Miesiąc: lipiec 2018

(Nie)bezpieczne wakacje

Urlop może stać się koszmarem, gdy pojedziemy w miejsca, gdzie szaleją choroby zakaźne. W Europie niebezpiecznie może być na Ukrainie i w popularnej wśród polskich turystów Grecji. Przed wyjazdem warto zasięgnąć informacji o zagrożeniach i skorzystać z porady lekarskiej.

Grecja zaś od lat zajmuje czołowe miejsce wśród ulubionych kierunków wakacyjnych większości Polaków. Tymczasem, jak wynika z najnowszych raportów ECDC (Europejskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom), to właśnie tam notuje się coraz więcej przypadków odry. Najnowsze dane pochodzą z marca i mówią o 549 przypadkach, w lutym było to 453 ( w tym jedna ofiara śmiertelna). Z obserwacji wynika, że tendencja jest wzrostowa.

Wybierając miejsce na letni odpoczynek warto również uważać w nieco mniej popularnych ostatnio Włoszech – 326 przypadków odry w marcu 2018 (272 w lutym). Szybko rośnie liczba zachorowań w Portugalii – 109 w marcu, 4 w lutym.

Niekwestionowanym liderem pod względem zachorowań na odrę w krajach Europy Zachodniej  pozostaje jednak od wielu miesięcy Francja: 753 nowe przypadki w marcu, 523 w lutym i 237 w styczniu. Jak widać, choroba dość gwałtownie rozprzestrzenia się. Z danych dostarczonych przez Santé Publique France wynika, że najwięcej nowych przypadków odnotowuje się w zachodniej i południowej części kraju.

Nieciekawe wieści płyną również z Rumunii, która jeszcze do niedawna przodowała w Unii Europejskiej pod względem nowych przypadków odry. Z danych ECDC za styczeń – marzec 2018 r. wynika, że odnotowuje się tam około 100 nowych przypadków miesięcznie (na początku 2017 roku było to ponad tysiąc zachorowań). Tymczasem na początku czerwca agencja Associated Press podała powołując się na źródła oficjalne, że w Rumunii epidemia odry szaleje w najlepsze, a każdy tydzień przynosi 200 nowych przypadków. Od początku epidemii w 2016 roku zachorowało już blisko 14 tys. osób, z których 55 zmarło.

Planując wakacje w Europie najbardziej trzeba się jednak mieć na baczności przed wyjazdem na znajdującą się już poza Unią, a jednak wciąż bliską sercu wielu Polaków Ukrainę. W komunikacie wydanym 6 czerwca Centrum Zdrowia Publicznego działające przy ukraińskim Ministerstwie Zdrowia poinformowało, ze tamtejsza epidemia odry gwałtownie się rozwija. Tylko w jednym z ostatnich tygodni zanotowano 1132 nowych przypadków odry, a 11 osób zmarło. W sumie od stycznia tego roku zachorowało już blisko 20 tys. osób, z czego najwięcej w obwodzie lwowskim (2639).

Odra szaleje w Europie głównie za sprawą braku szczepień i wyjątkowo wysokiego potencjału zakaźności wirusa, który ją wywołuje. Z zarejestrowanych przez ECDC przypadków 84 proc. dotyczyło dzieci i dorosłych, którzy w ogóle nie byli w ogóle szczepieni. W wielu krajach, np. Rumunii, przyczyną rozprzestrzeniania się tej choroby jest niska wyszczepialność, utrzymująca się na poziomie ok 84 proc. populacji.  Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by wynosiła ona 95 proc. (resztę stanowią dzieci, które są zbyt małe by przyjąć szczepionkę).

Jeśli nie chorowałeś na odrę i nie wiesz, czy byłeś przeciw niej szczepiony dwoma dawkami szczepionki, udaj się do swojego lekarza po poradę.

Jakie choroby mogą nam grozić poza Europą?

Planując podróż poza Europą należy uważać szczególnie w następujących krajach:

  • Stany Zjednoczone Ameryki – groźba zakażenia odrą. Badania dowodzą, że zaledwie 72,2 proc. 19-46 miesięcznych dzieci jest tam zaszczepionych. Ponieważ niektóre stany dopuszczają możliwość odmowy szczepienia, liczba ta będzie prawdopodobnie rosła. Z niedawnej publikacji w „PLOS Medicine” wynika, że istnieją w USA miejsca, gdzie odsetek odmów jest szczególnie wysoki. Tak jest na przykład w stanie Idaho oraz w miastach: Seattle, Phoenix, Houston, Fort Worth, Pittsburgh, Portland, Kansas City, Salt Lake City i Provo (obydwa w Utah).

Infografika PAP/Serwis Zdrowie

  • Brazylia:

– groźba zakażenia żółtą febrą. Z raportu amerykańskiego CDC (Centra Kontroli i Prewencji Chorób wynika, że od początku 2018 roku liczba turystów, które zakaziły się tą chorobą znacznie wzrosła a wielu z nich zmarło. Epidemia objęła swoim zasięgiem wschodnie obszary kraju, które wcześniej były bezpieczne.  Szczególnie należy uważać w stanie Rio de Janeiro, Minas Gerais, Sao Paulo i przede wszystkim na wyspie Ilha Grande. Żółtą febrę przenoszą komary,  przed którymi można się skutecznie chronić za pomocą preparatów owadobójczych, istnieje również skuteczna szczepionka zapobiegająca tej chorobie.

– w Brazylii trwa również epidemia odry. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), od stycznia do ostatnich dni maja zachorowało tam blisko tysiąc osób. Wszystkie odnotowano w dwóch stanach Amazonas i Roraima.

  • RPA – groźba malarii. Jak donosi CDC nowe przypadki malarii odnotowano wśród turystów w  prowincji Limpopo. Inne miejsca w tym kraju, gdzie można się zetknąć z malarią to prowincje Mpumalanga, KwaZulu-Natal i Park Narodowy Krugera. Warto tu jednak nadmienić, że przenoszona przez komary malaria stanowi zagrożenie w wielu innych krajach Afryki i Azji Południowowschodniej. Przed podróżą w zagrożone rejony wskazane jest przyjmowanie leków przeciwmalarycznych.
  • Indie – groźba zakażenia wirusem Nipah, wywołującego u ludzi poważne zapalenie mózgu oraz zespół ostrej niewydolności oddechowej. Jak wynika z danych Światowej Organizacji Zdrowia w południowo wschodniej części Półwyspu Indyjskiego, w stanie Kerala, zmarło z powodu tego wirusa 13 osób. Roznoszą go zakażone owocożerne nietoperze oraz świnie. Turystom zaleca się unikanie tych zwierząt oraz owoców, które mogły zostać nadgryzione przez nietoperze. W przypadku tego wirusa nie istnieje szczepionka, zakażenie leczone jest  objawowo.
  • Zjednoczone Emiraty Arabskie – groźba zachorowania na bliskowschodni zespół niewydolności oddechowej (powodowany przez wirusa występującego w literaturze pod nazwą MERS-CoV). Choroba wywoływana jest przez odzwierzęcy wirus, którego naturalnym rezerwuarem są wielbłądy jednogarbne (dromadery). Chcąc uniknąć zakażenia, należy unikać kontaktu ze zwierzętami.  Śmiertelność w przypadku tego wirusa wynosi do 36 proc. Nie ma na niego lekarstwa, ani szczepionki. Odnotowano jeden przypadek zachorowania, ale WHO zaleca ostrożność.
  • Arabia Saudyjska – groźba zachorowania na bliskowschodni zespół niewydolności oddechowej. Epidemia tej choroby trwa tam od stycznia. Jak do tej pory zachorowało 75 osób, z czego 23 zmarły.
  • Wenezuela – na skutek zapaści tamtejszego systemu opieki zdrowotnej, naukowcy ostrzegają przed podróżą do tego kraju, ponieważ szanse na skuteczną pomoc lekarską są tam obecnie znikome. Największym zagrożeniem są wirusy przenoszone przez komary. Mowa o wirusie Zika (zakażenie w ciąży może skutkować małogłowiem u dziecka), denga (gorączka krwotoczna), Madariaga (wywołuje zapalenie mózgu).
  • Róg Afryki (Półwysep Somalijski, kraje: Erytrea, Dżibuti, Etiopia i Somalia). Jak donosi WHO, odnotowano tam obecność zmutowanego wirusa polio pochodzenia szczepionkowego (vaccine-derived poliovirus – VDPV). Krążeniu VDPV sprzyja mała wyszczepialność przeciwko polio. Polio jest ciężką chorobą, która prowadzi m.in. do porażenia mięśni i czasami śmierci chorego. Istnieje na nią bardzo skuteczna szczepionka.
  • Demokratyczna Republika Konga – zagrożenie wirusem ebola, ciężkiej gorączki krwotocznej. Jak wynika z danych zebranych przez Światowa Organizacje Zdrowia, w prowincji Equateur od 11 maja do 18 czerwca zachorowało tam 62 osób, z czego 28 zmarło.  Ebola jest ciężką choroba wirusową, w niektórych przypadkach jej śmiertelność sięga 90 proc. Nie ma na nią lekarstwa, ani szczepionki.

Gdzie szukać bieżących informacji o zagrożeniach zdrowotnych na świecie:

Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Radioterapia – czyi leczenie promieniowaniem jonizującym

Radioterapia jest jedną z trzech metod wykorzystywanych w leczeniu raka (obok chemioterapii i leczenia chirurgicznego). Do zniszczenia komórek nowotworowych wykorzystywane jest promieniowanie jonizujące, podobne do tego wykorzystywanego w badaniach obrazowych, jednak o znacznie większym nasileniu. Duże dawki promieniowania nie są bezpieczne dla organizmu, zatem jakie ryzyko niesie radioterapia i czy jest skuteczna?

Radioterapia to metoda miejscowego leczenia nowotworów złośliwych wykorzystująca duże dawki promieniowania jonizującego (zwykle promienie X). Wywołuje ono w komórkach nowotworowych szereg zmian prowadzących m. in. do ich śmierci czy upośledzenia podziałów komórkowych (celem radioterapii jest zahamowanie podziałów klonogennych komórek guza), co w efekcie prowadzi do zmniejszenia guza nowotworowego, ale może także przyczynić się do rozwoju wtórnego nowotworu popromiennego. Promieniowanie działa bowiem w równym stopniu na komórki rakowe jak i na zdrowe wywołując działania niepożądane. Ze względu na duże ryzyko wystąpienia skutków ubocznych najważniejsze w leczeniu napromieniowaniem jest dokładne zaplanowanie i podanie odpowiednio wysokiej dawki dopasowanej indywidualnie do pacjenta. Istotą sukcesu radioterapii jest bowiem zniszczenie guza nowotworowego przy jak najmniejszym uszkodzeniu otaczających go tkanek. Przed rozpoczęciem naświetlania dokonuje się symulacji leczenia. Terapia planowana jest zwykle na podstawie obrazu otrzymanego po wykonaniu tomografii komputerowej, który pozwala dokładnie określić położenie guza. Lekarz zaznacza granice wyznaczając obszar litego guza (GTV – gross tumor volume), a także zaznacza granice tkanek, w których mogą znajdować się mikroskopowe ogniska raka (CTV – clinical target volume). Aby dokonane pomiary były przydatne, na ciele pacjenta zaznacza się punkty orientacyjne (zwykle tatuuje się niewielkie kropki na skórze). Postęp technologiczny pozwolił na uzyskanie większej skuteczności radioterapii dzięki możliwości ograniczenia narażenia na promieniowanie zdrowych tkanek do niewielkiego marginesu wokół nowotworu (radioterapia konformalna).

Jednostka dawki

Jednostką dawki promieniowania jest Grey (1 Gy) lub centygrey. Dawka 1 Gy oznacza, że w tkance o masie 1 kg została pochłonięta energia 1J. W praktyce całkowita dawka promieniowani dzielona jest na frakcje (mniejsze dawki, ale podawane częściej), dzięki czemu uzyskuje się oczekiwany efekt przy jednoczesnym zniwelowaniu działań niepożądanych.

Jak często napromienia się chorego?

Częstotliwość oraz długość terapii jest ustalana indywidualnie, zależnie od rodzaju, lokalizacji i stopnia zaawansowania nowotworu oraz zastosowania innych metod leczenia. Zwykle napromienianie stosuje się od poniedziałku do piątku przez ok. 5-7 tygodni.

Rodzaje radioterapii

Podstawowe rodzaje radioterapii to:

  • radioterapia ze źródeł zewnętrznych – wykorzystywane jest źródło promieniowania jonizującego położone poza ciałem chorego, promieniowanie jest skierowane na chorą okolicę ciała z odległości kilkudziesięciu centymetrów;
  • brachyterapia – źródło promieniowania (izotopy promieniotwórcze) wprowadzone jest do wnętrza ciała przy użyciu odpowiedniego urządzenia (np. tuby, igły) w obrębie chorego narządu, pozostając wewnątrz aż do zniszczenia guza.

Radioterapia i inne metody leczenia

Radioterapia radykalna jest rzadko stosowana samodzielnie. Jako jedyny sposób leczenia wykorzystywana jest np. u chorych z wczesnym rakiem głośni, stercza, glejakami o niskiej złośliwości, w przypadku niektórych nowotworów skóry.

Zwykle jest stosowana w skojarzeniu z innymi metodami, najczęściej z chemioterapią. Połączenie obu metod zwiększa skuteczność leczenia, przede wszystkim dzięki współdziałaniu przestrzennemu. Napromienianie jest skupione na zniszczeniu ogniska pierwotnego i przerzutów do regionalnych węzłów chłonnych, natomiast chemioterapia działa na odległe przerzuty. Chemioterapia zwiększa także skuteczność miejscową radioterapii. Takie połączenie może być stosowane np. w przypadku raka odbytu.

Radioterapia może być także stosowana w połączeniu z hormonoterapią. Skojarzenie radioterapii i hormonoterapii jest skuteczne np. w przypadku raka stercza o wysokim ryzyku nawrotu.

Napromienianie kojarzone jest również z leczeniem chirurgicznym – podane przed lub po operacji w celu zmniejszenia ryzyka nawrotu. W praktyce jednak radioterapia jest częściej stosowana po zabiegu, gdy oszacowane jest ryzyko nawrotu nowotworu na podstawie badania patologicznego wyciętego materiału (np. w przypadku raka piersi w celu zniszczenia komórek rakowych, które mogły pozostać po operacji).

Powikłania radioterapii

Niestety nie jest możliwe objęcie promieniami wyłącznie obszaru zmienionego nowotworowo. Wysoka dawka zawsze obejmuje także zdrowe tkanki bezpośrednio otaczające nowotwór, co skutkuje wystąpieniem powikłań popromiennych, które można podzielić na wczesne i późne.

Powikłania wczesne – dotyczą tkanek, których komórki nieustannie mnożą się np. szpiku kostnego, wszystkich nabłonków. Wczesne powikłania są uciążliwe, ale zwykle nie mają poważniejszych konsekwencji, można zaliczyć do nich np. niedokrwistość, zaczerwienienie skóry, płytkie owrzodzenia, zwłóknienie skóry.

Powikłania późne – mogą wystąpić po kilku miesiącach a nawet latach od zastosowania radioterapii. Dotyczą głównie komórek, które wolno namnażają się/odnawiają, np. płuc, nerek, wątroby, naczyń krwionośnych. Powikłania powstają w efekcie zniszczenia komórek miąższu narządów lub zmian w naczyniach krwionośnych. Mogą one stanowić zagrożenie życia lub być przyczyną wystąpienia ciężkiego kalectwa. Właśnie te powikłania stanowią ograniczenie podania dawki promieniowania, która zapewniłaby zniszczenie guza. Do powikłań późnych zalicza się np. efekt teratogenny u płodu (tj. wady rozwojowe), zwiększone ryzyko wystąpienia innych nowotworów złośliwych.

Po zastosowaniu radioterapii u chorego może wystąpić uczucie zmęczenia, utrata apetytu, utrata włosów w obrębie naświetlania. Nudności oraz wymioty mogą wystąpić zwłaszcza u osób z nowotworem w obrębie jamy brzusznej, a biegunka w przypadku napromieniania nowotworu w obrębie miednicy mniejszej.

 

Podsumowując, radioterapia jest bezbolesną metodą wykorzystywaną w leczeniu nowotworów. W zależności od przyjętego schematu leczenia może być samodzielną metodą leczenia bądź skojarzoną z chemioterapią lub hormonoterapią. Może stanowić także uzupełnienie leczenia operacyjnego. Tak jak w przypadku każdej metody terapeutycznej możliwe jest wystąpienie skutków ubocznych, jednak mimo to radioterapia uważana jest za skuteczną i bezpieczną metodę leczenia wielu nowotworów. Szacuje się, że ok. 50% nowotworów złośliwych leczonych jest tą metodą zaraz po postawieniu diagnozy lub w późniejszym okresie w trakcie przebiegu choroby. W ok. 60% przypadków metodę tę stosuje się w celu wyleczenia, a w 40% w celu uzyskania efektu paliatywnego (złagodzenie dolegliwości i wydłużenie życia u osób z nieuleczalną chorobą nowotworową).

 

Redakcja pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych. Nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

 

Kawa a serce: sprawdź czy szkodzi, czy pomaga?

Cztery kawy dziennie chronią serce przed uszkodzeniem. A to dlatego, że zawarta w niej kofeina wpływa dobrze na funkcjonowanie komórek mięśnia sercowego.

Cztery kubki kawy z mlekiem albo cztery espresso dziennie mogą pomóc uratować nam życie. Dosłownie.  Kawa jest bowiem nie tylko pyszna, ale – jak pokazują najnowsze wyniki badań – chroni też organ przed uszkodzeniem.

Ustalił to zespół dr Judith Haendeler i dr Joachima Altschmieda z uniwersytetu w Düsseldorfie, który zajmuje się badaniem działania białka zwanego p27. Wiadomo już, że w organizmie ssaków odgrywa ono niebagatelną rolę w funkcjonowaniu układu krwionośnego. Myszy, u których zaburzono jego działanie znacznie częściej niż normalne umierały na zawał serca.  Następnie, badacze postanowili sprawdzić jaka jest jego rola w komórkach serca gryzoni. Odkryli, że białko p27 można spotkać  w komórkowych mitochondriach, które są fabrykami energii.

Zawartość kofeiny w rozmaitych produktach: 

kawa parzona lub z ekspresu przelewowego 250 ml: 95-330 mg

  • espresso 30 ml: 50-150 mg
  • herbata czarna z torebki 250 ml: 40-75 mg
  • herbata zielona z torebki 250 ml: 25-50 mg
  • napój energetyczny 250 ml: 80 mg.

Jak kawa wpływa na serce

Kiedy myszom podano ekwiwalent czterech filiżanek kawy, okazało się, że następuje u nich aktywacja działania białka p27 właśnie w mitochondriach, co przekłada się na funkcjonowanie komórek śródbłonka (chroniącego naczynia krwionośne). Ponadto białko chroni komórki mięśnia sercowego przed uszkodzeniem, a także inicjuje proces przekształcania się fibroblastów (komórek tkanki łącznej) w komórki zawierające kurczliwe włókna.  Wszystkie opisane powyżej działania mają kluczowe znaczenie dla regeneracji serca po zawale.

Kawa aktywowała białko p27 u zwierząt ze stanem przedcukrzycowym, u myszy otyłych i w podeszłym wieku.

– Nasze wyniki badań wskazują na nowy sposób działania kofeiny. Wspomaga ona  ochronę i naprawę mięśnia sercowego poprzez działanie mitochondrialnego białka p27 – mówi dr Haendeler. Według uczonej należy rozważyć całkiem na poważnie włączenie kawy czy też innych napojów zawierających kofeinę do diety osób starszych. W ten sposób można by nie tylko zadbać o ich serce, ale i w szerszej perspektywie wydłużyć życie.

Kiedy kawa szkodzi?

Mała czarna nie działa jednak dobrze na każdego. Napojów z wysoką zawartością kofeiny powinny unikać osoby z wysokim ciśnieniem (bo każda kolejna filiżanka je jeszcze bardziej podniesie) oraz nastolatki i dzieci. U młodych ludzi 3-4 kawy dziennie mogą zaburzać sen oraz znacznie spowalniać rozwój mózgu.

Naukowcy z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Zurichu dowiedli, że młode szczury, którym podawano wodę z kofeiną nie tylko mają słabiej rozwinięte mózgi, ale i inaczej się zachowują. Zwierzęta z grupy kontrolnej zdawały się coraz bardziej ciekawskie i odważne z wiekiem, a te pijące kawę pozostawały bojaźliwe i ostrożne.

Badania te są o tyle ważne, ze kofeina występuje nie tylko w kawie czy herbacie, ale i w popularnych wśród młodych ludzi napojach energetycznych. Zazwyczaj jedna puszka odpowiada małej filiżance kawy, dlatego ich spożycie powinno być ściśle kontrolowane przez rodziców.

Kawę powinny również ograniczać kobiety starające się o dziecko. Kofeina w dawce powyżej 300 mg dziennie (jedna bardzo mocna kawa parzona może mieć nawet 300 mg) sprzyja spontanicznym poronieniom. Może również zaburzać rozwój płodu.

Kawa zapobiega licznym chorobom

Spożycie kofeiny daje się powiązać jednak z licznymi korzyściami zdrowotnymi.  Zmniejsza ryzyko chorób neurodegeneracyjnych, w tym Alzheimera – redukuje ilość płytek amyloidowych w mózgu, które odkładając się zaburzają przesyłanie sygnałów elektrycznych pomiędzy komórkami nerwowymi.  Generalnie zwiększa też – w połączeniu z glukozą (cukrem) aktywność mózgu, co może mieć kluczowe znaczenie dla zapobiegania procesom starzenia się tego organu.

Kofeina poprawia też działanie nerek i pomaga schudnąć (m.in. przyspieszając metabolizm, zwiększając wydatki energetyczne komórek), co przekłada się na zmniejszone ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2.

Istnieje również wiele badań wiążących spożycie kawy ze zmniejszoną zachorowalnością na liczne nowotwory, w tym: endometrium, prostaty, jelita grubego czy wątroby. Na koniec warto też wspomnieć, że umiarkowane spożycie kawy (1-2 filiżanki dziennie) generalnie sprzyja dłuższemu życiu, zmniejszając ryzyko śmierci.

Kawa jest pyszna i zdrowa, ale jak widać – tylko w umiarkowanych ilościach, i nie dla każdego.

 

Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Plomby z amalgamatu: wady i zalety

Kontrowersje wokół doskonale znanych nam z dzieciństwa ciemnych plomb z amalgamatu liczą sobie już ponad 100 lat. Sprawdź fakty o tych wypełnieniach i dowiedz się, czy warto je wymieniać.

Amalgamatów używa się w stomatologii od ponad 150 lat. Wbrew pozorom na świecie wciąż są stosowane z uwagi na ich niską cenę, wytrzymałość, łatwość użycia oraz działanie bakteriobójcze. W Polsce wypierają je nowocześniejsze wypełnienia kompozytowe, ale tysiące Polaków może się pochwalić ciemnymi plombami. Nie ma dowodów naukowych na to, że zawarta w nich rtęć bezpośrednio przyczynia się do negatywnych skutków zdrowotnych, jednak kontrowersji jest wciąż sporo.

Czy amalgamat zawiera rtęć?

Ciemne plomby z amalgamatu na pewno nie są estetyczne. Jednak to rtęć – składnik takiego wypełnienia – budzi największe kontrowersje. Amalgamat to jednak nie tylko rtęć, ale stop kilku metali, oprócz „żywego srebra” także : miedzi, cynku, srebra i cyny. Rtęć, która jest w nich stosowana, nazywana jest elementarną, występuje w postaci płynu lub pary i stanowi do 50 proc. wagowych składu amalgamatu.

Czy rtęć z plomb amalgamatowych szkodzi?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo złożona. Rtęć to metal uważany za jeden z najbardziej toksycznych dla człowieka. Podobnie jak inne metale ciężkie, atakuje błonę komórkową. Najbardziej kumuluje się w nerkach, ale największe szkody w wyniku przewlekłego narażenia na ten metal wyrządzane są w układzie oddechowym oraz ośrodkowym układzie nerwowym. Podejrzewa się, że ekspozycja na rtęć może przyczyniać się do rozwoju choroby Parkinsona i Alzheimera. Ponieważ przenika ona przez łożysko, jest też niezwykle niebezpieczna dla rozwijającego się płodu, uszkadzając między innymi jego mózg.

Z drugiej strony jednak rtęć to pierwiastek, który w środowisku występuje powszechnie, ponieważ jest m.in. składnikiem skał pokrywy ziemskiej. Zatem człowiek od zarania dziejów styka się z nią za pośrednictwem powietrza, wody i gleby.

Krótka historia kontrowersji

Już w 1843 roku Amerykańskie Towarzystwo Stomatologów (American Society of Dental Surgeons), oświadczyło, że stosowanie amalgamatu to błąd ze względu na ryzyko potencjalnego toksycznego działania rtęci na pacjentów. W związku z tym Towarzystwo podjęło próbę zobowiązania swoich członków do niestosowania plomb amalgamatowych. W historii medycyny nazywa się ten okres „wojną amalgamatową”, ponieważ amerykańscy dentyści zamiast podpisywać takie zobowiązanie, woleli wypisać się z Towarzystwa, wskutek czego już w 1856 roku zostało ono rozwiązane. Powstałe w 1859 roku Amerykańskie Towarzystwo Dentystyczne już nie stawiało wymagań swoim członkom co do stosowania amalgamatu. W latach 20. ubiegłego wieku ponownie pojawiły się opinie, że lepiej nie stosować tego rodzaju wypełnień. Kontrowersje ciągnęły się całymi latami i w 1991 roku FDA i National Institute of Health-National Institute for Dental Research ogłosiły, że twierdzenia o szkodliwości dla zdrowia plomb amalgamatowych nie mają podstaw naukowych. To jednak nie zakończyło kontrowersji i opinie o toksyczności amalgamatu wciąż są żywe, a w literaturze co i raz pojawiają się doniesienia na temat potencjalnego ryzyka tego rodzaju wypełnień.

Istotą problemu wydaje się zatem ilość rtęci, na którą narażony jest człowiek (chodzi o jej zawartość w powietrzu, żywności i wodzie). Średnie stężenie tego pierwiastka w atmosferze ziemskiej mieści się w granicach od 1,2 ng/m3 (nad pewnymi partiami Atlantyku) do 4,0 ng/m3 nad uprzemysłowionymi obszarami Europy Zachodniej. Naturalne stężenie rtęci w powierzchniowych warstwach gleb waha się w granicach od 0,05 do 0,3 ppm.

Poszczególne państwa przyjmują różne maksymalne normy zawartości tego metalu w żywności, np. Japonia dopuszcza zawartość 1 mg rtęci w 1 kg żywności, a Polska – połowę tej wartości. WHO ustaliła, że dopuszczalny maksymalny poziom wdychanej rtęci w środowisku pracy może wynieść do 50 mikrogramów na dobę.

Czy rtęć uwalnia się amalgamatów?

Amalgamaty, pomimo różnych kontrowersji, nadal uważane są za wypełnienia bezpieczne.

„W całkowicie utwardzonym amalgamacie, po ok. 48 godzinach po umieszczeniu w zębie, rtęć jest związana w jego chemicznej strukturze, a powierzchnia wypełnienia pokrywa się warstwą tlenku. Z tego powodu jakikolwiek wyciek rtęci jest minimalny” – napisała dr Selmi Yilmaz, która sprawdzała uwalnianie się rtęci z zębów wypełnionych amalgamatem podczas badania rezonansem medycznym.

Niemniej jednak rtęć w pewnym stopniu się uwalnia z wypełnień amalgamatowych, co potwierdzają różne badania mierzące np. poziom rtęci w moczu u posiadaczy ciemnych plomb. Jednak – jak czytamy w szeregu prac naukowych poświęconych temu tematowi – różnica pomiędzy tymi, którzy nie mają takich wypełnień, a tymi, które je mają, jest niewielka i stężenia rtęci u tych drugich nie przekraczają dopuszczalnych norm.

Warto tu przypomnieć, że toksyczność tego metalu w dużej mierze zależy od jego formy chemicznej. Rtęć tworzy z różnymi pierwiastkami i związkami związki nieorganiczne oraz metaloorganiczne, które mogą być szkodliwe dla człowieka. Używana w amalgamatach tzw. rtęć elementarna jest zdecydowanie mniej toksyczna od tzw. rtęci nieorganicznej czy metylortęci.

Inne badania wykazały:

  • Badanie A. Berglunda z 1990 roku, mierzące poziom rtęci wewnątrz jamy ustnej przez 24 godziny u 15 pacjentów, którzy mieli przynajmniej dziewięć plomb amalgamatowych wykazało, że przeciętnie wdychali oni 1,7 mikrograma rtęci. Czy to dużo? Jak wskazuje autor tej pracy – to około 1 proc. dopuszczalnego przez WHO dobowego limitu wdychanej rtęci. Co ciekawe, pomiędzy pacjentami uczestniczącymi w tym badaniu były różnice w poziomie absorbowanej rtęci (od 0,4 do 4,4 mikrograma na dobę), które naukowcy tłumaczą różnymi nawykami dotyczącymi sposobów żucia i występowania bądź nie bruksizmu (zgrzytania zębów).
  • Naukowcy z New Zealand Defence Force przeprowadzili dwudziestoletnie badanie (w latach 1977-1997) na 20 tysiącach pacjentów, by sprawdzić, czy istnieje związek między posiadaniem wypełnień amalgamatowych a zaburzeniami pracy układu nerwowego i nerek (przypomnijmy, że rtęć kumuluje się najbardziej w nerkach i jest dewastująca dla układu nerwowego).  Korelacji nie znaleziono.
  • Nie dowiedziono też, że istniał związek między posiadaniem plomb z amalgamatem u matek a zaburzeniami rozwoju płodów i noworodków.

Trwające pięć lat randomizowane badanie przeprowadzone wśród 534 dzieci w wieku 6-10 lat nie wykazało różnic w rozwoju neuropsychologicznym czy w funkcjonowaniu nerek pomiędzy dziećmi, którym założono wypełnienia kompozytowe i dziećmi, które miały plomby z amalgamatu, przy czym u tych drugich rzadziej dochodziło do konieczności wymiany wypełnienia.

Czy wymieniać plomby amalgamatowe?

Zdania wśród dentystów są podzielone. Niektórzy uważają, że nie ma takiej potrzeby, jeśli z zębami nic się nie dzieje, zwłaszcza, że dowiedziono, iż najwięcej rtęci uwalnia się z amalgamatu podczas wypełniania zęba oraz podczas usuwania takiego wypełnienia.

Prof. Andrzej Wojtowicz, szef Zakładu Chirurgii Stomatologicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego uważa jednak, że lepiej plomb amalgamatowych się pozbyć.

– W wyniku ścierania się powierzchni zębowych jednak rtęć może się uwalniać z takich wypełnień, a to metal, który kumuluje się w organizmie. To mikroskopowe ilości, jednak nie zapominajmy, że jest to metal wysoce toksyczny – mówi.

Światowa Federacja Dentystyczna (FDI), zrzeszająca ponad 200 stomatologicznych organizacji krajowych, stoi na stanowisku, że w obecnych czasach amalgamatów nie powinno się w ogóle stosować w krajach rozwiniętych, w których są dostępne nowocześniejsze metody leczenia próchnicy, a społeczeństwa są stosunkowo zamożne i stać je na wypełnienia z kompozytów. Jednak FDI uważa, że w krajach biednych amalgamaty, z uwagi na ich trwałość i łatwość stosowania, powinny być nadal w użyciu.

Amalgamaty a rezonans magnetyczny

Pismo „Radiology” opublikowało niedawno wyniki badania, z którego wynika, że nowego typu aparaty do rezonansu magnetycznego o mocy 7 Tesli powodują uwalnianie toksycznej rtęci z amalgamatowych wypełnień. Jednocześnie wykazano, że słabsze urządzenia, o mocy 1,5 T, są bezpieczne.

Autorzy nowego badania sprawdzili więc reakcje amalgamatowych wypełnień w nowych ultra-silnych urządzeniach oraz w typowych, stosowanych zwykle aparatach o mocy 1,5 T.

20 zębów pobranych od pacjentów w czasie leczenia wypełnili amalgamatem i umieścili w roztworze sztucznej śliny. Część z ich poddali działaniu odpowiedniego pola magnetycznego przez 20 minut, a na część działał tylko roztwór.

Analiza ilości rtęci pokazała, że silniejsze pole magnetyczne spowodowało jej ponad 4-krotnie większy wyciek. Badacze nie wiedzą przy tym, jak dużo tej uwolnionej rtęci jest wchłaniane przez ludzki organizm.

Justyna Wojteczek (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Dieta DASH obniża ciśnienie krwi

Nazywa się DASH. To prawdziwa gwiazda wśród diet. Naukowcy udowodnili, że skutecznie obniża ciśnienie tętnicze. Ale przy okazji pomaga też zbić cholesterol. I zmniejsza ryzyko cukrzycy.

Dieta DASH, to jedna z najlepiej poznanych i przebadanych diet w historii medycyny. Dlatego od lat jest szeroko stosowana w zapobieganiu i leczeniu chorób układu krążenia w krajach anglosaskich. I choć w Polsce była dotąd mało znana, to jednak coraz częściej zaczyna się o niej głośno mówić. Dietę DASH zalecają już m.in.: Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego, Polskie Forum Profilaktyki Chorób Układu Krążenia i Polskie Towarzystwo Diabetologiczne.

Skąd wzięła się ta dieta, co można dzięki niej uzyskać i jakie są jej podstawowe zasady?

Jest ona pokłosiem badania naukowego pod nazwą DASH (Dietary Approaches to Stop Hypertension), mającego sprawdzić wpływ diety na poziom ciśnienia tętniczego, które przeprowadziły pod koniec lat 90. cztery renomowane amerykańskie ośrodki medyczne (m.in. Johns Hopkins University i Duke University Medical Center).

Okazało się wtedy, że zastosowana w tym badaniu specjalna dieta, nazwana później dietą DASH, jest skuteczna w obniżaniu ciśnienia tętniczego krwi u osób z nadciśnieniem I stopnia (140-159/90-99 mmHg), a także u osób z ciśnieniem wyższym niż optymalne (130-139/85-89 mmHg). U osób stosujących dietę DASH ciśnienie skurczowe było średnio niższe o 5,5 mmHG, a rozkurczowe o 3 mmHG w porównaniu do osób na standardowej diecie. Co więcej, obniżenie ciśnienia pojawiało się już 2 tygodnie po wprowadzeniu diety DASH i utrzymywało się przez cały okres jej stosowania.

Dlaczego warto mieć dobre ciśnienie?

Im bardziej ciśnienie krwi jest zbliżone do optymalnego, tym mniejsze jest ryzyko wystąpienia zawału serca, udaru mózgu, niewydolności serca, choroby tętnic obwodowych, a także niewydolności nerek.

Osoby, które chcą zapobiec wystąpieniu nadciśnienia u siebie lub swoich bliskich powinny wiedzieć jakie są główne czynniki chroniące przed rozwojem tej groźnej choroby:

  • Zdrowe żywienie z ograniczeniem soli
  • Regularna aktywność fizyczna
  • Utrzymywanie prawidłowej masy ciała
  • Unikanie lub ograniczanie spożycia alkoholu
  • Rezygnacja z palenia tytoniu.

Eksperci szacują, że na nadciśnienie tętnicze choruje ponad 10 mln Polaków (czyli ponad 30 proc. wszystkich dorosłych mieszkańców kraju). Ale z tego aż 3 mln osób nie wie o swojej chorobie i jej nie leczy. Z badań wiadomo też, że 40 proc. dorosłych Polaków nie zna wartości swojego ciśnienia tętniczego.

Dzięki kolejnym badaniom wiadomo, że dieta DASH nie tylko skutecznie obniża ciśnienie tętnicze, ale również stężenie cholesterolu we krwi, przez co może być stosowana w zapobieganiu i leczeniu chorób układu sercowo-naczyniowego. Ponadto, zostało udowodnione, że zmniejsza ona także ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2.

Zasady żywienia według DASH

– Każdy marzy o diecie smacznej, łatwej i szybkiej w przygotowaniu, opartej na łatwo dostępnych produktach, uwzględniającej nieskomplikowane przepisy kulinarne, i co najważniejsze, która szybko daje korzystne efekty zdrowotne. Taka właśnie jest dieta DASH, którą można nazwać dietą marzeń – zachwala Aleksandra Cichocka z Instytutu Żywności i Żywienia (IŻŻ), która jest autorką wydanej niedawno książki „Dieta DASH w teorii i zastosowaniu”.

Dieta DASH polega głównie na regularnym spożywaniu:

  • dużych ilości warzyw i owoców,
  • niskotłuszczowych produktów mlecznych,
  • pełnoziarnistych produktów zbożowych,
  • nasion roślin strączkowych i orzechów,
  • tłuszczów roślinnych,
  • oraz ryb.

Dzięki temu jest ona bogata w: błonnik, wapń, potas i magnez. W badaniu DASH okazało się, że to właśnie te cztery składniki diety najsilniej wpływały na obniżenie ciśnienia.

Ale oczywiście, jak każdy reżim dietetyczny, również i dieta DASH ma swoje ograniczenia. Przewiduje ona przede wszystkim obniżenie zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych, tłuszczu ogółem i cholesterolu w codziennym pożywieniu. W tym celu zaleca redukcję spożycia mięsa czerwonego i innych tłustych produktów pochodzenia zwierzęcego (za wyjątkiem ryb, zwłaszcza morskich, które z uwagi na zawartość prozdrowotnych kwasów tłuszczowych omega-3, są mile widziane).

A co z solą? Przecież lekarze od dawna ostrzegają, że nadmiar soli podnosi ciśnienie, przez co jest ona często wskazywana jako główny winowajca, który przyczynia się do rozwoju nadciśnienia.

Otóż, w pierwotnym badaniu DASH wykazano, że ta dieta skutecznie obniża ciśnienie krwi nawet bez radykalnego zmniejszenia zawartości soli i bez równoczesnej redukcji masy ciała. Zawartość soli we wszystkich porównywanych w ramach tego badania dietach została ustalona na takim samym poziomie – wynosiła około 7,5 g na dzień (co daje 3000 mg sodu). Dzięki temu badaczom udało się sprawdzić wpływ innych elementów diety, poza solą, na ciśnienie krwi.

Badanie było jednak później kontynuowane (pod nazwą DASH-Sodium), aby sprawdzić jak dieta DASH, ale także i dieta kontrolna, będą oddziaływać na ciśnienie krwi przy różnych poziomach zawartości soli. Okazało się, że zmniejszenie spożycia soli (sodu) w diecie powodowało obniżenie ciśnienia krwi zarówno w grupie osób stosujących dietę DASH, jak i dietę standardową.

Największe obniżenie ciśnienia wystąpiło jednak u osób stosujących wariant diety DASH z najniższą zawartością soli (konkretnie, było to nieco ponad 2,8 g dziennie). Ciśnienie skurczowe krwi w tej grupie było niższe o 7,1 mmHG (u osób bez nadciśnienia) i aż o 11,5 mmHG (u osób z nadciśnieniem), w porównaniu z grupą stosującą dietę kontrolną (standardową), w wariancie z najwyższym poziomem spożycia soli (nieco ponad 8,6 g na dzień).

Zatem, jeśli w diecie DASH dodatkowo obniży się jeszcze zawartość soli, a także zredukuje przy tym masę ciała (przy nadwadze), to korzyści zdrowotne, w tym m.in. obniżenie ciśnienia krwi, mogą być jeszcze większe.

Dlatego, sól, podobnie zresztą jak i cukier, a także bogate w nie produkty spożywcze (np. przetwory mięsne, słone przekąski, słodycze, słodzone napoje), są w diecie DASH niemile widziane. Można je spożywać jedynie w niewielkich ilościach.

Przypomnijmy jeszcze, że rekomendowany przez ekspertów IŻŻ, bezpieczny dla zdrowia poziom spożycia soli wynosi w przypadku osoby dorosłej maksymalnie 5 g dziennie (jedna płaska łyżeczka do herbaty). Chodzi tu jednak o całkowite spożycie soli, a więc nie tylko sól widoczną, którą sami dodajemy do potraw z solniczki, lecz także o tzw. sól ukrytą, znajdującą się głównie w przetworzonej żywności.

Infografika PAP/Serwis Zdrowie/A. Zajkowska

Walka z nadciśnieniem: czy sama dieta wystarczy

– Stosowanie diety DASH może stanowić alternatywę dla terapii lekami u osób z nadciśnieniem pierwszego stopnia. Może też zapobiec lub opóźnić rozpoczęcie terapii lekami u osób, u których wartości ciśnienia wskazują na celowość rozpoczęcia farmakoterapii. W obydwu przypadkach musi się to jednak odbywać na zlecenie i pod kontrolą lekarza – podkreśla Aleksandra Cichocka.

Jak rozpoznać nadciśnienie?

  • Optymalne ciśnienie: skurczowe <120 mmHg i rozkurczowe <80.
  • Nadciśnienie: skurczowe >140 mmHg i/lub rozkurczowe powyżej 90 mmHg.

W wyborze terapii dużo zależy więc od indywidualnego przypadku każdego pacjenta i stopnia zaawansowania choroby. Niemniej, osoby z nadciśnieniem nie powinny próbować leczenia dietą na własną rękę.

„Odpowiednia dieta oraz inne zmiany w stylu życia stanowią nieodzowny element terapii nadciśnienia tętniczego i powinny być wdrożone u wszystkich osób z nadciśnieniem, ale zastosowanie diety nie zwalnia pacjenta z przyjmowania zaleconych przez lekarza leków” – podkreślono w wytycznych Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego.

Wiktor Szczepaniak (zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

UWAGA – Bakterie w kiełbasie śląskiej

W kiełbasie śląskiej z szynki ekstra stwierdzono stwierdzono obecność bakterii Listeria monocytogenes.

Szczegóły dotyczące produktów:

Produkt: Kiełbasa śląska z szynki ekstra

Producent: Zakłady Mięsne „OLEWNIK-BIS” Sp. z o.o. Świerczynek 10A, 09-210 Drobin, weterynaryjny numer identyfikacyjny: 14190303.

Oznaczenie partii produkcyjnej: 04128

Termin przydatności do spożycia: 15.07.2018

Zgodnie z przepisami prawa żywnościowego Zakłady Mięsne „OLEWNIK-BIS” Sp. z o.o. poinformowały konsumentów o wycofaniu produktu i możliwości jego zwrotu do miejsca zakupu. Informacje na ten temat zostały zamieszczone na stronie internetowej producenta: http://olewnik.com.pl/

Zalecenia dla konsumentów:

Nie należy spożywać kiełbasy o numerze partii wskazanej w komunikacie, szczególnie na surowo, z uwagi na potencjalne zagrożenie dla zdrowia.

Źródło: www.gis.gov.pl

Fot. www.pixabay.com

Nie śpisz? To może być choroba neurologiczna!

Zaburzenia snu są często pierwszą oznaka wielu chorób neurologicznych oraz neuroimmunologicznych. O kłopotach z zasypianiem, zbyt długim czy niespokojnym śnie powinniśmy zawsze mówić lekarzowi.

Na okresowe zaburzenia snu cierpi ponad połowa Polaków. Głównym problemem jest bezsenność, której przyczyny mogą być różne: stres, za dużo światła w nocy, podróżne międzykontynentalne czy praca zmianowa. Kłopotów ze snem nie można lekceważyć, bo prowadzą do kolejnych problemów zdrowotnych.

Przyczyny zaburzeń snu

Zaburzenia snu często są zwiastunem poważnych chorób, np. depresji, a także schorzeń neurologicznych i neuroimmunologicznych. Była o tym mowa na kongresie Europejskiej Akademii Neurologii w Lizbonie.

Dr Konstanze Philipp z Kliniki Uniwersyteckiej w Munsterze podkreśliła, że każdy z rodzajów zaburzeń snu może być zwiastunem chorób związanych z zaburzeniem funkcjonowania układu nerwowego.

– Dwie trzecie osób cierpiących na zaburzenia zachowania w czasie snu REM, cierpi potem na chorobę Parkinsona, otępienie z ciałami Lewy’ego  i zanik wieloukładowy – mówiła dr Philipp

Zaburzenia zachowania w czasie snu REM objawiają się gwałtownymi ruchami śpiącego, który miota się, szarpie, krzyczy, kopie nogami, próbuje łapać nieistniejące przedmioty lub osoby. Po obudzeniu żywo i barwnie opisuje marzenie senne. Wszystko powtarza się kilkakrotnie w czasie nocy, co kilkadziesiąt minut, ponieważ sen REM kończy każdy cykl snu.

Śpiący może nawet wyrządzić krzywdę osobie, która z nią śpi. Jednak lekarze rzadko rejestrują w karcie tego typu zaburzenia, mimo że mogłyby one przyspieszyć ewentualną diagnozę w przyszłości.

– Musimy zwiększyć świadomość w tym zakresie. Poprawa w obszarze wczesnego wykrywania chorób neurologicznych może poprawić również efekty terapeutyczne – podkreśla dr Philipp.

Według niemieckiej uczonej wiele nowych środków odpowiednio wcześnie zaaplikowanych może znacząco opóźnić wystąpienie np. choroby Parkinsona.

Zaburzenia snu a choroby neuroimmunologiczne

Na kongresie badaczka zaprezentowała również historie trzech pacjentów, u których zaburzenia snu były objawem chorób neuroimmunologicznych.

Pewien 69-letni mężczyzna cierpiał z powodu bardzo niespokojnego snu (dwa razy spadł nawet z łóżka). Przez pewien czas jego sen nie dawał mu odpoczynku i przysypiał mimowolnie w ciągu dnia. Potem miał problemy z chodzeniem i pojawiły się niespodziewane ruchy kończyn, przypominające pląsawicę Huntingtona. Po długiej diagnostyce stwierdzono u niego autoimmunologiczną chorobę, w której organizm blokuje działanie  białka IgLON5 powiązanego z funkcjonowaniem komórek nerwowych.

U 33-letniego mężczyzny pojawiła się ekstremalna senność w ciągu dnia, halucynacje i paraliż senny (porażenie mięśni przy zachowaniu pełnej świadomości). Jak się okazało, cierpiał on na szczególny rodzaj zapalenia mózgu spowodowany przez nowotwór zarodkowy.

51-letni pacjent przez dwa lata cierpiał na bezsenność, której towarzyszyły m.in. bóle mięśni i skurcze. Ostatecznie zdiagnozowano u niego zespół Morvana, rzadką chorobę neuroimmunologiczną.

– Zadawanie pytań, słuchanie pacjenta oraz robienie notatek to najmniej kosztowny i najprostszy sposób diagnozowania złożonych chorób. Powinniśmy go wykorzystywać. Wczesne wykrywanie jest kluczowe, zwłaszcza w przypadku chorób neurodegeneracyjnych – mówi dr. Philipp.

Kilka podpowiedzi na to, jak zadbać o dobry sen

W razie kłopotów ze snem lekarz w pierwszej kolejności wypyta o zwyczaje senne pacjenta. Mają one olbrzymie znaczenie dla jakości snu. Oto kilka porad, by uniknąć zaburzeń snu wynikających ze złej jego higieny:

  • Gorzej śpi się po obfitym posiłku tuż przed snem – dlatego zjedz lekką kolację na około dwie godziny przed położeniem się do łóżka,
  • Po alkoholu łatwiej się zasypia, ale jakość snu jest znacznie gorsza; stosowanie alkoholu jako środku na sen to droga do nie tylko do bezsenności, ale i uzależnienia,
  • Przed snem ważne jest wyciszenie i relaks; może się okazać, że oglądanie horrorów czy ekscytujące zajęcia w porze wieczornej przyczynią się do problemów z zaśnięciem i niespokojnej nocy;
  • Stały rytm dobowy, a zatem chodzenie spać i wstawanie o stałych porach to klucz prawidłowej higieny snu.
  • Wieczorem lepiej odstawić wszelkie urządzenia z monitorem – okazuje się, że utrudniają one zasypianie,
  • W pokoju, w którym śpimy, powinna panować cisza i ciemność,
  • Rano dobrze jest się naświetlić, przynajmniej przez pół godziny przebywać w świetle dziennym na dworze, to także lepszy czas na ćwiczenia ruchowe niż wieczór,
  • Jeśli nie możemy zasnąć przez 15-20 minut, lepiej wstać z łóżka, zrobić coś relaksującego i ponownie położyć się spać.

Anna Piotrowska (www.zdrowie.pap.pl)

Fot. www.pixabay.com

Co RODO oznacza dla pacjentów?

RODO to rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych). Rozporządzenie to jest obowiązujące w Polsce od 25 maja 2018 r.

Przepisy nakładają na placówki medyczne/ lekarzy jako administratora danych osobowych obowiązek zastosowania odpowiednich środków technicznych i organizacyjnych zapewniających ochronę przetwarzanych danych osobowych pacjentów, odpowiednią do zagrożeń. Oznacza to, że placówki lecznicze muszą zabezpieczać dane pacjentów w taki sposób, aby uniemożliwić dostęp do nich osobom nieupoważnionym.

RODO przyznaje osobom, których dane są przetwarzane a więc również pacjentom, szereg nowych praw. Wśród nich wymienić można:

• Prawo do bezpłatnej kopii dokumentacji medycznej. Placówki medyczne są zobowiązane do bezpłatnego udostępnienia pierwszej kopii dokumentacji medycznej pacjenta. Kopia danych osobowych powinna zostać przekazana pacjentowi niezwłocznie, nie później niż w ciągu miesiąca

• Możliwość żądania przeniesienia swoich danych medycznych do innej placówki, czyli otrzymania od administratora danych osobowych w ustrukturyzowanym, powszechnie używanym formacie nadającym się do odczytu maszynowego oraz prawo do przesłania tych danych innemu administratorowi.

• Poprawy/sprostowania danych – pacjent może zażądać w każdym momencie niezwłocznego sprostowania danych osobowych go dotyczących, które uzna za nieprawidłowe, a które przetwarza placówka medyczna.

• Możliwość bycia zapomnianym, które jednak w odniesieniu do ochrony zdrowia ma małe zastosowanie, gdzie RODO nie znosi obowiązku placówek medycznych do przechowywania dokumentacji medycznej pacjenta.

Ponadto do naruszeń ochrony danych może dochodzić w codziennych sytuacjach. Skoro RODO każe placówkom medycznym szczególnie chronić nasze dane osobowe, po wejściu go w życie lekarz nie powinien wywołać pacjenta do gabinetu po nazwisku. Lekarz powinien użyć np. samego imienia, godziny, na którą pacjent był zapisany lub numerka. Również w sytuacjach takich jak rejestracja pacjenta powinno być zachowane jego prawo do nieujawniania swoich danych wrażliwych (jak dane osobowe, informacje o chorobie) innym pacjentom.

Podsumowując RODO daje nam pacjentom o wiele lepsze zabezpieczenie naszych danych osobowych i prawo do większego wpływu na to co się z nimi dzieje.

Redakcja pacjentinfo.pl

Czy sportowiec lub dziecko mogą mieć miażdżycę?

Można być młodym, sprawnym sportowcem i umrzeć na zawał serca, jeśli ma się hipercholesterolemię rodzinną. Miażdżycę mogą mieć już dzieci. Stąd trzeba sprawdzać poziom cholesterolu, zwłaszcza wtedy, gdy bliski krewny miał w młodym wieku zawał lub udar.

Hipercholesterolemia rodzinna uderza bez ostrzeżenia. Tak jest zresztą w przypadku większości zaburzeń rzadkich o podłożu metabolicznym.

– Chorujemy długo bez objawów i nagle zawał. Młody człowiek nie przyjmuje do świadomości faktu, że może być chory, szczególnie jak ma 20 czy 30 lat, zwłaszcza kiedy jest bardzo aktywny fizycznie i dobrze się odżywia – mówi kardiolog prof. Maciej Banach, dyrektor Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polski w Łodzi.

Kto choruje na hipercholesterolemię?

Zwykło się uważać, że zaburzenia lipidowe (a do takich należy hipercholesterolemia) to przypadłość osób starszych i co najmniej z nadwagą. To mit!

Szacuje się, że na hipercholesterolemię rodzinną cierpi w Polsce 1 na 250 osób, a wie o tym zaledwie 1-2 proc. chorych. Według różnych szacunków tą postacią hipercholesterolemii dotkniętych jest ok. 150-200 tys. Polaków.

Często chorują sportowcy, chociaż wysiłek fizyczny pozytywnie wpływa na obniżenie poziomu „złego” cholesterolu LDL. To jednak nie wystarcza, by proces miażdżycy, czyli niszczenia ścian tętnic, nie postępował.

– Kilka lat temu badaliśmy z Instytutem Sportu chorych sportowców i okazało się, że mają poziom LDL powyżej 140, 150 mg/dl pomimo intensywnego wysiłku – mówi prof. Banach.

Jakie parametry dotyczące cholesterolu powinny zwrócić naszą uwagę?

Sygnał ostrzegawczy to wynik badania całkowitego cholesterolu powyżej 300 mg/dl, a frakcji LDL – powyżej 190 mg/dl.

Uwaga! Podwyższony poziom cholesterolu LDL nie daje żadnych objawów!

Jeśli się już jakieś symptomy podwyższonego LDL się pojawiają, oznacza to, że proces miażdżycowy jest już bardzo nasilony i pojawiła się choroba serca. Dlatego jest to tak ważne, by kontrolować swój poziom LDL cholesterolu i wychwycić zmiany, kiedy da się im jeszcze zaradzić.

Kiedy powinniśmy się nim zainteresować? Jeśli nasi rodzice lub dziadkowie mieli zawał, udar w młodym wieku.

– Młody wiek, czyli poniżej 55. roku życia. To jest właściwie jedyna taka rzecz, która mogła by niepokoić i zmobilizować do badania. Innych objawów, niestety, nie mamy. – mówi prof. Banach.

Hipercholesterolemia rodzinna to choroba o podłożu genetycznym. Jeśli zdiagnozowano ją u rodzica, ryzyko, że i jego syn czy córka będą chorować wynosi 50 proc. A małe dzieci też mogą mieć podwyższony cholesterol. Jeśli poziom LDL przekracza u nich 160, istnieje podejrzenie, że odziedziczyły wadliwy gen wywołujący chorobę.

Kiedy badania genetyczne w kierunku rodzinnej hipercholesterolemii?

– Mamy możliwości terapeutyczne dla pacjentów od 6. roku życia. Najczęściej jednak trafiają do nas dzieci powyżej 12 roku życia, mające już zmiany miażdżycowe – mówiła prof. Małgorzata Myśliwiec, kierownik Katedry i Kliniki Kardiologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Badania genetyczne potwierdzające chorobę robi się głównie u dzieci.

– W przypadku dorosłych nie ma konieczności robienia takich testów. Mamy skalę holenderską, czy skalę WHO i kilka innych, które fenotypowo, czyli objawowo pozwalają rozpoznać hipercholesterolemię rodzinną. W 100 procentach to wystarcza, by rozpocząć leczenie. Badania wykonuje się w przypadku 25 proc. dorosłych, gdy pojawiają się jakieś wątpliwości – mówi prof. Banach.

Podjęcie skutecznego leczenia jest kluczowe dla zahamowania rozwijającej się w trakcie tej choroby miażdżycy. W tym przypadku nie pomoże tylko dieta (choć może działać ona ochronnie i wspierająco i jest elementem leczenia). Należy podać leki, które obniżą poziom „złego” cholesterolu. Dzięki temu pacjent może żyć równie długo, co inni, a nie umrzeć na zawał czy udar zdecydowanie przedwcześnie.

Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl

Fot. www.pixabay.com

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …