Kategoria: ZDROWIE

Jak światło wpływa na nasze zdrowie i samopoczucie

Człowiek potrzebuje odpowiedniej dawki światła o różnych porach dnia – dzięki temu lepiej śpi, cieszy się lepszym samopoczuciem, ma zdrowsze oczy, a nawet chudnie. Badania wskazują, że światło oddziałuje nawet na płód.

Końcówka grudnia i początek stycznia zwykle kojarzą się ze Świętami Bożego Narodzenia oraz Sylwestrem, ale jest to również czas najkrótszych dni w roku. Na naszej szerokości geograficznej słońce znajduje się wtedy nad horyzontem zaledwie przez mniej niż osiem godzin w ciągu doby. Oznacza to ograniczony dostęp do naturalnego światła – wiele osób dociera do miejsca pracy, gdy jeszcze jest ciemno i opuszcza je, kiedy słońce już zaszło. Tymczasem, jak pokazują badania, kontakt – o właściwej porze – z regulującym zegar biologiczny światłem jest człowiekowi bardzo potrzebny.

Droga do wyzdrowienia

Przeprowadzony w szpitalu projekt badawczy zespołu z Uniwersytetu w Göteborgu pokazał na przykład, jak duże znaczenie ma odpowiednie światło dla ludzi chorych. Korzyści z jego oddziaływania odniosły nawet osoby, które ledwie zachowywały przytomność. „Zegar biologiczny jest bardzo istotny, a światło to czynnik środowiskowy, który ma w tym obszarze największy wpływ” – podkreśla autorka badania Marie Engwall.

Naukowcy obserwowali osoby ciężko chore lub ofiary wypadków przyjęte na działający przez całą dobę oddział intensywnej terapii. W takiej sytuacji wielu pacjentów jest zdezorientowanych co do pory dnia. Badacze sprawdzili więc wpływ specjalnego oświetlenia, które zmieniało się, dostosowując się do odpowiedniej pory. Ranek rozpoczynał się od słabej, czerwonawej poświaty, aby około godziny ósmej zmienić się w silne światło podobne do dziennego. Po kolejnych przemianach, po południu stawało się ono coraz cieplejsze i słabsze. Jak donoszą naukowcy, pacjenci byli bardzo zadowoleni z takiego systemu. Wywierał on uspokajający wpływ na chorych i wspierał ich zegar biologiczny. Co ciekawe, korzystne efekty utrzymywały się długo. Kiedy po roku od wypisania z kliniki, badacze zapytali pacjentów o zdrowie fizyczne i psychiczne oraz apetyt i sen, nawet wtedy ujawniło się wyraźne działanie oświetlenia. „Pacjenci leczeni w naszym eksperymentalnym pokoju byli według własnej oceny w dużo lepszym stanie w porównaniu do pacjentów z grupy kontrolnej. Nie twierdzę, że wszystko jest zasługą światła, ale to wskazówka i wyraźny rezultat, które pokazują, że powinniśmy kontynuować naszą pracę” – relacjonuje Marie Engwall.

W badaniu, na pytania o samopoczucie pytani byli także odwiedzający chorych goście, którzy także mówili o przyjemnym działaniu zbliżonego do naturalnego światła. Choć projekt nie objął personelu medycznego, to jak opowiadają naukowcy, pracownicy szpitala także wyrażali pozytywne opinie.

Okna pomagają w pracy i codziennym życiu

Eksperyment naukowców z Northwestern University i University of Illinois w Urbana-Champaign  pokazał natomiast, że dostęp do dziennego światła w biurze sprzyja dłuższemu trwaniu i lepszej jakości snu nocą, podejmowaniu aktywności fizycznej i lepszej ogólnej jakości życia. „Rosnąca liczba dowodów pokazuje, że ekspozycja na światło w ciągu dnia, szczególnie rano działa korzystnie dla zdrowia poprzez wpływ na nastrój, pobudzenie i metabolizm. Pracujące osoby należą tutaj do grupy ryzyka, ponieważ zwykle spędzają dużo czasu w pomieszczeniach, bez dostępu do naturalnego, a nawet sztucznego, jasnego światła przez cały dzień. Badanie to potwierdza, że działające w ciągu dnia światło wywiera silny wpływ na zdrowie” – zwraca uwagę współautorka eksperymentu dr Phyllis Zee.

„Architekci muszą być świadomi wagi dostępu do naturalnego światła nie tylko ze względu na oszczędności energii, ale także ze względu na zdrowie ludzi przebywających w pomieszczeniach”.

Naukowcy twierdzą, że aby zapewnić odpowiedni poziom naturalnego oświetlenia, stanowiska pracy powinny być ustawione nie dalej niż 6-7,5 m od okien.

Światło dla zdrowszych oczu

Warto także zadbać o to, aby zamiast np. przed komputerowym ekranem, dzieci spędzały czas na dworze. Naukowcy ze School of Optometry and Vision Science na Queensland University of Technology twierdzą bowiem, że kontakt z naturalnym światłem chroni je przed rozwojem krótkowzroczności. Australijski zespół mierzył rozwój oczu dzieci, które nosiły na nadgarstku czujniki rejestrujące ekspozycję na dzienne światło. Okazało się, że mniejszemu wystawieniu na jego działanie towarzyszył szybszy wzrost gałki ocznej, co wiąże się właśnie z pojawieniem się krótkowzroczności.

„To nowe odkrycie ma ogromne znaczenie dla naszych wysiłków w ograniczeniu przyrostu liczby przypadków krótkowzroczności u dzieci” – tak opublikowane przed dwoma laty wyniki skomentowała Kate Gifford, prezes zrzeszającej okulistów organizacji Optometry Australia. Tymczasem autorzy publikacji przytaczają szacunki, według których do 2050 roku połowa populacji świata ma być krótkowidzami i wielu osobom ma z tego powodu grozić ślepota.

„Podczas gdy elektroniczne ekrany przyczyniają się do tego, że dzieci spędzają więcej czasu w pomieszczeniach niż kiedyś, nasze badanie pokazuje, że to nie same ekrany są przyczyną przyrostu występowania krótkowzroczności” – twierdzi autor odkrycia prof. Scott Read. „Okuliści powinni uświadomić swoim pacjentom, że ekspozycja na dzienne światło trwająca mniej niż 60 minut dziennie to czynnik ryzyka krótkowzroczności” – dodaje specjalista.

Według jego szacunków, idealnie byłoby jednak, aby dzieci spędzały co najmniej dwie godziny dziennie na dworze, w naturalnym o świetleniu.

Fotony wpływają na płód

Okazuje się, że dla zdrowia oczu znaczenie może mieć już nawet działanie światła w okresie płodowym. Projekt badawczy przeprowadzony na myszach przez specjalistów z Cincinnati Children’s Hospital Medical Center pokazał, że światło wnikające do łożyska jest niezbędne do prawidłowego rozwoju siatkówki. „To całkowicie zmienia nasze rozumienie tego, jak rozwija się siatkówka. Zidentyfikowaliśmy reagujący na światło proces, który kontroluje neurony w siatkówce. Ma to wpływ na rozwój naczyń krwionośnych w oku, a to bardzo ważne, ponieważ różne, poważne choroby oczu mają związek właśnie z zaburzeniami ukrwienia” – o odkryciu opowiada jego współautor dr Richard Lang.  Badanie pokazało, że trafiające do płodu fotony aktywują białko zwane melanopsyną, które uczestniczy w rozwoju naczyń krwionośnych i neuronów siatkówki. Między innymi hamuje ono nadmierny, szkodliwy rozwój naczyń.

Wyszczuplające słońce

Ekspozycja na światło może być także jednym ze sposobów na utrzymanie zdrowszej wagi. Badanie zespołu z Northwestern University wskazało, że osoby wystawione na działanie promieni słonecznych w porze porannej są szczuplejsze. „Im wcześniej w ciągu dnia światła działało w ciągu dnia, tym niższy był wskaźnik masy ciała uczestników. Im później dochodziło do ekspozycji na umiarkowanie silne światło, tym wyższe było BMI danej osoby” – wyniki relacjonuje prof. Kathryn Reid, autorka badania. „Jeśli ktoś nie otrzyma wystarczającej dawki światła w odpowiedniej porze dnia, może to zaburzyć jego wewnętrzny zegar, co jak wiadomo, zmienia metabolizm i może prowadzić do wzrostu wagi” – dodaje inna autorka, dr. Phyllis Zee.

Światło działało niezależnie od poziomu aktywności fizycznej ochotników, liczby zjadanych przez nich kalorii, ich wieku, czy też pory roku. Według obliczeń badaczy, od porannego naświetlenia zależało 20 proc. BMI. Naukowcy dają więc proste zalecenie – „zażywaj” co najmniej 20-30 minut dziennego światła między godziną 8.00 a 12.00. Jego minimalne natężenie to według badaczy 500 luksów. W pomieszczeniach można zwykle spotkać 200-300 luksów, natomiast na zewnątrz, nawet w pochmurny dzień natężenie światła przekracza 1000 luksów. „Światło to modyfikowalny czynnik, który potencjalnie można wykorzystać w programach redukcji wagi. Tak, jak ludzie starają się lepiej wysypiać, aby obniżyć masę ciała, być może manipulacja ekspozycją na światło jest kolejnym sposobem, który w tym pomoże” – zastanawia się prof. Reid. Warto więc pamiętać, że nie tylko dieta, ruch i dobry sen stanowią klucze do smuklejszej sylwetki i lepszego zdrowia, ale ważne jest jeszcze światło.

Marek Matacz, dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Rezonans magnetyczny królem 2018 roku na pacjentinfo

Z okazji kończącego się roku postanowiliśmy zrobić podsumowanie 3 artykułów, które cieszyły się wśród naszych czytelników największa popularnością. Okazuje się że król jest tylko jeden, czyli rezonans magnetyczny. To informacji o diagnostyce obrazowej a szczególnie  rezonansie magnetycznym szukaliście najczęściej. Poniżej przedstawiamy 3 najchętniej czytane przez Was artykuły w 2018 roku:

Numer 1 – na liście najchętniej czytanych artykułów Badanie rezonansem magnetycznym – Czym różni się 1,5 Teslowy od 3 Teslowego

Okazuje się, że wielu z naszych czytelników stoi przed dylematem wyboru miejsca do badania i waha się jaki aparat będzie dla nich optymalny. Czy faktycznie 3 Teslowy jest 2 razy lepszy od 1,5 Teslowego? Warto pozyskać wiarygodne informacje z naszego artykułu.

Badanie rezonansem magnetycznym – Czym różni się 1,5 Teslowy od 3 Teslowego.

Numer 2  na liście najchętniej czytanych artykułów – Czy rezonans magnetyczny całego ciała jest przydatny w diagnostyce?

To kolejny hit wśród czytanych przez was artykułów. Tak zwane badanie whole body jest dosyć kosztowną usługą, której wartość może sięgać 1000 zł stąd warto wiedzieć czy na pewno  jest to forma profilaktyki, która da nam bezpieczeństwo przed najgroźniejszymi chorobami, takimi jak nowotwory.

Czy rezonans magnetyczny całego ciała jest przydatny w diagnostyce?

Numer 3  na liście najchętniej czytanych artykułów – Wszystko co powinieneś wiedzieć o diagnostyce obrazowej. 

Rentgen, tomografia czy jednak rezonans? Warto wiedzieć czym się różnią zanim wybierzemy się do pracowni diagnostyki obrazowej.

Wszystko co powinieneś wiedzieć o diagnostyce obrazowej.

Dziękujemy Wam za waszą dotychczasową obecność i składamy Najlepsze Życzenia z okazji nadchodzącego 2019 Roku.

Redakcja Pacjentinfo.pl

Fot. www.pixabay.com

Czytanie książek: siedem korzyści dla zdrowia

Wytrawny czytelnik wie, że czytanie to fascynująca przygoda. Ale ma ono także wymierne korzyści dla zdrowia. Biblioterapia zaś pomaga poradzić sobie z poważnymi kłopotami.

Kiedy zakończą się rodzinne spotkania i inne świąteczne atrakcje, wielu może nabrać ochoty na wygospodarowanie trochę czasu dla siebie. To dobry moment, aby sięgnąć po książkę. Wkroczenie w świat opisany przez reportażystę czy wykreowany przez autora powieści może bowiem nie tylko przynieść chwilę wytchnienia.

– Czytanie kieruje każdego człowieka w stronę nieustannego rozwoju. Zachodzące w sytuacji czytania mechanizmy psychologiczne, takie jak: identyfikacja z bohaterem lub z sytuacjami, projekcja, kompensacja, modelowanie, racjonalizacja, fantazjowanie sprzyjają wzbudzeniu w czytelniku emocji. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że młody człowiek, który czyta, stanie się dorosłym, który myśli… Czytanie wpływa na różne obszary kompetencyjne: koncentracji, myślenia analitycznego, komunikacji, inteligencji emocjonalnej, wiedzy, wyobraźni, adaptacji oraz odpoczynku. Według mnie, jeśli ktoś mówi, że nie lubi czytać, to znaczy, że jeszcze nie trafił na swoją książkę – podkreśla dr Wanda Matras-Mastalerz, prezes Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego, adiunkt w Instytucie Nauk o Informacji Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie.

Lepsza empatia i relacje z innymi

Jeden z tych elementów rozwoju dobrze pokazuje opublikowana na łamach prestiżowego „Science” praca zespołu z amerykańskiej The New School. Otóż odkryli oni, że kontakt fikcją literacką wspiera umiejętności rozpoznawania stanów psychicznych innych osób niezbędne dla radzenia sobie w złożonych relacjach społecznych. Naukowcy z pomocą specjalistycznych testów zbadali tego rodzaju zdolności u ochotników, którzy w ramach eksperymentu czytali dzieła trzech różnych rodzajów – fikcji literackiej, literatury popularnej i literatury faktu. Osoby czytające utwory należące do fikcji literackiej radziły sobie wyraźnie lepiej z odgadywaniem stanu umysłu innej osoby.

Badacze uważają, że szczególne działanie tego typu literatury polega na tym, że wymaga od czytelnika intelektualnego zaangażowania i kreatywnego myślenia. Nieco inny wpływ książek odkryli natomiast badacze z Uniwersytetu w Modenie i innych ośrodków we Włoszech i Wielkiej Brytanii. W serii eksperymentów zauważyli, że dłuższy kontakt z serią o Harrym Potterze zwiększał u czytelników tolerancję dla stygmatyzowanych grup społecznych, takich jak homoseksualiści czy emigranci i uchodźcy.

Przeciw bólowi i na dobry sen

Literatura może pomóc nawet tam, gdzie kłopoty zaczyna mieć medycyna. Otóż naukowcy z University of Liverpool pokazali, że terapia w formie wspólnego czytania pomagała uczestnikom takich zajęć w poradzeniu sobie z chronicznym bólem. Czytanie działało w podobnym stopniu, jak stosowana często w takich przypadkach terapia poznawczo-behawioralna. Wprawdzie dolegliwości nie osłabły, ale uczestnicy eksperymentu zaczęli lepiej radzić sobie z wywoływanymi bólem emocjami.

Metoda polega na tym, że spotykające się razem osoby głośno czytają różnego rodzaju teksty, np. poezję, opowiadania czy fragmenty powieści, a w czasie przerw grupa ma okazję zastanowić się nad przekazem danego utworu. Jak natomiast podaje amerykańska Mayo Clinic, zatopienie się w książce to także dobry sposób, aby ochłonąć z emocji dnia przed zaśnięciem.

Książki współpracują z neuronami

Zajmujący się badaniem efektów czytania specjaliści odkryli już nawet, że wyraźnie oddziałuje ono na pracę mózgu. Zespół naukowców z Emory University pokazał np., że przeczytana powieść przynajmniej na kilka dni pozostawia w aktywności mózgu widoczny ślad.

Badacze przyglądali się mózgom ochotników z pomocą techniki rezonansu magnetycznego, a wszyscy uczestnicy przeczytali tę samą powieść „Pompeje” Roberta Harrisa. Książka oparta na rzeczywistym wydarzeniu – eksplozji Wezuwiusza – ukazuje je w dramatyczny sposób.

Badanie pokazało, że czytanie powieści pozostawiało po sobie wyraźny skutek w postaci wzmożonej aktywności m.in. części mózgu odpowiedzialnej za odczucia zmysłowe i kontrolę ruchów. Neurony w tym obszarze tworzą m.in. reprezentację odczuć płynących z ciała – dzięki temu, jeśli ktoś np. pomyśli o bieganiu, dojdzie do aktywacji neuronów uczestniczących właśnie w bieganiu.

Zdaniem badaczy, to co zauważyli, świadczy więc o tym, że czytanie powieści w pewnym sensie pozwala na pewnego rodzaju przeniesienie się do ciała bohatera. Nie wiadomo jeszcze, jak długo taki efekt się utrzymuje – naukowcy obserwowali go aż do końca eksperymentu, pięć dni po przeczytaniu powieści.

– Wielu neurologów dziecięcych, psychologów i pedagogów zwraca np. uwagę na fakt, że gdy czytamy dziecku, niejako „formatujemy” jego mózg”. Młody człowiek uczy się koncentracji i skupienia oraz abstrakcyjnego myślenia – zwraca uwagę prezes Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego.

Czytaniem dziecku zapewnisz mu lepszy start w szkole 

Z książkami warto więc mieć kontakt od początku życia.

– Literatura stwarza przestrzeń do dialogu z samym sobą i z drugim człowiekiem. Wsparcie za pomocą lektury może stanowić przydatne narzędzie wspomagające higienę psychiczną dziecka oraz jego rozwój osobisty. Dorośli najczęściej zdają sobie sprawę z tego, że czytanie wzbogaca młodych odbiorców, wyzwaniem pozostaje jednak sposób zachęcenia do sięgania po książki. Dobrą praktyką jest na pewno rytuał wspólnego czytania domowego, łatwiej wtedy rozwijać pasję czytania w przedszkolu i szkole – opowiada dr  Matras-Mastalerz.

Na przykład  przeprowadzona przez zespół z New York University obserwacja ponad 250 dzieci w okresie od 6. miesiąca do wieku 4,5 lat pokazała znaczące korzyści czytania dziecku przez mamę już w najmłodszym wieku. Owocowało ono obszerniejszym słownictwem cztery lata później, a także wpływało na późniejszą zdolność czytania i pisania.

Znaczenie miały przy tym dwie rzeczy. Pierwsza to ilość czasu spędzana przez matkę na czytaniu dziecku, a druga to jakość tego czytania –  tutaj liczyły się rozmowy z malcem na temat książki czy wspólne opisywanie obrazków i emocji bohaterów.

Tymczasem lepiej rozwinięte umiejętności językowe to, jak się okazuje, potężny kapitał do wykorzystania w dalszej edukacji. Jak pokazał projekt badawczy zespołu z University of Washington, zasób słownictwa dziecka i jego znajomość gramatyki nie tylko wpływa na przyszłe możliwości posługiwania się słowem pisanym, ale także na inne umiejętności.

Spośród różnorodnych kompetencji związanych z nauką oraz życiem społecznym, wpływających na późniejszy sukces w szkole, zwyciężyły właśnie możliwości językowe. Tylko ta umiejętność wyraźnie decydowała także o powodzeniu w wielu innych obszarach, np. – UWAGA! – w matematyce czy relacjach społecznych.

Książkowa terapia

Po wzięciu pod uwagę tak szerokiego oddziaływania książek, nie powinno dziwić, że stosuje się je w profesjonalnej pomocy osobom z różnymi kłopotami. Takie działanie nosi nazwę biblioterapii.

Biblioterapia to wykorzystanie wyselekcjonowanych materiałów czytelniczych do pracy z dziećmi, młodzieżą i osobami dorosłymi w celach terapeutycznych, edukacyjnych, socjalizacyjnych, promocji zdrowia czy profilaktyce uzależnień. Pomaga ona m.in. budować odporność psychiczną i poczucie dobrostanu u każdego typu odbiorcy. Za podstawowy cel biblioterapii uznaje się wsparcie, „umacnianie” odbiorcy poprzez ukierunkowane czytanie.

– W procesie tym istotną rolę odgrywa pośrednik, korzystający z metod wypracowanych przez psychoterapię, ale skupiający się głównie na doborze i wykorzystaniu odpowiedniej literatury w pracy z czytelnikiem. Choć istnieją gotowe wykazy literatury biblioterapeutycznej, to najskuteczniejszy wydaje się indywidualny dobór książek dla danej osoby, odpowiednich do jej możliwości percepcyjnych, zainteresowań i przede wszystkim problemów. W przypadku młodzieży i dorosłych możemy posługiwać się literaturą uspokajającą (sedativa), pobudzającą (stimulativa) czy refleksyjną (problematica). Dana książka może np. dotyczyć podobnego problemu, z jakim boryka się czytelnik. Natomiast w pracy z dziećmi stosuje się pozycje relaksacyjne, psychoedukacyjne i psychoterapeutyczne. Mogą one np. ułatwić rozmowę na trudne tematy, takie jak choroba, śmierć czy np. rozwód rodziców – opowiada prezes PTB.

Terapeutyczne zalecenia dotyczące książek warto traktować z odpowiednią powagą.

– Pojawiające się  w literaturze określenie „książki na receptę” (Books on Prescription) używane było raczej w znaczeniu metaforycznym. Jednak odnalezienie w  lekturach „recepty na życie” wydaje się całkiem możliwe i przydatne. Dlatego, już w ośmiu krajach na świecie wydawane są recepty na książki. Oczywiście, należy pamiętać, że nie istnieją recepty uniwersalne, odpowiednie dla wszystkich, jednak potencjał tkwiący w literaturze może stać się skutecznym środkiem edukacyjnym i terapeutycznym dla czytelników w każdym wieku – kontynuuje dr Matras-Mastalerz.

Warto więc czytać nie tylko ze względu na przyjemność i emocje, jakie może dać książka, ale także ze względu na korzyści, jakie może przynieść dla psychicznego, a przez to także fizycznego zdrowia i osobistego rozwoju.

Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Pułapka świątecznego biesiadowania – na pomoc żołądkowi

Podczas świąt zazwyczaj pozwalamy sobie na więcej. Ucztowanie przy suto zastawionym stole, zaostrzające apetyt zapachy potraw, którym trudno się oprzeć i dużo czasu na jedzenie sprawiają, że układ pokarmowy wystawiony jest na ciężką próbę. W efekcie tych poczynań nietrudno o wzdęcia, niestrawność i zgagę. Co zrobić, by pomóc żołądkowi przetrwać ten trudny dla niego czas?

Barszcz z uszkami, sernik, smażona ryba, makowiec, śledzik, kutia… w okresie Bożego Narodzenia układ pokarmowy nie ma lekko. Jeśli pokusa skosztowania wszystkich świątecznych potraw była silniejsza niż rozsądek, możliwe, że żołądek będzie musiał porządnie się napracować, a trawienie pokarmu potrwa znacznie dłużej.

Na przykre wzdęcia koper włoski, kminek i natka pietruszki

Nie jest tajemnicą, że w czasie rodzinnego ucztowania jemy zdecydowanie więcej. Warto zatem na kilka dni przed świętami przygotować odpowiednio układ pokarmowy, zanim przystąpi on do wzmożonej pracy. Pomoże w tym lekkostrawna, uzupełniona o probiotyki dieta, picie naparów z ziół oczyszczających organizm z toksyn czy przyjmowanie błonnika, dającego uczucie sytości. Wzdęciom i zaparciom sprzyjają tłuste potrawy, gazowane napoje, a nawet rozmawianie przy jedzeniu – połykamy wówczas więcej powietrza. Do świątecznych potraw wskazane jest używanie dużej ilości ziół i przypraw, które wspomagają trawienie – zwłaszcza  koper włoski, majeranek i kminek. Aby uniknąć zaparć i wzdęć, warto również powstrzymać się od picia płynów w trakcie posiłków, ponieważ rozcieńczają one enzymy trawienne. Należy jednak pamiętać o uzupełnianiu płynów pomiędzy posiłkami.

Zgaga – nieproszony gość przy wigilijnym stole

Nieprzyjemne i uporczywe uczucie pieczenia w przełyku to częsta dolegliwość, która dopada nas podczas świątecznego biesiadowania. Zgaga pojawia się zazwyczaj po zbyt obfitych posiłkach, wypiciu kawy czy alkoholu. Towarzyszyć jej może również kwaśne odbijanie, cofanie treści żołądkowej do przełyku, a także palące bóle za mostkiem i w nadbrzuszu. Jedni cierpią na zgagę po zjedzeniu czegoś kwaśnego, inni po słodyczach lub mieszance cukru i złej jakości tłuszczów w wysoko przetworzonej żywności.

Jeśli zgaga występuje sporadycznie – po ciężkostrawnym, sutym posiłku – nie jest chorobą, a jedynie reakcją organizmu na przeciążenie żołądka. W wyniku tego zwiększa się ciśnienie w jamie brzusznej, a to z kolei sprzyja cofaniu się treści pokarmowej do przełyku. Z pewnością nie pomagają nam produkty przesycone sztucznymi dodatkami, jak barwniki czy konserwanty. Powodują one nadprodukcję kwasu żołądkowego i w efekcie cierpimy na przykre dolegliwości, związane ze zgagą. Samo zażywanie środków zobojętniających kwas nie wystarczy. Warto zrewidować swoje nawyki żywieniowe, unikać pokarmów, które podrażniają układ pokarmowy i przede wszystkim – nie przejadać się. Jeśli natomiast zgaga pojawia się po każdym posiłku, może oznaczać, że mamy do czynienia z refluksem, związanym z zaburzeniami pracy dolnego zwieracza przełyku. Wówczas należy zasięgnąć porady specjalisty w celu pogłębionej diagnostyki i rozpoczęcia leczenia.

– radzi dr Krystyna Małecka-Kużawczyk, specjalista II stopnia chorób wewnętrznych, Grupa LUX MED.

Sposobem na uniknięcie zgagi jest przede wszystkim równomierne rozkładanie posiłków w ciągu dnia. Najważniejsza zasada – jeść mniej, a częściej, a ostatni pokarm spożywać nie później niż na dwie godziny przed snem. Osoby cierpiące na takie dolegliwości powinny także ograniczyć picie kawy, alkoholu i napojów gazowanych oraz jedzenie słodyczy. Doraźnie przy zgadze może pomóc wypicie szklanki wody z rozpuszczoną w niej łyżeczką sody oczyszczonej, mleko lub zjedzenie kilku migdałów, które mają właściwości alkalizujące kwaśne środowisko w żołądku.
Ciężar w brzuchu, nudności, zgaga i wzdęcia – aby ich uniknąć, w czasie świąt warto zastosować się do kilku prostych wskazówek. Mózg potrzebuje około 20 minut, aby odczytać informację z żołądka o uczuciu sytości. Dobrym sposobem jest serwowanie sobie częstszych przerw między kolejnymi posiłkami. W tym czasie można wyjść na dłuższy spacer, by pobudzić układ pokarmowy do pracy. Unikajmy również podjadania, a do końca świąt dotrwamy w dobrym samopoczuciu.
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Przygotuj się na sezon narciarski

Uprawiasz inny sport niż narciarstwo i stąd myślisz, że będziesz mniej narażony na kontuzję podczas szusowania? Błąd! Poznaj fakty i mity o urazach ze stoków i co zrobić, by ich uniknąć.

Z roku na rok wzrasta popularność sportów zimowych. Ocenia się, że obecnie jest na świecie około 200 milionów narciarzy i 70 milionów snowboardzistów. Nic więc dziwnego, że wzrosła liczba urazów spowodowanych uprawianiem tych zimowych dyscyplin sportu, ale – jak mówi dr Urszula Zdanowicz z Carolina Medical Center – i tak jest ich mniej, niż powszechnie się sądzi.

Lekarka wskazuje, że bezpieczeństwo jazdy poprawiło się dzięki lepszemu przygotowaniu i oznakowaniu szlaków narciarskich, a przede wszystkich dzięki wprowadzeniu nowoczesnych butów narciarskich i samowypinających się wiązań.

Również jazdę na nartach carwingowych trochę łatwiej teraz kontrolować (zwłaszcza dla początkującym narciarzom), rzadziej dochodzi do upadków i tym samym mniejsza jest liczba urazów.

Ciekawostka: ocenia się, że średnio dochodzi o 2-4 urazów na 1000 dni jazdy na nartach.

Ekspertka zaznacza, że ponieważ jednak od kilku lat na stokach jednocześnie pojawiają się narciarze zjazdowi i snowboardziści, doprowadza to do większej liczby kolizji przy dużej prędkości. Zwiększyła się więc liczba poważnych urazów, ze złamaniami wieloodłamowymi.

Jazda na nartach: specyficzne urazy

Najczęściej narciarze narażeni są na urazy stawu kolanowego. Ryzyko to wyraźnie zwiększa się u osób powyżej 26. roku życia. Zdaniem ortopedów i fizjoterapeutów najprawdopodobniej wiąże się to ze zmniejszającą się ogólną aktywnością sportową i rozpoczęciem w tym wieku intensywnej pracy zawodowej.

Osoby takie z trudem znajdują czas na wyjazd narciarski, nie są do niego wystarczająco kondycyjnie i siłowo przygotowane, a jednocześnie starają się maksymalnie wykorzystać czas na zjeżdżanie. Niewiele osób przeprowadza rozgrzewkę, nie chcąc „tracić” na nią czasu.

Również stawiający pierwsze kroki narciarskie mają czterokrotnie większą szansę na kontuzję, niż ich doświadczeni koledzy. Często brakuje im wyobraźni, próbują zjeżdżać ze zbyt trudnych dla stoków.

Wbrew powszechnej opinii uprawianie innego sportu nie zmniejsza ryzyka urazu na nartach. Wręcz przeciwnie – okazuje się bowiem, że osoby wysportowane jeżdżą na nartach bardziej ryzykownie i z większa prędkością, co sprzyja urazom.

Dr Zdanowicz podkreśla, że szczególnie uważać powinni narciarze, którzy już wcześniej doznali urazu więzadła krzyżowego przedniego i nie byli leczeni. Informuje, że aż 6-krotnie zwiększa się u nich ryzyko ponownego urazu, dodatkowo aż 39 proc. tych urazów będzie na tyle poważnych, że wymagać będzie leczenia chirurgicznego.

Na nartach najczęściej dochodzi do urazów:

  • kolana,
  • więzadła krzyżowego przedniego,
  • łąkotki.

Na snowboardzie najczęściej dochodzi do urazów:

  • przedramienia
  • okolic nadgarstka
  • głowy i szyi.

Specjaliści przestrzegają: jeśli masz nadwagę, warto przed sezonem zgubić 2-3 kg, bo każdy kilogram nadwagi działa na niekorzyść układu ruchowego i krążeniowego. Jeśli prowadzisz siedzący tryb życia, a nagle w czasie ferii zaczniesz spędzać pięć godzin na stoku, wówczas bardzo obciążasz stawy, co nie może skończyć się dla nich dobrze.

Od kiedy przygotowania do sezonu narciarskiego?

Warto pamiętać, że podczas jazdy na nartach mięśnie pracują inaczej niż podczas codziennej aktywności, dlatego poprzez ćwiczenia trzeba je przyzwyczajać do tego innego wysiłku. Idealnie byłoby zacząć przygotowania na trzy miesiące przed wyjazdem, ale nawet kilka tygodni ćwiczeń może wiele zmienić.

Trzy podstawowe elementy każdego treningu:

  1. Wydolność fizyczna – wysoki poziom wydolności fizycznej, pozwoli nam bezpiecznie poruszać się na stoku przez wiele godzin czerpiąc przy tym radość i przyjemność z jazdy. Jeżeli chcesz zjeżdżać na nartach i nie łapać zadyszki za każdym razem, przygotuj odpowiednio swój układ sercowo-naczyniowy i oddechowy do tego rodzaju wysiłku. Regularny trening aerobowy o umiarkowanej intensywności to pierwszy krok, jaki powinieneś wykonać.
  2. Siła i wytrzymałość mięśni – drugi bardzo ważny element przygotowania do sezonu narciarskiego to wzmocnienie naszych mięśni. Dotyczy to zarówno mięśni kończyn dolnych, ale również mięśni stabilizujących miednicę, mięśni głębokich CORE stanowiących pewnego rodzaju trzon naszego ciała, mięśni brzucha, pleców i ramion. W tym wypadku idealnie sprawdzi się trening siłowy z obciążeniem zewnętrznym (dla początkujących z ciężarem własnego ciała), w pełnych wzorcach ruchowych.
  3. Koordynacja ruchowa – jest to kolejny bardzo ważny element, który wpływa na bezpieczeństwo jazdy na stoku narciarskim. Zdolność do połączenia umiejętności technicznych z czuciem własnego ciała i przenoszenia środka ciężkości wpływa na płynność jazdy, ekonomiczność i swobodę ruchów. Ćwiczenie koordynacji ruchowej jest również ważne w kontekście umiejętności szybkiego reagowania na sytuacje znajdujące się na stoku np. wyminięcie przeszkody, która pojawiła się w trakcie zjazdu (oblodzenie) lub innego narciarza, który zajechał nam drogę lub przewrócił się tuż przed naszymi nogami.

Jak trenować przed nartami? 

  • Częstotliwość: 2-3 razy w tygodniu
  • Długość trwania jednego treningu: około 1-1,5 h.

Najlepszym miejscem będzie dobrze wyposażona siłownia.

Lekarka zaznacza, że można też ćwiczyć samemu w domu – trening dwa razy dziennie po 20-40 min. pomogą zmniejszyć ryzyko urazu.

Przykładowy schemat treningowy przed sezonem narciarskim:

  1. Rozgrzewka – 5-10 min spokojnego wysiłku tlenowego, który podniesie temperaturę ciała i przygotuje organizm do dalszej pracy.
  2. Po rozgrzewce warto jest wykonać kilka ćwiczeń mobilizacyjnych, które aktywnie rozciągną nasze mięśnie i poprawią zakresy ruchomości. Tutaj w szczególności warto jest zwrócić uwagę na staw kolanowy, miednicę, odcinek piersiowy i lędźwiowy kręgosłupa oraz obręcz barkową.
  3. W dalszej części treningu wykonujemy ćwiczenia o charakterze funkcjonalnym – aktywacja mięśni pośladkowych, grupy kulszowo-goleniowej, mięśni CORE.
  4. Główną część treningu powinny stanowić ćwiczenia siłowe w pełnych wzorcach ruchowych, takich jak: przysiad, martwy ciąg, wykroki, wyciskanie na barki itp. Ćwiczenia i obciążenie powinny być dobierane indywidualnie i dostosowane do aktualnych możliwości osoby trenującej.
  5. W końcowej części treningu jako ćwiczenia uzupełniające warto jest włączyć ćwiczenia koordynacyjne oraz ćwiczenia na niestabilnym podłożu, które poprawiają propriocepcję (czucie własnego ciała) a także balans i kontrolę własnego środka ciężkości.
  6. Na zakończenie treningu jako ostatni element zaleca się wykonanie wysiłku aerobowego o umiarkowanej intensywności.

Taka sesja powinna trwać 20-30 min. Jeżeli dysponujemy większą ilością czasu, w tygodniu, trening tlenowy możemy wykonać jako osobną jednostkę treningową i przeplatać na przemian z treningiem na siłowni. Może to być basen, bieganie, jogging.

Uwaga! Dr Zdanowicz przestrzega przed często popełnianymi błędami: wiele osób ćwicząc bez wsparcia specjalisty skupia się na mięśniach ud, a pomija miednicę. Niesłusznie! Stabilizacja miednicy jest kluczowa w trakcie jazdy. Ona zapewnia nam równowagę i czucie naszego ciała. Poza tym miednica i mięśnie pośladkowe średnie i małe odpowiadają za stabilizację kolana. A przecież to kontuzje kolana należą do najczęstszych wśród narciarzy.

Czym grozi szusowanie bez przygotowania?

Przede wszystkim zagrożeniem bezpieczeństwa zarówno nieprzygotowanego narciarza, jak i innych. Jeśli masz słabą kondycję i nagle w połowie zjazdu złapiesz zadyszkę i zatrzymasz się, wówczas stwarzasz niebezpieczeństwo dla innych użytkowników. Jeżeli Twoje mięśnie nie są odpowiednio przygotowane, a trafisz na oblodzony odcinek trasy, wtedy nie będziesz w stanie kontrolować jazdy. Może dojść do upadku, skręcenia kolana, urazu nadgarstka czy wybicia barku.

Rozgrzewka na stoku

Jest niezwykle ważna. Choć wystarczy, by trwała zaledwie 5-10 minut i tak wiele osób bagatelizuje jej znaczenie. Dr Zdanowska przestrzega, że pomijając rozgrzewkę narażamy się na różne problemy zdrowotne: naciągnięcia, kontuzje, upadki. Jeżeli nie podniesiemy naszej temperatury ciała, to serce i płuca nie są gotowe do wysiłku. W najlepszym wypadku może to skończyć się zadyszką. Lekarka tłumaczy, że bez rozgrzewki mięśnie nie są aktywowane, a zatem nie są gotowe na tego typu wysiłek, jak zjazd na nartach. Jeżeli zaczniemy dynamicznie zjeżdżać, robić mocne skręty, wówczas istnieje ryzyko, że stracimy kontrolę. Warto też „poćwiczyć upadki” – przewróćmy się kilka razy na jedną i drugą stronę pozwoli to nam psychicznie przygotować się na upadek podczas jazdy.

Jak zrobić rozgrzewkę przed zjazdem na nartach

  • Rozgrzewka powinna być wykonywana w butach narciarskich.
  • Zrób stretching dynamiczny polegający na wypadach bocznych, przysiadach.
  • Poruszaj górną częścią tułowia.
  • Wykonaj też ćwiczenia na jednej nodze, dzięki którym popracujesz nad równowagą. Chodzi o to, by pobudzić mięśnie – pewność, że do tego doszło możesz mieć, gdy poczujesz lekką zadyszkę.

Po rozgrzewce jesteśmy już gotowi na zjeżdżanie. Na pierwszy zjazd (niezależnie od naszego poziomu) warto wybrać łagodny stok – narciarstwo to nie jest sport uprawiany regularnie w ciągu roku. Dajmy więc szansę swoim mięśniom na przygotowanie do innego wysiłku niż na co dzień. Na czarne trasy przyjdzie jeszcze czas.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dożylne wlewy z witaminy C mogą być bardzo groźne

Doktor Agnieszka Gruszfeld  Centrum Onkologii w Warszawie ostrzega, że w ciągu ostatnich kilku lat 3 pacjentki zmarły w placówce w wyniku ostrej niewydolności nerek. To były chore, które stosowały witaminę C w dożylnych wlewach.

Specjalistka  w rozmowie z portalem gazeta.pl informuje, że w przeszłości testowano podawanie witaminy C dożylnie, w różnych dawkach i częstotliwościach, ale żaden z tych schematów nie udowodnił ani wpływu na przeżycia chorych na nowotwory, ani tym bardziej nie wykazano, by ktokolwiek został z raka wyleczony. doktor Gruszfeld dobitnie wskazuje, że „twierdzenie, że ta witamina potrafi wyleczyć nowotwór, jest absolutnym kłamstwem“.

„Myślę, że ludzie, którzy stosują witaminę C dożylnie u chorych na raka, wierzą zapewne w jej skuteczność. Być może chcą pomóc ludziom, którzy cierpią na chorobę nowotworową. Aczkolwiek mogę się mylić i są to oszuści, którzy po prostu liczą na zarobienie pieniędzy w łatwy, miły, przyjemny sposób. Nie chciałabym jednak tego insynuować” – czytamy w rozmowie.

Specjalistka zaznacza, że fakt, iż lekarze nie zalecają takiej terapii, nie wynika z braku wiedzy czy z ignorancji, ale z potrzeby nienarażania pacjenta na nieskuteczne leczenie i ponoszenie niepotrzebnych kosztów.

Ekspertka wylicza, że ogólny koszt, który ponosi pacjent w wyniku stosowania tego rodzaju alternatywnego leczenia, jest podobny do ceny terapii biologicznej, tyle że chory „nie dostaje za to nic”.

Jednocześnie przestrzega, że dożylne wlewy z witaminy C mogą być bardzo groźne, szczególnie dla pacjentów, którzy zmagają się z zaburzeniami pracy nerek. „Mieliśmy w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej cztery zgony pacjentów, co do których mam podejrzenia, że mogły wynikać ze stosowania terapii alternatywnych. Trzy pacjentki zmarły w wyniku ostrej niewydolności nerek. To były chore, które stosowały witaminę C w dożylnych wlewach” – czytamy.

Źródło” www.rynekaptek.pl za gazeta.pl

Fot. www.pixabay.com

Sen w pomieszczeniu ze światłem = choroby

Już jedna noc przespana w jasnym pokoju może pogorszyć metabolizm, a chroniczne wystawienie na światło przed i podczas snu zwiększa ryzyko wielu chorób. Sprawdź, ile szkody wyrządzają ekrany i diody w sypialni.

Naukowcy z Northwestern University donieśli niedawno o niepokojącej obserwacji. Badacze zauważyli, że już jednorazowe odstępstwo od nocnej ciemności wywołuje zauważalne zmiany w organizmie. „Wstępne wyniki pokazują, że wystawienie na działanie światła już w czasie jednej nocy gwałtownie zmienia oporność na insulinę. Pokazano już, że ekspozycja na światło podczas snu zaburza ten sen, ale zdobyte przez nas dane pokazują, że może też zmieniać metabolizm” – przestrzega autorka badania dr Ivy Cheung Mason.

Do swoich wniosków dr Mason doszła po przeprowadzeniu eksperymentu, w którym część ochotników w wieku 18-40 lat przez jedną noc spała w oświetlonym pokoju. Tymczasem oporność na insulinę to  groźny stan, który może prowadzić do rozwoju cukrzycy typu 2. Jak to możliwe, żeby z pozoru niewinne światło nocą powodowało poważne problemy?

– Żyjemy na planecie, na której ze względu na obrót względem Słońca regularnie jesteśmy poddawani cyklom światła i ciemności. Działały one już na tzw. pierwotną zupę, z której wyłoniło się życie – wyjaśnia dr hab. Jolanta Orzeł-Gryglewska z Katedry Fizjologii Zwierząt i Człowieka Uniwersytetu Gdańskiego. – Dlatego u człowieka oraz u innych organizmów wykształciły się różnego typu przystosowania genetyczne, metaboliczne, fizjologiczne i behawioralne do tego cyklu – podkreśla ekspertka.

Nie powinno więc dziwić, że naukowcy donoszą o różnych zagrożeniach związanych z niewłaściwym korzystaniem ze światła.

Nowotwory, otyłość, cukrzyca, depresja

Obszerne badanie przeprowadzone przez specjalistów z Harvard T.H. Chan School of Public Health wskazało na przykład na związek między natężeniem światła nocą w zamieszkiwanej okolicy a ryzykiem raka piersi. Projekt uwzględniał informacje na temat 110 tys. kobiet uczestniczących w latach 1988-2013 w projekcie Nurses’ Health Study II, w tym satelitarne dane na temat poziomu oświetlenia w miejscu zamieszkania każdej z uczestniczek oraz informacje o trybie ich pracy zawodowej.

Wyniki pokazały większe ryzyko zachorowań u pań przed menopauzą, które palą papierosy lub paliły w przeszłości. Najwyższy poziom oświetlenia oznaczał 14 proc. większe ryzyko nowotworu w porównaniu do najsłabszego niewłaściwego wystawienia na światło. Zaobserwowana relacja była przy tym silniejsza w przypadku kobiet pracujących na nocną zmianę.

Zdaniem badaczy sugeruje to, że do powstania choroby przyczynia się rozregulowanie zegara biologicznego.

– W ciemnej fazie doby w organizmie wydzielana jest melatonina. Hormon ten oprócz ułatwiania zaśnięcia silnie unieczynnia rakotwórcze wolne rodniki. Szczególnie zapobiega nowotworom związanym z hormonami płciowymi czyli rakom sutka czy prostaty. W perspektywie wielu lat może to mieć znaczenie dla ryzyka pojawienia się choroby – mówi dr Orzeł-Gryglewska.

Wpływ sztucznego światła na zdrowie jest dopiero poznawany, ale rośnie liczba dowodów na związek jego działania w niewłaściwym czasie także z np. otyłością, cukrzycą czy depresją.

– Oprócz zakłócenia działania samej melatoniny zaburzeniu może ulec sen. Natomiast niewyspane, zmęczone osoby częściej sięgają po wysokokaloryczne pokarmy i przekąski. To może prowadzić np. do otyłości – dodaje specjalistka.

Problem kolejnych pokoleń?

Niestety, istnieje możliwość, że grzechy rodziców mogą w tym wypadku przechodzić także na dzieci. Naukowcy z Ohio State University twierdzą bowiem, że szkody wywołane niewłaściwym działaniem światła w postaci epigenetycznych zmian (modyfikacji aktywności genów) przekazywane są na następne pokolenie. Takie wnioski badacze wyciągnęli obserwując chomiki.

Wybrane zwierzęta obu płci były poddawane działaniu słabego światła nocą. Kiedy chomiki się rozmnożyły, okazało się, że potomstwo rodziców z zakłóconym rytmem dobowego oświetlenia miało osłabiony układ odpornościowy i zaburzoną gospodarkę hormonalną. Co więcej, zmiany te pochodziły zarówno od ojców jak i matek, przy czym niektóre zaburzenia dotyczyły tylko potomstwa płci męskiej, a inne – żeńskiej. Co istotne, nienaturalne światło działało na dorosłe chomiki zanim doszło do zapłodnienia.

Uwaga na ekrany i diody!

Naukowcy coraz lepiej rozumieją reakcje ludzkiego organizmu na światło. Badania wskazują na przykład, że wydzielanie melatoniny najbardziej blokuje światło niebieskie. To mechanizm potrzebny za dnia, bo dzięki niemu czujemy się bardziej pobudzeni.

Tymczasem spore ilości światła z niebieskiego zakresu produkują diody pracujące w ekranach laptopów, tabletów, telefonów, czytników e-książek i innych elektronicznych gadżetów. Jak pokazał zespół z Brigham and Women’s Hospital, skutecznie utrudniają one zaśnięcie.

W badaniu tym ochotnicy przed snem czytali książki na tablecie lub w tradycyjnej wydrukowanej wersji. Co się okazało? Osoby korzystające z tabletów potrzebowały dłuższego czasu na zaśnięcie, były mniej senne i spędzały mniej czasu w fazie głębokiego snu zwanej REM. Analiza poziomu melatoniny u uczestników pokazała natomiast przesunięcie zegara biologicznego.

Proste i skuteczne rozwiązania

Wniosek jest taki, aby wieczorem unikać ekranów, a jeśli już z nich ktoś korzysta, dobrze aby używał oferowanej przez niektóre urządzenia opcji redukcji ilości niebieskiego światła lub specjalnego oprogramowania, które to umożliwia.

– Dobrze jest ustalić swój tryb życia, tak aby był korzystny dla organizmu. Warto zastanowić się na przykład, czy rzeczywiście potrzebujemy używać komputera o godz. 12. w nocy. Istotny jest też rodzaj oświetlenia w pomieszczeniu. Obecnie modne są energooszczędne świetlówki diodowe. Niestety, emitują one dużą ilość niebieskiego, pobudzającego organizm światła. Mogą się więc one sprawdzić w doświetlaniu pomieszczeń za dnia, ale wieczorem będą szkodzić – przestrzega dr Orzeł-Gryglewska.

Innym sposobem, aby wesprzeć swój biologiczny zegar jest, jak pokazali naukowcy z Uniwersytetu w Uppsali, dostateczna ekspozycja na jasne światło w ciągu dnia. W eksperymencie z udziałem młodych, zdrowych osób, przy znacznym wystawieniu na światło dzienne o odpowiedniej do tego porze, nawet dwugodzinne korzystanie z tabletu wieczorem nie zaburzało snu ochotników. Badacze zalecają więc spędzanie dostatecznej czasu na dworze w ciągu dnia lub zapewnienie odpowiedniego oświetlenia w pomieszczeniach, np. w biurach. Światła więc potrzebujemy także dla zdrowia, ale mimo wielu nocnych pokus cywilizacji, warto nauczyć się z nim obchodzić.

Źródło: www.zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Choroby wzroku a profilaktyka dziecięca

Od dobrego wzroku dziecka zależy zarówno jego prawidłowy rozwój, jak i wyniki w nauce. Warto dbać o oczy nawet, jeśli wydaje nam się, że nie ma powodów do niepokoju.

 

Wzrok rozwija się od momentu narodzin do wieku ośmiu lat, należy więc zadbać, aby wszelkie nieskorygowane wady (szczególnie astygmatyzm czy różnowzroczność) nie zaburzały tego procesu. Jeśli zachowanie dziecka nie wzbudza niepokoju na badania profilaktyczne należy wybrać się przynajmniej raz w roku. O badaniach wzroku należy pamiętać zwłaszcza jeśli pociecha jest w okresie intensywnego wzrostu, wkrótce rozpocznie naukę albo sporo czasu spędza na oglądaniu telewizji lub graniu na komputerze. Specjalista oceni, czy malec nie ma zeza, wad wzroku czy prawidłowo rozróżnia kolory.

 

Jak dbać o wzrok dziecka?

W ramach zabawy z dzieckiem wykonaj prosty test. Wskaż mu obrazek, znak lub napis znajdujący się w dalszej odległości, zasłoń raz prawe, raz lewe oko i zapytaj, czy obserwowany obraz jest tak samo wyraźny, patrząc prawym i lewym okiem. Jeśli obraz jest mniej wyraźny dla jednego z oczu, może to wskazywać na różnowzroczność lub niedowidzenie i wówczas należy jak najszybciej zgłosić się na badanie specjalistyczne, ponieważ im wcześniej wykryje się niedowidzenie, tym większe jest prawdopodobieństwo jego wyleczenia.

 

Przypilnuj, żeby Twoje dziecko na każde 30-60 min pracy wzrokowej w bliskiej odległości: czytania, pisania lub pracy przed monitorem komputera, ipada czy smartfona, spędziło 30-60 sekund, patrząc w dal przez okno. Takie ćwiczenie pozwoli rozluźnić oczy i zmniejszy ryzyko wystąpienia i progresji krótkowzroczności. Monitor komputerowy nie psuje oczu, ale odległość od niego, w której pracują i bawią się nasze dzieci, szczególnie w przypadku monitorów o małych wymiarach, może sprawiać, że rozwinie się wada wzroku. Korzystanie bez przerwy z komputera lub telefonu w bliskiej odległości jest bazowym elementem rozwoju oraz postępu krótkowzroczności.

 

Należy zadbać o to, aby dziecko spędzało minimum godzinę dziennie na aktywności fizycznej, na świeżym powietrzu, przy naturalnym oświetleniu. Takie działanie pozwoli zmniejszyć ryzyko wystąpienia progresji i krótkowzroczności.

 

Jeśli Twoje dziecko często skarży się na swędzenie i łzawienie oczu, a do tego ma je czerwone, to przeważnie są to objawy alergii. Stan ten może mieć charakter przewlekły i nie musi pojawić się w okresie wiosennym, dlatego nie zawsze łatwo go skojarzyć z danym alergenem. Błona śluzowa układu pokarmowego, oczu, nosa i całych dróg oddechowych jest połączona, dlatego należy pamiętać, że leczenie alergii musi być kompleksowe i zawsze niezależnie od objawów obejmować oczy.

 

Jeśli dziecko przesadnie pochyla się nad tekstem,  schyla nienaturalnie głowę, podchodzi zbyt blisko do telewizora i skarży się na „przeskakujące literki albo ma problemy z wykonywaniem zadań związanych z utrzymaniem równowagi czy łapaniem piłki, to najprawdopodobniej są to dolegliwości wywołane nieskorygowaną wadą wzroku lub zaburzeniami widzenia, dlatego też koniecznie trzeba zadbać o specjalistyczne badanie wzroku.

 

Zwróć uwagę na oczy Twojego dziecka na zdjęciach, na których jest widoczny „efekt czerwonych oczu”. Porównaj refleksy z obu oczu. Jeśli jedna źrenica ma białawy odcień i różni się od drugiej, to niezwłocznie należy zgłosić się na badanie dna oka, ponieważ może być to objaw niedowidzenia lub poważnych zmian na siatkówce oka.

 

Warto mieć na uwadze, że niezależnie od wieku dziecka, każda wada wzroku wymaga korekcji. Pierwsze badanie wzroku powinno odbyć się najpóźniej w 6-9 miesiącu, kolejne regularnie raz na rok. Należy pamiętać, że badanie specjalistyczne powinno obejmować ocenę akomodacji i widzenia przestrzennego.

 

Dr n. med. Anna Maria Ambroziak- Centrum Okulistyczne Świat Oka

Fot. www.pixabay.com

 

Miesiączka – symbol kobiecości czy znienawidzony problem?

Bolesna, obfita, nieregularna, uciążliwa – to najczęstsze określenia, przypisywane miesiączce. Współczesna doustna antykoncepcja hormonalna spieszy z pomocą kobietom, łagodząc objawy, towarzyszące menstruacji. 45 proc. Polek, biorących udział w badaniu OmniPBS, przeprowadzonym w  ramach kampanii Antykoncepcja Szyta Na Miarę stwierdza, że stosowanie doustnej antykoncepcji wpływa pozytywnie na organizm, zmniejszając dolegliwości, występujące podczas okresu.

Dysmenorrhea, czyli?

Dysmenorrhea to nic innego, jak bolesne miesiączkowanie, któremu często towarzyszą skurcze podbrzusza, znacząco obniżające komfort codziennego funkcjonowania. Często wraz z nimi pojawiają się nudności, bóle głowy, a także widoczne zmiany dermatologiczne, takie jak wypryski czy zaostrzone formy trądziku. Antykoncepcja doustna, oprócz zabezpieczenia przed nieplanowaną w danym momencie ciążą, oferuje współczesnej kobiecie szereg właściwości pozaantykoncepcyjnych, w tym łagodzenie – lub całkowite wyeliminowanie – wymienionych objawów. Dla 32 proc. respondentek redukcja bólu miesiączkowego jest najważniejszym skutkiem stosowania antykoncepcji hormonalnej.

Kobiecość bez bólu!

Doustna antykoncepcja hormonalna stanowi jeden z podstawowych elementów leczenia bolesnego miesiączkowania. Wiele dotychczasowych publikacji medycznych wskazuje, że stosowanie preparatów, które zawierają octan chlormadionu (CMA) w połączeniu z małą dawką etynyloestradiolu (EE) zmniejsza dolegliwości bólowe, występujące w trakcie menstruacji. Dzięki złagodzeniu lub wyeliminowaniu bólu kobiety nie muszą zmniejszać swojej codziennej aktywności i rezygnować z pasji.

Regularność przede wszystkim!

Regularne i nieobfite miesiączki to pragnienie każdej kobiety, co potwierdza przeprowadzone we wrześniu badanie. Ponad połowa Polek (51 proc.) wskazała, że regulacja cyklu miesiączkowego jest dla nich jedną z najistotniejszych właściwości antykoncepcji hormonalnej. Dla 39 proc. uczestniczek równie ważnym aspektem pozaantykoncepcyjnym jest zmniejszenie obfitości krwawienia miesiączkowego. Tempo życia oraz stres powodują, że kobiecy układ hormonalny bywa obciążony, co niekorzystnie wpływa na cykl menstruacyjny. Zbyt obfite i przedłużające się miesiączki mogą prowadzić do anemii, a także wykluczać z życia towarzyskiego. Zastosowanie nawet ultralekkiej antykoncepcji, zawierającej niewielką dawkę hormonów, pomoże wyregulować cykl, co w sposób znaczący poprawi komfort kobiet, dając im możliwość kontrolowania swojego organizmu. Tabletki antykoncepcyjne dają kobietom możliwość przechodzenia krwawienia w sposób jak najbardziej komfortowy – bez bólu, osłabienia i konieczności rezygnacji ze swoich planów. Więcej informacji można znaleźć na stronie: www.antykoncepcjanamiare.pl
Źródło: Materiał prasowy
Fot. www.pixabay.com

Smog – na co najbardziej szkodzi

Mieszanina zanieczyszczeń, którą wdychamy z powietrzem szkodzi nie tylko naszym płucom. Lista chorób i powikłań, których ryzyko zwiększa smog jest zaskakująco długa. Dowiedz się kiedy i dla kogo jest on najgroźniejszy. 

Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) opublikował niedawno raport, z którego wynika, że w 2017 roku liczba zgonów w Polsce wyniosła 405,6 tys., co oznacza wzrost o blisko 4 proc. w porównaniu do roku 2016. Analitycy NFZ oceniają, że do tego wzrostu, którego szczytowym okresem były miesiące styczeń i luty, przyczynił się smog. Zwłaszcza w styczniu 2017 r. był on bowiem wyjątkowo intensywny, z uwagi na panujące wtedy rekordowe mrozy i związaną z tym nadzwyczaj wysoką emisję zanieczyszczeń pochodzących m.in. z domowych i lokalnych kotłowni węglowych. Dodajmy, że w styczniu 2017 r. liczba zgonów wzrosła aż o 23,5 proc. w stosunku do stycznia poprzedniego roku.

Czy ta rekordowa śmiertelność to tylko skutek smogu? Niekoniecznie. Analitycy NFZ wskazują też drugą możliwą jej przyczynę. Otóż, w styczniu 2017 r. przypadł też szczyt zachorowań na grypę, który w 2015 i 2016 r. następował w późniejszych miesiącach. Warto jednak wiedzieć, że już od wielu lat w Polsce to właśnie na styczeń przypada najwyższa miesięczna liczba zgonów, a ponieważ jest to też statystycznie najzimniejszy miesiąc w roku, to związek podwyższonej śmiertelności z występującym wtedy smogiem wydaje się być ewidentny. Nikt już dziś zresztą nie kwestionuje szkodliwego wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie. Potwierdzają to dziesiątki wiarygodnych badań naukowych zrealizowanych na całym świecie. Dlatego o smogu – cichym i często niewidocznym zabójcy – mówi się coraz więcej i głośniej.

W tym kontekście, wiele osób zastanawia się na co konkretnie szkodzi smog i w jaki sposób nas zabija?

Infografika PAP/Serwis Zdrowie/M. Samczuk

Precyzyjnych, popartych dowodami naukowymi odpowiedzi na te pytania dostarcza opublikowana niedawno książka „Smog: konsekwencje zdrowotne zanieczyszczeń powietrza”, wydana przez Wydawnictwo Lekarskie PZWL. Jest to – według wydawcy – pierwsza polska książka, która w sposób kompleksowy przedstawia wpływ zanieczyszczeń powietrza na stan zdrowia.

Jakie choroby i powikłania powoduje smog

„Wyniki pomiarów jednoznacznie potwierdzają, że w Polsce mamy do czynienia ze znacznymi stężeniami (przekraczającymi tzw. wartości dopuszczalne) zanieczyszczeń pyłowych oraz benzo(a)pirenu. Choć zanieczyszczenia powietrza bywają postrzegane jako nieunikniony, niepożądany efekt rozwoju ekonomicznego, ich wpływ na zdrowie jest niewątpliwie niekorzystny, a najbardziej cierpi układ oddechowy. Warto podkreślić, że często przytaczany wzrost liczby zgonów w okresach zwiększonego narażenia dotyczy niemal wyłącznie osób starszych, z licznymi schorzeniami przewlekłymi i bywa określany mianem „pchnięcia do trumny”. Z tego powodu ostateczne efekty narażenia na zanieczyszczenia zależą m.in. od struktury populacji. Prawdopodobnie znacznie mniej zgonów występuje w młodszych populacjach z uwagi na lepszą tolerancję zanieczyszczeń” – piszą we wspomnianej książce jej redaktorzy naukowi, dr hab. Henryk Mazurek z Kliniki Pneumonologii i Mukowiscydozy Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc  oraz dr hab. Artur Badyda z Politechniki Warszawskiej.

Przypomnijmy, że według różnych szacunków w Polsce smog przyczynia się do przedwczesnej śmierci 30-46 tys. osób rocznie. Wbrew pozorom, to jednak wcale nie choroby układu oddechowego odpowiadają za większość związanych ze smogiem zgonów, lecz różnego rodzaju powikłania ze strony układu krążenia, takie jak udar mózgu, zawał serca czy niewydolność serca.

Smog – seryjny morderca

WHO podaje, że 24 proc. wszystkich zgonów z powodu udaru mózgu na świecie ma związek ze smogiem. To samo dotyczy 25 proc. zgonów z powodu chorób serca i aż 43 proc. śmierci z powodu chorób płuc.

Autorzy książki przeanalizowali dostępną literaturę naukową dotyczącą wpływu smogu na zdrowie pod kątem wszelkich chorób i powikłań, z którymi jest kojarzony. Okazało się, że biorąc pod uwagę siłę zgromadzonych na ten temat dowodów naukowych, listę skutków zdrowotnych zanieczyszczenia powietrza można podzielić na trzy grupy. W pierwszej i drugiej grupie znalazły się te choroby i powikłania, co do których prawdopodobieństwo istnienia związków przyczynowo-skutkowych (między ekspozycją na smog, a określonym skutkiem zdrowotnym) zostało ocenione jako bardzo wysokie lub umiarkowane.

Do takich właśnie, najlepiej przebadanych i potwierdzonych naukowo, konsekwencji smogu należą m.in.:

  • ze strony układu oddechowego – częstsze infekcje i choroby przewlekłe dróg oddechowych, np. astma, POCHP, rak płuca, częstsze zaostrzenia przebiegu istniejących chorób przewlekłych układu oddechowego, częstsze hospitalizacje i związany z tym wzrost umieralności,
  • ze strony układu krążenia – częstsze, ostre powikłania chorób sercowo-naczyniowych, np. udar mózgu, zawał serca, niewydolność serca, a także wzrost ciśnienia tętniczego, zaburzenia rytmu serca i wzrost umieralności,
  • ze strony układu nerwowego – wzrost ryzyka wystąpienia i rozwoju chorób neurodegeneracyjnych, np. Alzheimera, Parkinsona, uszkodzenia neuronów i naczyń mózgowych zaburzające działanie układu nerwowego,
  • ze strony układu rozrodczego – porody przedwczesne, obniżona masa urodzeniowa dziecka, zaburzenia rozwoju wewnątrzmacicznego,
  • inne – nowotwory pęcherza moczowego, rak piersi, podrażnienie spojówek, przyspieszone starzenie skóry, stres oksydacyjny, oporność na insulinę, cukrzyca.

Warto też  wskazać, jakie choroby i powikłania znalazły się w trzeciej grupie, czyli o słabo jeszcze potwierdzonych (udowodnionych), choć możliwych, związkach ze smogiem. Należą do nich m.in.:

  • Nasilenie reaktywności oskrzeli i odpowiedzi na alergeny,
  • Spowolnienie rozwoju układu oddechowego u dzieci,
  • Zaburzenia rozwoju psychoruchowego,
  • Bóle głowy,
  • Zaburzenia emocjonalne,
  • Guzy mózgu,
  • Obniżenie płodności,
  • Niski poziom HDL,
  • Białaczki i chłoniaki.

Co to jest smog i z czego się składa

Smog (od angielskich słów smoke + fog czyli dym + mgła) to zjawisko atmosferyczne, które powstaje wskutek zanieczyszczenia powietrza, przede wszystkim przez tzw. pyły zawieszone. Mogą one zawierać różne substancje toksyczne, takie jak: benzo(a)piren, metale ciężkie, dioksyny czy furany. Pył PM 10 składa się z mieszaniny cząstek substancji organicznych i nieorganicznych o średnicy do 10 mikrometrów. Pył PM 2,5 zawiera cząstki o średnicy do 2,5 mikrometra.

Jakie stężenie zanieczyszczeń jest groźne dla zdrowia

Przypomnijmy, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) rekomenduje wszystkim krajom podejmowanie działań zmierzających do ograniczenia średniego rocznego stężenia pyłu zawieszonego PM 10 do wartości poniżej 20 mikrogramów na metr sześcienny powietrza, a w przypadku pyłu PM 2,5 do wartości poniżej 10 mikrogramów na metr sześcienny. Wspomniane wcześniej drobne cząstki pyłów z zanieczyszczonego powietrza wnikają nie tylko do naszych płuc. Te mniejsze przedostaje się dalej do krwiobiegu, przyczyniając się do rozwoju wielu groźnych chorób.

Niestety, pod względem jakości powietrza Polska plasuje się w ogonie Europy. Na przykład, średnioroczne wartości stężenia pyłów zawieszonych PM2,5 i PM 10 w Warszawie  wynoszą odpowiednio 22 i 31, a w Krakowie 37 i 55. Dla porównania w Sztokholmie wartości te wynoszą 5 i 11, a w Londynie 11 i 21. Ale oczywiście są na świecie jeszcze  gorsze miejsca, jak np. indyjskie Delhi (143, 292). Średnioroczne stężenie pyłu PM 2,5 w Polsce (czyli tego, który zdaniem lekarzy jest najgroźniejszy dla zdrowia człowieka) szacowane jest na 24 mikrogramy na metr sześcienny, a więc jest ponad 2 razy większe od rekomendowanego przez WHO.

Dlaczego Polska słabo wypada w Europie pod względem jakości powietrza?

Według raportu „Ochrona powietrza przed zanieczyszczeniami” Najwyższej Izby Kontroli, główną przyczyną wysokiego poziomu zanieczyszczeń w Polsce jest duża emisja pyłów z przestarzałych domowych i lokalnych kotłowni węglowych, do czego dokłada się jeszcze duża liczba aut na drogach (zwłaszcza tych z silnikami diesla), a także przemysł i rolnictwo.

Poza podejmowanymi przez rząd oraz samorządy działaniami mającymi zmienić ten stan rzeczy (m.in. wsparcie finansowe na modernizację kotłowni i palenisk), ważną rolę do odegrania ma także każdy z nas.

„Każdy z nas ma swoją chmurkę smogu i ważne, by była jak najmniejsza. Innymi słowy, dbałość o środowisko trzeba zacząć od siebie – nie trując i dając przykład innym” – piszą autorzy cytowanej książki.

Rzeczywistość jednak w tym temacie wciąż mocno skrzeczy. WHO szacuje, że aż 90 proc. ludzi na świecie oddycha zanieczyszczonym powietrzem. I raczej prędko się to nie zmieni.

Wiktor Szczepaniak (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …