, czy jest otyły, czy ma cukrzycę lub uszkodzone nerki. Przy dużym ryzyku można wprowadzić pierwsze leki. W pozostałych przypadkach pozostaje obserwacja i wprowadzenie zmian w stylu życia. Metodami niefarmakologicznymi naprawdę można dużo osiągnąć, w tym zmniejszyć ryzyko pojawienia się nadciśnienia w przyszłości.

A co warto robić w ramach profilaktyki?

Zalecenia są podobne, jak w profilaktyce nadciśnienia. Warto przy okazji przypomnieć, że nie każdy rodzaj ruchu jest korzystny przy ryzyku nadciśnienia. Ćwiczenia izometryczne , czyli np. te prowadzone na siłowni, takie jak podnoszenie ciężarów są absolutnie niewskazane. Natomiast jogging, marsze, pływanie, czyli długotrwały wysiłek o umiarkowanej intensywności – jak najbardziej jest polecany. I oczywiście schudnięcie w przypadku nadwagi, rzucenie palenia, w tym papierosów elektronicznych, ograniczenie spożycia soli, cukrów prostych i tłuszczów pochodzenia zwierzęcego.

Rozmawiał Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Uwaga! W czasie wakacji rośnie ryzyko zawału serca

Do Europy wróciły rekordowe upały. Kardiolodzy przypominają, że wysokie temperatury zwiększają ryzyko zawału serca lub innych incydentów sercowo-naczyniowych. Dowiedz się, co jeszcze w czasie letnich wakacji może sprzyjać wystąpieniu ataku serca.

Aż 33 proc. Polaków przyznaje w badaniach ankietowych, że nie wie, jak rozpoznać zawał serca u drugiej osoby! Niestety, brak wiedzy na ten temat i w konsekwencji brak szybkiej reakcji mogą mieć tragiczne skutki dla zdrowia i życia osób, które niespodziewanie doznały ataku serca. Dlatego kardiolodzy ciągle przypominają, że w przypadku pojawienia się u kogoś niepokojącego bólu w klatce piersiowej, konieczne jest natychmiastowe wezwanie karetki pogotowia. Przypominają o tym zwłaszcza teraz, w lecie, podkreślając, że jest to czas, który stanowi szczególnie duże wyzwanie dla układu sercowo-naczyniowego.

Wakacje w tropikach mogą być groźne dla serca

Eksperci ostrzegają, że jeśli temperatura powietrza wynosi powyżej 20 stopni Celsjusza, to każdy jej wzrost o kolejny jeden stopień podnosi ryzyko zawału mięśnia sercowego o 1,9 proc. (w ciągu kilku najbliższych godzin). Warto o tym pamiętać w czasie kolejnej fali upałów i być wtedy szczególnie ostrożnym i czujnym.  Warto też rozważnie wybierać miejsce i sposób wakacyjnego wypoczynku.

– Wyjazdy do krajów tropikalnych, gdzie panuje wysoka temperatura i wilgotność, stres związany z podróżą, długi czas podróży, stres fizyczny i emocjonalny w trakcie kilku pierwszych i ostatnich dni urlopu, uprawianie ekstremalnych sportów bez wcześniejszego przygotowania to czynniki, które mogą być związane z większym ryzykiem wystąpienia zawału serca w okresie letnim  – ostrzegają prof. Mariusz Gąsior, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego oraz dr hab. Bartosz Hudzik, kardiolog ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu i kierownik Zakładu Profilaktyki Chorób Sercowo-Naczyniowych Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Szukając ochłody w lecie unikaj szoków termicznych

Eksperci zwracają uwagę na fakt, że poza samą tylko utrzymującą się wkoło wysoką temperaturą powietrza, kolejnymi czynnikami ryzyka, obciążającymi serce i układ krążenia, są generalnie wszelkie gwałtowne zmiany warunków klimatycznych w naszym bezpośrednim otoczeniu. Chodzi przede wszystkim o zmiany temperatury, wilgotności i ciśnienia, ale także i jakości (czystości) powietrza. W tym kontekście warto też pamiętać, że nawet z pozoru niewinny i bardzo przyjemny skok do chłodnego jeziora czy morza naraża organizm na nagłe schłodzenie, które znacząco obciąża układ krążenia.

Wzmożona aktywność i częste zmiany rytmu dnia niedobre dla serca

Kardiolodzy zwracają też uwagę, że w wakacje często intensyfikujemy swoją aktywność – towarzyską, rozrywkową, rekreacyjną czy sportową. Dla wielu osób lato jest także okresem wzmożonego ruchu związanego z pracą fizycznej, np. na działce. Często zmieniamy też w wakacje, zwłaszcza w czasie podróży, ustalony rytm dnia, co wraz ze wzmożoną aktywnością fizyczną nie jest dobrze tolerowane przez organizm wielu osób, szczególnie w wysokich temperaturach. W takich okolicznościach często też zwyczajnie zapominamy o tym, żeby zadbać o własne zdrowie.

„Opieka nad wnukami sprawiła, że pomimo charakterystycznego bólu za mostkiem zwlekałam z wezwaniem pomocy. Gdy ból zrobił się nieznośny, umówiłam się na wizytę do lekarza rodzinnego. Karetkę wezwała pielęgniarka z przychodni, wtedy dowiedziałam się, że mijała już 3 godzina od rozpoczęcia zawału” – opowiada 62-letnia Maria, dla której wakacyjny czas spędzony z wnukami na działce zakończył się w szpitalu.

Niestety, zwlekanie z wezwaniem pomocy zdarza się w Polsce bardzo często. Z badań przeprowadzonych w ramach ogólnopolskiej kampanii „Zawał serca – Czas to Życie” wynika, że tylko co czwarta osoba (23,5 proc.) zareagowałoby natychmiast, czując ból w mostku, podczas gdy trzy czwarte zwlekałoby z wezwaniem pomocy, a co piąty respondent (18,5 proc.) zaczekałby nawet do następnego dnia.

Tymczasem, jak podkreślają lekarze, od momentu rozpoznania zawału serca do chwili udzielenia pomocy nie powinno upłynąć więcej niż 60 – 90 minut. W przeciwnym razie może dojść do zgonu lub poważnych powikłań, np. niewydolności serca.

Dlaczego zwlekamy z wezwaniem pomocy?

Badania wykazały, że najczęściej z powodu poczucia, że ból w klatce piersiowej nie jest niczym poważnym (39,1 proc.) lub przekonania, że jest skutkiem silnych emocji (27,3 proc.). Kolejnym powodem jest brak wiedzy. Przypomnijmy, że aż 33,2 proc. ankietowanych przyznało, że nie wie, jak rozpoznać zawał.

Na koniec przypomnijmy jeszcze, że do najczęstszych objawów zawału serca należą: ból, pieczenie lub ucisk za mostkiem. W razie ich wystąpienia u nas samych, u naszych bliskich lub też innych osób przebywających w naszym otoczeniu, trzeba natychmiast zadzwonić pod numer ratunkowy 112.

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Padaczka – co można robić, a czego nie?

Najczęściej nie wiadomo, skąd bierze się u kogoś padaczka. Taka diagnoza zmienia jednak życie, zwłaszcza że wokół tej choroby narosło wiele szkodliwych i krzywdzących mitów. Czy chory na padaczkę może prowadzić samochód, chodzić na koncerty rockowe albo pracować na zmiany? Jak zareagować, gdy ktoś ma atak? Sprawdź, co radzą eksperci.

Padaczka jest przewlekłą chorobą mózgu, która cechuje się skłonnością do występowania nawracających, podobnych do siebie napadów padaczkowych. Przez większość ludzi kojarzona jest głównie z utratą przytomności i drgawkami całego ciała (tzw. napad uogólniony). Ale w praktyce może się objawiać się na wiele innych sposobów.

Na przykład u większości pacjentów powyżej 18. roku życia występują tzw. napady częściowe, które objawiają się np. drżeniem ręki, uczuciem drętwienia czy bólu, zaburzeniami wzroku, słuchu, smaku i węchu.

Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć o tej budzącej wciąż wiele nieporozumień chorobie.

Czy osoby chore na padaczkę mogą prowadzić samochód?

– To zależy. Przy świeżym rozpoznaniu padaczki, czyli wtedy gdy rozpoznajemy padaczkę i włączamy leczenie, to nie. Jeśli padaczka jest od dłuższego czasu aktywna i występują w niej napady, mimo prowadzonego leczenia, to również nie. Natomiast, jeśli chory jest wolny od napadów przez okres 3 lat, a także występuje u niego normalizacja zapisu elektroencefalograficznego (EEG), to tak – mówi prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska, z Kliniki Neurologii Rozwojowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i wiceprezes Polskiego Towarzystwa Epileptologii.

Specjalistka wyjaśnia, że po spełnieniu powyższych kryteriów lekarz neurolog, który prowadzi pacjenta decyduje, czy może on zacząć znowu prowadzić pojazdy mechaniczne lub przystąpić do egzaminu na prawo jazdy. To wynika z regulacji prawnych, które weszły w życie nie tak dawno, bo w ciągu ostatniej dekady.

– Warto przypomnieć, że przez długi czas w Polsce było tak, że chory z rozpoznaną padaczką nie mógł prowadzić samochodu już nigdy. Ponieważ obowiązywał tak kategoryczny zakaz, to często chorzy się w ogóle nie przyznawali do tego, że mają napady, po to, żeby móc jeździć – dodaje prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Ile osób w Polsce ma padaczkę?

Liczbę osób chorych na padaczkę w Polsce szacuje się na około 1 proc. ogólnej populacji. Konkretnie, sięga  ona 400-500 tys. osób. Jest to więc grupa, która odpowiada wielkością liczbie mieszkańców jednego dużego miasta.

Czy chory na padaczkę może jeździć rowerem i uprawiać sport?

– Z perspektywy medycznej znacznie prościej jest prowadzić rower niż samochód. O prawnych ograniczeniach nic mi nie wiadomo. Ale spójrzmy na to zdroworozsądkowo. Nie możemy przecież choremu wszystkiego zabronić. Jeśli generalnie dobrze się czuje i ma napad raz do roku, no to dlaczego nie miałby jeździć rekreacyjnie na rowerze? Kultura fizyczna i sport w lekkim wydaniu jeszcze nikomu specjalnie nie zaszkodziły – mówi prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Ekspertka podkreśla jednocześnie, że chorzy na padaczkę nie powinni uprawiać sportów ekstremalnych.

– To zupełnie co innego, ryzykowna sprawa. Nie zalecamy więc chorym np. nurkowania czy triathlonu, zwłaszcza tym, którzy mają napady prowokowane hiperwentylacją, a więc na skutek intensywnego wysiłku i bycia na głodzie tlenowym – wyjaśnia specjalistka.

Czy chory na padaczkę może chodzić do galerii handlowych?

– W większości przypadków tak. Fakty są takie, że 70 proc. przypadków padaczki się świetnie leczy. To znaczy, że dzięki włączeniu dobrego leczenia pacjent ma wszelkie predyspozycje ku temu, żeby żyć normalnie, czyli żeby jego jakość życia była taka sama, jak osoby bez padaczki. W związku z tym może chodzić do kina, może chodzić do galerii handlowych, etc. – zapewnia prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

A co z bardziej intensywnymi i stymulującymi sensorycznie imprezami, np. koncertami rockowymi czy pokazami laserów?

– Jeśli padaczka jest dobrze rozpoznana i leczona, a także nie ma takich konkretnych przeciwwskazań, to można brać w nich udział. Owszem, są padaczki które są światłoczułe, czyli takie, w których napady mogą być wywoływane czy prowokowane fotostymulacją. Wtedy trzeba się zastanowić, czy pójście na dyskotekę, gdzie jest światło stroboskopowe, jest mądre. Oczywiście nie jest, bo wiąże się z nim ryzyko wywołania napadu. Ale nie można dać się w tej kwestii zwariować – mówi prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Specjalistka podkreśla, że światłoczułe padaczki wcale nie są tak częste, jak się powszechnie uważa.

Ale oczywiście przyznaje, że najlepiej, najbezpieczniej by było, żeby każdy pacjent, który chce się wybrać na jakiś wyjątkowo intensywny koncert czy pokaz laserowy, wcześniej skonsultował się w tej sprawie ze swoim lekarzem prowadzącym.

Czy z padaczką można się starać o dzieci?

– Można. Nie ma przeciwwskazań do posiadania potomstwa i zachodzenia w ciążę. Jeśli ktoś cierpi na padaczkę genetycznie uwarunkowaną, to wtedy warto przeanalizować, jaki jest to rodzaj dziedziczenia i określić związane z tym ryzyko. Ale to znowu sprawa bardzo indywidualna – mówi prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Specjalistka wyjaśnia, że padaczka może mieć bardzo różne przyczyny. Może rozwijać się na podłożu pourazowym, albo z powodu tego, że u pacjenta pojawił się guz mózgu, może być też padaczka poudarowa, jak i grupa padaczek zwanych padaczkami idiopatycznymi, czyli genetycznie uwarunkowanymi.

Padaczka a praca zawodowa: czy są jakieś ograniczenia?

– Wszystko zależy od tego, jaki rodzaj napadów padaczkowych występuje u chorego. Ale dmuchając na zimne, lepiej odpuścić sobie pracę w zawodach związanych z obsługą ciężkich pojazdów mechanicznych, pracę na wysokości, etc. Raczej nie będzie się też pilotem samolotu, bo w tym zawodzie obostrzenia zdrowotne są ogromne – mówi prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Wiele osób zastanawia się też, czy z padaczką można pracować na nocną zmianę.

– U pacjentów, którzy mają napady tylko w nocy, praca na zmiany raczej odpada. Niestety są takie przypadki, że do napadów dochodzi wyłączenie w nocy, najczęściej jednak w czasie snu – wyjaśnia neurolożka.

W kontekście wszystkich wymienionych wyżej możliwych ograniczeń, dotyczących codziennego funkcjonowania osób chorych na padaczkę, warto dodać jeszcze jedno, generalne uzupełnienie.

– Jest też grupa pacjentów z ciężką, lekooporną padaczką, którzy wymagają częstych hospitalizacji i zmian leczenia. Ich ograniczenia dotyczące życia codziennego są znacznie większe. Ostatecznie wszystko, a więc zarówno terapia, jak i określone przeciwwskazania, zależą zawsze od konkretnego przypadku (danego pacjenta). Generalizowanie czegokolwiek, co dotyczy padaczki może być bardzo krzywdząca dla wielu pacjentów, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę – ostrzega ekspertka.

Padaczka: co wywołuje ataki i czy można je przewidzieć?

– To zależy od konkretnego przypadku. Najczęściej napady są samoistne, nie wiemy co je wywołuje. Nie potrafimy przewidzieć, kiedy się pojawią. Ale w przypadku części pacjentów wiadomo, że napady są prowokowane przez fotostymulację czy hiperwentylację (szybkie oddychanie). Wtedy można po prostu próbować uniknąć tych bodźców. Natomiast najczęściej napady występują niczym konkretnym nie prowokowane – podkreśla prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Dodajmy, że u niektórych osób mogą też występować napady prowokowane spożyciem alkoholu.

W kontekście napadów, jak też i czynników je wyzwalających, warto jeszcze dodać, że każdy z nas może mieć jeden epizod padaczki w życiu i nie będzie to wcale oznaczało, że jest na nią chory.

– Jeden napad to nie jest jeszcze padaczka. Dopiero dwa napady w odstępie większym niż 24 godziny albo jeden napad, ale z towarzyszącym mu rozpoznanym ryzykiem nawrotu napadu, większym niż 60 proc., to kryteria rozpoznania padaczki. Możemy np. mieć pacjenta, który miał jeden, pierwszy napad padaczkowy, ale też ma na przykład guza mózgu i ma w zapisie EEG widoczną tzw. czynność napadową. Wtedy wiemy już, ze że on będzie miał drugi napad. To tylko kwestia czasu. Wtedy rozpoznajemy więc padaczkę i zaczynamy leczenie – wyjaśnia specjalistka.

Czy są jakieś zwiastuny nadchodzącego napadu padaczkowego?

– Zdarza się, że chory może przed atakiem mieć tzw. aurę, która jest już de facto pewną formą napadu czy też jego początkiem. Wtedy chory na przykład może czuć dziwne smaki, dziwne zapachy. Może mieć jakieś halucynacje wzrokowe. To właściwie jest już początek napadu, tylko że jeszcze wtedy chory jest przytomny. Czasem chorzy mają też tzw. objawy prodromalne, czyli mówią np., że cały dzień źle się czuli, przeczuwali, że coś się stanie. Takie objawy są mniej określone, to są dosyć indywidualne rzeczy – mówi specjalistka.

Co robić, gdy widzimy, że ktoś ma atak padaczki?

– Trzeba ułożyć chorego na dowolnym boku i broń Boże nic mu do ust nie wpychać, zapewnić drożność dróg oddechowych, odsunąć przedmioty, którymi chory mógłby ewentualnie się skaleczyć czy uderzyć w nie, bo mówimy tu oczywiście o tzw. dużym napadzie (toniczno-klonicznym). Potem trzeba poczekać, bo napady padaczkowe w znakomitej większości są samo-ograniczające się, czyli napad rozpoczyna się i najczęściej w okolicach 3 minut się kończy – instruuje prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Ekspertka dodaje, że jeśli napad się przedłuża powyżej 5 minut to wtedy mówi się o stanie padaczkowym i to jest już stan zagrożenia życia. Wtedy trzeba wezwać karetkę!

Czy padaczka jest uleczalna?

– To zależy. Jeśli padaczka jest np. związana z guzem mózgu albo pojawieniem się w mózgu innych patologicznych zmian, to tak, jest uleczalna. Takie zmiany się po prostu usuwa (w ramach tzw. chirurgii padaczkowej) i padaczka z reguły ustępuje. Ale jest też cała grupa padaczek, które dobrze się leczą. Po 5 latach bez napadów i 5 latach bez leków, możemy uznać problem padaczki za rozwiązany. Po spełnieniu tych kryteriów pacjent jest uważany za wyleczonego – mówi neurolożka.

Informuje, że jest spora grupa zespołów padaczkowych, choćby w padaczce dziecięcej, które nazywa się dobrotliwymi czy łagodnymi. Na przykład padaczka rolandyczna, pojawia się około szóstego roku życia i z reguły około 13. roku życia się kończy. Podobnie jest z dziecięcą padaczką z napadami nieświadomości i wieloma innymi, które trwają w jakimś określonym czasie i potem ustępują. Mają one związek z rozwojem i dojrzewaniem mózgu.

Szansa na normalne życie

Padaczkę trzeba leczyć! Nieleczona padaczka postępuje, w związku z czym napady mogą występować coraz częściej i być coraz silniejsze. Jedyną szansą dla pacjentów na życie bez lęku związanego z kolejnymi napadami jest szybka i prawidłowa diagnoza oraz skuteczna terapia.

Czy padaczce można jakoś zapobiegać?

– Zmniejszyć ryzyko zachorowania jest raczej trudno, ale w kwestii zapobiegania napadom można zrobić więcej. Jeśli jest u kogoś np. padaczka pourazowa, to chory powinien unikać dynamicznych sportów, a na rowerze powinien jeździć w ochronnym kasku. Jest tylko jedna grupa pacjentów, u których profilaktyka padaczki może mieć sens. Chodzi o pacjentów chorych na stwardnienie guzowate (fakomatoza) – informuje prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Specjalistka tłumaczy, że jest to choroba, która charakteryzuje się tym, że w mózgowiu pacjentów występują tzw. zmiany hamartomatyczne (hamartoma), a dodatkowo jeszcze ci pacjenci mają często takie zmiany w nerkach i w sercu. Co ważne, te zmiany w sercu widać już w życiu płodowym dziecka.

– I jeśli mamy podejrzenie u noworodka, że on będzie miał stwardnienie guzowate, to możemy mu włączyć leczenie przeciwpadaczkowe zanim jeszcze pojawią się napady, bo u tych pacjentów napady najczęściej pojawiają się około trzeciego – czwartego miesiąca życia. Wtedy możemy rzeczywiście zapobiec powstawaniu napadów. Ta forma profilaktyki jest od kilku lat już przedmiotem zaawansowanych badań i prób klinicznych – mówi specjalistka.

Nie stygmatyzujmy chorych na padaczkę!

Pomimo wzrostu świadomości zdrowotnej, w Polsce w dalszym ciągu istnieje problem stygmatyzacji osób chorych na padaczkę.

– Wynika to z niezrozumienia choroby i tego na czym polega. Niektórzy wciąż uważają, że jest to choroba psychiczna, a chory kimś nienormalnym, dziwnym, niebezpiecznym, słowem odszczepieńcem. To efekt utrzymujących się latami uprzedzeń. Mówi się nawet o padaczce, że to ponad 2 tys. lat mitów, uprzedzeń i braku leczenia. To ostatnie pojawiło się dopiero w ostatnim czasie – konkluduje prof. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska.

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Infekcja wirusowa czy bakteryjna – jak odróżnić?

Większość z nas co najmniej raz w roku przechodzi zapalanie gardła, które zazwyczaj jest efektem wirusowej lub bakteryjnej infekcji górnych dróg oddechowych. Podpowiadamy, jakie objawy mogą pozwolić na odróżnienie od siebie tych dwóch rodzajów infekcji, przy czym pamiętajmy, że diagnozę postawić może tylko lekarz.

Odpowiedź na postawione wyżej pytanie jest istotna nie tylko dla lekarza, ale i dla chorego. Przede wszystkim dlatego, że zależy od niej decyzja o wyborze adekwatnego postępowania terapeutycznego.

– Możemy to wszystko sprowadzić do bardzo prostego schematu: że infekcja wirusowa, np. dróg oddechowych, jest zwykle trochę łagodniejsza, a bakteryjna trochę poważniejsza, że tej pierwszej generalnie się nie leczy albo leczy ją tylko objawowo, a na tę drugą bierze się antybiotyk. Ale to byłoby zbytnie uproszczenie – mówi dr Michał Sutkowski, doświadczony lekarz rodzinny, prezes Warszawskiego Oddziału Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce i zarazem rzecznik prasowy KLRwP.

Nie dajmy się przechytrzyć bakteriom

O ile w aptece możemy bez recepty kupić różne leki objawowe, to antybiotyki są już dostępne jedynie na receptę (ważną w tym przypadku przez siedem dni). Jeśli lekarz zaleci antybiotyk, to należy go brać dokładnie tak, jak zalecił (długość kuracji, dawki, substancje osłonowe), bo w przeciwnym razie narażamy się m.in. na ryzyko wyhodowania szczepu bakterii, które przestaną być wrażliwe na daną grupę antybiotyków.

Jednak różnice między infekcją wirusową i bakteryjną są dość trudne do uchwycenia – nie tylko dla pacjenta, lecz często również i dla lekarza.

Bolące gardło – winne wirusy czy bakterie?

– Aby móc wskazać subtelne różnice między infekcjami wirusowymi i bakteryjnymi najlepiej posłużyć się konkretnym przykładem. Przyjrzyjmy się zatem powszechnie występującemu ostremu zapaleniu gardła i migdałków (angina). Może je wywołać ponad 200 różnych typów wirusów odpowiedzialnych za rozwój chorób przeziębieniowych, np. rynowirusy, koronawirusy czy adenowirusy. Ale może też je wywołać bakteria, a konkretnie paciorkowce, znane jako PBHA – mówi dr Michał Sutkowski.

Przy okazji ekspert zwraca też uwagę na fakt, że wspomnianą przypadłość może wywołać „zwykłe” podrażnienie gardła, np. występujące u osób, które np. z powodu rodzaju wykonywanej pracy muszą dużo i głośno mówić.

Ale wróćmy do ostrego zapalenia gardła i migdałków wywoływanego przez drobnoustroje. Jakie konkretnie różnice w objawach i przebiegu infekcji można zauważyć, w zależności od tego, czy wywołały ją wirusy czy bakterie?

– Ból podczas połykania przy infekcji wirusowej jest, ale przy infekcji bakteryjnej jest większy. Ból głowy jest tu i tu, ale najczęściej jest większy przy infekcji bakteryjnej, co ma związek z wyższą towarzyszącą jej z reguły temperaturą, choć nie zawsze ona występuje. Bóle brzucha i nudności występują najczęściej u dzieci, także i w jednym i drugim przypadku, ale jednak częściej w przypadku infekcji bakteryjnych – podpowiada dr Michał Sutkowski.

Na tym oczywiście nie koniec istotnych różnic.

– Bóle kostno-stawowe występują raczej w przypadku infekcji wirusowej, a rzadziej w przypadku infekcji bakteryjnej. Gorączka jest i tu i tu, najczęściej powyżej 38 stopni, ale koło 40 stopni raczej w przypadku anginy bakteryjnej. Zapalenie spojówek jest dosyć charakterystyczne dla adenowirusa. Wysięk czopny (krwisto-ropny) na migdałkach jest i tu i tu, tylko że w przypadku bakterii większy – dodaje dr Michał Sutkowski.

Co ciekawe i nieoczywiste, lekarz zaznacza, że katar, kaszel i chrypka występują bardzo często w przypadku infekcji wirusowej, lecz sporadycznie w przypadku infekcji bakteryjnej.

Kończąc przegląd istotnych różnic w obrazie choroby warto jeszcze wspomnieć o języku, węzłach chłonnych i biegunce.

– Taki objaw jak język malinowy, jest dużo częstszy w przypadku infekcji bakteryjnej. Powiększone węzły chłonne przednie występują częściej przy infekcji bakteryjnej, ale tylne przy infekcji wirusowej. Biegunka zdarza się i tu i tu, ale częściej przy infekcji wirusowej – mówi lekarz.

Wiek chorego pomaga określić rodzaj infekcji

Jak widać, odróżnienie infekcji wirusowej od bakteryjnej, nawet w przypadku zapalenia gardła, nie jest łatwe, bo wiąże się z nimi podobny zestaw objawów. Różnice między nimi są często bardzo subtelne. Na szczęście, z pomocą mogą przyjść nam jeszcze inne wskazówki i narzędzia diagnostyczne. Niektóre bardzo proste.

– Z praktyki wiemy, że powyżej 45. roku życia bardzo rzadko przyczyną ostrego zapalenia gardła i migdałków jest infekcja bakteryjna – podpowiada dr Michał Sutkowski.

Jeśli wspomniane wyżej objawy chorobowe nie są wystarczająco nasilone i trudno w związku z tym postawić diagnozę, to wtedy lekarz, przed ewentualnym wypisaniem pacjentowi recepty na antybiotyk, może zlecić dodatkowe badania, m.in. mikrobiologiczne.

– Współczesna medycyna dysponuje wieloma zaawansowanymi metodami diagnostycznymi dotyczącymi zarówno infekcji wirusowych, jak i bakteryjnych. Ale najczęściej do postawienia diagnozy wystarczy solidny wywiad i badanie przedmiotowe, ewentualnie wsparte prostymi badaniami ogólnymi (takimi jak morfologia) oraz analizą podstawowych wskaźników takich jak OB i CRP – konkluduje specjalista medycyny rodzinnej.

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Ciśnienie pod kontrolą, czyli co warto wiedzieć o nadciśnieniu tętniczym

Nadciśnienie tętnicze to jedna z najczęstszych chorób układu krążenia. Według statystyk, w Polsce cierpi na nie około 10 mln osób, ale tylko blisko połowa z nich jest tego świadoma. Nazywane jest cichym zabójcą, bo często nie daje żadnych objawów, a nieleczone prowadzi m.in. do udaru mózgu lub zawału serca. Obiegowe opinie na temat nadciśnienia często są przyczyną bagatelizowania tej choroby, dlatego warto sprawdzić prawdziwość popularnych przekonań.

Nie jest prawdą, że brak dolegliwości oznacza, że ciśnienie krwi na pewno jest w normie

Nadciśnienie tętnicze przez długi czas może przebiegać bezobjawowo. Szczególnie w początkowym stadium. Co jakiś czas mogą tylko występować bóle głowy, kłopoty ze snem, zmęczenie i potliwość, które zwykle są lekceważone lub przypisywane innym schorzeniom. Jak zauważa lek. med. Katarzyna Bukol-Krawczyk, specjalista medycyny rodzinnej z Grupy LUZ MED, nadciśnienie jest najczęściej wykrywane przypadkowo, przy okazji wizyty u lekarza, często związanej z innym problemem zdrowotnym:

U chorej osoby, mimo dobrego samopoczucia, ciśnienie krwi ulega podwyższeniu. Dlatego tak ważne są systematyczne pomiary w domu lub w gabinecie lekarskim. Profilaktyka pozwala stosunkowo wcześnie wykryć chorobę i rozpocząć właściwe leczenie.

Choroba nadciśnieniowa ma podłoże genetyczne i środowiskowe

To prawda. Może być ona spowodowana zarówno czynnikami genetycznymi, jak i środowiskowymi, zależnymi od stylu życia. W grupie wysokiego ryzyka rozwoju nadciśnienia znajdują się osoby z nadwagą, narażone na ciągły stres, pijące alkohol i palące papierosy. Nadciśnienie tętnicze leczy się farmakologicznie, jak i profilaktycznie – poprzez zmianę nawyków życiowych. Dlatego lekarze, od momentu rozpoznania choroby, przekonują pacjentów do zmiany diety, uprawiania sportów czy rzucenia palenia.
Innym typem nadciśnienia jest nadciśnienie wtórne, które samo w sobie nie jest jednostką chorobową, lecz objawem stanu chorobowego. Do najczęstszych przyczyn nadciśnienia wtórnego należą choroby nerek, zaburzenia hormonalne, choroby układu nerwowego czy bezdech senny. Zalecenia dotyczące leczenia nadciśnienia wtórnego, prócz leczenia wywołujących je stanów chorobowych, są bardzo zbliżone do terapii stosowanej w przypadku nadciśnienia pierwotnego:

Jeśli bliscy członkowie rodziny – rodzice, rodzeństwo, dziadkowie – chorują na nadciśnienie, to z tym większą uwagą należy przyglądać się własnym pomiarom ciśnienia. W takiej sytuacji warto też zadbać o aktywność fizyczną oraz wprowadzić zdrową dietę, bogatą w potas, błonnik i wapń, a także w znacznym stopniu ograniczyć spożywanie soli.

lek. med. Katarzyna Bukol-Krawczyk, specjalista medycyny rodzinnej, Grupa LUX MED

Gdy ciśnienie wróci do normy, nie należy wstrzymywać przyjmowania leków

Nadciśnienie to choroba przewlekła, której nie da się wyleczyć jednorazową terapią. Aby unormować ciśnienie lekarze zalecają stosowanie środków farmakologicznych (leków hipotensyjnych) oraz zmianę diety i stylu życia. Dawkę leków z czasem można zmniejszyć, natomiast prawidłowy, zbilansowany jadłospis i umiarkowana aktywność fizyczna powinny stać się naszym zdrowym nałogiem. Prawidłowe wartości ciśnienia uzyskane po wdrożeniu leczenia potwierdzają jedynie skuteczność kuracji, ale nie uprawniają do zmniejszenia lub pominięcia dawki leku. Odstawienie leków obniżających ciśnienie w takiej sytuacji spowoduje, że najczęściej po kilku dniach, dojdzie do ponownego wzrostu ciśnienia. Jeśli zaś po zażywaniu leków nie ma poprawy bądź następuje znaczący spadek ciśnienia, tj. ciśnienie skurczowe osiągnie poziom poniżej 110 mm Hg oraz gdy taka sytuacja się powtarza, należy niezwłocznie skonsultować się z lekarzem i poinformować go o zaobserwowanych objawach.

Nadciśnienie tętnicze to choroba ludzi w każdym wieku

Niestety to prawda. W opinii społecznej nadciśnienie tętnicze to choroba seniorów. Dotychczas częściej było rozpoznawane wśród starszych osób dlatego, że częściej odwiedzają one specjalistów. Obecnie obserwuje się jednak wzrost zachorowań na nadciśnienie u młodych dorosłych, często za sprawą niewłaściwej diety i nieprawidłowego trybu życia. Zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego, ciśnienie jest sprawdzane również u dzieci, podczas badań profilaktycznych.

Nieprawdą jest, że ciśnienie należy mierzyć tylko na lewej ręce (po stronie serca)

Pomiar ciśnienia zwykle wykonywany jest na kończynie mniej dominującej – w przypadku osób praworęcznych jest to lewe ramię. Poza sytuacjami, kiedy wykonywanie pomiaru nie jest możliwe, na przykład z powodu obecności przetoki do dializ, strona nie ma większego znaczenia. Ważne jest, aby pilnować konsekwencji wyboru kończyny przy powtarzaniu pomiarów, bo możliwe są niewielkie różnice pomiędzy nimi. Istotne znaczenie ma również ułożenie ręki podczas pomiaru. Ramię powinno być podparte, umieszczone na wysokości serca, a mięśnie ręki rozluźnione.

Gdy przystępujemy do regularnej kontroli ciśnienia, zalecane jest dokonanie pomiaru na obu ramionach i w sytuacji, gdy wartości różnią się istotnie, wówczas kolejnych pomiarów pacjent powinien dokonywać po tej stronie, po której ciśnienie było wyższe.

 „Nadciśnieniowcy” mogą pić kawę

Kawa zwiększa wprawdzie wartość ciśnienia tętniczego, ale dopiero przy ilościach znacznie przewyższających zalecane dzienne spożycie. Kofeina zawarta w jednaj filiżance kawy powoduje wzrost ciśnienia rozkurczowego u osoby zdrowej o 3 mm Hg, a u chorego z nadciśnieniem tętniczym o 8 mm Hg. U osób pijących kawę codziennie zwiększa się tolerancja na kofeinę, dzięki czemu spożywanie tego napoju ma niewielki wpływ na wartości ciśnienia. Wypicie 2 filiżanek kawy, w przypadku chorego na nadciśnienie, jest więc całkowicie dozwolone.
Źródło: materiał prasowy
Fot. www.pixaby.com

Astma może zabić. Nie lekceważ jej

Są leki, które pozwalają trzymać tę chorobę w ryzach, a jednak spora część pacjentów ich nie stosuje albo robi to wybiórczo, według swojego uznania. To duży błąd: postępując tak niektórzy ryzykują życiem.

Astma to nie tylko pojawiające się co jakiś czas, przejściowe niedogodności w postaci napadów kaszlu, świszczącego oddechu i duszności. Lekarze ostrzegają, że jest to przewlekła i bardzo groźna choroba zapalna układu oddechowego, która w mniejszym lub większym stopniu dotyka nawet 10 proc. Polaków. Źle leczona prowadzi do nieodwracalnego uszkodzenia układu oddechowego. Może też zabić.

Niestety, blisko połowa chorych na astmę nie jest świadoma tego faktu i w związku z tym się nie leczy. Ale okazuje się, że nawet osoby ze zdiagnozowaną astmą bardzo często nie biorą przepisanych im leków albo też stosują je wybiórczo, według własnego uznania. Jak to możliwe?

– Wielu ludzi odstawia leki, gdy tylko ustąpią u nich ostre objawy – przyznaje dr Piotr Dąbrowiecki, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POCHP, podkreślając, że to duży błąd.

Skala tego zjawiska niepokoi ekspertów, którzy szacują, że u ponad połowy pacjentów ze zdiagnozowaną astmą jej kontrola (poprzez adekwatne leczenie) jest niewystarczająca, głównie z powodu niestosowania się do zaleceń lekarza i odstawiania leków po ustąpieniu ostrych dolegliwości.

Wziewne sterydy a tycie

Dostępne dziś leki są w stanie zapewnić większości chorych na astmę normalne i długie życie. Podstawą leczenia są wziewne sterydy, które mają działanie przeciwzapalne. Oprócz tego, w astmie stosuje się też leki, które rozkurczają oskrzela, przynosząc ulgę w razie napadu duszności.

– W ciągu 30 lat, od kiedy jestem lekarzem, nastąpił niebywały rozwój leczenia. Jako młody lekarz na dyżurach 3-4 krotnie w ciągu doby przyjmowałem pacjentów z ciężkimi napadami astmy, walcząc o ich życie przez całą noc. Dzięki glikokortykosteroidom wziewnym takich pacjentów mamy dziś zaledwie kilku w ciągu roku – mówi prof. Marek Kulus, specjalista chorób płuc i alergologii, kierownik Kliniki Pneumonologii i Alergologii Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

To właśnie wspomniane wyżej glikokortykosteroidy wziewne (sterydy), które są skutecznym lekiem przeciwzapalnym, budzą największą niechęć pacjentów i są przez nich często pomijane. Wiele osób obawia się na przykład, że z ich powodu będą tyć.

– Żaden ze sterydów wziewnych, a w Polsce popularnie stosowanych mamy przynajmniej trzy, w dawkach rekomendowanych w leczeniu astmy, nie powoduje tycia. Mało tego, jeden z tych sterydów, który jest dostępny na rynku, w ogóle nie działa po połknięciu. On działa wyłącznie w płucach i oskrzelach, gdzie jest aktywowany przez enzym produkowany tylko przez nabłonek oskrzeli. Jeśli więc dojdzie do jego połknięcia, nie wykazuje żadnego działania – podkreśla prof. Piotr Kuna, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Łódzkiego Uniwersytetu Medycznego.

Dodaje, że bezpieczne są leki zarówno wziewne, jak i te, które trzeba przyjmować donosowo. Oczywiście o ile stosuje się je zgodnie z zaleceniami lekarza i są prawidłowo dobrane do stopnia nasilenia astmy.

Jak sprawdzić, że astma jest dobrze leczona

Jak podkreśla prof. Kuna, celem leczenia astmy jest to, żeby chory nie miał dolegliwości i by jego płuca działały prawidłowo. To da się sprawdzić.

– Jeśli dajemy leki, a chory ma dolegliwości i musi brać leki objawowe, to oznacza, że jego choroba jest źle leczona – wyjaśnia.

U większości pacjentów, właściwie dobrane leki przeciwzapalne zapobiegają napadom duszności, także wtedy, kiedy nie biorą oni leków objawowych (rozkurczających oskrzela).

– W astmie podstawowym wyznacznikiem jakości leczenia są dolegliwości odczuwane przez pacjenta. Drugim wyznacznikiem jest prawidłowa czynność płuc. To jest bardzo ważne, bo są pacjenci, którzy nie mają dolegliwości, a czynność płuc się im pogarsza. Na to trzeba zwracać uwagę – podkreśla specjalista.

Dlatego chorzy na astmę co najmniej raz w roku powinni kontrolnie wykonywać spirometrię w stanie spoczynku.

– Odmiennie niż w diagnozowaniu i kontrolowaniu przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POCHP), w astmie podstawą jest spirometria wykonywana w spoczynku, a zatem bez podania leku rozkurczającego oskrzela – wyjaśnia lekarz.

Przekonuje, że jeśli astmę leczy się prawidłowo od samego początku, to choroba daje się dobrze kontrolować – pozwala nie tylko na to, by normalnie żyć, ale także uprawiać sport. A są astmatycy, którzy zdobywają medale olimpijskie i na światowych mistrzostwach.

Jakie mogą być skutki wybiórczego stosowania leków

Z okazji obchodzonego 7 maja Światowego Dnia Astmy lekarze przypominają, że nieleczona lub źle leczona astma może prowadzić do wielu groźnych powikłań. Warto wiedzieć, że jest ona m.in. czynnikiem ryzyka rozwoju chorób układu krążenia, chorób naczyniowych mózgu, przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POCHP), a także przedwczesnej śmierci.

Niestosowanie się do zaleceń lekarza prowadzi do nawracania uciążliwych objawów i pogłębiania się astmy, która w efekcie może być chorobą śmiertelną. Źle leczony pacjent może umrzeć z powodu ataku duszności i takie sytuacje się zdarzają.

Eksperci podkreślają, że sterydy wziewne stosowane regularnie i w odpowiednich do stopnia nasilenia astmy dawkach są bezpieczne, a ewentualne efekty uboczne ich stosowania są zazwyczaj minimalne i wręcz trudne do zauważenia.

– Astma jest chorobą zapalną dróg oddechowych i to jest jej najważniejsza cecha. Leczenie przeciwastmatyczne jest zatem głównie związane z leczeniem przeciwzapalnym – podkreśla prof. Marek Kulus.

Lekarze przekonują, że sterydy wziewne powinny stać się zatem najlepszym przyjacielem osoby chorej na astmę, bo to one leczą przyczynę choroby, a nie tylko jej objawy. To właśnie leki przeciwzapalne zapobiegają nawrotom i groźnym powikłaniom astmy.

Przypomnijmy, że doraźne leczenie objawowe, zapewniające szybką poprawę samopoczucia w napadach astmy, zapewniają leki rozkurczające oskrzela. I to właśnie z uwagi na swoje „cudowne” właściwości, ta grupa leków jest preferowana przez pacjentów, a często też nadużywana.

– Astma jest chorobą o wielu twarzach, może występować sporadycznie, ale może też mieć postać pośrednią lub ciężką. Do każdej z nich mamy przypisane odpowiednie, coraz bardziej zindywidualizowane i nowoczesne leczenie. Skutecznie leczona nie powinna sprawiać pacjentowi żadnych problemów – przekonuje prof. Marek Kulus, podkreślając, że astma nieleczona lub niewłaściwie leczona prowadzi do nieodwracalnego kalectwa dróg oddechowych.

Podobnie jak w przypadku innych chorób przewlekłych kluczowe jest zatem wczesne rozpoznanie i szybkie rozpoczęcie leczenia glikokortykosteroidami.

– Wtedy można zgasić zapalenie w zarodku, inaczej z czasem dojdzie do nieodwracalnych zmian w strukturze nabłonka układu oddechowego – ostrzega prof. Marek Kulus.

Eksperci podkreślają, że wczesne rozpoznanie i leczenie astmy jest szczególnie ważne w przypadku dzieci, bo dzięki temu mają one szansę na prawidłowy rozwój płuc, który nieleczona astma poważnie zaburza.

Jakie są powody przerywania leczenia astmy przez pacjentów?

Z badań przeprowadzonych wśród chorych wynika, że najczęściej powodami przerywania leczenia są: zniechęcenie (42 proc. wskazań) oraz brak wiedzy na temat choroby (20 proc.). Wśród innych ważnych powodów chorzy wymieniają też m.in.: brak widocznych efektów leczenia (6,2 proc. wskazań), zbyt wysoką cenę leków (5,6 proc.), zbyt dużą częstość dawkowania (4,3 proc.), a także obawę przed działaniami niepożądanymi leków (4,3 proc.).

Z innych badań wiadomo, że aż 70 proc. chorych na astmę jest zdania, że ich astma nie jest poważna.

Astma ciężka (oporna na leczenie)

Większość chorych na astmę doświadcza umiarkowanej jej postaci, ale u około 4 proc. jej przebieg ma  ciężki charakter. U takich pacjentów standardowe leczenie nie przynosi efektów. Częstość i nasilenie duszności przyczyniają się do wielokrotnych hospitalizacji. Stanowią też zagrożenie życia. Takie osoby powinny pozostawać pod opieką jednego z 50 specjalistycznych ośrodków leczenia astmy ciężkiej (są one dostępne w ramach NFZ we wszystkich polskich województwach). W leczeniu astmy ciężkiej, a także trudniejszych przypadków astmy umiarkowanej, najlepiej sprawdzają się nowoczesne leki biologiczne.

Eksperci przyznają, że astma czasem (w łagodniejszych przypadkach) ulega samoistnemu wyciszeniu, ale też może ujawnić się później w trudnych sytuacjach życiowych (np. utrata kogoś bliskiego) lub w określonych warunkach (smog, pojawienie się zwierząt w domu).

Co może wywołać napad astmy

Kontrola nad astmą to jednak nie tylko leki. To także świadomość i unikanie czynników wyzwalających jej napady i zaostrzenia. Należą do nich m.in.:

  • Zimne powietrze
  • Zanieczyszczone powietrze (smog, pyły, dym, opary chemikaliów, kurz)
  • Pyłki roślin, zarodniki grzybów
  • Insekty i zwierzęta
  • Mocne zapachy
  • Stres, złość
  • Intensywne ćwiczenia (wysiłek fizyczny).

Co robić w razie duszności

Jeśli ktoś ma atak duszności, powinien jak najszybciej przyjąć lek, który lekarz mu przepisał na wypadek właśnie takiej sytuacji. W razie braku poprawy trzeba udać się do szpitala lub wezwać karetkę, ponieważ trzeba mieć świadomość, że dla astmatyka gwałtowna duszność może być stanem bezpośrednio zagrażającym życiu. W razie braku leku, w oczekiwaniu na pomoc, ulgę może przynieść oddychanie ciepłym powietrzem, nawet w strumieniu suszarki.

Wiktor Szczepaniak, Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

 

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …