Kategoria: ZDROWIE

Zbyt intensywny wysiłek może być niezdrowy

Kardiolodzy często mówią o literze U, obrazując korzyści i straty z uprawiania i nieuprawiania sportu. Na szczycie jednego ramienia litery jest brak sportu – bardzo źle dla zdrowia, na  przeciwstawnym – maksymalnie dużo sportu – także źle dla zdrowia. Ich zdaniem najlepszy jest środek – umiarkowana i regularna aktywność fizyczna.

Ruch to jeden z leków, ale jak każdy medykament, trzeba go umiejętnie dawkować. Statystycznie można zyskać aż 7 lat życia, jeśli ćwiczy się 30 minut pięć-sześć razy w tygodniu, uprawiając tzw. umiarkowaną aktywność fizyczną.

Co to znaczy umiarkowany wysiłek fizyczny?

Prof. Mirosław Dłużniewski, kardiolog, na wykładzie podczas XXV Jubileuszowej Konferencji Kardiologicznej „Postępy w rozpoznawaniu chorób serca naczyń i płuc” mówił, że to taki, podczas którego „rośnie tętno serca, lekko się pocimy, ale możemy rozmawiać”.

Zagrożeniem dla zdrowia może być intensywny wysiłek fizyczny, taki jak maraton czy ultramaraton. Świadczą zresztą o tym statystyki: w ostatniej dekadzie, wraz z upowszechnieniem masowych biegów, wzrosła ośmiokrotnie liczba przypadków nagłego zatrzymania krążenia oraz nagłego zgonu w wyniku zatrzymania krążenia podczas takiego intensywnego wysiłku. W ostatni weekend podczas półmaratonu w Poznaniu (dystans prawie 21 km) jeden z jego uczestników zasłabł na dwa kilometry przed zakończeniem biegu. Pomimo szybko udzielonej pomocy medycznej nie udało się go uratować.

W kilku krajach przeprowadzono populacyjne badania mające na celu sprawdzenie, czy podejmowanie intensywnego wysiłku przekłada się na zmniejszenie śmiertelności. Okazało się, że może być on groźniejszy niż brak aktywności fizycznej.

– Młodzi wyczynowcy mają zdecydowanie większe ryzyko nagłego zgonu z powodu zatrzymania akcji serca niż ich nieaktywni rówieśnicy – mówił prof. Dłużniewski.

Dla przykładu, w badaniach włoskich, które objęły osoby w wieku 12-35 lat oceniono, że osoby uprawiające wyczynowo sport miały o 280 proc. wyższe ryzyko nagłego zgonu w porównaniu z rówieśnikami niepodejmującymi aktywności fizycznej. Podobne dane uzyskano w Izraelu.

Jednak prof. Dłużniewski zastrzega, że uprawianie sportu nie jest przyczyną nagłych zgonów. Jego zdaniem przyczyną są nierozpoznane na czas choroby.

Jak się przygotować do biegu?

Zdaniem eksperta każdy zdrowy człowiek jest w stanie przebieg dystans 10 km, pod warunkiem jednak, że do tego wysiłku się przygotuje. Przygotowania powinny rozpocząć się na co najmniej pół roku wcześniej w postaci regularnych treningów trzy razy w tygodniu ze stopniowym zwiększaniem obciążenia o ok. 5 proc. na miesiąc. Na 5-8 tygodni przed biegiem należy zwiększyć częstotliwość treningów i zadbać o ćwiczenia wzmacniające siłę mięśni pośladków i grzbietu przynajmniej 1-2 razy w tygodniu.

Eksperci podkreślają, że każdy, kto chce uprawiać sport, a zwłaszcza taki związany z intensywnym wysiłkiem (do takich należą maratony), powinien zadbać też o konsultację medyczną uzupełnioną badaniami.
Uczestnicy maratonów za granicą muszą mieć zaświadczenie potwierdzające ich dobry stan zdrowia; w Polsce nie ma takich wymagań. Tymczasem z badań przeprowadzonych u 10,9 mln maratończyków w latach 2000-2010 r. wynika, że podczas maratonu i godzinę po jego zakończeniu umiera jedna osoba na 259 tys. uczestników. Dla porównania: w triathlonie umiera jedna osoba na 52 630 uczestników.

Stąd każdy aspirujący biegacz powinien zgłosić się do lekarza, by sprawdzić, czy nie ma ukrytej wady anatomicznej lub funkcjonalnej w układzie krążenia, skontrolować poziom lipidów w surowicy krwi, a także sprawdzić, czy nie ma zaburzeń jonowych. Prof. Dłużniewski zwraca uwagę, że podczas intensywnego wysiłku, zwłaszcza w warunkach współzawodnictwa, dochodzi do stresu, który powoduje zwiększenie wydzielania adrenaliny, noradrenaliny, a spadek poziomu magnezu i potasu. Dla chorego układu krążenia to zabójcze warunki.

Nie wolno też biegać bezpośrednio po przejściu choroby, np. infekcji paragrypowej czy grypie. Zdaniem ekspertów warto odczekać nawet cztery tygodnie po takiej chorobie.

Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Kobieto, ta praca Ci szkodzi!

Wiele kobiet nie ma problemów z utrzymaniem wagi, a potem nagle, niczym dotknięte przez złą czarownicę – zaczynają tyć. Powodów tego może być mnóstwo, a jednym z nich być może jest stresująca praca, o czym świadczą badania przeprowadzone przez zespół szwedzkich naukowców pod kierunkiem dr Sofii Klingberg z uniwersytetu w Goteborgu.

Uczeni wykorzystali dane pochodzące z dużych szwedzkich badań populacyjnych, które rozpoczęły się w 1985 roku i wciąż trwają. Analizowane informacje pochodziły od blisko czterech tysięcy osób, których losy śledzono przez 20 lat. Albo od 30. do 50. roku życia, albo od 40. do 60. W tym czasie uczestnicy trzykrotnie odpowiadali na pytania związane ze swoją pracą.

Naukowcy pytali o dwa jej wymiary. Pierwszy związany był z wymaganiami, na ile intensywne jest tempo pracy, czy jest obciążająca pod względem psychicznym, czy dana osoba ma wystarczającą ilość czasu, żeby wywiązać się ze swoich obowiązków oraz jak często dostaje sprzeczne ze sobą polecenia.

Drugi wymiar pracy, jakie zainteresował badaczy, związany był z tym, na ile badani mają kontrolę nad swoimi zajęciami. Czyli, czy mogą osobiście wybrać to, czym się zajmują, na ile praca pozwala im wykazać się wyobraźnią lub wyjątkowymi umiejętnościami oraz czy uczą się w niej czegoś nowego.

W trakcie analizy okazało się, że charakter pracy niepozwalający się ani wykazać, ani nauczyć niczego nowego powodował tycie (więcej niż 10 proc. wyjściowej masy w ciągu 20 lat) zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Co ciekawe, tylko u kobiet stresująca, wymagająca praca (ta z punktu pierwszego) sprawiała, że przybierają one na wadze.

Warto tu podkreślić, że uczestniczki badań nabierały ciała niezależnie od tego, jak się odżywiały, ani czy były, czy też nie aktywne fizycznie. Ponad połowa pań, które zetknęły się z wysokimi wymaganiami swoich pracodawców przybrała na wadze: średnio 20 procent więcej niż te, które miały w pracy więcej „luzu”.

Naukowcy nie są pewni, dlaczego tak się dzieje. Dywagują, że przyczyną jest stres, a ujmując rzecz bardziej szczegółowo – hormon stresu kortyzol, który w nadmiarze często spowalnia metabolizm i sprawia, że kobiety tyją. Poziomu tego hormonu jednak nie badali, zatem nie wiadomo. Możliwe, że w grę wchodzą też inne czynniki, które wymagają przeanalizowania. Pewne jest, że stresująca praca szkodzi na wielu poziomach życia, czego doświadczył każdy, kto taką miał (lub co gorsza, ma ją wciąż). Za pomocą prostego testu opracowanego przez naukowców można sprawdzić na ile (nie)dobra jest nasza praca. Test wykorzystany przez naukowców w badaniach można znaleźć w linku poniżej. (Wersja angielska.) https://gubox.app.box.com/s/kzdg4molmi48ab3l31g4iw0zjfmg08xg

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

 

 

Stres szkolny – niedostrzegane cierpienie dzieci

Coraz więcej polskich dzieci w wieku szkolnym doświadcza przewlekłego stresu. Specjaliści zaczynają już nawet mówić o zjawisku „wypalenia uczniowskiego”. Najnowsze badania pokazują, że skala tego problemu jest ogromna!

Stres, wynikający m.in. z coraz większego tempa życia, rosnących oczekiwań i wymogów, a także nadmiaru informacji i zadań, skutkuje coraz częściej tzw. „wypaleniem uczniowskim” – taki wniosek wypływa z najnowszych, ogólnopolskich badań dotyczących stresu szkolnego, które objęły łącznie 9 tys. dzieci w wieku 6-17 lat, ze 142 szkół.

Wspomniane badania, które zrealizował Instytut Edukacji Pozytywnej, wykazały objawy „wypalenia uczniowskiego” – wyrażanego przez spadek motywacji, odczuwanie długotrwałego stresu i spadek samooceny – aż u 73 proc. dzieci! Autorzy badania precyzują, że pod pojęciem wypalenia uczniowskiego rozumieją stan, w którym uczeń lub uczennica przestają czerpać satysfakcję z nauki szkolnej, czują się przepracowani i niedoceniani.

– Interpretując wstępne wyniki naszych badań warto wiedzieć, że badania te dotyczą przede wszystkim dzieci ze szkół miejskich. Nie są więc reprezentatywne dla całej polskiej populacji uczniów. Szkoły wiejskie też były uwzględnione w naszych badaniach, ale było ich zdecydowanie mniej niż szkół z większych i mniejszych miast – informuje Małgorzata Nowicka, prezes fundacji Instytut Edukacji Pozytywnej (IEP), która z wykształcenia jest pedagogiem.

Uczniowie potrzebują emocjonalnego wsparcia

Małgorzata Nowicka przyznaje, że wyniki tych badań zszokowały ją oraz innych pracowników IEP. Ale zaskoczeni i skonsternowani nimi są także eksperci z innych instytucji.

– Trudno skomentować wyniki tych badań, nie znając dokładnej ich metodologii. Pojęcie wypalenia zostało co prawda precyzyjnie zdefiniowane i jest od dawna stosowane w nauce, ale jak dotąd odnosiło się je tylko do osób dorosłych i głównie w kontekście wykonywanej przez nich pracy. W szczególności dotyczy ono osób pracujących w zawodach, z którymi wiąże się duże obciążenie emocjonalne, takich jak lekarz, nauczyciel czy pielęgniarka. Przeniesienie tego pojęcia na dzieci i młodzież uczęszczające do szkoły to trudne zadanie, mogące budzić wiele wątpliwości – ocenia dr hab. Krzysztof Ostaszewski, pedagog pracujący w Zakładzie Zdrowia Publicznego Instytutu Psychiatrii i Neurologii (IPiN) w Warszawie.

Mimo to, jego zdaniem, wspomniane wyniki badań dotyczących wypalenia uczniowskiego należy potraktować poważnie – jako sygnał pogarszającego się klimatu społecznego panującego w szkołach, który może wpływać na młodzież demotywująco.

Stres szkolny – nasze dzieci wołają o pomoc

Analizując szerzej problem stresu szkolnego, warto wspomnieć także o wynikach badań zrealizowanych przez inne instytucje.

– Z naszych badań, realizowanych w Warszawie, wynika, że odsetek 15-latków doświadczających problemów z psychiką, przejawiających się wewnętrznym napięciem, problemami z obniżoną z samooceną, obniżonym nastrojem, nadmiernym stresem i poczuciem dyskomfortu psychicznego sięga obecnie około 25 proc. W porównaniu ze stanem sprzed 20 lat oznacza to wzrost o 5 punktów procentowych – informuje dr hab. Krzysztof Ostaszewski z IPiN.

Na tym jednak nie koniec. Ekspert dodaje, że około 30 proc. 15-latków ma problemy dotyczące relacji z otoczeniem (np. agresja, łamanie prawa, wandalizm, używanie substancji psychoaktywnych).

– Oczywiście te dwie grupy w części się ze sobą pokrywają i zazębiają. Biorąc to wszystko pod uwagę, można powiedzieć, że w sumie od 30 do 40 proc. 15-latków doświadcza jakichś problemów dotyczących zdrowia psychicznego. Część z nich, od 10 do 20 proc., wymaga interwencji specjalisty (psychologa, pedagoga lub psychiatry) – szacuje Krzysztof Ostaszewski.

Dlaczego dzieci są tak bardzo zestresowane

Badania zrealizowane przez IEP dostarczają też odpowiedzi na pytanie o to, co najbardziej stresuje polskie dzieci szkolne. Na liście przyczyn są m.in.:

  • Problemy rodzinne: np. nadmierny dystans emocjonalny, sztywne zasady i brak elastyczności emocjonalnej, wysokie oczekiwania rodziców przy jednoczesnym braku wsparcia, nadmierna krytyka.
  • Czynniki indywidualne: np. zaburzenia lękowe, zaburzenia nastroju, nadwrażliwość na krytykę, problemy tożsamościowe, zaostrzony zmysł rywalizacji, dążenie do perfekcyjności w każdej dziedzinie.
  • Problemy szkolne: np. napięte harmonogramy i sztywne reguły, zbyt duża waga przywiązywana do ocen, brak możliwości rozwijania pasji i zainteresowań, konflikty szkolne (z rówieśnikami i nauczycielami).
  • Czynniki kulturowe: np. kreowany przez media wizerunek osoby sukcesu: szczupłej, pięknej, z wysokimi ocenami, przebojowej (wygląd i wyniki ważniejsze niż bycie zdrowym).
  • Inne powody: np. brak rozwijania u dzieci poczucia wdzięczności i świętowania małych sukcesów, tendencja do podejmowania wielu ról społecznych naraz, ciągłe porównywanie się do innych, a także ciągle rosnące tempo życia.

Ile zajęć dodatkowych dla dziecka?

Małgorzata Nowicka ocenia, że jedną z najważniejszych przyczyn tak częstego występowania objawów „wypalenia” u dzieci i młodzieży jest zbyt duża ilość realizowanych przez nie dodatkowych zajęć pozalekcyjnych.

– Niestety, przybywa dzieci, które nie mają nawet jednego dnia w tygodniu bez jakichś zajęć pozalekcyjnych. Nierzadko zdarza się, że dziecko wychodząc rano do szkoły wraca do domu dopiero około godziny 20-tej – mówi Małgorzata Nowicka.

Psycholodzy potwierdzają istnienie tego niebezpiecznego trendu.

– Dzieci są coraz bardziej osaczone przez rodziców i system edukacji, mają ustalone ścisłe plany dnia, które wręcz zabijają samodzielność, kreatywność i uczucie wpływu na życie. Narzucana jest na dzieci presja nakierowana na osiągnięcia, sukces. To często wywołuje nieprzyjemne emocje. Dlatego tak ważna jest w dzisiejszych czasach edukacja emocjonalna i to już od najmłodszych lat – podkreśla Marzena Martyniak, psycholog z Instytutu Rozwoju Emocji i współwłaścicielka przedszkola Kraina Emocji, które działa w Warszawie.

Krzysztof Ostaszewski zastrzega jednak, że jest też wiele dowodów wskazujących na to, że dobrze zorganizowany czas wolny dzieci i młodzieży sprzyja ich pozytywnemu rozwojowi i pomaga rodzicom chronić dzieci przed niektórymi zagrożeniami. Ważna jest zatem w tej kwestii, podobnie zresztą jak ze wszystkim w życiu, zdrowa równowaga.

Przeciążenie zajęciami dodatkowymi to jednak nie wszystko.

– Niepokojącym faktem jest również to, że dzieci i młodzież coraz więcej czasu spędzają w sieci, za pośrednictwem smartfonów i komputerów. Ma to różne konsekwencje. Z jednej strony poświęcają przez to coraz mniej czasu na aktywność fizyczną i bezpośrednie kontakty z innymi ludźmi, ale też z drugiej zaobserwowano, że piją mniej alkoholu – dodaje Krzysztof Ostaszewski.

Jakie są skutki stresu szkolnego

Wśród możliwych, negatywnych konsekwencji przewlekłego stresu u dzieci szkolnych, są m.in.:

  • zaburzenia odżywiania (np. zajadanie stresu lub wprost przeciwnie – stosowanie restrykcyjnych diet)
  • niska samoocena (brak wiary w siebie)
  • wycofywanie się z kontaktów społecznych
  • zaburzenia snu (bezsenność, poczucie ciągłego zmęczenia, nadmierna senność)
  • konflikty i agresja
  • pogorszenie wyników szkolnych i spadek zaangażowania w naukę.

Niestety, przewlekły stres i brak wsparcia, mogą prowadzić też do poważnych zaburzeń zdrowia psychicznego u dzieci i młodzieży, czego wyrazem są pękające w szwach szpitalne oddziały psychiatryczne przeznaczone dla pacjentów z tej grupy wiekowej.

– Od lat obserwujemy wzrost częstości występowania u dzieci i młodzieży objawów obniżonego nastroju i stresu (smutek, przeciążenie, napięcie), a także różnego rodzaju zaburzeń psychicznych. Środowisko psychiatrów dzieci i młodzieży wskazuje m.in. na wzrost liczby prób samobójczych wśród młodzieży szkolnej – podkreśla dr hab. Krzysztof Ostaszewski.

Jak zapobiegać wypaleniu uczniowskiemu

Małgorzata Nowicka podkreśla, że rodzina i szkoła odgrywają kluczową rolę w wykształceniu się u młodych ludzi mechanizmów radzenia sobie ze stresem (wzorców reagowania w różnych sytuacjach), które potem towarzyszą nam w większości przez całe dorosłe życie, i które trudno jest później zmienić.

Dlatego warto już od najmłodszych lat rozwijać w dzieciach tzw. inteligencję emocjonalną i różne związane z nią umiejętności – najlepiej począwszy od wieku przedszkolnego. Marzena Martyniak przekonuje, że dzięki temu dzieci uczą się znajdować rozwiązania swoich problemów emocjonalnych w sobie lub też we współpracy z innymi ludźmi, zamiast uciekać od problemów, np. w wirtualny, pełen niebezpieczeństw świat internetu.

– Inteligencja emocjonalna i dobry kontakt z własnymi potrzebami przekładają się wprost na poczucie własnej wartości u dziecka, jak i późniejszego dorosłego – mówi Marzena Martyniak, zwracając uwagę na fakt, że emocje pełnią bardzo ważną rolę w życiu każdego człowieka, ponieważ przekazują informacje o konkretnych potrzebach: np. o ich zaspokojeniu lub braku zaspokojenia.

Specjalistka przekonuje, że jeśli dziecko ma dobrze rozwiniętą inteligencję emocjonalną, czyli potrafi dobrze rozpoznawać, rozumieć, wyrażać i regulować emocje, to tym samym, automatycznie lepiej też będą układać się jego relacje z innymi (doświadczy mniej konfliktów i silnych, nieprzyjemnych emocji).

– Dziecko jest wtedy bardziej lubiane nie tylko przez rówieśników, ale też przez nauczycieli, bo lepiej się z nim współpracuje i ma lepsze umiejętności społeczne – podkreśla Marzena Martyniak.

Wskażmy dzieciom, co jest najważniejsze w życiu

Szukając skutecznego remedium na wypalenie uczniowskie i stres szkolny, warto przypomnieć wyniki słynnych amerykańskich badań – „Harvard Study Life Development”, które są prowadzone już od 75 lat. Wskazują one niezbicie, że ludzie, którzy mają dobre relacje z innymi są bardziej szczęśliwi, zdrowsi i żyją dłużej od osób samotnych. Badania te wykazały, że ludzie samotni nie tylko żyją krócej, ale też częściej zapadają na zaburzenia psychiczne. Niestety, jednocześnie badania pokazują też, że współcześni nastolatkowie zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy i jako główne źródła szczęścia wskazują wcale nie dobre relacje z innymi ludźmi, lecz przede wszystkim bogactwo i sławę!

Stres szkolny ma wiele twarzy

Choć eksperci wskazują na wiele uniwersalnych metod wspierania rozwoju psychicznego dzieci i młodzieży, to jednak badania IEP sugerują, że nieco inne podejście trzeba zastosować w miastach, a inne na wsi.

– Generalnie dzieci miejskie są zdecydowanie bardziej zestresowane i wypalone od wiejskich, głównie z uwagi na przeciążenie licznymi zadaniami dodatkowymi i większą presję na wyniki w nauce. Ale z kolei u dzieci wiejskich widoczna jest dużo mniejsza motywacja do nauki. Dzieci na wsi często nie widzą potrzeby i sensu nauki, nie widzą związanych z nauką możliwości. Dzieci ze wsi mają gorszą samoocenę i mniejszą wiarę w swoje możliwości – podkreśla Małgorzata Nowicka.

Jako przykład ilustrujący powyższą tezę wskazuje rozmowę z dzieckiem uczącym się w lubuskiej wiejskiej szkole, od którego usłyszała: „po co uczyć się języków obcych, skoro mój tata ich nie zna, a i tak jeździ do pracy w Niemczech i zarabia 3 razy więcej niż nauczycielki w szkole”.

Zasygnalizowany powyżej aspekt ekonomiczny, związany ze szkolnictwem (m.in. niskie zarobki nauczycieli), zdaje się jednak mieć dużo większe znaczenie – przekłada się bowiem na ogólne pogarszanie się klimatu społecznego panującego w szkołach, czego najlepszym wyrazem jest planowany na 8 kwietnia strajk nauczycieli, który z pewnością nie zmniejszy stresu uczniów, lecz jeszcze go powiększy.

Eksperci podkreślają, że powodów napiętej atmosfery w szkołach jest jednak dużo więcej, a współodpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi całe środowisko szkolne, włączając w to także rodziców.

– Mówiąc o pogarszającym się klimacie szkolnym, mam na myśli m.in. jakość relacji między nauczycielami a uczniami, poczucie bezpieczeństwa i komfortu, a także stałość i czytelność obowiązujących tam reguł współżycia. Niestety istnieje wiele czynników, które ten klimat pogarszają, począwszy od syndromu wypalenia i frustracji u części nauczycieli, poprzez zamieszanie wokół reformy systemu edukacji, a na trudnościach w ułożeniu się współpracy rodziców ze szkołą skończywszy – ocenia dr hab. Krzysztof Ostaszewski.

Zdaniem eksperta, rodzice są obecnie często zbyt roszczeniowi wobec szkoły, np. oczekując skutecznego edukowania i wychowywania dzieci, ale zarazem bezstresowego, co jest bardzo trudne do osiągnięcia, zwłaszcza gdy rodzice nie chcą sami wspierać tego procesu poprzez konkretną pracę ze swoimi dziećmi w domu.

– Wielu nauczycieli nie radzi sobie w takiej sytuacji. Niestety, często brakuje im też tzw. umiejętności miękkich, społecznych, np. rozwiązywania konfliktów, udzielania wsparcia w trudnych sytuacjach, mediowania z partnerami i radzenia sobie ze stresem. Tacy nauczyciele nie są w stanie okazywać wsparcia emocjonalnego swoim uczniom oraz ich rodzicom – mówi Krzysztof Ostaszewski.

Jak widać, problemy polskiego szkolnictwa są bardzo złożone, a wsparcie potrzebne jest nie tylko uczniom, lecz także nauczycielom.

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Zmiana czasu a zegar biologiczny

W ostatni weekend marca, w nocy z soboty na niedzielę, przesuwamy do przodu o godzinę wskazówki zegara. W krajach UE tego rodzaju zmiana odbywa się dwa razy do roku, przy czym w 2021 roku stanie się tak ostatni raz. Zapewne z braku zmiany czasu ucieszą się osoby doświadczające zaburzeń snu. A jest ich sporo.

Na kongresie Europejskiej Akademii Neurologii w 2017 roku przedstawiono rezultaty badań ogólnoeuropejskich, które wykazały, że przeciętny Europejczyk śpi około siedmiu godzin na dobę, zaś Amerykanin o pół godziny krócej. To mniej więcej półtorej godziny mniej niż nasi dziadkowie.

Zmiana czasu o godzinę, niezależnie od tego czy ma miejsce jesienią czy wiosną, nie jest dla naszego organizmu zbyt dużym obciążeniem, choć bywa nieprzyjemna. Zdaniem psychologów z University of York oraz Lancaster University skrócenie snu o godzinę powoduje jednak pewne perturbacje w tygodniu po zmianie. Do takich wniosków uczeni doszli po analizie ponad dwóch milionów umówionych wizyt w przychodniach przyszpitalnych na terenie Szkocji w latach 2005-2010 – przed, podczas i po zmianie czasu.

Okazało się, że w tygodniu następującym po wiosennej zmianie czasu (gdy wskazówki zegara przesuwały się o godzinę do przodu) pacjenci nie stawiali się na umówioną wizytę o pięć procent częściej, niż w tygodniu, który tę zmianę poprzedzał. Po tygodniu od zmiany efekt ten ustępował.

Zdaniem doktora Roba Jenkinsa z University of York, prawdopodobnie chodzi o to, że po wiosennej zmianie czasu ludzie śpią o godzinę krócej, ich zegar biologiczny jest zaburzony, są też mniej wyspani.

Czy to już bezsenność?

Problemy ze snem przez więcej niż trzy noce w tygodniu utrzymujące się przez miesiąc, przy jednoczesnych kłopotach z funkcjonowaniem w dzień to znak, że trzeba iść do lekarza. Być może jest to bezsenność.

Psychiatra, który zajmuje się leczeniem zaburzeń snu, dr Michał Skalski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego wskazuje, że ludzie, którzy nie mają problemów ze snem muszą się przestawić na nowy tryb, ale już po 2-3 dniach ich mózgi uczą się godzinnego przesunięcia.

Zaznacza, że gorzej jest jednak tym, którzy cierpią na zaburzenia snu, niezależnie od tego, czy ich problemem jest bezsenność, czy nadmierna senność. W ich przypadku zmiana czasu nawet o godzinę to konieczność całkiem nowego treningu behawioralnego, dodatkowy stres i – jeśli leczą się ze swoich problemów – utrudnienie terapii.

Zegara biologicznego lepiej nie ruszać

Warto pamiętać, że w 2017 roku amerykańscy chronobiolodzy: Jeffrey C. Hall, Michael Rosbash i Michael W. Young otrzymali Nagrodę Nobla za odkrycia mechanizmów na poziomie molekularnym stojących za zegarem biologicznym, który adaptuje fizjologię każdego organizmu do poszczególnych faz dnia i nocy.

U człowieka te mechanizmy odpowiadają m.in. za zmiany w wydzielaniu hormonów, temperaturę ciała, jakość snu, poziom ciśnienia tętniczego, procesy metaboliczne. Nic dziwnego, że jedno zarwanie nocy powoduje kaskadę przemian, a poczucie niewyspania to tylko wierzchołek góry lodowej.

Rozregulowany zegar biologiczny to ryzyko m.in.:

  • Zwiększenia apetytu i zmiana nawyków żywieniowych na niezdrowe (wzrasta zapotrzebowanie na tłuszcz i cukier), a zatem nadwagi oraz otyłości
  • U osób chorych na padaczkę – atak tej choroby
  • Rozwoju chorób sercowo-naczyniowych
  • Rozwoju niektórych nowotworów (np. wykazano, że kobiety pracujące w trybie zmianowym częściej zmagają się z nowotworem piersi niż kobiety, które pracują w trybie dziennym.

Z badań prof. Pierre’a Maqueta, szefa Wydziału Neurologii na Uniwersytecie w Liege wynika, że niebezpieczne nie jest tylko niedosypanie, lecz wszelkie zaburzenia rytmu dobowego. W ramach prowadzonego przez niego eksperymentu młodzi i całkowicie zdrowi ochotnicy pozostawali aktywni przez 42 godziny. W tym czasie mieli wykonać rozmaite zadania wymagające skupienia. W ich trakcie badacze rejestrowali aktywność mózgu ochotników przy pomocy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Wyniki eksperymentu kompletnie zaskoczyły badaczy: okazało się, że każdy z regionów kory mózgu ma swój własny, odmienny od reszty zegar biologiczny i każdy sam w sobie reaguje na brak snu.

Według badacza rezultaty eksperymentu sugerują, że przetwarzanie informacji jest optymalne tylko wtedy, gdy śpimy o właściwej porze.

Justyna Wojteczek, Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Kryzys psychiczny. Jak sobie z nim radzić?

Jesteś bliski/-a załamania? Czujesz coraz większy lęk i dezorientację? Nagle wszystkie znane ci sposoby rozwiązywania problemów i radzenia sobie ze stresem zawodzą? Prawdopodobnie przechodzisz kryzys, który naznaczy Cię na całe życie. Jednak może to być pozytywny ślad.

Kryzys jest reakcją na sytuację, z którą w żaden sposób nie potrafimy sobie poradzić. To stan dezorganizacji i zamieszania, który pojawia się, gdy na drodze do realizacji ważnych, życiowych celów stają przeszkody nie do pokonania. Nieudane próby poradzenia sobie z nimi prowadzą do rozstroju psychicznego i utraty wewnętrznej równowagi. Osoba traci zdolność do racjonalnego myślenia i działania. Ma poczucie utraty kontroli nad sobą i swoim życiem. Taka reakcja trwa zwykle od 6 do 8 tygodni. Kryzys jest więc zjawiskiem ograniczonym w czasie, o ile znajdzie rozwiązanie i nie przejdzie w stan chronicznego stresu. Przyjrzyjmy się bliżej temu zjawisku.

Zanim nastąpi kryzys, pojawia się zwykle jakaś nieoczekiwana przeszkoda, trudność czy wydarzenie losowe. Może być to np. nagły wypadek, utrata pracy, konieczność zmiany miejsca zamieszkania, problemy małżeńskie lub rodzinne, rozwód, śmierć lub choroba bliskiej osoby.

Fazy kryzysu

Pierwszą reakcją jest zwykle szok i poczucie odrętwienia, po czym następuje okres mobilizacji i koncentracji na trudnościach. Próbujemy poradzić sobie z nimi za pomocą znanych nam nawykowych sposobów rozwiązywania problemów. Jednak dotychczasowe strategie nie skutkują, więc lęk i napięcie wzrastają. Szukamy rozwiązania problemu metodą prób i błędów. Miotamy się, podejmując różne, często sprzeczne ze sobą działania. Czujemy się bezsilni. Wyczerpani życiem w skrajnym napięciu szukamy ulgi, chwytając się czegokolwiek, co choć trochę zmniejszy lęk i zredukuje napięcie.

Ponowne zmierzenie się z problemem wymaga uruchomienia dodatkowych zasobów, tych wykorzystywanych w najtrudniejszych sytuacjach, jak również nowych strategii rozwiązywania problemów. Nie obejdzie się bez konfrontacji ze sobą i głębszej refleksji. Sytuacja kryzysowa wymusza zmianę. Żeby jej sprostać, potrzebujemy zebrać siły, pokonać lęk przed tym, co nowe, nieznane.

W sidłach lęku

Lęk wzmacnia i wydłuża reakcję szoku i znieruchomienia, utrudnia odzyskiwanie równowagi i włączenie się w normalny tryb życia. Paraliżuje wysiłki niezbędne ku temu, by sięgnąć po dodatkowe zasoby i pójść do przodu.

Dlatego w sytuacji kryzysowej, kiedy lęk się nasila, pomocne jest wszystko, co choć nieznacznie go obniży. Osoba w kryzysie potrzebuje jak najwięcej wsparcia od każdego, kto tylko jest w stanie go udzielić. Rozmowa z kimś życzliwym, bardziej doświadczonym przez los, kto ma za sobą podobne zmagania, obniży napięcie i doda nadziei. W opanowaniu lęku pomocne są też techniki relaksacyjne i wszelkie naturalne metody kojenia siebie. Pomocne jest również skupienie swoich działań w obszarach, w których mamy kontrolę, a nie tam, gdzie jesteśmy jej pozbawieni. Od sposobu, w jaki poradzimy sobie w tym trudnym okresie, zależeć będzie to, czy kryzys znajdzie swoje rozwiązanie, czy stanie się dla nas rezerwuarem choroby.

Aby wydobyć się z wewnętrznego chaosu, potrzebujemy powstrzymać w sobie tendencje ucieczkowe. Życie przez dłuższy czas w stanie skrajnego stresu rodzi niebezpieczeństwo zbyt częstego sięgania po sposoby radzenia sobie z napięciem, które służą tylko ogłuszeniu, oddalając nas od rozwikłania podstawowego problemu. To realna groźba ucieczki w alkohol, w pracoholizm, chorobę czy inne formy autodestrukcji.

Kryzys – wyzwaniem i szansą na rozwój

Każdy kryzys jest wyzwaniem. Sprostanie temu wyzwaniu wymaga podjęcia ważnych decyzji i działań, które wybiegają poza codzienną rutynę.

Każdy kryzys jest również szansą na rozwój. Nie rozwiniemy się jednak, trzymając się tylko sprawdzonych ścieżek.

Musimy więc odnaleźć w sobie odwagę, by zakwestionować swoje stare przekonania, porzucić stereotypy i spojrzeć na sytuację z nowych perspektyw. Tylko wtedy będziemy mogli dostrzec alternatywy, szanse i możliwości, jeśli zrzucimy z oczu klapki swoich wcześniejszych założeń. Jeśli to się uda, przezwyciężymy kryzys i rozwiążemy problem, albo też przedefiniujemy go i się z nim pogodzimy. W przeciwnym razie grozi nam załamanie i konsekwencje długotrwałego stresu.

Każdy kryzys też wiąże się z jakąś stratą. Aby ponownie zmobilizować siły i wejść na drogę rozwoju, potrzebujemy tę stratę odżałować. Według E. Kübler- Ross w procesie żałoby początkową reakcją jest szok i zaprzeczenie. Potem rodzi się gniew i bunt, po których z kolei następuje okres obniżonego nastroju. Dopiero kiedy go przejdziemy, stajemy się gotowi, by zaakceptować rzeczywistość i wprowadzić w życie działania, które prowadzą do odzyskania równowagi.

Istotne jest to, że uświadomienie sobie straty często – paradoksalnie – idzie w parze ze zrozumieniem tego, co dzięki niej zyskaliśmy. Tym zyskiem może być chociażby nabycie większej życiowej mądrości. Każdy ma jednak swoje zyski, które w zadziwiający sposób zyskuje dzięki stracie.

Droga do rozwoju

Każdy z nas doświadcza kryzysów na różnych etapach życia. Obejmują one wewnętrzne konflikty i lęki np. związane z tożsamością, intymnością, czy zależnością i autonomią. Pojawiają się zwykle w punktach zwrotnych naszego życia. Kryzys nie musi być związany wyłącznie z trudnymi sytuacjami życiowymi, jak na przykład odejście partnera. Wywołują je także zdarzenia, które kojarzą się potocznie wyłącznie z radością i szczęściem, takie jak: zawarcie małżeństwa, urodzenie się dziecka, ukończenie studiów czy zmiana zawodu. Innymi słowy – wydarzenia, które powodują w nas gwałtowne zmiany.

To tak zwane „kryzysy rozwojowe”, poprzez które osiągamy coraz to wyższy poziom wewnętrznej integracji. Na tym właśnie polega proces rozwoju: w kolejnych jego fazach pojawiają się nowe układy przeszkód wywołujące kryzys. Każda z faz stanowi wyzwanie. To zadanie rozwojowe, które wymaga zmiany sposobu myślenia i funkcjonowania. Aby uzyskać postęp, musimy pokonać przeszkody i osiągnąć równowagę na wyższym poziomie złożoności.

Jeśli nauczymy się jak skutecznie radzić sobie z kryzysem, łatwiej będzie nam rozwiązywać problemy i radzić sobie z kolejnymi kryzysami w przyszłości.

Pomoc w kryzysie

W odzyskaniu równowagi kluczowa jest wspierająca relacja z empatyczną osobą. Tą osobą może być ktoś bliski, jak również terapeuta. Celem terapii (czy też interwencji kryzysowej) jest udzielenie jak największego wsparcia, ujawnienie uczuć i myśli związanych z kryzysem oraz wspólne poszukiwanie jego rozwiązania. Ważna jest normalizacja doznań – wyjaśnienie, że to, co czuje osoba, która przechodzi kryzys, jest naturalną reakcją na sytuację (czy też traumę) i określone źródła stresu. Nie ma niczego złego w płaczu, smutku czy złości w sytuacji kryzysowej. Są naturalną reakcją.

Pomagający skupia się na uczuciach i myślach osoby w kryzysie związanych z sytuacją, a nie na samej sytuacji kryzysowej czy zdarzeniu. Stara się rozpoznać wpływ znaczenia, jakie nadaje on tej sytuacji, na ustawienie się w roli ofiary. Koncentruje na jego silnych stronach oraz minionych i obecnych pozytywnych doświadczeniach, co sprzyja budowaniu wiary we własną zdolność do odzyskania równowagi.

W terapii niezwykle pomocna jest też możliwość ekspresji intensywnych uczuć. Terapeuta uczy pacjenta, jak radzić sobie z lękiem przed ich przeżywaniem. W przypadku gniewu, który często pojawia się w następstwie ciężkich, traumatycznych doświadczeń, jego opanowanie wymaga powstrzymania się od impulsywnego rozładowania w działaniu i pomieszczenia w sobie tej silnej emocji. Pomieszczanie w sobie uczuć daje przestrzeń do myślenia i poczucie wewnętrznej siły.

Konsekwencje kryzysu: wzrost, a nawet rozkwit?

Jednym ludziom po dramatycznym przeżyciu szybko udaje się dojść do równowagi, innym nigdy to się nie udaje. W przypadku rozwinięcia tendencji unikowych, z czasem, jako reakcja na nierozwiązany kryzys, może pojawić się depresja, a nawet poważna dezorganizacja osobowości.

Spóźnioną reakcją na kryzys, zwłaszcza w przypadku przeżytej traumy, może być zespół stresu pourazowego (PTSD). Osoby doznają wtedy – przez długi czas po krytycznym wydarzeniu – objawów stresu, opóźnionych, chronicznych lub cyklicznie powracających. W takim przypadku nie obejdzie się bez fachowej pomocy.

Ale następstwem kryzysu może być też wzrost. Niektórzy autorzy mówią nawet o rozkwicie. Z prowadzonych badań naukowych wiemy, że następstwem wielu kryzysów życiowych bywa rozkwit i że ludzie doświadczają pozytywnych zmian w wyniku zmagań nawet z najbardziej tragicznymi i traumatycznymi wydarzeniami. Zjawisko to nazywane jest wzrostem potraumatycznym. Pojęcie to wprowadzili Richard G. Tedeschi i Lawrence G. G. Calhoum.

Paradoksalne zmiany, które się pojawiają w wyniku życiowych zmagań to m.in.: docenianie wartości życia, pogłębienie relacji interpersonalnych, większa satysfakcja w związkach intymnych, większe poczucie osobistej siły, wzrost wiary we własne kompetencje oraz wzbogacenie życia duchowego. Powszechnie opisywaną zmianą jest „przywiązywanie większej wagi do drobnych codziennych spraw i umniejszanie znaczenia pozornie wielkich spraw życiowych”. Doświadczenia osób, które stawiły czoła poważniejszym wyzwaniom życiowym świadczą o tym, że droga poprzez życiowe kryzysy może prowadzić do poczucia bardziej sensownego i spełnionego życia.

Stawianie czoła życiowym problemom przyczynia się do rozwoju rezyliencji. Pojęcie to, używane wcześniej do opisu właściwości stali (łac. re-salire – odskoczyć, odbić się), zastosowała w psychologii amerykańska psycholog, Emmy Werner. Oznacza ono elastyczność, odporność psychiczną, zahartowanie, zdolność do przetrwania i rozwoju pomimo trudnych warunków i niesprzyjających okoliczności. Nabyta w czasie wielu burz życiowych rezyliencja pozwala z podniesioną głową patrzeć w przyszłość.

Monika Świerczyńska dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Nie biegaj w czasie smogu!

Mnożą się alerty ostrzegające przed wysokim zanieczyszczeniem powietrza. Ograniczmy wtedy wysiłek fizyczny na dworze, bo ćwicząc na tzw. świeżym powietrzu narażamy się na duże kłopoty zdrowotne.

– Statystyki są alarmujące. Aż 97 proc. ludzi w miastach w Polsce oddycha powietrzem, w którym zawartość pyłów przekracza poziom uznawany przez WHO za bezpieczny dla zdrowia. Jeśli chodzi o nadmierną zawartość pyłów w powietrzu, Polska zajmuje drugie miejsce w Unii Europejskiej, po Bułgarii – mówi dr Piotr Dąbrowiecki z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergologii w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

Groźne pyły – zanieczyszczenia różnych rozmiarów (od małych, mniejszych niż 2,5 mikrometra do 10 mikrometrów) oraz unoszący się w powietrzu ozon mają negatywne skutki na krążenie płucne – wykazały badania zespołu kardiologa dr Jean-Francois Argacha ze Szpitala Uniwersyteckiego w Brukseli.

Były to badania zarówno populacyjne, prowadzone przez kilka lat, jak i eksperyment medyczny. Wpływ pyłów na naczynia krwionośne w płucach widać było na obrazach uzyskanych z ultrasonografu. Ponadto wykazano, że wysoki poziom zanieczyszczeń źle wpływa na funkcjonowanie naczyń krwionośnych w płucach niezależnie od tego, na jak długo są one wystawione – wystarczy więc jeden dzień, kiedy jest wysoki, by doprowadzić do niebezpiecznej dla zdrowia sytuacji.

– To bardzo ważna kwestia związana ze zdrowiem osób żyjących w zanieczyszczonych obszarach miejskich, gdzie ćwiczenia mogą uszkadzać płuca i potencjalnie prowadzić do krytycznej niewydolności serca – mówi dr Argacha. Niewydolność może być wynikiem zwężenia naczyń krwionośnych w płucach – wazokonstrykcji, co prowadzi do zmniejszenia przepływu krwi i zwiększenia ciśnienia płucnego.

Ruch jest zdrowy, ale nie w czasie smogu

Dlaczego tak ważne jest unikanie wysiłku fizycznego w smogu? Pokazał to eksperyment dr. Argacha w laboratorium, w którym wzięli udział wyłącznie zdrowi ochotnicy. Zostali w odpowiedniej komorze wystawieni na dwugodzinne działanie albo zwykłego powietrza, albo wyziewów z silnika dieslowskiego (300 μg/m3 niebezpiecznych substancji, czyli czterokrotne przekroczenie norm Światowej Organizacji Zdrowia – WHO; wg prawa polskiego jest to stan alarmowy).

Badania: echa serca ze szczegółową oceną ciśnienia płucnego zostały u uczestników wykonane zarówno w trakcie spoczynku, jak i po podaniu leku o nazwie dobutamina, którego działanie symuluje pracę serca podczas ćwiczeń fizycznych.

W porównaniu z normalnym powietrzem oddychanie spalinami nie powodowało zmian ciśnienia płucnego, ale tylko u osób w stanie spoczynku. U ochotników, którym podano leki symulujące wysiłek fizyczny, było wręcz przeciwnie.

Niemniej jednak eksperci zalecają, by w czasie smogu, nie tylko nie ćwiczyć, ale w ogóle unikać wychodzenia na zewnątrz, o ile jest to możliwe. Uważać powinny zwłaszcza osoby z astmą czy chorobami układu krążenia. Nie należy chodzić na spacery z małymi dziećmi i zaniechać wietrzenia mieszkań.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Urazy na stoku – jak przygotować się do sportów zimowych?

Zima to czas białego szaleństwa. Jazda na nartach, snowboardzie czy łyżwach są bez wątpienia atrakcyjnymi formami spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. Należy jednak pamiętać, by do tych aktywności odpowiednio się przygotować. Zadbanie o kondycję przed rozpoczęciem sezonu jest równie ważne, jak dobry sprzęt. Brak zaprawy fizycznej może bowiem skutkować licznymi urazami.

Wysiłek fizyczny zimą bywa obciążający dla organizmu i dla osób mało aktywnych może okazać się zbyt wymagającą formą wypoczynku. Przed wyruszeniem na stok należy zadbać o odpowiednie przygotowanie kondycyjne.

Najczęstsze zimowe urazy

Do najczęstszych i niewątpliwie najbardziej niebezpiecznych urazów, na które narażone są osoby uprawiające sporty zimowe, zalicza się urazy głowy. Ich skutki bywają bardzo poważne, czasem nawet śmiertelne. Dlatego wszyscy uprawiający sporty zimowe, bez wyjątku, powinni bezwzględnie jeździć w kaskach. Na jakie obrażenia oprócz tego jesteśmy najczęściej narażeni?

Zimowe urazy możemy podzielić na dwie grupy: obrażenia tkanek miękkich oraz kostne i stawów. Najczęściej dochodzi do różnego rodzaju stłuczeń, naciągnięcia lub naderwania mięśnia, zerwania jego włókien lub przyczepów. Obrażenia te – zwłaszcza w przypadku naderwania mięśnia – są bolesne i na jakiś czas mogą wykluczyć z aktywności fizycznej. Dość często dochodzi też do skręcenia i zwichnięcia stawów, zerwania więzadeł czy pęknięcia i złamania kości. Najbardziej narażone na urazy są stawy kolanowe. Narciarze o wiele częściej doznają tego typu obrażeń niż np. osoby jeżdżące na snowboardzie. Wynika to przede wszystkim z techniki jazdy. Snowboardziści mają obie nogi ustabilizowane na desce i dzięki temu są mniej narażeni na kontuzje kolan. Nie znaczy to jednak, że ten sport jest mało urazowy. Tu z kolei częściej dochodzi do złamań, skręceń nadgarstka lub urazów stawów skokowych.

lek. Bogusław Rataj, chirurg, ortopeda-traumatolog Grupy LUX MED

Jak uniknąć urazów – zmiana nawyków przed wyjazdem

Przygotowanie do sportów zimowych dotyczy każdego, bez względu na to, jaki sport zamierza uprawiać. Osoby, które na co dzień prowadzą siedzący, mało aktywny tryb życia, powinny jednak zwiększyć poziom aktywności fizycznej już w okresie jesiennym. Przyjmuje się, że właściwe przygotowanie do sportów zimowych powinno trwać około dwóch miesięcy, przeprowadzając treningi najlepiej trzy razy w tygodniu. To istotne, by odpowiednio wcześnie zahartować organizm i przygotować go do intensywnego wysiłku. Najczęstszą przyczyną urazów jest bowiem brak kondycji i osłabiona koordynacja ruchowa. Jak zauważa lek. Bogusław Rataj z Grupy LUX MED, warto pomyśleć o odpowiednim cyklu treningowym, który uchroni przed przykrymi skutkami szusowania na stoku.

Ważne, by wybierać te ćwiczenia, które wzmacniają nie tylko siłę i wytrzymałość mięśni nóg, ale także brzucha, pleców i ramion, ponieważ te partie ciała biorą największy udział w trakcie uprawiania sportów zimowych. Pamiętajmy również o ćwiczeniach poprawiających równowagę, koordynację i stabilizację oraz o treningach wytrzymałościowych. Prawidłowo zaplanowany trening powinien obejmować krótką, 15-minutową rozgrzewkę, około 30 minut ćwiczeń cardio, które poprawiają wydolność organizmu, następnie ćwiczenia wzmacniające, równoważne i rozciągające – to niezwykle istotny element, o którym często zapominamy

lek. Bogusław Rataj, chirurg, ortopeda-traumatolog Grupy LUX MED

Dodatkowo istnieją programy, jak np. Medycyna Sportu dla Aktywnych, które zapewniają kompleksowe wsparcie osób prowadzących aktywny tryb życia na każdym etapie zaawansowania – od początkujących po zaawansowanych oraz tych, którzy dopiero chcieliby zacząć uprawiać sport. Dzięki programowi można wykonać niezbędne badania i pomiary oraz skorzystać z konsultacji specjalistów z zakresu medycyny sportowej, chirurgii urazowej, ortopedii, fizjoterapii, rehabilitacji czy treningu funkcjonalnego i dietetyki. Specjaliści pomogą także dobrać odpowiedni do naszych możliwości rodzaj sportu.
Równie istotnym elementem przygotowań do sezonu zimowego jest dieta. Posiłki warto wzbogacić w produkty, które wzmocnią kości i stawy, pomogą zbudować masę mięśniową oraz poprawią pracę układu odpornościowego. Prawidłowo skomponowana i zbilansowana dieta poprawi kondycję organizmu i przygotuje go do zwiększonego wysiłku.
Niezależnie od typu uprawianego sportu, konieczne jest stosowanie się do zasad bezpieczeństwa na stoku. Grunt to nie stwarzać sytuacji mogących zagrozić zdrowiu lub życiu naszemu i innych. Nie można przesadzać z prędkością podczas zjazdów, a trasy należy dostosowywać do swoich możliwości.

Źródło: materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Niebieskie światło – co to jest i jak wpływa na nasze zdrowie?

Sztuczne oświetlenie, smartfony, laptopy i telewizory, które na dobre weszły do naszego życia emitują  światła niebieskie, które może szkodzić naszym oczom.  Światło niebieskie znamy od zawsze, bo jest ono częścią światła widzialnego – to część widma fal elektromagnetycznych, które są dla nas źródłem informacji wzrokowej.

Dopiero od niedawna mówi się o jego szkodliwości. A wszystko za sprawą postępu technologicznego.

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele czasu spędzamy przed monitorami urządzeń cyfrowych.  Zaczynamy i kończymy dzień od sprawdzenia wiadomości  sms i „polubień” pod zdjęciami na Facebooku czy Instagramie. „Czas przed ekranem” to jedna z nowych funkcji  pozwalająca podejrzeć w jaki sposób oraz jak długo wpatrujemy się w smartfona. I co się okazuje? Średnio 5-6 godzin dziennie korzystamy z urządzeń cyfrowych. Nie mówiąc o pracy przy komputerach i „zimnych” żarówkach,  które również są źródłem emisji światła niebieskiego.

Kiedyś ludzie żyli od wschodu do zachodu słońca, podporządkowując swój dzień naturalnemu oświetleniu. Wstawali o świcie, a spać chodzili po zmroku. Nasze pokolenie kładzie się do łóżek bardzo późno i to wcale nie dlatego, że wieczorami ciężko pracuje. Wręcz przeciwnie – wydaje nam się, że oglądając film na laptopie, czy serfując w sieci – odpoczywamy, a tak naprawdę nasze oczy i mózg non stop są w gotowości do działania.

 

Oczy łzawią, pieką i chorują

Jak wygląda typowy rodzinny wieczór? Wszyscy siedzą razem w salonie oświetlanym energooszczędną świetlówką. Ktoś ogląda mecz lub serial na plazmowym telewizorze przy okazji lajkując coś na Facebooku. Nastolatek prowadzi ożywioną konwersację via smartfon,                a jego młodsze rodzeństwo zbiera pokemony na tablecie. Każdy robi to, co lubi. Dzień jak co dzień.

Później jednak wszyscy mają kłopoty z zasypianiem i ze wzrokiem. Oczy łzawią, szczypią, są zaczerwienione. Większość nawet nie przypuszcza, że źródłem tych problemów jest wpatrywanie się w urządzenia emitujące niebieskie światło, czyli monitory LED i LCD, tablety, laptopy, komputery, smartfony, wyświetlacze GPS. Im bardziej zaawansowany technologicznie i nowocześniejszy ekran, tym większa emisja  niebieskiego światła.

 

Regularne korzystanie z urządzeń emitujących niebieskie światło, szczególnie jeśli nie robimy przerw w pracy wzrokowej, może indukować szereg skutków ubocznych.  Przemęczenie oczu to tylko pierwszy, początkowo niegroźny objaw. Problem zaczyna się, gdy zaburzenia powierzchni oka i suche oko stają się przewlekłe, a kumulacja potencjalnie szkodliwej części pasma światła niebieskiego prowadzi do uszkodzenia fotoreceptorów w obrębie siatkówki. Dzieje się tak między innymi dlatego, gdyż długość fal światła niebieskiego znajduje się blisko ultrafioletu, którego promieniowanie jest dla ludzi szkodliwe. Wpływ światła kumuluje się latami i zależy od jego natężenia – mówi dr nauk medycznych Anna Maria Ambroziak, specjalistka chorób oczu z Centrum Okulistycznego „Świat Oka” w Warszawie.

 

Niebieskie światło może zaburzać procesy metaboliczne zachodzące w siatkówce oka. W efekcie czego może powstawać więcej wolnych rodników, które uszkadzają komórki receptorowe, powodując ich obumieranie i prowadząc do uszkodzenia wzroku – tłumaczy dr Ambroziak.

 

Syndrom oka biurowego. Syndrom widzenia komputerowego.

Nieprzyjemne uczucie dyskomfortu, suchości, pieczenia i łzawienie oczu to efekty wielogodzinnej  pracy przy komputerze szczególnie w klimatyzowanych bądź ogrzewanych, nie wietrzonych i źle oświetlonych pomieszczeniach. Zjawisko to dotyczy ponad 80% pracowników biurowych spędzających wiele godzin przed monitorem komputerowym.  Jednym z pierwszych objawów jest uczucie piasku pod powiekami oraz przekrwienie spojówek, powstające na skutek wysychania powierzchni oka. Powodem jest zmniejszona częstotliwość mrugania i niestabilność naszych łez. Wielogodzinna praca przed ekranem komputera może powodować także zaburzenia  akomodacji, które manifestują się wrażeniem zamglenia obrazu i wahania ostrości wzroku. Innymi objawami są nadwrażliwość na światło, bóle oczu i głowy, bóle karku, przewlekły stres i zmęczenie.

 

 

Zdrowy rozsądek najlepszym lekarstwem

Jak uchronić się przed nieprzyjemnymi skutkami niebieskiego światła? Jest kilka rozwiązań.                           I nie mówimy tu bynajmniej o wyrzuceniu do kosza urządzeń cyfrowych emitujących niebieskie światło. Dobrym rozwiązaniem są okulary, a dokładnie rzecz ujmując – soczewki okularowe z powłoką antyrefleksyjną, która zmniejsza niekorzystne działanie światła niebieskiego. Każdy kto korzysta z komputera w pracy, niezależnie czy ma wadę wzroku czy nie, powinien przede wszystkim pamiętać o prawidłowym mruganiu, może również używać okularów ze specjalną powłoką – dodaje dr Ambroziak.

 

Warto zmienić nawyki

Zacznijmy od ustawienia jasności monitora i obniżenia  temperatury kolorów wyświetlanego obrazu.  Dobrym pomysłem są powłoki na ekrany LCD, ograniczające przenikanie niebieskiego światła. Ponadto wiele firm wprowadziło bezpłatne aplikacje na telefony komórkowe, które automatycznie przyciemniają wyświetlacz i ograniczają emisję niebieskiego światła. Jednak niezależnie od aplikacji przyciemniających wyświetlacze naszych telefonów, dobrze jest ograniczyć na kilka godzin przed snem, przeglądanie tabletu czy smartfona i pozwolić naszemu organizmowi na pełną regenerację.

Naturalnie jak zawsze ważna jest świadomość i profilaktyka. Wzrok  powinniśmy kontrolować przynajmniej raz w roku. Poza tym do zachowania prawidłowej kondycji naszych oczu  potrzebna jest nie tylko odpowiednia higiena pracy i snu, ale także aktywność fizyczna, naturalne oświetlenie i prawidłowo zbilansowana dieta. Warto wprowadzić  do naszego menu więcej roślin szczególnie tych liściastych, np.: jarmuż, szpinak oraz zdecydowanie ograniczyć mięso i wyeliminować wyroby jedzeniopodobne.

Ochrona wzroku przed niebieskim światłem, badania profilaktyczne, odpowiednia higiena pracy i snu oraz zbilansowana dieta pozwolą nam długo cieszyć się dobrą kondycją naszych oczu. Pamiętajmy, że jak we wszystkim konieczny jest zdrowy rozsądek. Korzystanie z wynalazków i nowych technologii –  tak, ale rozumnie.  Zawsze lepiej spotkać się ze znajomymi i porozmawiać w realnym świecie w naturalnym oświetleniu, niż spędzać samotnie czas w domu z laptopem czy smartfonem.

Źródło: materiał prasowy

Fot. www.pixabay.com

Nie piętnujmy osób z zaburzeniami psychicznymi

Nie utożsamiajmy zbrodni z zaburzeniami psychicznymi – apelują psychiatrzy, wskazując, że to krzywdząca droga na skróty. Z kolei Fundacja eF Kropka działająca na rzecz zniesienia stygmatyzacji osób z doświadczeniem zaburzeń psychicznych ma nadzieję, że zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza nie przełoży się na zwiększenie piętna tych chorób.

Zarówno Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, jak i fundacja oświadczyły, że wyrażają sprzeciw wobec zła, które wstrząsnęło Polską.

„Wyrażamy głęboką nadzieję, że tragedia ta nie przełoży się na zwiększenie stygmatyzacji osób z doświadczeniem choroby psychicznej. Przypominamy, że Pan Prezydent Adamowicz był orędownikiem działań antydyskryminacyjnych” – czytamy w komunikacie Fundacji.

Fundacja była współorganizatorem jednej z konferencji prowadzonych przez Serwis Zdrowie poświęconej stygmatyzacji osób z zaburzeniami psychicznymi. Zarówno lekarze, jak i osoby z doświadczeniem choroby psychicznej podkreślali wówczas, że wbrew stereotypom osoby z zaburzeniami zdrowia psychicznego nie są bardziej niebezpieczne, niewiarygodne czy niegodne zaufania niż ludzie bez diagnozy psychiatrycznej, a na stygmatyzacji takich problemów oraz osób traci całe społeczeństwo – choćby przez to, że często osoby borykające się z zaburzeniami nie podejmują leczenia od razu.

– Przez bardzo długi czas bałam się ujawnić mojemu otoczeniu fakt, że jestem chora na schizofrenię. Napawało mnie to silnym lękiem. Z uwagi na negatywne, stygmatyzujące przekazy dotyczące zaburzeń psychicznych, które powszechnie występują w mediach, kulturze masowej, a nawet polityce, taki sam problem jak ja, z ujawnieniem doświadczenia kryzysu psychicznego ma, niestety, bardzo wiele osób. Z tego powodu wielu ludzi nie chce się też leczyć – mówiła Ewa Piskorska, edukatorka Fundacji eFkropka, osoba ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną. Pełny zapis konferencji znajduje się TU

Jako godny potępienia przykład podawała powszechną, często powtarzaną opinię, że ludzie chorzy psychicznie są szczególnie groźni dla otoczenia.

– Tymczasem, według statystyk, osoby takie popełniają mniej przestępstw niż osoby niemające problemów psychicznych czy też niezdiagnozowane. Bądźmy zatem bardzo ostrożni w słowach. Nie używajmy etykietek psychiatrycznych wobec innych osób, nie zadawajmy ciągle pytania: „Czy sprawca leczył się psychiatrycznie?” – apelowała Ewa Piskorska.

Konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii prof. Piotr Gałecki wskazuje, że liczba skazanych za przestępstwa i odbywających karę pozbawienia wolności w więzieniu oscyluje wokół 80 tys. (na dzień 30 listopada 2018 zgodnie z danymi Służby Więziennej karę taką odbywało 73 035 osób, kolejnych ponad 40 tys. miało zasądzoną karę więzienia, ale nie zaczęło jej odbywać.

Prof. Gałecki podkreśla, że w ośrodkach detencji, gdzie izolowane są na mocy postanowienia sądu osoby, które popełniły przestępstwo w stanie ograniczonej lub zniesionej poczytalności lub z powodu zaburzeń preferencji seksualnych, przebywa około 1000 osób.

Detencja stosowana  jest wobec osób, co do których istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że z powodu choroby psychicznej lub upośledzenia umysłowego ponownie mogą popełnić czyn o wysokiej społecznej szkodliwości, lub mogą ponownie popełnić przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej w związku z zaburzeniem preferencji seksualnych.

– Często słyszy się o drastycznych czynach, których z racji ich grozy, braku sensu nie jesteśmy w stanie racjonalnie wytłumaczyć. To budzi niepokój i lęk, a jednocześnie potrzebę racjonalizacji, bo jeśli coś jest tak irracjonalne, to budzi większą grozę. Wtedy pojawiają się takie określenia, jak „wariat”, „szaleniec”, czy nawet słowa zaczerpnięte z lekarskich diagnoz. Takie komunikaty stygmatyzują, a zwykle zaburzenia psychiczne nie mają nic wspólnego z przestępstwem – podkreśla psychiatra, będący też biegłym sądowym.

Profesor zwraca uwagę, że często osoby z zaburzeniami psychicznymi stanowią zagrożenie dla samych siebie. Wskazuje, że taki problem zwiększa ryzyko samobójczego zamachu.

„Chcielibyśmy także zaapelować o to, aby nie poszukiwać łatwych rozwiązań szoku wzbudzonego tą tragedią w kojarzeniu jej z osobami z zaburzeniami psychicznymi. Te tragiczne wydarzenia wywołują w społeczeństwie zaskoczenie, niedowierzanie, a w konsekwencji pragnienie znalezienia wyjaśnienia tego co się stało.  W tej naturalnej potrzebie rozumienia i poszukiwania odpowiedzi na pytanie „dlaczego doszło do tej tragedii?” nie powinniśmy szukać fałszywych, uproszczonych wyjaśnień. Takim nieprawdziwym wyjaśnieniem jest sugerowanie, że wyłącznie osoby chore psychicznie mogą dopuścić się aktów przemocy. Agresja, nienawiść czy chęć odwetu nie znają podziału na chorych i zdrowych i są znane wielu osobom. Występujemy przeciwko próbom utożsamiania przemocy i zbrodni z zaburzeniami psychicznymi. Wszelkie tego rodzaju próby służą wyłącznie znalezienia prostych rozwiązań problemów, z którymi trudno nam sobie poradzić w naszych myślach i emocjach. Powinniśmy być tego świadomi. Tego rodzaju utożsamienia są krzywdzące osób z problemami dotyczącymi zdrowia psychicznego.  Mogą się przyczyniać do stygmatyzacji naszych pacjentów i utrwalać w świadomości społecznej krzywdzący i nieprawdziwy obraz zaburzeń psychicznych” – czytamy w oświadczeniu Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Erekcja: co każdy facet wiedzieć powinien!

Sprawność erekcyjna jest jednym z najbardziej kruchych darów, jakimi Matka Natura obdarowała płeć męską. Łatwo o jego uszkodzenie, a to dlatego, że mechanizm fizjologiczny erekcji jest złożonym procesem, wymagającym jednoczesnego współdziałania ze sobą układów: nerwowego, hormonalnego i krążenia.

Mechanizmem inicjującym erekcję jest optymalny dla mężczyzny bodziec erotyczny. Mogą być to doznania zmysłowe (dotykowe, słuchowe, wzrokowe, smakowe), wyobrażenia o treści erotycznej lub świadomość mającego nastąpić zbliżenia. Każdy z tych bodźców może zadziałać samodzielnie lub dopiero w połączeniu z innymi.

Do wzwodu dochodzi wówczas, gdy bezbłędnie zadziała zachodząca na siebie kilkustopniowa reakcja:

  • odbiór bodźców erotycznych przez naszą świadomość,
  • pobudzenie ośrodka erekcji mózgu,
  • następnie w rdzeniu kręgowym,
  • rozszerzenie się tętnic i wypełnienie ciał jamistych prącia krwią,
  • na koniec skurcz naczyń żylnych członka utrwalający erekcję.

Bez sprawnych i drożnych naczyń tętniczych nie ma mowy o pełnej erekcji.

Dodatkowo sprawność powyższego mechanizmu uzależniona jest od prawidłowego poziomu hormonów płciowych, zwłaszcza testosteronu oraz neuroprzekaźników w mózgu:dopaminy i serotoniny. W stanie pełnej świadomości na jakość erekcji wpływa również nastawienie psychiczne mężczyzny.

Sen a jawa

W czasie snu opisany mechanizm działa bez udziału świadomości i jest to najprostszy test pozwalający na zróżnicowanie zaburzeń erekcji psychogennych od organicznych. Samoistne występowanie erekcji podczas snu lecz jej brak na jawie świadczy o tle psychogennym zaburzeń. Brak erekcji dziennych i nocnych  skłania do poszukiwania choroby, której jednym z objawów mogą być zaburzenia erekcji.

O czym świadczy erekcja

Erekcja jest barometrem zdrowia somatycznego i psychicznego mężczyzn, z czego jednak niewielu z nich zdaje sobie z tego sprawę. Wyniki badań epidemiologicznych przeprowadzane na całym świecie wskazują, że problem zaburzeń erekcji stale narasta bez względu na szerokość geograficzną czy kontynent.

W roku 1995 szacowano, iż w ciągu 30 lat liczba mężczyzn z zaburzeniami erekcji na świecie podwoi się i wyniesie w 2025 roku 320 milionów.  Z badań przeprowadzonych 10 lat temu przez Polskie Towarzystwo Medycyny Seksualnej na populacji prawie dziewięciu tysięcy polskich mężczyzn wynika, iż ponad 13 proc. wszystkich przypadków zaburzeń wzwodu dotyczyło mężczyzn do 40. roku życia. Kolejne 25 proc. pacjentów, to mężczyźni w wieku 41-50 lat. Najwięcej mężczyzn z zaburzeniami erekcji (średnio 37%) mieściło się w przedziale wiekowym 51-60 lat.

Przyzwyczailiśmy się myśleć o zaburzeniach wzwodu jako „przypadłości starszych panów”. Nic bardziej mylnego.

10 lat temu, po zakończeniu badania populacji polskich mężczyzn z zaburzeniami wzwodu ostrzegałem, iż wiek pacjentów z zaburzeniami erekcji obniża się i będzie się obniżał z powodu stylu życia większości mężczyzn: nieprawidłowej diety, braku ruchu, zamiłowania do alkoholu i nikotyny oraz niezahamowanego rozwoju chorób cywilizacyjnych takich, jak  nadciśnienie tętnicze bądź cukrzyca. Dotyczy to zwłaszcza populacji w krajach rozwiniętych.

Przyczyny nieprawidłowej erekcji można uszeregować następująco:

  • naczyniowe,
  •  hormonalne,
  •  neurogenne,
  •  pourazowe
  •  psychogenne.

Cztery pierwsze określane są mianem organicznych, czyli takich, w których lekarz może określić przyczynę wystąpienia zaburzenia. Związana jest z konkretną chorobą lub czynnikiem uszkadzającym delikatny mechanizm erekcji. Zaburzenia psychogenne są konsekwencją zaburzeń w kondycji psychicznej mężczyzny.

Zaburzenia  wzwodu nie są samodzielną ”chorobą erekcyjną ”, lecz najczęściej stanowią jeden z możliwych objawów bardzo wielu różnych chorób, zwłaszcza układu krążenia. Uogólniona miażdżyca naczyń krwionośnych nawet na wczesnym etapie rozwoju istotnie upośledza kurczliwość tętnic jamistych, co prowadzi do zmniejszenia napływu krwi do ciał jamistych prącia.

Zaburzenia erekcji można uznać za wczesny sygnał schorzeń układu sercowo-naczyniowego.

Dowiedziono, iż zaburzenia erekcji mogą wyprzedzać o kilka lat (2-4 lata) pojawienie się objawów choroby wieńcowej. Tętnice prącia posiadają bowiem średnicę 1-2 mm i wcześniej ulegają zwężeniu od tętnic wieńcowych ( 3-4 mm średnicy) lub szyjnych ( 5-7 mm ).

Zaburzenia erekcji oraz choroba wieńcowa posiadają wspólne czynniki ryzyka: nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, otyłość, zaburzenia lipidowe ( podwyższony poziom cholesterolu i kwasów tłuszczowych ), nikotynizm,  które doprowadzają do uszkodzenia śródbłonka naczyniowego. W efekcie w naczyniach krwionośnych wytwarza się zbyt mało substancji rozszerzających naczynia, a za dużo substancji o charakterze prozakrzepowym, co prowadzi do przebudowy miażdżycowej naczynia i sztywności tętnic.

Efekt końcowy zależy od tempa postępujących zmian: zaburzenia erekcji, choroba wieńcowa, zawał lub udar.

Kiedy mężczyzna ma nadciśnienie…

Nadciśnienie tętnicze jest jednym uznanych czynników etiologicznych występowania zaburzeń erekcji. U dużego odsetka chorych (43 proc. – 68 proc.) z zaburzeniami erekcji współistnieje nadciśnienie tętnicze.

W ujęciu statystycznym 2 na 3 pacjentów z nadciśnieniem tętniczym może mieć zaburzenia wzwodu.

U części mężczyzn jest ono niezależnym czynnikiem wystąpienia zaburzeń erekcji, natomiast podkreśla się korelacje pomiędzy zaburzeniami erekcji i współistniejącymi z nim stanami chorobowymi: cukrzycą, zespołem metabolicznym, obturacyjnym bezdechem sennym oraz depresją.

Leczenie nadciśnienia tętniczego było często wtórną przyczyną wystąpienia zaburzeń erekcji u mężczyzn chorujących na nadciśnienie tętnicze. Dotyczyło to leczenia prowadzonego lekami z grupy β-adrenolityków. Obecnie prowadzone badania korelacji pomiędzy leczeniem nadciśnienia tętniczego według współczesnych zaleceń i standardów, a zaburzeniami erekcji nie potwierdzają negatywnej ich roli w indukowaniu problemów z erekcją.

Męski argument za zapobieganiem i leczeniem cukrzycy

Wyniki szeregu badań epidemiologicznych potwierdzają, iż cukrzyca jest chorobą, odpowiedzialną za występowanie zaburzeń seksualnych u obydwu płci. U mężczyzn są to zaburzenia libido, problemy z erekcją oraz kłopoty z uzyskaniem wytrysku.

Zaburzenia erekcji indukowane cukrzycą, zwłaszcza cukrzycą typu pierwszego, często dotykają ludzi młodych. Ocenia się, że co drugi pacjent  z cukrzycą może mieć problemy z erekcją, a samo prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń wzwodu u pacjentów z cukrzycą jest czterokrotnie większe niż u pacjentów zdrowych. Wykazano również zależność pomiędzy występowaniem zaburzeń erekcji a stopniem wyrównania cukrzycy.

W populacji pacjentów z cukrzycą i nadciśnieniem tętniczym na zaburzenia erekcji cierpi 67 proc. pacjentów, z czego 12 proc. na ciężką postać tej dysfunkcji. Mechanizm patofizjologiczny zaburzeń erekcji jest złożony. Związany jest ze zmianami naczyniowymi (angiopatia ), uszkodzeniem układu nerwowego (neuropatia), zmianami hormonalnymi. Zaburzenia wzwodu występujące u mężczyzn chorych na cukrzycę nie zawsze są następstwem tej choroby. Jeśli związek zaburzeń erekcji z cukrzycą zostanie potwierdzony, iż zaburzenia erekcji są jej skutkiem, to warto wiedzieć o następujących sprawach:

  1. Najczęściej upośledzenie czynności seksualnej u mężczyzn chorych na cukrzycę rozpoczyna się po upływie kilku lat od chwili rozpoznania choroby.
  2. Zwykle następuje stopniowe obniżanie się jakości wzwodu i skrócenie czasu jego trwania.

Hormonalne uwarunkowania zaburzeń erekcji

Zaburzenia hormonalne są również częstym powodem pojawienia się problemów ze sprawnością seksualną mężczyzny. Towarzyszą takim chorobom jak: nadczynność  i niedoczynność tarczycy, hipogonadyzm pierwotny lub wtórny, hiperprolaktynemia, choroby nadnerczy.

Zaburzenia erekcji mogą być objawem zwiastunowym wielu chorób bądź ich wczesnym lub późnym następstwem. Lista tych chorób jest bardzo długa. Występować mogą po zabiegach operacyjnych w obrębie miednicy (schorzenia jelit lub prostaty), po urazach lub jako następstwo leczenia chorób nowotworowych.

Kwestia wieku

U młodych mężczyzn – a zwłaszcza u tych, którzy mają mniej niż 30 lat – aż 75 proc. zaburzeń erekcji ma podłoże psychogenne. W tej grupie mężczyzn zaburzenia najczęściej są efektem różnych kompleksów: np. obniżonego poczucia własnej atrakcyjności, lęku przed niepowodzeniem lub niepożądaną ciążą, zahamowań na tle religijnym, moralnym, lub etycznym.

Przyczyną psychogenną mogą być konflikty partnerskie, jawne lub ukryte żale wobec partnerki lub zanik atrakcyjności partnerki. Nową grupą pacjentów z psychogennymi zaburzeniami erekcji są mężczyźni, u których problem wystąpił  jako następstwo udziału przy porodzie żony.

Stresy zawodowe lub przewlekle zmęczenie przyczyniają się do kłopotów ze sprawnością erekcyjną. Niestety, mężczyźni o tym fakcie nie wiedzą lub zbyt często o tym zapominają.

Zaburzenia erekcji: co robić

Warto o problemie porozmawiać z lekarzem. Wybór środków i metod leczniczych dobierze do przyczyny zaburzenia. Leczenie zanikającej erekcji musi być przyczynowe z uwzględnieniem ogólnego stanu zdrowia i wszystkich czynników towarzyszących występowaniu zaburzeń, przy czym bardzo często są to również uwarunkowania psychiczne.

Często leczenie podstawowej choroby doprowadzającej do zaburzeń pochodzenia organicznego usuwa tę, która dla mężczyzny jest bardziej ważna – a mianowicie zaburzenia wzwodu.

Najstarszym i do dziś stosowanym sposobem utrzymania wzwodu są pierścienie uciskowe, nakładane u nasady członka, czyli tuż przy brzuchu. Mechanizm działania polega na zatrzymaniu krwi w ciałach jamistych i uniemożliwieniu jej odpływu z prącia. Takie pierścienie mogą być zakładane na 30 minut, nie dłużej. Czas ten jest wystarczający do odbycia stosunku seksualnego.

Na innej zasadzie działają pompki próżniowe. Są to cylindry, do których wprowadzane jest wiotkie prącie, a następnie wypompowywane jest z nich powietrze. Wytworzone w ten sposób podciśnienie powoduje napływ krwi do ciał jamistych i zapoczątkowuje erekcję. W przypadku trudności z utrzymaniem osiągniętej w ten sposób erekcji, przed wyjęciem członka z cylindra na jego nasadę nakłada się wspomniany już pierścień uciskowy.

Z powodzeniem stosowane są zastrzyki leków rozszerzających naczynia krwionośne wykonywane bezpośrednio do ciała jamistego prącia samodzielnie przez pacjenta. Są to takie preparaty jak prostaglandyna E1 lub papaweryna. Zastrzyk robi się tylko do jednego ciała jamistego. Poprzez liczne połączenia pomiędzy obydwoma ciałami lek przedostaje się do drugiego ciała i wywołuje erekcję. Pacjent uczony jest przez lekarza techniki wstrzykiwania leku do ciała jamistego, tak, że po ustaleniu właściwej dla niego dawki zastrzyki wykonuje on sobie sam. Po dokonaniu iniekcji erekcja pojawia się po około 20 minutach.

Zaburzenia seksualne na tle psychogennym leczone są psychoterapią indywidualną, małżeńską, hipnoterapią lub metodami treningowymi. W wielu przypadkach problemy seksualne ustępują po zabiegach fizykoterapeutycznych lub po pobycie w sanatorium.

Przyjmowane na około 30 –60 min przed planowaną aktywnością seksualną preparaty doustne są obecnie bardzo skuteczną i wygodną dla pacjenta metodą leczenia zaburzeń erekcji. Leki z tej grupy są dostępne wyłącznie na receptę. Kupowanie ich poza obrotem aptecznym np.: w internecie lub u pośredników naraża mężczyznę na rozczarowanie z powodu braku skuteczności lub wręcz na niebezpieczeństwo, w przypadku, gdy lek został sfałszowany i zamiast substancji czynnej zawiera inne substancje, które mogą być niebezpieczne dla zdrowia.

Jak wynika ze wspomnianego już  badania Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej co trzeci mężczyzna, chcąc poprawić swoją funkcję erekcji, kupuje zioła, witaminy i suplementy diety. Suplementy diety bardzo często reklamowane są jako panaceum na wszelkie przypadłości i problemy. Tymczasem zgodnie z definicją suplementy zawierają składniki, które jedynie mogą zapewnić prawidłowe funkcjonowanie organizmu wyłącznie wtedy, gdy organizm funkcjonuje prawidłowo. W sytuacji, gdy pojawiają się problemy zdrowotne suplementy nie pomagają. Są nieskuteczne.

Suplementy diety, obiecując usprawnienie sprawności erekcyjnej, tylko obiecują.  Natomiast z pewnością powodują rozczarowanie i zwątpienie.

Przez brak obiecanej skuteczności wywołują u zawiedzionego mężczyzny poczucie, że z seksem w jego życiu jest już koniec. Pogłębia się lęk przed kolejnymi kontaktami seksualnymi. Zaczyna się unikanie intymnej bliskości. Tymczasem wcale tak być nie musi. Wystarczy przełamać wstyd i zamiast szukać wątpliwych rozwiązań na własną rękę – podzielić się swoim problemem z lekarzem specjalistą.

Dekalog zapobiegania problemom z erekcją

  1. Unikaj otyłości – rozsądne odżywanie i regularne ćwiczenia fizyczne pomogą uniknąć tycia.
  2. Przestrzegaj odpowiedniej diety: zmniejsz spożycie tłuszczu, jedz więcej żywności bogatej w błonnik, unikaj produktów wędzonych, solonych i konserwowanych, pamiętaj o świeżych owocach i warzywach.
  3. Regularna gimnastyka pomoże utrzymać Ci ciało w dobrej kondycji.
  4. Dbaj o wypoczynek i relaks proporcjonalny do aktywności zawodowej.
  5. Naucz się śmiać – umiejętność śmiania się z siebie czy z sytuacji rozładowuje skumulowane napięcie.
  6. Zrezygnuj z palenia tytoniu oraz nie nadużywaj alkoholu.
  7. Regularnie kontroluj stężenie glukozy we krwi,
  8. Kontroluj okresowo poziom hormonów tarczycy,
  9. Regularnie wykonuj pomiary ciśnienia tętniczego,
  10. Przestrzegaj zasady poddawania się okresowym badaniom lekarskim.

Andrzej Depko dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …