Kategoria: ZDROWIE

Szkodliwy barwnik E 171?

Jest w szeregu produktów, m.in. lukrze, lodach, serkach topionych, a także gumach do żucia i pastach do zębów. To ditlenek tytanu – E 171, niedawno uznany za bezpieczny. Batalia o jego stosowanie w żywności może zacząć się znowu.

Ditlenek tytanu – TiO2 (wcześniej używano nazwy: dwutlenek), śnieżnobiały proszek, w ostatnich latach zrobił zawrotną karierę w produkcji żywności, ale i w kosmetyce, produkcji tkanin, farb czy papieru. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że nadaje materiałom bardzo jasną barwę i ma właściwości absorbowania światła. Związku tego używa się m.in. do produkcji kremów do opalania, kosmetyków rozświetlających, jasnych cieni do powiek.

Równie często można go spotkać także w produktach spożywczych, a nawet w lekach, np. białych tabletkach.

Ditlenek tytanu jest oficjalnie dopuszczonym do użytku dodatkiem do żywności zaliczanym do barwników o symbolu E171 i jest stosowany w Unii Europejskiej od wielu lat.

W ubiegłym roku rozegrała się mała bitwa o jego status w produkcji żywności. Zgodnie z prawem unijnym każdy dodatek do żywności musi być bezpieczny. Oceną tych substancji zajmuje się Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), który jest zobowiązany do okresowego przeglądu już dopuszczonych i sklasyfikowanych dodatków stosowanych w produkcji żywności. Przez ostatnie siedem lat EFSA zajmowała się ponowną oceną barwników.

W toku tych prac francuska agencja ANSES zaproponowała nową klasyfikacją ditlenku tytanu jako potencjalnie rakotwórczego dla ludzi. Spotkała się to z oporem ze strony producentów kosmetyków i żywności.

Panel ekspertów EFSA nie podjął decyzji zgodnie z propozycją Francuzów z uwagi na to, że „aktualnie dostępne dane toksykologiczne dotyczące dwutlenku tytanu nie wskazują na negatywne skutki jego spożycia dla konsumentów”.

Kwestia rozmiaru

Jednym z aspektów oceny przeprowadzanej przez EFSA była kwestia tego, czy ditlenek tytanu stosowany w żywności ma cechy nanomateriału. W takiej sytuacji trzeba bowiem uwzględnić szczególne aspekty bezpieczeństwa dla ludzi – rozmiar cząsteczek danej substancji oraz ile bardzo małych jej cząsteczek znajduje się w stosowanej mieszaninie, ma bowiem duże znaczenie dla zdrowia.

Raczej nie podlega dyskusji, że nanocząsteczki TiO2 (a zatem bardzo małe jego cząstki – mniejsze niż 1 mikrometr) mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia – Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Nowotworami (IARC) zaklasyfikowała tę postać związku do grupy 2B, w której znajdują się substancje możliwie rakotwórcze dla ludzi. Wiadomo też, na podstawie badań na zwierzętach, że może mieć on działanie drażniące i zapalne, zwłaszcza dla układu pokarmowego.

To, czy dana substancja jest zaliczana do nanomateriałów, na terenie Unii Europejskiej regulują szczegółowe normy. Za nanomateriał uznaje się substancję powstałą przypadkowo lub materiał wytworzony zawierający cząstki w stanie swobodnym lub w formie agregatu bądź aglomeratu, w którym co najmniej 50 proc. w liczbowym rozkładzie wielkości ma jeden lub więcej wymiarów w zakresie 1 nm – 100 nm. (nm= nanometr, tysięczna część mikrometra).

Eksperci z ENSA w swojej opinii dotyczącej ditlenku tytanu dodawanego do żywności stwierdzili, że „w praktyce skład związków stosowanych jako dodatki do żywności wskazuje na zawartość głównie dużych granulek z ograniczoną zawartością nanocząstek. Dwutlenek tytanu nie jest zatem uważany za nanomateriał w ramach obecnego Zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie definicji nanomateriałów i może zawierać do 3,2 proc. nanocząstek (o wielkości poniżej 100 nanometrów)”.

Najważniejsze ustalenia EFSA dotyczące bezpieczeństwa ditlenku tytanu w żywności to:

• absorpcja E 171 pobieranego doustnie jest bardzo mała;

• biodostępność E 171 jest bardzo niska niezależnie od wielkości cząsteczek tego barwnika;

• ze względu na brak wystarczających danych nie było możliwe ustalenie ADI (acceptable daily intake), czyli wskaźnika akceptowalnego dziennego spożycia;

• na podstawie wyników badań na myszach i szczurach ustalono wartość NOAEL na poziomie 2,250 mg/kg masy ciała/dzień (NOAEL – No Observed Adverse Effects Level – najwyższe stężenie wyznaczone w badaniach na zwierzętach, które nie powoduje uchwytnych, zwykle szkodliwych zmian morfologicznych, funkcjonalnych, wzrostu, rozwoju i czasu życia zwierząt);

• margines bezpieczeństwa pomiędzy NOAEL a oszacowanym narażeniem konsumenta na ten barwnik jest większy niż 100,

a zatem: stosowanie ditlenku tytanu jako substancji dodatkowej nie budzi zastrzeżeń.

Szwajcarzy jednak ostrzegają

Nowe światło na kwestie bezpieczeństwa ditlenku tytanu rzucają jednak badania zespołu szwajcarskich naukowców z uniwersytetu w Zurichu. Na podstawie ich rezultatów przestrzegają osoby cierpiące z powodu stanów zapalnych jelita grubego, na przykład choroby Leśniewskiego – Crohna czy wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, przed zjadaniem produktów zawierających nanocząsteczki ditlenku tytanu.

Dlaczego?

Zespół prof. Gerharda Roglera – gastroenterologa i hepatologa z Zurichu – odkrył, że nanocząsteczki TiO2 (poniżej jedenego mikrometra) mogą wzmagać stan zapalny u osób cierpiących na wyżej opisane schorzenia. Badania na liniach komórkowych dowiodły, że przenikają one do komórek nabłonka jelit, gdzie aktywują mechanizmy związane z odpowiedzią immunologiczną organizmu. Chodzi tu o tzw. inflamasom NRLP3. Inflamasomy to wielkocząsteczkowe kompleksy białkowe obecne w cytoplazmie komórkowej, zdolne do rozpoznawania różnorodnych środowiskowych zagrożeń.

W następnym etapie badań, uczeni karmili myszy chore na zapalenia jelita grubego pokarmem zawierającym ditlenek tytanu. Okazało się, że podobnie jak w wcześniej, cząsteczki te aktywowały kompleks NRLP3, w komórkach jelita grubego, co prowadziło nasilonego stanu zapalnego, a w rezultacie – do większych uszkodzeń w śluzówce jelit. Na dodatek wyszło na jaw, że kryształy tworzone przez TiO2 kumulują się w śledzionie zwierząt.

Z badań z udziałem ludzi wiadomo, że osoby cierpiące na wrzodziejące zapalenia jelita grubego mają podwyższony poziom ditlenku tytanu we krwi. Stąd prof. Rogler przestrzega osoby cierpiące na tego typu schorzenia przed produktami zawierającymi nanocząsteczki tej substancji. Niekoniecznie musi to być jedzenie, często zdarza się nam też połykać pastę do zębów w trakcie mycia. Najważniejsze jednak, żeby zdawać sobie sprawę z zagrożenia. Wiele wskazuje bowiem na to, że w określonych sytuacjach, że TiO2 może być niebezpieczne dla naszego zdrowia.

Czy te ustalenia, opublikowane mniej więcej pół roku po decyzji EFSA, wpłyną na status E171?

EFSA ma za zadanie dokonywać oceny bezpieczeństwa wszelkich dodatków do żywności. W ubiegłorocznej opinii dotyczącej ditlenku tytanu podkreśliła, że konieczne jest przeprowadzenie kolejnych badań, między innymi dotyczących wpływu E171 na płodność.

Co ważniejsze jednak, EFSA uznała, że w kolejnej ocenie tego barwnika konieczne jest:

  • uzupełnienie informacji o rozmiarze cząsteczek;
  • ustalenie dopuszczalnego udziału procentowego nanocząsteczek TiO2 w barwniku dodawanym do produktów spożywczych (w uproszczeniu: ile maksymalnie nanocząsteczek może się znaleźć w mieszaninie dodawanej do żywności.

Na razie takich informacji brak, zatem jeśli konsumenci chcą wprowadzić w życie zalecenia szwajcarskich naukowców i unikać nanocząsteczek ditlenku tytanu, mogą jedynie wnikliwie czytać etykiety i ewentualnie rezygnować w ogóle z produktów zawierających E171.

Planowana tura kolejnych ocen dodatków przez EFSA ma zakończyć się w 2020 roku.

Anna Piotrowska, Justyna Wojteczek (www.zdrowie.pap.pl)

Więcej:

http://medpr.imp.lodz.pl/Nanoczastki-ditlenku-tytanu-dzialanie-biologiczne,1820,0,2.html

http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.2903/j.efsa.2016.4545/epdf

źródło: www.zdrowie.pap.pl

grafika źródło: pixabay.com

Sześć zasad, jak nie dać się rakowi

Większość nowotworów wykrytych wcześnie daje się wyleczyć całkowicie. Kluczowa jest zatem wiedza, co może sygnalizować nowotwór oraz regularne badania kontrolne. Poznaj sześć zasad wczesnego wykrywania raka.

Prawidłowo zbilansowana i urozmaicona dieta, obfitująca w witaminy, błonnik, zdrowe białko, a niezawierająca dużo cukru i tłuszczów zwierzęcych, chroni przed niektórymi nowotworami, a opóźnia moment zachorowania na inne. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że palenie tytoniu powoduje rozwój nowotworów (różnych, nie tylko płuca), zatem niepalenie w dużym stopniu chroni przed chorobą.

Nawet jednak wtedy, kiedy jesteś mistrzem w przestrzeganiu zasad zdrowego stylu życia, nie masz gwarancji, że nie zachorujesz na nowotwór. Ich liczba systematycznie rośnie, a specjaliści szacują, że jeden na czterech mieszkańców Polski zachoruje na jeden lub więcej nowotworów.

Pamiętaj jednak, że rak wcześnie wykryty daje niemal pewność całkowitego wyleczenia. Choroba nowotworowa wysyła wiele sygnałów o swojej obecności. Niestety, często je lekceważymy. Efekt? Olbrzymie opóźnienie w postawieniu prawidłowej diagnozy.

Sześć zasad wczesnego wykrycia raka

1. Bądź świadom swojego ciała. Raz w miesiącu oglądaj je dokładnie, sprawdź, czy nie masz niepokojących znamion skórnych, zgrubień, guzków. Kobiety raz w miesiącu powinny zbadać same swoje piersi, mężczyźni – jądra. Uwagę powinny zwrócić też:

  • częste siniaki po błahym urazie, które długo się wchłaniają,
  • nieprawidłowe krwawienia,
  • krwista plwocina,
  • krwisty mocz,
  • ciemny stolec lub stolec z widoczną krwią,
  • nieprawidłowe krwawienia i upławy z dróg rodnych;
  • nieustępujące stany podgorączkowe
  • zlewne nocne poty.

2. W razie niepokojących zmian czy objawów idź do lekarza. Nie lecz się sam!

3. Wykonuj zalecone badania przesiewowe w kierunku wykrycia nowotworów: kobiety – cytologię i mammografię, kobiety i mężczyźni – kolonoskopię. To badania bezpłatne i łatwo dostępne. Sprawdź na stronach swojego oddziału wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia, gdzie możesz je wykonać najbliżej.

Infografika PAP/Serwis Zdrowie

4. Raz w roku pójdź do swojego lekarza i poproś o dokładne zbadanie. Raz w roku warto też wykonać, nawet na własny koszt, następujące badania diagnostyczne:

  • morfologia krwi
  • badanie ogólne moczu
  • USG jamy brzusznej, tarczycy, obwodowych węzłów chłonnych.

Są nowotwory, które rosną powoli i nie dają prawie żadnych objawów, np. rak nerki. We wczesnym stadium można je wykryć właśnie w badaniu USG.

Jeśli palisz, raz w roku wykonaj zdjęcie RTG klatki piersiowej.

5. Dbaj o bezpieczny seks – onkogenne szczepy wirusa HPV roznoszą się właśnie drogą kontaktów seksualnych. Uwaga! Seks oralny czy analny nie chroni przed ich rozprzestrzenianiem!

Jeśli nie rozpoczęłaś/rozpocząłeś współżycia seksualnego, rozważ szczepienie przeciwko HPV. Uwaga! Nie chroni ono przed wszystkimi onkogennymi szczepami tego wirusa, dlatego nawet po szczepieniu kobiety nadal powinny wykonywać regularnie cytologię.

6. Jeśli podejrzewasz, że możesz być obciążony genetycznie zachorowaniem na raka, czyli np. w Twojej rodzinie bliscy pierwszego stopnia zachorowali na nowotwór, albo zachorowania na nowotwór powtarzają się w każdym pokoleniu i zapadają na nie osoby w stosunkowo młodym wieku, porozmawiaj o tym ze swoim lekarzem albo udaj się do poradni genetycznej.

Justyna Wojteczek (www.zdrowie.pap.pl)

źródło: www.zdrowie.pap.pl za Polska Unia Onkologii

grafika źródło: pixabay.com

Pomidory chronią przed rakiem skóry

Lato w pełni i słońce. Badania wskazują, że dobrą ochroną przed rakiem skóry jest nie tylko krem z wysokim filtrem, ale i dużo pomidorów w diecie. Zmniejszają one ryzyko zachorowania na raka skóry u myszy, być może – także u człowieka.

Choć porównując wygląd trudno w to uwierzyć, pomidory są bardzo blisko spokrewnione z ziemniakami. Poza walorami smakowymi, zawierają całe mnóstwo substancji prozdrowotnych, czego z całą pewnością nie da się bez naginania rzeczywistości powiedzieć o ich bulwiastych kuzynach.

Dotychczasowe badania z udziałem ludzi dowiodły, że zawarte w pomidorach substancje, zwłaszcza likopen – czerwony barwnik z grupy karotenoidów – z uwagi na silne działanie przeciwutleniające, ma działanie przeciwnowotworowe.

Z pomidorem na słońce

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że jeśli zjadamy pomidorów ostatecznie dużo, zawarte w nich karotenoidy odkładają się w ludzkiej skórze i chronią przed szkodliwymi promieniami UV. Naukowcy przypuszczają, że nie jest wykluczone, iż taki zapas sprawi, że nawet w razie poparzenia słonecznego, będzie ono słabsze niż wtedy, gdy takiej ochrony pochodzącej z pomidorów nie mamy.

Tym właśnie tropem poszli badacze z Ohio State University, chcąc sprawdzić, na ile dieta bogata w pomidory chroni przed rakiem skóry rozwijającym się na skutek zbyt silnego promieniowania UV. Ponieważ zaprojektowany przez nich eksperyment byłby zbyt niebezpieczny dla człowieka, przeprowadzili go na myszach. Jego wyniki publikuje „Scientific Reports”.

W ramach eksperymentu część z 180 myszy była przez 35 tygodni karmiona paszą zawierającą 10 procent sproszkowanych pomidorów, a część zwykłym pokarmem. Od 11. do 20. tygodnia wszystkie były naświetlane promieniami UV tak, by wywołać u nich raka skóry.

Okazało się, że w przypadku samców jedzących sproszkowane pomidory, przypadków nowotworu było o połowę mniej. Tej prawidłowości nie odnotowano jednak u samic. Skąd się to wzięło? Wcześniejsze badania dowiodły, że samce myszy są bardzie wrażliwe na promieniowanie UV, błyskawicznie dostają raka, ich guzów jest więcej, są one większe i rozwijają się szybciej.

– Wyniki naszych badań dowiodły, że testując różnej strategie prewencji (nowotworów skóry, przyp. red.) musimy brać pod uwagę płeć. To, co działa w przypadku mężczyzn, nie zawsze w równym stopniu działa na kobiety – mówi współautorka badań prof. Tatiana Oberyszyn, patolog z Ohio State University.

Tym właśnie tropem poszli badacze z Ohio State University, chcąc sprawdzić, na ile dieta bogata w pomidory chroni przed rakiem skóry rozwijającym się na skutek zbyt silnego promieniowania UV. Ponieważ zaprojektowany przez nich eksperyment byłby zbyt niebezpieczny dla człowieka, przeprowadzili go na myszach. Jego wyniki publikuje „Scientific Reports”.

W ramach eksperymentu część z 180 myszy była przez 35 tygodni karmiona paszą zawierającą 10 procent sproszkowanych pomidorów, a część zwykłym pokarmem. Od 11. do 20. tygodnia wszystkie były naświetlane promieniami UV tak, by wywołać u nich raka skóry.

Okazało się, że w przypadku samców jedzących sproszkowane pomidory, przypadków nowotworu było o połowę mniej. Tej prawidłowości nie odnotowano jednak u samic. Skąd się to wzięło? Wcześniejsze badania dowiodły, że samce myszy są bardzie wrażliwe na promieniowanie UV, błyskawicznie dostają raka, ich guzów jest więcej, są one większe i rozwijają się szybciej.

– Wyniki naszych badań dowiodły, że testując różnej strategie prewencji (nowotworów skóry, przyp. red.) musimy brać pod uwagę płeć. To, co działa w przypadku mężczyzn, nie zawsze w równym stopniu działa na kobiety – mówi współautorka badań prof. Tatiana Oberyszyn, patolog z Ohio State University.

Krótka historia pomidora

Trudno w to uwierzyć, ale na początku XIX wieku uważano, że pomidory są… trujące. Amerykańskie książki kucharskie zalecały ich gotowanie przez 3 godziny (!), tak, by straciły zabójcze właściwości. W 1820 roku niejaki pułkownik Robert Gibbon Johnson w amerykańskim mieście Salem dowiódł, że… surowe pomidory nie są trujące. Odbyło się to na schodach miejscowego sądu. „Panie i panowie! – rzekł do stojącego poniżej tłumu.

– Od lat usiłuję was przekonać, że szkodliwa wilcza brzoskwinia, Solanum lycopersicum nie jest trującą rośliną, lecz pysznym i pożywnym owocem, który zasługuje, by znaleźć się na każdym stole. Jednak nie mogąc przekonać was siłą argumentów, pozwolę sobie zrobić to za pomocą przykładu. Jeśli mam rację, przeżyję, jeśli nie – umrę”. Po czym wyjął z koszyka pomidora… i zjadł go. Na ten widok jedna ze zgromadzonych licznie kobiet zemdlała. Johnson – ku zaskoczeniu gawiedzi – przeżył.

Anna Piotrowska (www.zdrowie.pap.pl)

źródło: www.zdrowie.pap.pl

grafika źródło: pixabay.com

Jak skutecznie schudnąć?

Latem chętniej podejmujemy próby zrzucenia kilku zbędnych kilogramów chcąc osiągnąć nienaganną sylwetkę, którą będziemy mogli pochwalić się na wakacjach. Podejmujemy wiele prób, stosujemy różne diety, w wyniku których może i  uda nam się schudnąć, jednak zwykle pożądany efekt nie trwa długo. Zatem jak skutecznie pozbyć się zbędnych kilogramów i uniknąć efektu  JOJO?

Najtrwalsze efekty, a jednocześnie nie narażające organizmu na wystąpienie powikłań, daje powolna, racjonalna redukcja masy ciała. Bezkrytyczne stosowanie diety, której autor zapewnia nas, że osiągniemy spektakularne efekty już po tygodniu czy miesiącu stosowania tzw. „diety cud”, może przyczynić się do groźnych zaburzeń metabolicznych. Według specjalistów z Instytutu Żywności i Żywienia ubytek masy ciała powinien wynosić 0,5 – 1 kg tygodniowo, tj. 2 – 4 kg miesięcznie. Jeśli chcemy cieszyć się ładną sylwetką przez długi czas, musimy zmodyfikować swój styl życia, a nie epizodycznie zmienić upodobania związane z dietą. Aby utrata wagi była długotrwała, należy zastosować się do kilku prostych wskazówek.

  1. Jedz regularnie!

To jedna z podstawowych, ale kluczowych, zasad. Regularne spożywanie 4 – 5 posiłków dziennie, w regularnych odstępach (co 3 – 4 godziny), o stałych porach jest sygnałem dla organizmu, że nie zabraknie mu pożywiania, co oznacza, że na bieżąco może zużywać dostarczoną energię bez konieczności odkładania. Dostarczając organizmowi energię w np. 2 posiłkach dajemy mu sygnał, że nadejdzie „czas głodu”, co oznacza konieczność zgromadzenia zapasów. Pamiętaj, że u ludzi materiałem zapasowym jest TŁUSZCZ! Chcąc skutecznie zgubić kilogramy nie dopuszczaj zatem do powstania uczucia głodu i odkładania fałdek tłuszczu!

  1. Ogranicz tłuszcze i cukry proste

Chcąc stracić nadmierne kilogramy, należy ograniczyć spożycie tłuszczów, zwłaszcza zwierzęcych. Do potraw najlepiej dodawać w niewielkich ilościach olej, niskokaloryczne margaryny czy oliwę z oliwek. Należy także ograniczać spożycie cukrów prostych (cukier, słodycze, napoje słodzone).

  1. Stosuj urozmaiconą dietę

W diecie powinny znajdować się wszystkie niezbędne składniki odżywcze (z każdego poziomu piramidy zdrowego żywienia i aktywności fizycznej). Niewłaściwy dobór produktów może skutkować niedoborem witamin, składników mineralnych (np. wapń, fosfor, potas, żelazo) oraz utratą białek ustrojowych. Dlatego też, nie powinno stosować się diet jednostronnych (opartych na spożywaniu jednego produktu, np. kaszy, kapusty). Organizm do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje odpowiednio zbilansowanej, zróżnicowanej diety.

  1. Spożywaj produkty zbożowe z grubego przemiału

Białe pieczywo należy zastąpić ciemnym, w diecie należy uwzględnić także grube kasze oraz brązowy ryż. Produkty te cechują się niższym indeksem glikemicznym, zawierają większą ilość błonnika pokarmowego, a także soli mineralnych i witamin. Są one również źródłem węglowodanów złożonych, które organizm łatwo i powoli metabolizuje, powodując stopniowy wyrzut glukozy do krwi. Dzięki temu dostarczają one energii na dłużej.

  1. Jedz produkty bogate w błonnik

Produkty bogate w błonnik mogą sprzyjać uczuciu sytości przez dłuższy czas, co powstrzymuje nas przed podjadaniem. Bogate w błonnik są m. in. produkty pełnoziarniste, owoce, warzywa, rośliny strączkowe.

  1. Pij wodę

Woda pełni w organizmie człowieka wiele ważnych funkcji, m. in. uczestniczy w trawieniu, usuwa produkty przemiany materii, oczyszcza organizm z toksyn, reguluje temperaturę ciała. Zaleca się spożycie co najmniej 1,5 l wody dziennie, najlepiej niegazowanej. Zdecydowanie należy zrezygnować  ze słodzonych napoi, które są źródłem tzw. „pustych kalorii”.

  1. Codziennie podejmuj aktywność fizyczną

Warunkiem sukcesu jest stosowanie odpowiednio zbilansowanej diety w połączeniu z aktywnością fizyczną! Ruch jest naturalną potrzebą organizmu, dlatego powinniśmy być aktywni każdego dnia, min. 30 minut dziennie.

Podejmując próbę zrzucenia zbędnych kilogramów należy wyznaczyć sobie cel i małymi krokami do niego dążyć. Wielokrotne, niekonsekwentne próby odchudzania w rezultacie prowadzą do przyrostu masy ciała i powstania efektu JOJO.  Wbrew powszechnym opiniom, skuteczna dieta, która pozwala zrzucić zbędne kilogramy to nie „mordercza głodówka”, a wręcz przeciwnie. Odpowiednia dieta ustalona według indywidualnego zapotrzebowania na energię i składniki odżywcze w połączeniu z  codzienną aktywnością fizyczną stanowi klucz do zachowania zdrowia i zgrabnej sylwetki.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Siedem grzechów prowadzących do zawału i udaru

Eksperci ostrzegają, że w najbliższych latach przybędzie ludzi cierpiących na choroby układu krążenia. Poznaj siedem czynników im sprzyjających, a zatem zyskaj wiedzę, jak się przed zawałem i udarem chronić.

Wśród chorób układu krążenia najczęściej wymienia się: chorobę niedokrwienną serca, niewydolność serca, miażdżycę i choroby naczyń mózgowych. Ich skutkami nierzadko są zawał serca i udar mózgu.

Na szczęście większość z nas może uniknąć zachorowania lub też złagodzić przebieg choroby dzięki prozdrowotnym zmianom w stylu życia i badaniom kontrolnym.

Siedem grzechów głównych

Aby jednak móc skutecznie zapobiegać chorobom układu krążenia, najpierw trzeba poznać najważniejsze czynniki ryzyka ich rozwoju. Oto one:

  • NADMIERNA MASA CIAŁA: Aż 68 proc. mężczyzn i 56 proc. kobiet w Polsce ma nadwagę lub otyłość. Prawidłowa masa ciała chroni przed wieloma chorobami, nie tylko układu krążenia. Za dużo ważysz – udaj się do lekarza, dietetyka i psychologa, by dowiedzieć się, jak zdrowo schudnąć.
  • NIEDOSTATECZNA AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA: Brak aktywności fizycznej lub zbyt niski jej poziom dotyczy aż 57 proc. mężczyzn i 55 proc. kobiet w Polsce. Ruszaj się – ruch wspomaga krążenie, wzmacnia naczynia krwionośne i pomaga utrzymać prawidłową masę ciała.
  • HIPERCHOLESTEROLEMIA: Aż 70 proc. mężczyzn i 64 proc. kobiet ma hipercholesterolemię (podwyższone stężenie cholesterolu we krwi). Tylko około 6 proc. przypadków jest skutecznie leczonych. Badaj krew, a jeśli jest problem z cholesterolem – lecz się. Nie zapominaj, że w skład leczenia wchodzi prawidłowa dieta i ruch.
  • DYSLIPIDEMIA: Blisko 77 proc. dorosłych Polaków ma jedną z postaci dyslipidemii (współwystępujące podwyższone stężenie trójglicerydów i cholesterolu LDL oraz obniżone stężenie cholesterolu HDL we krwi). Dyslipidemię trzeba leczyć – a częścią terapii jest prawidłowa dieta i aktywność fizyczna.
  • NADCIŚNIENIE TĘTNICZE: Około 46 proc. mężczyzn i 40 proc. kobiet w naszym kraju ma nadciśnienie tętnicze. Z tego skutecznie leczonych jest odpowiednio 19 i 27 proc. pacjentów. Jeśli lekarz przepisał leki na nadciśnienie, nie zmieniaj samowolnie terapii, nawet jeśli ciśnienie spadnie. Nie zapominaj też o zdrowej diecie, ograniczeniu spożycia soli i ruchu.
  • PALENIE PAPIEROSÓW: Wciąż niemal 30 proc. mężczyzn i 21 proc. kobiet w Polsce pali papierosy. Nie palisz – nie zaczynaj! Palisz – udaj się do poradni antynikotynowej!
  • NIEZDROWE NAWYKI ŻYWIENIOWE: Polacy wciąż spożywają za dużo tłuszczów zwierzęcych, tłuszczów trans, soli i cukru, a za mało warzyw, owoców, tłuszczów roślinnych i ryb. Nie czekaj i zmiany w diecie wprowadź już dziś. Nie wiesz, jakie? Poradź się wykwalifikowanego dietetyka.

Świadomość i motywacja naszą bronią

Oczywiście na tym lista czynników ryzyka rozwoju chorób sercowo-naczyniowych się nie kończy. Można do niej dopisać jeszcze m.in.:

  • podwyższony poziom cukru we krwi (hiperglikemia),
  • nieumiejętność radzenia sobie ze stresem,
  • predyspozycje genetyczne (rodzinna hipercholesterolemia)

ale również braki leżące po stronie służby zdrowia i systemu edukacji (jak np. brak efektywnej edukacji prozdrowotnej dzieci i młodzieży w szkołach, niezadowalający poziom wczesnego rozpoznawania chorób serca i czynników ryzyka, brak efektywnych programów badań przesiewowych, mało skuteczne leczenie nadciśnienia i zaburzeń lipidowych, niedostateczny dostęp do specjalistycznej diagnostyki i terapii kardiologicznej, brak środków na wprowadzenie innowacji w diagnostyce).

Optymistyczne w tym wszystkim jest jednak to, że poprzez nasze codzienne wybory w obszarze stylu życia możemy istotnie zmniejszyć zagrożenie ze strony większości wymienionych wyżej czynników ryzyka.

–  Zmiana stylu życia odpowiada za zmniejszenie liczby zgonów w większym stopniu niż poprawa leczenia – przekonywał prof. dr hab. Michał Zakliczyński, ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu podczas seminarium dotyczącego projektowanego ogólnopolskiego „Programu profilaktyki w zakresie miażdżycy tętnic i chorób serca”.

Choroby układu krążenia od wielu lat pozostają najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce. Z ich powodu umiera każdego roku około 45 proc. Polaków i Polek (40 proc. mężczyzn i 50 proc. kobiet), w tym bardzo wielu przedwcześnie. W 2014 r. zmarło z ich powodu 169 735 osób.

Co więcej, choroby sercowo-naczyniowe są też jedną z najczęstszych przyczyn całkowitej lub częściowej utraty zdolności do pracy.

Niepokojące prognozy

Na podstawie analizy trendów demograficznych i epidemiologicznych eksperci ostrzegają, że bez podjęcia zdecydowanych działań zaradczych rozpowszechnienie chorób układu krążenia w Polsce będzie się zwiększać.

Z przedstawionych w czasie seminarium prezentacji wynika, że w latach 2015-2025 prognozowany jest w Polsce wzrost zachorowalności o 9-16 proc. w zależności od województwa (największy ma być w Wielkopolskiem i Pomorskiem).

Na koniec przypomnijmy, jakie są normy stężeń najważniejszych lipidów we krwi, dla osób zdrowych, niepalących:

  • cholesterol całkowity (TC): poniżej 190 mg/dl
  • trójglicerydy (TG): poniżej 150 mg/dl
  • frakcja LDL („zły”): poniżej 115 mg/dl
  • frakcja HDL („dobry”): dla mężczyzn – ponad 40 mg/dl, dla kobiet – ponad 45 mg/dl

Wiktor Szczepaniak (www.zdrowie.pap.pl)

źródło: www.zdrowie.pap.pl

grafika źródło: pixabay.com

 

Hormonalna terapia zastępcza – sposób na klimakterium.

Nieuchronnym etapem w życiu każdej kobiety jest menopauza czyli wystąpienie ostatniej miesiączki w życiu kobiety, związane z fizjologicznym ustaniem pracy jajników. Wiąże się to z zakończeniem wieku prokreacyjnego. Okres ten charakteryzuje się występowaniem uciążliwych dolegliwości wynikających ze zmniejszania poziomu hormonów we krwi oraz trwałym zakończeniem występowania cyklu miesięcznego. Zwykle menopauza występuje u kobiet w wieku ok. 50 lat. Pomocą w redukcji objawów związanych z menopauzą jest stosowanie hormonalnej terapii zastępczej (HTZ).
Hormonalna terapia zastępcza to leczenie stosowane u kobiet będących w okresie klimakterium (okres okołomenopauzalny) oraz po menopauzie (okres pomenopauzalny), u których występują objawy wypadowe, tzn. objawy przekwitania, takie jak: kołatanie serca, uderzenia gorąca, bóle i zawroty głowy, zimne poty, problemy ze snem, trudności z koncentracją, zmienność nastrojów, przygnębienie a nawet depresja. Dolegliwości te wynikają z obniżenia stężenia we krwi estrogenów wytwarzanych przez jajniki oraz progesteronu. Narastający niedobór estrogenu prowadzi także do zmian w układzie moczowo-płciowym kobiet, które objawiają się m.in. suchością pochwy, częstszymi infekcjami dróg moczowych oraz wysiłkowym nietrzymaniem moczu. Niedobór hormonu ma wpływ także na obniżenie jakości życia intymnego z powodu bolesnych stosunków (dyspareunia). Objawy wypadowe są najbardziej nasilone w okresie 2 lat od wystąpienia ostatniej miesiączki, mogą one występować przez ok. 5 lat (u niektórych kobiet może występować dłużej). Dolegliwości te w znaczny sposób obniżają jakość życia kobiet, a terapia hormonalna pozwala na ich efektywne niwelowanie.
HTZ opiera się na podawaniu jednej lub więcej grup leków, mających za zadanie wyrównanie poziomu hormonów krążących we krwi. Na rynku obecna jest duża liczba preparatów estrogenowych i estrogeno-progesteronowych. W stosowanej terapii hormony mogą być podawane w różny sposób: dopochwowo (kremy , globulki), podskórnie (implant umieszczony pod skórą), domięśniowo (forma zastrzyku), przez skórę (żele, plastry) oraz doustnie. Forma podania, dawka leku oraz czas trwania HTZ ustalana jest indywidualnie na podstawie stanu zdrowia kobiety. Przed rozpoczęciem HTZ należy wykluczyć wszelkie przeciwwskazania na podstawie przeprowadzonego wywiadu oraz badań. Przed wdrożeniem leczenia oprócz badania ginekologicznego, należy kontrolować ciśnienie tętnicze krwi, oznaczyć glikemię i stężenie lipidów w surowicy, a także należy wykonać mammografię i USG dopochwowe. Wymienione badania należy również wykonywać okresowo w trakcie stosowania HTZ. Przeciwwskazaniem do stosowania hormonalnej terapii zastępczej jest występowanie u kobiety żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej, nowotwór sutka, nowotwór narządów rodnych, a także ostra niewydolność wątroby. Natomiast wskazaniem do stosowania HTZ, oprócz dolegliwości wypadowych, jest całkowite usunięcie narządów rodnych kobiety z jajnikami włącznie, a także występowanie czynników ryzyka złamań osteoporotycznych.
Hormonalna terapia zastępcza, tak jak wszystkie farmakoterapie, wiąże się z pewnymi zagrożeniami, których nie można pominąć. Badania dowiodły, iż przyjmowanie hormonów stosowanych w HTZ wpływa na wzrost ryzyka rozwoju raka sutka – przyjmowane estrogeny powodują rozrost już istniejącego ogniska chorobowego. Zagrożeniem może być także rozwój raka jajników, szyjki macicy, sromu – dostępne dane nie potwierdzają jednak jednoznacznie związku HTZ z występowaniem przytoczonych nowotworów. Działaniami niepożądanymi wynikającymi ze stosowania HTZ mogą być również powikłania zakrzepowo-zatorowe, wystąpienie kamicy pęcherzyka żółciowego oraz przerost endometrium. Stosowanie hormonów może przyczyniać się także do wystąpienia niedokrwiennego udaru mózgu, a także otępienia u kobiet po 65 r. ż..
Hormonalna terapia zastępcza głównie stosowana jest w celu niwelowania dolegliwości związanych z klimakterium oraz poprawy jakości i komfortu życia kobiet w okresie menopauzy. Lekarz zlecając terapię hormonalną powinien poinformować pacjentkę o ryzyku jakie wiąże się ze stosowaną metodą. Decyzja o zastosowaniu HTZ powinna zostać podjęta, gdy brak jest przeciwwskazań, a korzyści przewyższają możliwe zagrożenia.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych. Nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

Rak i geny –Czy nowotwór można dziedziczyć?

Wzrastająca liczba osób z rozpoznaną chorobą nowotworową skłania do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co jest przyczyną występowania raka? Niektóre nowotwory określa się mianem „dziedzicznych”. Ale czy każdy nowotwór można dziedziczyć? Odpowiedź na to pytanie jest złożona.

W większości rozpoznane nowotwory stanowią tzw. zachorowania sporadyczne, co oznacza, że osoba chorująca na raka nie posiada bliskich krewnych, u których zdiagnozowano tę chorobę. Zachorowanie jest wynikiem nagromadzonych w trakcie trwania życia zmian w materiale genetycznym. Jednak w przypadku 5 – 10% przypadków zachorowań stwierdza się ich dziedzicznie uwarunkowaną predyspozycję do zachorowania. A więc choroby nowotworowej się nie dziedziczy, a jedynie skłonność do zachorowania! Rozwój nowotworu zależy od nieprawidłowej informacji zawartej w materiale genetycznym, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie przez zmutowany gen. Sama predyspozycja nie jest jednak równoznaczna z wystąpieniem choroby nowotworowej. Oprócz skłonności genetycznej, na rozwój choroby nowotworowej mają także wpływ czynniki środowiskowe oraz styl życia.

O genetycznej predyspozycji do występowania nowotworów możemy mówić wówczas, gdy:

  • choroba została zdiagnozowana u bardzo młodej osoby
  • taki sam typ nowotworu występował u osób blisko spokrewnionych
  • nowotwór wystąpił obustronnie w narządach parzystych (np. obustronny rak piersi, obustronny rak płuc)
  • pojawiły się zachorowania synchroniczne (np. zdiagnozowanie w tym samym czasie dwóch niezależnych ogniska raka w jednym organie np. jelicie) lub metachroniczne (zdiagnozowanie u tej samej osoby raka w jednego organu, a następnie raka innego organu)
  • nowotwór występuje nietypowo, np. rak piersi u mężczyzny

Ocena występowania dziedzicznie uwarunkowanej predyspozycji do zachorowania na nowotwór dokonywana jest m.in. na podstawie wywiadów rodzinnych. W analizie uwzględnia się dane krewnych przynajmniej pierwszego i drugiego stopnia. Do krewnych pierwszego stopnia zalicza się: rodziców, rodzeństwo i dzieci, natomiast krewni drugiego stopnia to: babcie, dziadkowie, rodzeństwo rodziców, wnuki. Ocena zachorowań w rodzinie pozwala ocenić sposób dziedziczenia predyspozycji. W celu potwierdzenia dziedzicznej predyspozycji należy wykonać badanie genetyczne nosicielstwa mutacji. Wykrycie nosicielstwa mutacji w genie predyspozycji zachorowania na nowotwór pozwala na objęcie odpowiednią opieką, umożliwiającą wykrycie raka w jego wczesnym stadium.

Nowotwory, które najczęściej określane są mianem „dziedzicznych” to:

  • nowotwór piersi
  • nowotwór jajnika
  • nowotwór jelita grubego
  • nowotwór prostaty
  • nowotwór płuc
  • nowotwór nerki.

Wczesne rozpoznanie choroby nowotworowej ma kluczowe znaczenie w procesie leczenia. Dlatego jeśli w Twojej rodzinie były przypadki nowotworów zgłoś się do poradni genetycznej zwłaszcza, gdy choroby nowotworowe wielokrotnie atakowały osoby młode i pojawiały się w kolejnych pokoleniach! Wykrycie nosicielstwa mutacji w genie a tym samym większej predyspozycji zachorowania na nowotwór, pozwala na zastosowanie odpowiedniej profilaktyki/ kontroli o odpowiedniej częstotliwości. Pamiętajmy, że wcześniej wykryty nowotwór daje o wiele większe szanse na pełne wyleczenie, niż choroba wykryta w późnym stadium.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych. Nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

Wszystko co powinieneś wiedzieć o diagnostyce obrazowej.

Rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa oraz RTG są to tzw. badania obrazowe, które pozwalają wykryć różnorakie zmiany powstające wewnątrz organizmu. Każde z tych badań posiada swoje wady i zalety. Tym samym nie da się jednoznacznie określić, która z wymienionych technik diagnostyki obrazowej jest najlepsza, ponieważ w zależności od wskazań i przeciwwskazań indywidualnych dla każdego pacjenta różne badania będą zalecane. Warto jednak wiedzieć, jakie są ich cechy i czego możemy się spodziewać udając się na takie badanie. Pamiętajmy, że finalnym elementem każdego z badań jest opis wykonany prze lekarza specjalistę radiologii.

RTG – zdjęcie rentgenowskie:

Tradycyjne RTG potocznie nazywane rentgenem jest najbardziej popularne i znane większości z nas. Ta bardzo stara już metoda polega na prześwietlaniu poszczególnych części ciała wiązkami promieniowania rentgenowskiego (promieniowania X). W wyniku tego badania powstaje dwuwymiarowy obraz, który jest widoczny na tzw. kliszy RTG. Patrząc na takie zdjęcie widać wyraźne przejaśnienia i zaciemnienia. Im jaśniejsze obszary na kliszy, tym więcej promieniowania wniknęło w prześwietlaną tkankę. Dla przykładu kości mają znacznie większą zdolność pochłaniania promieniowania rentgenowskiego niż otaczające je tkanki miękkie, dlatego też na kliszy zauważalne są one jako wyraźne przejaśnienia.

RTG jest popularną, od dawna stosowaną techniką diagnostyczną w medycynie. Zdjęcia RTG najczęściej wykonuje się w celu szybkiej oceny stanu układu kostnego oraz klatki piersiowej osoby poddanej badaniu. Lekarze nierzadko zlecają badanie rentgenowskie w przypadku podejrzenia złamania lub zmian w obrębie płuc. Zaletami tradycyjnego RTG jest łatwość jego wykonania, ogólnodostępność oraz niski koszt w porównaniu z innymi badaniami obrazowymi. Natomiast największą wadą tej techniki jest to, że nie pozostaje ona obojętna dla zdrowia, ponieważ promieniowanie X jest uważane za potencjalny czynnik rakotwórczy. Z tego też powodu badania nie mogą wykonywać zbyt często, nie mogą być też stosowane u kobiet w ciąży. Mimo, że badanie RTG bywa bardzo pomocne, ma ograniczone możliwości diagnostyczne. Dlatego w wielu przypadkach klasyczna rentgenodiagnostyka została wyparta przez nowocześniejsze metody.

Tomografia komputerowa:

Kolejnym badaniem obrazowym jest tomografia komputerowa (TK, CT), w której podobnie jak w przypadku RTG wykorzystywane jest promieniowanie rentgenowskie przez co również i tutaj nie jest wskazane zbyt częste jego powtarzanie. Co więcej badania te różnią się między sobą użytą dawką promieniowania, gdyż w tomografii jest ono znacznie wyższe, co przekłada się bezpośrednio na jakość uzyskanego obrazu, który jest znacznie dokładniejszy w porównaniu z tradycyjnym RTG. Poza tym TK pozwala na wykonanie wielu zdjęć w różnych płaszczyznach i warstwach za pomocą precyzyjnej wiązki promieni rentgenowskich, przez co fotografowaną część ciała można zobaczyć nie tylko w technice 2D, ale także w 3D. Tomografia komputerowa umożliwia uzyskanie bardzo precyzyjnych obrazów z wnętrza ciała. Niejednokrotnie użycie tej technik zalecane jest w nagłych przypadkach, kiedy to istnieje podejrzenie poważnych urazów głowy, klatki piersiowej, jamy brzusznej, czy miednicy małej. Badanie to świetnie uwidacznia wszelkie urazy kostne, krwotoki różnych narządów ciała, a także zmiany nowotworowe. Podczas badania tomografii komputerowej często pojawia się konieczność (ta decyzja należy do lekarza kierującego a ostateczna do lekarza radiologa) wyraźniejszego uwidocznienia ewentualnych zmian w organizmie i dlatego wykonuje się je z kontrastem. Jeśli mamy być poddani badaniu tomografii komputerowej powinniśmy:

– ostatni posiłek spożyć co najmniej 6 godzin przed badaniem TK,
– być odpowiednio nawodnionym przed badaniem
– posiadać oznaczenie poziomu kreatyniny w surowicy, konieczne w wypadku podawania jodowego środka kontrastowego.

Podobnie jak w przypadku badania RTG ciąża pacjentki jest bezwzględnym przeciwskazaniem do wykonania badania.

Rezonans magnetyczny:

Jednym z najdokładniejszym badań obrazowych jest rezonans magnetyczny (MRI), który wykorzystuje działanie pola magnetycznego. Badanie to jest całkowicie bezpieczne dla naszego organizmu, jednak i tutaj istnieje kilka znaczących przeciwwskazań do jego wykonania. Bezwzględnie nie wykonuje się MRI u osób, które mają wszczepiony rozrusznik serca, implanty ślimakowe, metalowe implanty ortopedyczne, oraz jakiekolwiek metale w ciele, które są ferromagnetykami. Jest to spowodowane faktem, że pacjent podczas badania jest poddawany silnemu polu magnetycznemu.

Rezonans magnetyczny może być stosowany w diagnozowaniu schorzeń układu nerwowego, będąc niezastąpiony w diagnostyce stwardnienia rozsianego, ognisk padaczki. Za pomocą rezonansu diagnozuje się patologie kręgosłupa, jamy brzusznej, procesy chorobowe mających miejsce w tkankach miękkich, mięśniach, stawach i ścięgnach. MRI jest idealnym badaniem, jeśli wiadomo czego tak naprawdę i w jakim miejscu naszego ciała chcemy szukać. Dlatego jest stosowany zazwyczaj jako element diagnostyki pogłębionej, dopiero wtedy, gdy inne metody diagnostyki (np. USG) nie pokażą w dość dokładny sposób zmienionego chorobowo miejsca. Największą zaleta badania jest brak promieniowania dla pacjenta, co pozwala wykonywać tę technikę, praktycznie bez żadnej szkody dla pacjenta. Samo badanie nie wymaga zazwyczaj specjalnego przygotowania. Niemniej jednak również badanie rezonansem może wymagać podawania środka kontrastowego, co jest dodatkowym obciążeniem.

Wadami rezonansu jest przede wszystkim stosunkowo wysoki koszt samego badania, choć na skutek upowszechnienia tej metody cena jednego badania systematycznie spada. Uciążliwością jest, że MRI w niektórych przypadkach jest dość długim badaniem, trwającym nawet kilkadziesiąt minut, podczas których pacjent musi pozostawać w bezruchu.

Podsumowując
każde z wymienionych wyżej badań diagnostycznych ma swoje zastosowanie w medycynie. Wydaje się, że obecnie rozwój medycyny powoduje, że zawężać będzie się liczba przypadków w których postępowaniem z wyboru będzie wykonywanie klasycznego RTG na rzecz badań tomografii komputerowej a przede wszystkim bezpiecznego z racji braku promieniowania rezonansu magnetycznego.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych. Nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

Wypalenie zawodowe – czy może być chorobą?

Czujesz się wiecznie przemęczony/a? Praca, która kiedyś była dla Ciebie powodem do dumy zaczęła być niemiłym obowiązkiem? Na myśl o kolejnym dniu w pracy robi Ci się niedobrze, a weekendy stają się zbyt krótkie, aby wypocząć? Jeśli na powyższe pytania kiwasz głową na tak, być może, że dopadło Cię wypalenie zawodowe.

Co to jest wypalenie zawodowe?

Wypalenie zawodowe (professional burnout) to reakcja organizmu na długotrwały stres związany z wykonywaną pracą. Syndrom ten charakteryzuje się wyczerpaniem emocjonalnym, depersonalizacją i obniżonym poczuciem dokonań osobistych. Pracownik, którego dotknęło wypalenie zawodowe zaczyna czuć się przemęczony, znużony i nadmiernie obciążony obowiązkami związanymi z wykonywaną pracą. Uczucie to z czasem nasila się co prowadzi do wspomnianego wyczerpania emocjonalnego. Depersonalizacja natomiast przejawia się negatywnym traktowaniem lub dystansowaniem się od problemów innych ludzi. Taka osoba, przestaje odczuwać empatię w stosunku do klientów, pacjentów, czy innych osób z którymi styka się na co dzień w pracy. Zaczyna ona traktować ich przedmiotowo, czasami wręcz odnosząc się do nich z pogardą i niechęcią. Z kolei obniżone poczucie dokonań osobistych jest związane z odczuwaniem braku zadowolenia przez takiego pracownika z osiąganych wyników swojej pracy. Osoba ta traci wiarę we własną skuteczność, a każde powierzone jej zadanie przestaje być dla niej wyzwaniem, a staje się przykrym, czasami wręcz niemożliwym do wykonania obowiązkiem.

Komu grozi wypalenie zawodowe?

Problem wypalenia zawodowego może dotknąć każdego niezależnie w jakiej grupie zawodowej pracuje. Jednak obserwuje się, że najczęściej syndrom ten występuje u osób, które zajmują stanowiska kierownicze, a także u tych, których praca polega na częstym i intensywnym kontakcie z innym człowiekiem. Szczególnie narażeni będą tutaj pracownicy na co dzień niosący pomoc, wspierający i opiekujący się innymi ludźmi. Wymienić można choćby takie zawody jak: psycholog, nauczyciel, pielęgniarka, lekarz, pracownik socjalny, czy policjant. Ponadto „czynnikami zapalnymi” mogącymi zapoczątkować proces jakim jest wypalenie zawodowe są niektóre indywidualne cechy danych osób. Podatni na wypalenie będą pracownicy charakteryzujący się dużym zaangażowaniem w pracę, jednocześnie przy tym zaniedbujący życie rodzinne i własne zainteresowania. Osoby, które są ambitne, kreatywne, chcą się rozwijać, awansować, a które natrafiają w środowisku pracy na barierę uniemożliwiającą im spełnianie tych celów z czasem mogą zacząć odczuwać przykre objawy wypalenia zawodowego. Pracownik, który czuje się niedoceniany, nie dostaje pochwał, premii za swój wkład, stopniowo traci zaangażowanie i wcześniejszy zapał do pracy. Mówi się, że syndrom wypalenia zawodowego dotyka najczęściej osób głęboko związanych ze swoją pracą, dla których była ona pasją, sposobem na życie. Uważa się, że osoby które doświadczył syndromu wypalenia zawodowego, podczas przebiegu swojej kariery zawodowej miały silną motywację, mogły być pracoholikami. Innymi słowy „kto nie płoną nigdy się nie wypali”.

Jakie są objawy wypalenia zawodowego?

Wypalenie zawodowe nie pojawia się w życiu człowieka nagle, ponieważ jest to powoli rozwijający się proces. Aby doszło do pełnoobjawowego wypalenia najpierw trzeba doświadczyć szeregu niespecyficznych objawów. Zaczyna się niewinnie, możemy odczuwać narastające zmęczenie, bóle głowy, czy często się przeziębiać. Jest to reakcja obronna naszego organizmu, który próbuje nam zakomunikować, że pora odpocząć, „złapać nowy wiatr w żagle”. Gdy nie damy sobie trochę luzu, pojawić się może u nas irytacja, brak motywacji, a wręcz niezdolność do podejmowania decyzji. Charakterystyczne na tym etapie jest dystansowanie się od innych, izolacja, traktowanie ludzi przedmiotowo lub nawet z pogardą. W pracy stajemy się mniej efektywni, chociaż coraz więcej siły i czasu wkładamy w powierzone nam zadania. W końcu nasz organizm nie wytrzymuje chronicznego stresu, któremu nie potrafimy sprostać. Na tym etapie zaczynają się poważne kłopoty ze zdrowiem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Osoba wypalona zawodowo może borykać się z takimi problemami jak wrzody żołądka, nadciśnienie, depresja, mogą pojawić się u niej również myśli samobójcze.

Jak uniknąć wypalenia zawodowego?

Najważniejsza jest profilaktyka. Działania mające na celu zapobiegać wypaleniu zawodowemu trzeba wdrażać od początku podjęcia pracy zawodowej! Po pierwsze nie zapominajmy, że istnieje życie poza pracą, tzw. work life balance jest wskazany. Kiedy przekroczymy próg domu nie myślmy o pracy. Znajdźmy sobie jakieś hobby, które będzie dla nas odskocznią od codziennych obowiązków. Prowadźmy tzw. „higieniczny tryb życia”, nie zapominajmy o zbilansowanej diecie, aktywności fizycznej i odpowiedniej dawce snu. Ponadto starajmy się wykorzystywać czas wolny efektywnie, tak aby rzeczywiście odpocząć i przygotować się na kolejne dni pracy. W samej pracy nie bójmy się powierzać zadań innym osobą, samemu i tak wszystkiego nie zrobimy. Jeśli czujemy się przemęczeni i nie nadążamy z powodu zbyt dużej ilości obowiązków powiedzmy o tym przełożonemu. Komunikacja w pracy jest bardzo ważna, ponieważ daje możliwość na pozór trudne problemy rozwiązać w prosty sposób. Jeśli chodzi o naszą osobę, to daj sobie trochę luzu, oczywiście nie chodzi tu o zaniedbywanie obowiązków, ale o realne wyznaczanie sobie celów.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych. Nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

Glutaminian sodu – jeść czy unikać jak ognia?

We współczesnym świecie do żywności w trakcie produkcji dodawane są substancje różnego pochodzenia. Jedne z nich naturalnie występują w przyrodzie, inne natomiast wytwarzane są w sposób chemiczny. Jesteśmy wręcz zasypywani różnymi dodatkami do żywności, po które często nieświadomie sięgamy podczas codziennych zakupów. Ważne jest, aby potrafić odróżnić co jest dla nas dobre, a co może być potencjalnie szkodliwe. Pierwszym krokiem do świadomego odżywiania jest właściwe dobieranie produktów spożywczych w oparciu o ich skład podany na etykietach.

Glutaminian sodu, czyli sól kwasu glutaminowego znana jest również pod nazwą MSG lub E621. Glutaminian jest substancją wzmacniającą smak potraw, przez co zjadane z jego dodatkiem dania stają się dla nas bardziej wyraziste, wydają się lepiej doprawione. Smak, który odczuwamy podczas spożywania tego związku nazywany jest umami, co z japońskiego oznacza wyśmienity, smakowity. O glutaminianie sodu słyszymy w ostatnich latach naprawdę wiele zarówno dobrego jak i złego, a zwolenników ma on równie dużo co przeciwników. Ten „kontrowersyjny” dodatek żywieniowy jednak nie od dziś trafia na nasze talerze. Już od setek lat był nieodłącznym elementem kuchni azjatyckiej.

Produkcja glutaminianu sodu na masową skalę została zapoczątkowana w Japonii na począt-ku XX wieku za sprawą tamtejszego chemika. Naukowiec ten wyizolował czysty glutaminian sodu z wodorostu – listownicy japońskiej, która jest wyjątkowo bogata w tą substancję. Związek ten zyskał od tamtej pory taką popularność, że na chwilę obecną pozyskuje się go różnymi sposobami w przemyśle spożywczym w ilości 400 tys. ton rocznie.

Glutaminian sodu naturalnie występuje w dużych ilościach w różnego rodzaju serach, w mięsie, rybach, sosie sojowym, warzywach, w tym pokaźną jego ilość możemy znaleźć w pomidorach. Co ciekawe już od najmłodszych lat mamy styczność z MSG, ponieważ kobiece mleko jest bogatym źródłem tego związku. Dla porównania w ludzkim mleku znajduje się 10 razy więcej glutaminianu sodu niż w mleku krowim.

Glutaminian sodu należy do najlepiej przebadanych dodatków żywieniowych i jak do tej pory badacze uznają, że jest to substancja nieszkodliwa i bezpieczna. Jednak pomimo licznych badań ukierunkowanych na ewentualne skutki uboczne jego spożycia, liczba zarzutów kierowanych w kierunku MSG wcale nie maleje. Oskarżany był on już o wywoływanie astmy oskrzelowej, uszkodzenia wzorku, a także obumieranie za jego sprawą komórek nerwowych. Jednak żadne z tych oskarżeń nie zostały potwierdzone w badaniach klinicznych. Ponadto przyjął się mit popularny wśród społeczeństwa, że może on wywołać tzw. „syndrom chińskiej restauracji”. Dolegliwość ta ma wystąpić rzekomo po spożyciu posiłków kuchni chińskiej naturalnie bogatych w glutaminian sodu, a objawiać ma się bólami i zawrotami głowy, osłabieniem, drętwieniem pleców, karku i rąk, uciskiem w klatce piersiowej, kołataniem serca, nadmiernym poceniem się oraz omdleniem. Wymienione objawy są jednak bardzo niespecyficzne i najprawdopodobniej wiążą się ze spożyciem innych często alergizujących składników kuchni azjatyckiej takich jak np. orzechy, krewetki, czy ryby.

Wielu badaczy podejrzewa, że MSG jest odpowiedzialny za wywoływanie nadwagi i otyłości. Zależność ta jednak nie została jednoznacznie potwierdzona. Najprawdopodobniej nadmierny przyrost masy ciała osób spożywających większą ilość glutaminianu sodu spowodowany jest tym, że właściwością tego związku jest polepszanie walorów smakowych jedzenia, przez co zwiększa on apetyt takich osób. Po drugie w przemyśle spożywczym glutaminian sodu jest przede wszystkim dodawany do wysokoprzetworzonych produktów, które są wysokokaloryczne, często zawierają niezdrowe tłuszcze trans i są ubogie w błonnik, co nie sprzyja zachowaniu szczupłej sylwetki. Wzmacniacz smaku E621 znajdziemy między innymi w produktach typu „fast food”, chińskich zupkach, gorących kubkach, zupach w proszku, sosach instant, konserwach mięsnych, a także w gotowych mieszankach przypraw takich jak np. gyros, typu vegeta, czy popularna kostka rosołowa. Można powiedzieć, że glutaminian sodu jest nieodłącznym składnikiem tzw. „śmieciowego jedzenia”. Substancja ta nadaje tym produktom utracony podczas procesu wytwarzania smak, potęgując doznania organoleptyczne, a tym samym powoduje, że sięgamy chętniej po tego typu niezdrowe przekąski.

Jeśli chodzi o zalety glutaminianu sodu to wykazano, że zastępując sól kuchenną MSG, można znacznie ograniczyć spożycie sodu, nie zmniejszając przy tym walorów smakowych potrawy. Ma to przede wszystkim istotne znaczenie dla osób z podwyższonym ciśnieniem krwi, które mają podwyższone ryzyko udarów mózgu czy zawałów serca.

W zdrowym, zbilansowanym odżywianiu liczy się zdrowy rozsądek i umiar. Choć glutaminian sodu jest uważany za bezpieczną substancję to jednak dobierajmy produkty z jego dodatkiem rozważnie. Nie należy sięgać po artykuły spożywcze, które kuszą nas tylko smakiem, ale te które rzeczywiście będą dla naszego organizmu wartościowe. Jeśli chcemy więc wzmocnić wyrazistość naszych potraw, sięgajmy po produkty, które naturalnie są bogate w ten „apetyczny” składnik.

Zespół redakcyjny pacjentinfo.pl

Artykuł powstał na podstawie informacji ogólnodostępnych, nie zastępuje konsultacji lekarskich i nie jest poradnikiem samodzielnego leczenia.

Dieta i aktywność fizyczna w aktywnej fazie leczenia raka

Czasy, gdy pacjentom w trakcie leczenia onkologicznego zalecano leżenie w łóżku dawno minęły – mówią zgodnie lekarze …

COVID-19 obecnie: czy będą nowe szczepionki?

Firmy pracują nad preparatami przeciwko nowym wariantom koronawirusa. Według FDA mają one uwzględniać nowe typu szczepu …

Apetyt na kawę służy zdrowej starości

Co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej ma 65 lat i więcej. Oznacza to, że niemal 100 milinów ludzi na naszym kontynencie …